Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 04.06.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. W terrarium Jestem żyjątkiem mam wygodne terrarium czasem z niego wychodzę zawsze wracam wchodzę po schodach na górę schodzę po schodach w dół coś czytam coś zapisuję patrzę w świecące okienko polewam się wodą spożywam pokarmy leżę trawię pokarmy uprawiam miłość śpię wydalam wychodzę wracam filmuję pierwsze kroki coś mówię coś do mnie mówią krzyczę coś do mnie krzyczą nie słyszę gonię myśli łapię myśli tracę myśli zacinam się nożem w palec śnię częściej nie śnię ale oddaję się snom wstaję patrzę w okno starzeję się i drżę by było mi dane tu umrzeć
    5 punktów
  2. uroiła mi się miłość taka na trzy czwarte pa wczesną wiosną uroiłeś mi się ty potem ja późnym latem piłam wino a jesienią zamroziłam się tak zaburzył się rytm boże ciało w szortach kusi 210603
    5 punktów
  3. gdzieś daleko dalej niż noc uśmiech ze smutkiem kłócą się o to kto racje ma uśmiech się uśmiecha mówi bracie to ja mam klucz do bram gdzie nie ma łez smutek zaś się chwali to ja cierpieniem i bólem szpecę twarze ty tak nie umiesz podsłuchało to stare drzewo powiedziało nie kłóćcie sie każde z was ma racje kto jak kto ale ja to wiem życie bez was to pusty sens to wiecznie zimny wiatr warkocz bez splotu trudny wiersz
    3 punkty
  4. Na białych równinach skowyczących wiatrempółnocnym, bo północ tu tylko wybija,czas – polarny zegar, kiedy się z nim mijaszw zamieciodpływaskostniały w zimowym teatrze.W szale śnieżnych płaszczy skrywających myślizmarzniętych jak ustabez krwi – bladosine.W lodowym oddechu, gorącej maligniejesteśi będzieszi znów mi się wyśnisz.A przecież w tej białej krainie,tylko białe wiersze powinny się rodzić.Jak ty – bez rymu – rozgrzewasz i chłodziszgłupie serca ciąglezamroczone winą.Puch śnieżny jak makijaż posrebrzył ci rzęsyjuż mokreod łez czy od śniegu?Czy skrapla się obłok twojego oddechu?Czy to wszystko gdzieś obok?na zewnątrz – pomiędzy...?...namizaległo coś w zaspie i mości posłaniez alki skrzydeł, szadzi oraz biało-mrozuWięc dryfuję bez celu po iskrzącym morzu,wiosłuję,odpływam w nieznane. *Jestemw wielkim mieścieodchodzęnajlepiej - kochając i we śnie.
    3 punkty
  5. na koniec dnia jestem kolejną stroną księgi pisanej meandrą zapalam świecę wpatruję się w płomień niezachwiany pod moim spojrzeniem zależny od tlenu a jednak gotów zapalić tysiące innych świec bez ubytku dla swego istnienia zasypiam spokojna o jutro
    2 punkty
  6. Układanka Mimo że słońce na podwórku świeci Ja się czuję jak bym z serca Wyrzucała ciągle swoje śmieci Ciągłe przepychanki i walka o swoje Sprawia że niszczę się powoli Ale jedno wiem na pewno Ten kto krzywdzi dostanie Karma wróci do niego W samotności jak prawdziwa poetka Układam wiersz w układankę Brakuje mi miłości Brakuje mi czułości Lecz wiem że sobie jakoś poradzę Aby do przodu nigdy w dół Brakuje mi jednego serca do tej układanki Czy ktoś mi pomoże go znaleźć? I ułożyć w całość? Iwa
    2 punkty
  7. zabieram jedynie w srebrzyste morze szumem i falą raz po raz tak szybko się bawisz w słonych ustach jestem białym hibiskusem
    2 punkty
  8. Ona codziennie do pracy uniform władzy zakłada, A sztucznym uśmiechem na twarzy każdą fałdę wygładza. Jest kobietą bez duszy, bez szaleństwa i bez natchnienia. Miłość rozkłada na biurku - wystarczy jej do spełnienia. Zamiast w twarz ukochaną w monitor się wpatruje. Żyje w obowiązkowym biegu. Czy czułość kiedyś poczuje? Czy wpuści wiatr we włosy? Czy odda się rozkoszy? Zapomni o nudnych porankach? Wir stagnacji rozproszy? Nie ma w niej romantyzmu nawet ziarenka małego, które by można zasadzić i przelać na jedynego. Dla niej kochankiem jest władza. Sukienką codzienna praca. Dla której rano wstaje I dla niej do domu wraca. Uprawia miłość z raportem. Szaleństwo wlewa w paragrafy. Pocałunki przesyła skryptom Nigdy się nie zapomina i nie popełnia gafy. I jak co rano, nudno uniform szary zakłada. Wiąże smutną apaszkę na szyję. Ale czy żyje?
