Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 30.04.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. piszę list życia odwiecznym piórem ręką co wie że tak trzeba wyznaję uczucie zrodzone przez lata w najgłębszym bólu wartym istnienia słowa są proste jak miłość gdy kwitnie kocham dziękuję słucham wybaczam potwierdzam pieczęcią dotyku na ogrzanym sercu dowodem dla świata jest papier kalka stalówka stawia finalną kropkę nadawcę brata z adresatem na parapecie siadł biały gołąb jestem w domu
    8 punktów
  2. każdego dnia się obawiam że o mnie zapomnisz spojrzysz gdzieś obok jakby wszystko było obojętne każdego ranka nasłuchuję czy moje imię nadal jest na Twoich ustach co jeśli kiedyś zamilkniesz? każdej nocy powtarzam jak mantrę że przecież będzie dobrze napisałam pamiętnik w razie wypadku zdarzeń o każdej porze obawiam się czasami nawet samej siebie co jeśli most mnie nie utrzyma? to co było fale sobie przywłaszczą w każdym wierszu jesteś nawet gdy to drobiazgowa anafora lub jedynie wydźwięk jeszcze piszącego pióra Klaudia Gasztold
    6 punktów
  3. przeklęty światła to rozczynił czar rosa na udach kroplami stała w ustach pierwszy we mnie drugi wrzałam w nadrzeczywistości przenikało czułam obejmowałeś dłońmi moje maleńkie piersi pod czarne podeszłam znamię tych ciężkich myśli nie udźwignie woda ani wiatr ognia trzeba tonę
    5 punktów
  4. z godnością wynalazcy guzików patrzysz na skrzydło ptaka sięgasz już wyżej wiesz o tym dobrze ta pewność jest krzepiąca jak kasza z czujnością radaru z czernią smokingu za łeb się bierzesz z nietoperzem w jaskini w lesie na dnie rzeki skazujesz intruzów na strach to twoim władcom nie lwim czy wilczym znana jest dobrze dymisja lecz stadnie gwarnie ziemię przykryjesz na każdym drzewie wyryjesz „tu byłem”
    5 punktów
  5. zdany na łaskę schylam łeb liczę do trzech podnoszę wzrok patrzę w oczy twoje przechodniu mój darczyńco ofiaro mogę wiele ale tu nie osiągam nic pouczony przez życzliwych staram się być wystarczająco błahy by nie wzbudzać poczucia niższości leżę w brudzie pod progiem tego czy innego kościoła tej czy innej idei lecz to za mało robię sztuczki – udaję że nie mam mózgu w końcu dajesz jałmużnę i myślisz że masz władzę
    5 punktów
  6. Nie nauczono mnie słów odpowiednich dla pamięci z palety emocjonalnej do obrazu tego życia. Zapominam lata boleśnie nienazwane w ważkości tego świata dla przyszłych pokoleń. Codzienność w pomrukach otacza się i myśli spowija w drodze na szczyt ku mojemu końcowi. Nie nauczono mnie tych które mogą zachwycać...
    4 punkty
  7. Inspiracją do wiersza jest kompozycja "Alegoria gramatyki" Laurenta do la Hyre z 1650 roku. Dama skupiona wielce, pokarm podaje z gracją i umiarem widocznymi w ruchach. Wyzwolona sztuka, nauki fundament, szukać sposobu na piękne mówienie. Poprawna mowa i pismo idzie z doświadczenia. Mistrzostwem tchnie przeszłość, teksty starożytnych. Pielęgnuj z troską umysły młode, świeże, dostarczaj pożywki uważnie, jak roślinom wody.
    4 punkty
  8. Rozumiem, że ktoś odchodzi z portalu i zabiera (kasuje) swoją zawartość. Rozumiem, że ktoś co jakiś czas robi remanent i kasuje część słabszych swych (w swoim odczuciu :)) utworów. Rozumiem, że kogoś raz czy dwa poniosły nerwy i pokasował. Ale nie rozumiem notorycznego kasowania. To po co taką osobę komentować jak i tak zaraz to zniknie...
    4 punkty
  9. @iwonaroma Jakby co, to mnie akurat nie zdenerwowałaś :* Przeciwnie - uważam, że to bardzo nieładnie i niekulturalnie usuwać tekst w którym ktoś zaznaczył swoją obecność, a przede wszystkim poświęcił temu komuś swój czas. Tym bardziej gdy dodał dobry merytoryczny komentarz, dzięki któremu początkowy „zarys” tylko zyskał, a Autor skorzystał z tej. „pomocy”. Mnie się trafił ów despekt nie raz i nie dwa. Nawet niedawno jeden z Autorów po prostu wywalił wszystkie teksty, w których wielokrotnie pomagałem mu np. zachować układ wersów, rytm, średniówkę, po czym już bez (nie tylko moich) poprawek ale i innych komentarzy wstawił je (poprawione) po raz kolejny. Co do komentarzy negatywnych lub „zawstydzających”, wiem, że mogę liczyć na szczerą i mocną chłostę, bo faktem jest, że często takie wrzucam. Uwaga i wrzucał będę nadal, głównie z powodów gramatyczno- ortograficznych. Nawet, jeśli Parlament Europejski uzna to zjawisko za wykluczające, stygmatyzujące czy inny bzdurny nowomodny bzdet. :) Rozumiem, że boli, trudno – wystarczy się trochę bardziej przyłożyć lub zajrzeć do słownika. Ale nie wyrzuca się gości z domu, że przypomnę pewną „Kwokę” J. Brzechwy. PS Jasne, że każdy ma prawo wywalić, z tym że wywala czasem przy okazji "dusze", ale i złości innych zawarte w komentarzach. Pozdrawiam.