    2 punkty
  9. Niezłomny, kto żelazem i twardą skałą skuty, Olimpu ogień święty, w zapale serca skradł. Konając z bólu wiecznie, jak nędzny gad wypluty, Gdy ptak okrutny kłując, wątrobę z boku jadł. Gdy znosił te katusze, bez końca pieśni szeptał, Przeklinał podłych bogów i podstępny los. Bezsilny na Dzeusa, co żywot marny zdeptał, Nie wiedząc wprzódy, czyja zadała ręka cios. Kiedy na ziemię patrzył i plemię ulepione, I na Pandory pięknej, podstępny, srogi dar, Choć zetrzeć chciał nieszczęścia utrapione, Straszliwy zapadł wyrok i łańcuch ciało rwał. Niepomny boskich darów zaś człowiek uciskany, Nieskory do podzięki w hardości swojej tkwił. Ofiarą gardząc w duchu, złożoną przez tytany, Przepychem się otaczał, a w duszy ciągle gnił. Przez kaprys Posejdona spienione fale pędzą, A od wiek wieków wicher, Kaukazu rzeźbi grań. Obsypie kogoś złotem, obdarzy innych nędzą. Złem karmi, zło pożera ten podły, ziemski stan. Chciwością napełniony i żądzą człowiek marny, Na bieg historii ślepy, co swych dobiega końc, Obrócił świat w perzynę i nędzny poległ martwy, Zaś pusta, zimna Ziemia krążyła wokół słońc. YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona)
    2 punkty
  10. Sted twoje nieoswojone stopy z nabożności przymilają się do mojego intymnego oddechu kilka skradzionych haustów uprzejma buńczuczność malowniczych zakątków czyśćca uwiera w węzły światła jesteśmy żeby kilka losów zespoił (bez)bolesny rozum idee sypiące się spomiędzy traw o które nikt już nie dba obolałych od ściskanych pod powiekami obojgu zamarzły wydarte konstelacjom archipelagi przystrzyżone i przecięte na pół najłagodniejsze jest oczekiwanie na ten jeden jedyny przedział przeludniony po ostatni akord postradane naprędce zmysły na złość trotuarom przytłoczonym połaciami kroków i ich mogił
    2 punkty
  11. zwyczajna ciemność suszona krew i upłynniłeś mnie swym ciepłem wszystko pocałunkiem znacząc głęboka ekstaza tysiącnocna po białe brzegi trzyma mocna nie mam sił doczuwać więcej zaniosło się tobą przeżarta zbroja i czerwony kamień na wierzchu sam wracasz na odległość oddechu więzisz w oczeretach kruszczyk
    1 punkt
  12. Elegia o braku krwi Świat nachodzi ze wszystkich stron zawija się nad głową a wciąż tak mało miejsca żeby się w ten świat wdeptać Słowa jak kurz amorficzne wirują w wersy sypie się jak w grób poprzez palce złoty bezkształtny piasek Gdzie nie ma krwi nie ma serca bez bólu życia nie ma daj nóż otworzę żyły i wiersz napiszę inny
    1 punkt
  13. wiatr tworzy cień zdmuchuje słońce i wtedy pod muralem malujesz kalejdoskopowe maski lubię te wieczory o smaku kolejnego piwa terapeutyczny jazz wykrochmalony stolik barman ozdrowieńca sączy szklankę za zdrowie zaszczepionych i niezaszczepionych
    1 punkt
  14. najlepsza była przechódka na łące z ramy niemieckiego opla który być może przejechał bez przeszkód od branderburga do stalingradu aż w końcu utknął w pobliskim lesie w kotle w kleszczach bez szans pozostawiony na pastwę okolicznych gołociał do ramy kreatywność ludowa nie znała granic wojna jak wezbrana rzeka brutalnie zabierała życia i mienie na brzeg wyrzucała trupy przelewała się przez podwórka gdy odpłynęła zostawiła przechódkę która podzieliła łąkę na przed i za nią a była to soczysta piękna łąka ale teraz już nie ma przechódki ani tej łąki pierwszą zżarła rdza drugą zarosły krzaki i drzewa
    1 punkt
  15. Wszystko jest absurdem - pomyślał Krzysztof. Ten sam księżyc świeci kochankom i złodziejom. Słońce pali na pustyni i rozgrzewa rozkosznie ciała po chłodnej, majowej nocy. Przyciskam do siebie głowę umierającego przyjaciela i wyciągam z jego brzucha nóż, który wbiłem mu przed chwilą. Świat jest głupi i absurdalny. Ścigał mnie od miesięcy. Wydzielony oddział wojska, którym dowodził, rozbił mój trzynasty pułk NSZ w obławie pod Korzymiem. Nie wiem, kto zdradził, ale komuniści zapuszczali macki wszędzie. Mieli swoich donosicieli po wsiach i miasteczkach. Zjawiali się coraz częściej w miejscach, gdzie stacjonowaliśmy. Czasem miałem wrażenie, że nawet drzewa są już na ich usługach. Nie chroniły tak dobrze jak kiedyś. Moi chłopcy ginęli, krwią użyźniając ziemię wokół sosen , świerków i jodeł. Lasy świętokrzyskie będą kiedyś barwić się czerwienią swoich igieł. Zostałem sam. Wybili bądź wyłapali wszystkich. Nie byłem już żadnym zagrożeniem. W podartym mundurze, brudny i głodny, błąkałem się po znajomych lasach. Ale on wiedział kogo ściga. Parokrotnie widywaliśmy się z daleka podczas wymiany ognia. Raz naszedł mnie nocą w chałupie starego Walendziaka. Wyskoczyłem spod pierzyny rudej Maryśki i w samych kalesonach uciekłem oknem. Dziwne. Miał mnie bezbronnego na muszce i nie strzelił. Dlaczego wszedł sam, zostawiając żołnierzy na zewnątrz? Przemykając jak zając w młodym zbożu, słyszałem za sobą kanonadę. Nie trafili. Okazał się nieprofesjonalny, a przecież był znakomitym taktykiem podczas obław, które nas zdziesiątkowały. Westchnął i otworzył oczy. Patrzył na mnie i jakiś uśmiech przeleciał mu w kąciku ust. - Krzychu... - Ciężko dyszał. Głos był słaby więc pochyliłem głowę. - Dopadłem cię... wreszcie... Stałem po pas w rzeczce, gdzie zakończyliśmy nasze rachunki, trzymając go w ramionach. Woda wokół zabarwiona była na czerwono. Krew tworzyła w niej smugi. które rozrywane nurtem rozpływały się po kilku metrach. Przybywały wciąż nowe. Ileż tego życiodajnego płynu mieści się w człowieku? Ile musi go ujść z otwartych nożem wrót, aby zapadła kurtyna ciszy i spokoju? Spływała i wciąż pojawiała się na nowo. W szkole nacięliśmy sobie serdeczne palce i wymieszaliśmy naszą krew. Och, ten Karol May! To był nasz szczeniacki symbol braterskiej więzi aż do śmierci. I słowo ciałem się stało. Powtarzamy teraz ten rytuał, ale w jakże okrutnych okolicznościach i czasach. Bo ja też krwawię. - Poła. – Zwrócił się do mnie ksywą, jaką miałem w szkole. - Wiesz... tam w chałupie... ja nie chciałem... strzelić... i specjalnie zostawiłem chłopaków... na zewnątrz... chciałem pogadać... - Nie mów. Wiem. - Przytuliłem policzek do jego mokrych włosów. - Wyliżesz się. Popatrzył z ironią. - Nie... ża...rtuj. - zachłysnął się i rozkaszlał. - Miało być... do śmierci, to... to jest. - Do dupy jest. Ty odejdziesz, a ja zostanę. W tym lesie. Kurwa mać! Aż znajdzie mnie twój zastępca. Zresztą – niech mnie znajdzie, bo zmęczony jestem. Nic już nie zmienię. Ani w sobie, ani na tym świecie. Chujowo, ale bojowo. Trzymałem policzek na jego głowie. Flesze wspomnień. Obóz skautów w Rokiczynie. Smród przepoconych ciał, kiedy wróciliśmy ze wsi ukraińskiej. Zanieśliśmy tam z trudem, wielkie konwie zlewek z naszej kuchni obozowej. Resztki były oddawane miejscowym. Byliśmy przekonani, że karmią nimi świnie. I zobaczyliśmy przez okno, jak stara babuszka rozlewała je w gliniane dzbanki jako obiad dla całej rodziny. Spojrzeliśmy po sobie i nawzajem widzieliśmy szklące oczy. Straszny żal, przerażenie i współczucie. Po cichu potem segregowaliśmy odpady i wieczorami zanosiliśmy je babuszce i innym. Ze spuszczonymi oczami. Tyle, że on winił sanację i czarnych. Ja komunistów i nacjonalistów ukraińskich. „Ty czarny wypierdku!”. „ Pierdolony socjalisto!” - wymienialiśmy uprzejmości w restauracji „Kolorowa”. Przedmiotem naszej, konstruktywnej rozmowy była mała Ania, córka miejscowego aptekarza. Obaj ją kochaliśmy. Chodzący pustostan z wielkim biustem, który przyciągał wzrok jak kość u wygłodzonego Burka. Potem daliśmy sobie po pysku, wypiliśmy litr wiśniówki (strasznie rzygałeś) i usnęliśmy spleceni w pobliskim lesie. Ania wyszła za pryszczatego Heńka z wielką kasą, a my byliśmy znowu przyjaciółmi. Pełno było takich chwil. - Wy... wychrobotałeś ją? - usłyszałem. Cholera, jakże jest mi bliski. Wiedziałem o co pyta, a on jakby czytał w moich myślach. - No. A ty? - Też. - Głupia Ania. Takich chłopaków nie chciała. Ale rżnęła się super. Skinął lekko głową. Czułem ogarniającą mnie słabość. Przed oczami zaczęły wirować kolorowe kręgi. Wyczerpanie, kurwa. Dni spędzone na uciekaniu. Jak zaszczuty pies. Głodny i zmarznięty. Poobijany i pokaleczony po walce z nim w zimnej wodzie rzeczki. Drżałem jak w febrze. Staliśmy nad jej brzegiem. On celował do mnie, a ja do niego. Potem jednocześnie odłożyliśmy broń. - Co jeszcze ode mnie chcesz? - zapytałem. - Zabiliście wszystkich. Do czego jestem ja potrzebny w waszej statystyce śmierci? - Chcę, abyś żył. Dam ci dokumenty i wyjedziesz na ziemie odzyskane. - To po co ja walczyłem? Żeby teraz kryć się jak szczur? Zniewalacie naród do spółki z ruską hordą. Nie ma wolności... - A na chuj ludziom wolność? Przeżyli koszmar okupacji, terror pojebanych Niemców. Chcą tylko żyć i mieć pełne brzuchy. Nic takie dinozaury jak ty, nie zmienią. Musisz odejść. Jesteś groźny jako symbol. Niektórzy jeszcze się burzą we własnych sumieniach. Trzeba im zabrać symbole. Czyli ciebie. - Pierdolony socjalista. - Kurewski narodowiec. Sięgnąłem za pas po nóż. - Skończmy to. Dureń jestem, ale mam ideały. Za nie czasami warto umrzeć. A najlepiej z ręki przyjaciela. Popatrzył na mnie z żalem. - Daj spokój. - Nie. Skoczyłem do przodu. Zrobił unik i wyjął swój nóż. Krążyliśmy wokół siebie, ale jakoś żaden nie miał woli do ataku. Potknął się o korzeń i poleciał w moją stronę, a ja pomyślałem, że zaatakował. I zaczęliśmy... Byłem coraz słabszy. Z trudem trzymałem jego głowę i nie miałem siły wyjść na brzeg. Zaraz zemdleję. Czyżby aż tak wyczerpała mnie ta walka? Tylko buzująca adrenalina podtrzymywała moją świadomość. - Warto było? - zapytał . Krew ciągle barwiła wodę. Skąd jej tyle? - Nie warto. Ty odchodzisz, a ja stąd nie odejdę. Głupi jestem. - A może pójdziemy razem? Tam już nic nas nie poróżni. - Myślisz, że sobie strzelę w łeb? Nie żartuj. Za bardzo się boję. - Zobaczyłem znowu lekki uśmieszek w kącikach jego ust. - Wynieś mnie z tej wody. Z trudem zacząłem go wlec. Na brzegu musiałem się czołgać, ciągnąc za sobą. Odlatywałem. Gdzieś bardzo daleko. Jak przez ścianę usłyszałem. - Spójrz na swoją nogę. Z ogromnym wysiłkiem podniosłem powieki. Strasznie chce mi się spać! W udzie była dziura. Trafił mnie, kiedy upadał. Nie poczułem tego w zimnej wodzie i ferworze walki. Z przeciętej tętnicy miarowo wytryskiwała jasnoczerwona krew. To stąd jej tyle było w rzece! - Pójdziemy razem, pierdolony socjalisto – powiedziałem, zamykając oczy.
    1 punkt
  16. szybko żyje nie tracę czasu ani miejsc szybko żyję już szybciej nie da się szybko żyję jak w locie ptak cierpliwie szybko żyję nie zamykam drzwi ciągle jestem szybko żyję bo jutro nie wiem czy będę szybko żyję ma w dupie czas to ja nie on żyję szybko żyję nie szukam kłamstw wygrywam szybko żyję wiem że radę dam nim umrę
    1 punkt
  17. Kto siedzi przy borze, tego głód nie zmorze. Mówili pradziady, co przy lesie trwają. Gąszcz tętni życiem, syci barw pragnienie, poi łzą spragnionych, poszukać wystarczy komu potrzeba, darzy pożywieniem: napełnić kosze, naczynia i garnki. Krople malin sycą wonią tak słoneczną obronny krzew chłoszcze i broni dostępu. Oddając dzieci, nie obdziela zemstą , zdrowiem obdarza wszystkich bez wyjątku. Siostry ma liczne, inny jest aromat, serce podobne, walczą kiedy trzeba, czarny ma owoc jeżyna krzewiasta, chętnie pomaga, gdy leków potrzeba. Barwą krwistą tętniąca w gęściutkim poszyciu, krąg zapachu wokół mateczki truskawek. poszukać wystarczy poziomki pełnej życia, Duch olbrzymi w niej, silny i bogaty nawet. Borówek liczna rodzina, dobrze rozrośnięta, na suchym rośnie i na bagnie wzrasta. Trzy siostry, różna reputacja osiągnięta, od ideału, aż po złe notacje. Czernica wyostrza wzrok w ciemności, karmi głodnych, przypadłości leczy. Inny charakter, bez żadnej zazdrości borówka brusznica od rodziców jednych. Powierzchowność miła i skórka czerwona kusi, mami, w ustach przedsmak nieba... i wstrząs. Cierpki, kwaśny smak - skrzywiona. Odstrasza skutecznie, więcej nie potrzeba. Trzecia siostra bagienna, płodnością zachwyca miano obrażana niesłusznie wnet traci: łochynia, albo zwana także pijanica. Ciężki nosiła zarzut - trucicielka mąci. Nie za swoje winy cierpienia znosiła. Winowajca odkryty z imienia jest znany. Przy błotnistych zbiorach jego pyłków siła, snuje się wokół owoców zbieranych. I to koniec wiersza, choć nie finał jeszcze owocowej rozprawy o leśnych pożytkach.
    1 punkt
  18. Nie żyję, nie czuję nóg. Jestem taka domyta, tutaj woda jest inna, jestem zaróżowiona :)
    1 punkt
  19. @Tomasz Kucina Nie inaczej. Dziękuję za czytanie. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  20. @Tomasz Kucina postaram się zrobić :) jadasz takie świństwa ?:) tam nie jadają takich rzeczy :)
    1 punkt
  21. W rzeczy samej. Pod Megarą świnki wystraszyły opancerzone słonie. Pozdrawiam.
    1 punkt
  22. Co, od czego tego nie wiem nigdy mi nie zależało dowiadywać się, dlaczego gdy śnieg pada to jest biało. Kto ustalił kolor śniegu oraz porę, gdy on sypie i dlaczego za zmarłego zdrowie pije się na stypie. Wszystkich innych zależności, których ponoć jest w nadmiarze nie wymienię, bo być może jeszcze kogoś z was urażę. Jest zależność, co, do której nie mam żadnej wątpliwości, że to, co tu napisane jest wytworem mej twórczości. Jednak bardziej mi zależy chociaż nie wiem czy się stanie bym na temat mej twórczości zawsze miał odrębne zdanie.
    1 punkt
  23. cofając się robię nowe plany w sprawie perspektywy a ty wystarczy że podbiegniesz do mnie i przerośniesz drzewa tam na końcu za obszarem nierozpoznawania ludzi miejsce na majaki i Unię Barw w niebieskiej jednomyślności podejdź jeśli chcesz odzyskać bliskie mi kolory
    1 punkt
  24. nie kochasz wiem to na pewno co to by była za miłość bezczuła bezczynna niema nie nie obarczam cię winą co to by była za miłość zimna jak maj tego roku nie nie obarczam cię winą daruję najświętszy spokój zimna jak maj tego roku wychylam czarę goryczy daruję najświętszy spokój niczego nie chcę jak zwykle wychylam czarę goryczy zagryzam słodkim wspomnieniem niczego nie chcę jak zwykle nic nie wiem i nie chcę wiedzieć zagryzam słodkim wspomnieniem żeby złagodzić smak żalu nic nie wiem i nie chcę wiedzieć myślałam że będzie łatwiej żeby złagodzić smak żalu przesypiam piąty dzień z rzędu myślałam że będzie łatwiej zapomnij nie pisz i nie dzwoń przesypiam piąty dzień z rzędu podniosę się może jutro zapomnij nie pisz i nie dzwoń miłość wyleczyć jest trudno podniosę się może jutro bezczuła bezczynna niema miłość wyleczyć jest trudno nie kochasz wiem to na pewno
    1 punkt
  25. Zadziwiające. Akurat ostatniej nocy puściłem sobie do snu dokument o Stedzie, by dziś rano idąc niejako za ciosem natrafić na nieznany mi materiał filmowy, w którym Sted zadaje pytania podczas spotkania z Krishnamurtim
    1 punkt
  26. z krwawego kanionu wyjmujesz ostrze nerwowo kapie czerwienią ból topnieje połać lodu na wrzątku zardzewiała przeszłość wyparta balsamiczne płatki dekorują stabilne dno trampolina nieczynna nie spadasz ale też nie wzlatujesz * wciąż powraca doskwiera dołuje nie chce zniknąć pomimo że na dłoni cień brzytwy tylko
    1 punkt
  27. 1 punkt
  28. Dokładnie. Mimo wszystko wciąż jesteśmy również zwierzętami. Pozdrawiam Marku
    1 punkt
  29. Hah, pozazdrościć zatem intensywności śnienia. Od zawsze lubiłem kiedy się śni. Nawet koszmary.
    1 punkt
  30. @Annuszka @AnnuszkaJedyne co rzuciło mi się w oczy to asonanse, konsonanse a nawet bym powiedziała :że miejscami brak rymu. W czasach gdy wiersze rymowane, pantum, willanelle , sekstyna itp są spychane na drugi tor taki wiersz jest perełką. Jest klimat, jest piękna emocjonalna treść którą nie łatwo jest wbudować w ograniczenia tego typu poezji.
    1 punkt
  31. @[email protected] jest tak cudnie, nie do wyobrażenia. Jestem w Alcudii, trochę się poopalałam, woda ciepła morza. Idę taka niebieska ścieżka, po jednej stronie morze, a po drugiej cisy, palmy i piękne wille nadmorskie. Roślinność jest cudna. Ta miejscowość luksusowa, cichutko, mało ludzi. :)
    1 punkt
  32. Jest las ja jestem. I jest w tym racja, że kto zna się na roślinach, ziołach choć trochę nie zginie z głodu w lesie. Miło czytać
    1 punkt
  33. Łatwiej jest powiedzieć – NIE i wznieść barykady, Niż każdego dnia mówić ciche i sumienne - TAK. I okruch po okruchu, rysując prosty znak zasypywać szczeliny, burzyć ich fasady. Nastał czas, gdy istotą i znaczeniem bycia jest sposób jego bycia i strach przez utratą powierzchowności, która stając się intratą jedyną wartą bytu, określa cel życia. Moje ego - mój kościół, moje w nim przetrwanie skończyło czas tęsknoty za metafizyką. Bunt rozlał się nerwicą i pustą krytyką, I nie wie siła skrzydeł, czym jest już latanie.
    1 punkt
  34. Poruszasz ważny temat. Świat staje się coraz bardziej sztuczny, a ta sztuczność, o zgrozo! Staje się naturalna. Skończyły się tęsknoty za metafizyką, ale też za ideą, jakąś wartością nadrzędną, która oświetlałaby drogę w tych pogmatwanych czasach. Ideą wydaje się być: krótko, bogato, teraz. No i latać rzeczywiście niewielu potrafi, ale jest mnóstwo imitatorów lotu. Pozdrawiam
    1 punkt
  35. Pochylasz się nad prostym słowem Masz umiłowanie do kwiecistej mowy Wiesz, czym wobec życia pokora Z fusów wróżysz na wzór znachora. Znasz wiedzy tajniki, sekretne receptury Spełniony jesteś, unikasz brawury Niezłomny - czy to słońce, czy chłody Nawet podczas deszczu nie tracisz pogody Nie wywyższasz się ponad, nie masz grubej skóry Tylko mężnie i dumnie wciąż pniesz się do góry Odwieczne powinności, jak należy, rozdzielasz Jasno się wyrażasz, błędów nie powielasz... Umysł mędrca i serce przyjaciela Oto cechy dobrego nauczyciela Gdy w sukcesji uczniów nie ma przewodnika Słowo się rozmywa i mądrość zanika... Nawet jeśli nie zdołasz zdobyć szczytu góry Nie podążaj cudzą ścieżką, nie zdradź swej natury
    1 punkt
  36. Tematy ostateczne to coś co zawsze w poezji mocno mnie urzekało. Podobnie jest z Twoim wierszem. Pomijając nienaganną formę jest tu piękno przemijania, odchodzenia. Jest smutne, ale pogodzenie się z losem i tylko, czy da się choć na chwilę przywrócić ten błękit? Pozdrawiam
    1 punkt
  37. Równowaga miedzy aspektami życia daje stabilizację emocjonalna, materialną i fizyczną, więc warto o nią dbać. Są tacy, jak opisana peelka a nawet H. Kissinger napisał, że największym afrodyzjakiem jest władza, jakkolwiek to rozumieć. W korpo rządziłem długo i nigdy to się nie nie przekładało na żadne odjazdy. W temacie "Korponiebo". Pozdrawiam.
    1 punkt
  38. Pozdrawiam z Majorku, obudziłam się, duża wilgotność, to mi pasuje, nie jest aż tak gorąco, hotel ładnie położony. Wszyscy mówią tutaj po hiszpańsku, nauczę się trochę języka, już do docierają do mnie pojedyncze słowa jak si i te ich rozciągania. Bardzo pyszne owoce, zawłaszcza kiwi, melon, aż się rozpływa z jogurtem. Co tutaj jeszcze jest fajnego, pyszne espresso. @[email protected]
    1 punkt
  39. jesteś na szczycie, lecz stoisz tam sam na wysokości zadań, na końcu poczynań nie widzisz dobrze obcych wzniesień i pasm sukcesów pozostałych, gdy mgła je spowija czy dobrym wyborem jest dumnie tam trwać z dala od świata, gdzie został Twój ból by wygrać z nim - ruszaj, wedle starych prawd: trakt na wyższy szczyt wiedzie najpierw w dół wracasz już bez braw, bez planu i map opuszczasz świadomie widoki znad chmur nigdy się nie dowiesz, nie oszacujesz szans czy kolejny szczyt wyższy będzie niż ten tu a jednak schodząc w dół, dodaje skrzydeł tlen wiesz już, że to było więzienie bez krat nie widokiem, a drogą żyje bardziej ten kto nie tkwi w maksimum - wszak lokalnym i tak
    1 punkt
  40. @Anna_Sendor 8 Anno, na początek zapytam: czy zgadzasz się z przytoczonym zdaniem Olgi Tokarczuk. W tym odcinku "Naszej Planety" występowała niedźwiedzica polarna z dwojgiem młodych. Starszym i młodszym. Gdy szli, młodsze zostało z tyłu. Pokazano, jak futrzana mama zastanawia się, co robić: wrócić po synka czy ze starszym podążać naprzód. Ten malec nawoływał, ona zatrzymywała się, oglądała za siebie. W końcu go zostawiła. Ze świadomością, że bez niej nie przetrwa. To właśnie niezdecydowanie miałem na myśli, pisząc powyższy wiersz. I mam je teraz. Wraz z obrazami z tego odcinka w oczach i w wyobraźni. Wiesz: chyba najlepiej będzie, gdy sama obejrzysz cały serial. Polecam, gdyż naprawdę warto. ☺ Ciekaw jestem Twoich pomysłów. Podzielisz się nimi? ? Serdeczne pozdrowienia. Dag, i o to mi chodziło. ^(*_*)^ Twoje słowa wzruszają. A opinia o wierszu cieszy. Też bardzo. ? Dziękuję. ? Serdeczne pozdrowienia.
    1 punkt
  41. @corival Fakt jest faktem, że swobody nam za wiele nikt nie daje cieszmy się, więc także z tego że się uszczkną coś udaje Pozdrawiam :)
    1 punkt
  42. Wtedy szczęśliwi gdzie cię szukać w sercu w twoim sercu mów pięknie i kochań pięknie zawsze łącz jedno z drugim piękna nie można poprawiać gdyż ono samo w sobie jest piękne jeśli ja cię nie zmienię i ty mnie nie zmienisz wtedy będziemy szczęśliwi
    1 punkt
  43. Wiersz zrobił mi niespodziankę, bo po słabym początku i trzeciej strofie, która jest dla mnie w ogóle nie do przyjęcia ( chodzi głównie o jej sens), bardzo dobra strofa na zakończenie - z pomysłem, sensem i wykonaniem. Tu Autor pokazał, że ma spore możliwości. Życzę udanej przygody z pisaniem. Pozdrawiam.
    1 punkt
  44. czy to strach wokół domu chodzi zbiera grzyby lub orzechy trawy suszy na siano czy to strach rozczesuje mi włosy zaplata w warkocze i wpina pachnące kwiaty czy to strach chce się zaprzyjaźnić cały w staraniach nachylony coś podnosi czy to strach zapytał mnie dziś rano o najbliższą przyszłość wpatrzony w stertę kamieni ścieżka jest taka gładka
    1 punkt
  45. papierosa, którego mi podarowałaś odpaliłem od latarni ledwo dosięgnąłem, piękna jak ty i świeciła najjaśniej może byłem pijany, a może latarnia była wyjątkowo wysoka doskoczyłem tak jak do ciebie skakałem bo stałaś na schodach balkonie piętrze zawsze wyżej niż ja dlatego tak trudno było mi cię zdobyć wdrapywałem się po szczeblach miłości, żeby kochać cię bardziej i mocniej ktoś cały czas zabierał mi schody wiele się zmieniło od tamtego czasu tamta latarnia zgasła ty mieszkasz na dachu ja w piwnicy bez wyjścia
    1 punkt
  46. Mars. Marduk. Światowid. już za mną siedem mórz i siedem rzek góry pokonałem morza przepłynąłem wędrówka po Drodze MLecznej - na samotność lek! milion pikseli w zwartej kolorowej tęczy jak łuk fraktalowy jarzy mi się nad głową niebo gwiaździste nade mną a prawo moralne we mnie! czy Zeus gromowładny zgotuje mi los Prometeusza? przyszłość jest nieodgadniona..... niech żyje Wilhelm Tell i jego kusza!
    1 punkt
  47. (wiersz wolny *) Urodził się podczas jakichś warsztatów z wiosną w sercu choć była to już zima poznał wtedy kolegów pośród poematów jedna miniatura na pewien czas go zatrzyma po licznych szlifach zmieniony nie do poznania tak bardzo był dumny wówczas z samego siebie miał tyle bowiem wtedy do przekazania choć ktoś inny był też w siódmym niebie aż dał ponieść się wszystkim zmysłom kiedy dopisywano doń kolejne dedykacje a potem wszystko jak bańka mydlana prysło skończyły się owacje gratulacje i recytacje i rozeszły się jego i kogoś kręte drogi ktoś inny był już gdzie indziej myślami być może w jakimś tomiku lub antologii zapełniał kartkę nowymi już słowami on pozostał samotny na blacie biurka między innymi poszarzałymi papierami jeden wierny kumpel kałamarz i dwa piórka wraz z koleżankami stalówkami nuciły mu kołysankę do wiecznego snu tak kończył swój żywot papierowy przez mało znanego autora napisany na pożółkłej kartce całkiem nie nowy nie przeczytasz tamtych słów tam i tu nie wstawi ich nikt na nowe strony to przez niewdzięcznych porzucony w chaosie świata zagubiony na zawsze zapomniany wiersz *Wiersz wolny, typ wiersza o swobodnej budowie rytmicznej, w którym nie obowiązują żadne schematy. Wspólne cechy wiersza wolnego to: bezrozmiarowość (zróżnicowana długość wersów), nienumeryczność, brak ustalonych rygorów rytmicznych (rachunku sylab, stóp, zestrojów akcentowych)
    1 punkt
  48. Twój ślad błądzi wciąż przy mnie. Kolejny już raz pytam niebo o sens. Jeśli możesz to proszę powiedz, gdzie naprawdę jesteś. Chyba nie wątpisz, że są chwile w których próbuję cię odnaleźć. Wiem, to przecież niewykonalne. Tak dosłownie. Gdzie twój świat. Skąd mam to wiedzieć. Wybacz. Ja tylko tak. Chyba mnie znasz na wylot. Czasem pytam za dużo a innym razem olewam co ważne, parodią sensu namiastek. Tak bardzo chciałbym cię zrozumieć nie bacząc na to, czym obdarzył mnie los. Wcale nie gniewam się na ciebie. Nie potrafię nawet, lecz czasami trudno jak cholera, więc proszę powiedz gdzie te twoje niebo, w zwątpieniu chwil. Wiem, że nie dźwigam więcej niż mogę unieść. Chcę wierzyć, że każdy ma swój ciężar, dopasowany do możliwości. Rozumiem to, ale czasami tak po prostu brakuje zwykłych ludzkich sił. Póki co, zdarza się ciemność w środku dnia. Dlaczego każesz mi błądzić. Po omacku natrafiać na to, co rujnuje umysł niczym żelazna kula, ściany samotnego domu. Czy mam życie zostawić, uciec sobie stąd? Tylko dokąd, skoro nawet śmierć tego nie zapewnia. Tak się nie da. Zniknąć zupełnie. Tu i tam. Absolutnie. Jeżeli mnie słyszysz to musisz przyznać, że w tej kwestii nie miałem wolnej woli. Taka niestety prawda. Nie mogłem zdecydować przed swoim narodzeniem, czy chcę zaistnieć na tym świecie. Takim a nie innym. A może jednak podjąłem decyzję w jakiś niepojęty sposób, tylko nie jest mi dane o tym pamiętać. Myślę czasami poprzez pryzmat cierniowych marzeń. W tej krainie mego snu, chcę uwierzyć, że wydarzy się cud. A z drugiej strony widzę w zwierciadle nadziei cień, taki prawdziwy, że aż oczy bolą mnie. Czy bywa tak, że to co zasłania światło, jest ważniejsze od blasku, który może oślepić. Dręczą myśli te, czy to znowu nie sen. A jeśli nie? Czy ujrzę kiedyś świt poza zrozumieniem, lecz mimo wszystko pojmując gdzie jestem, dlaczego i jaki to ma sens? Nie tylko dla mojej świadomej tożsamości. Dla każdej. Jako myślącej odrobiny Universum. Takiej małej jak punkt.
    1 punkt
  49. mam w głowie bałagan, więc go zostawiam bałaganię dalej zostawiam aż się zakurzy, aż stanie się niezrozumiały jak te wszystkie książki ze strychu, których nie przeczytałam jak papier, do którego nie przywykłam jak dojrzałe dialogi, których nie jestem w stanie ożywić krzyczą na mnie przeszłe myśli? martwi ludzie nie słyszą bierność robi się ciężka, całkiem jak mój oddech po przegranym wyścigu zjazd z rollercoastera znów serce zaleje żal, niezrozumienie, gniew na samą siebie górnolotność musi być czysta ciało w bezruchu, klatka się unosi, oddycham to już nie pomaga? martwi ludzie nie oddychają przetrwanie niezaakceptowane później przechodzę nieco wyżej, ręce wspieram na kolanach jest dobrze pójdę kawałek jest dobrze?
    1 punkt
  50. "Nie da się wyśpiewać najpiękniejszej piosenki. […] Najpiękniejsza piosenka jest bez słów.";)
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...