    4 punkty
  10. Rejs W grze słów to sztuka znaczy swe karty, nie mogąc inaczej przecież wpłynąć na nas. Tylu utonie - w jej obronie upartych, złych pieśni syrenich nie słysząc w jej falach. W sens słów wlewamy tylko część prawdy. Rozcieńczamy strach, mądrość, zachwyty. Czy przez to umiemy się stwarzać tu sami? A może jesteśmy nad powierzchnią przyczyn. Jest znów niewiadomą to, co było jak pewnik. Artysta to podmiot czy przedmiot codzienny? Aktywny czy bierny jak część maszynerii, co tworzy nasz obraz w ramach swej pełni. W grze słów jest sztuką znaczyć te karty, by siebie oszukać i się zachwycać. By nie musieć użyć ratunkowej tratwy i nie wpłynąć zbyt łatwo na prozę życia.
    3 punkty
  11. nowe opowiadanie o przestrzeni wokół było krokiem do wtórnego rozważenia zasad równowagi i symetrii podarowanego mi świata samo dopasowanie ogółu do całości sprawiało nieustanną trudność ulegałem nielogicznym emocjom a niejasne odpowiedzi podwieszone rzeczowniki i przymiotniki podważały ugruntowaną koncepcję samego siebie chwytałem się każdego źdźbła mogło się przydać
    3 punkty
  12. Poeci to wrażliwcy, nie zawsze trzymają emocje i nerwy na wodzy, w gorszej chwili tak mają. Mnie to nie przeszkadza. Pozdrawiam
    3 punkty
  13. Dawny wręcz chłopięcy wiersz. Nie pamiętam już imienia platonicznej ukochanej , ale wiem, że dla takich chwil warto żyć… słońce i gwiazdy przy ustach Twych bledną a serce śpiewa dla Ciebie pieśń chwalebną dusza co ją los uwięził w mym niecnym ciele rwie się i pod stopami Twymi ściele chciałbym miła otoczyć Cię ramieniem lecz ramię me kruchym jest westchnieniem niczym jest życia nić i Ziemi istnienie gdy skronie pali niespełnione pragnienie ach, zrzucić czar i w chmury się wznieść w obłokach ostatnią życia zanucić pieśń niech biegnąc ku Tobie pierś mą rwie nim w wiecznym pogrążę się śnie
    2 punkty
  14. Każdy z nas zna smak czekolady: czarnej, mlecznej, białej, nadziewanej rozmaitościami, albo i nie. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę jaka była historia powstania tej słodkości. Tego właśnie będzie dotyczył artykuł. Nie byłoby czekolady, gdyby nie istniały drzewa kakaowca i to od nich zaczniemy naszą opowieść. Wykształciły się około 15 000 lat temu i już wtedy wykazywały istotne różnice w stosunku do otaczających je roślin. Zresztą różnią się do dziś od większości drzew tym, że ich biało-fioletowe kwiaty wyrastają nie na gałęziach, ale bezpośrednio na pniu. Pierwotnie kakaowce porastały lasy Jukatanu i Gwatemali. W języku Majów nazwa tego drzewa oznaczała drzewo bogów, a wywar z ziaren kakaowca zwano pokarmem bogów. Nie bez przyczyny, w starożytnej Grecji pokarmem bogów była ambrozja, a w Meksyku i Gwatemali bogowie posilali się wywarem z Drzewa, czyli kakaowca. Ludzie wytwarzali ten wywar tylko w wyjątkowych, świątecznych okolicznościach. Z 22 gatunków kakaowca tylko jeden, „Theobroma cacao” rodzi ziarna zdatne do wyrobu czekolady. Bardzo długo uważano, że kakaowce są drzewami wiatropylnymi i dopiero pod koniec XX wieku okazało się, że jest inaczej, a to za sprawą nagłej zapaści produkcji kakao na Kostaryce. Tamtejsi farmerzy, żeby zwiększyć produkcję, zaczęli zakładać plantacje kakaowców z dala od dżungli, na innym podłożu. Takie oderwanie on naturalnego środowiska nie posłużyło drzewom z jakiejś tajemniczej przyczyny i nagle zaczęły dawać niezwykle mało owoców, podczas kiedy drzewa w dżungli wciąż owocowały normalnie. To nie było zwyczajne. Należało odkryć tajemnicę. Poproszono o interwencję entomologa Allana Yunga, który odkrył, że na naturalnych stanowiskach, w ciepłej, wilgotnej ściółce leśnej żyje maleńka, nie większa niż główka od szpilki muszka o bardzo skomplikowanej nazwie Ceratopogonide forcipomya i to ona w lwiej części jest odpowiedzialna za zapylanie kwiatów kakaowców. Drzewa kakaowe rodzą dość duże owoce w łupinach, które odcina się od pnia kiedy są żółte i dojrzałe. Nie odcięte w odpowiednim czasie, stopniowo usychają, czernieją i twardnieją. Zawierają one wewnątrz około 30 ziaren kakao ukrytych w grubym, różowym miąższu, który jest jadalny, słodki i miękki. Ziarna wraz z miąższem wydobywa się z owocu i pozwala się im fermentować od pięciu do sześciu dni, co zapobiega kiełkowaniu. W trakcie tego procesu ziarna stają się porowate i brązowe, zaczynają też wydzielać czekoladowy aromat. Następnym etapem obróbki jest pozostawienie ich do wyschnięcia na tydzień, a czasem dwa, co obniża zawartość wody nawet do 7 procent. Po tym czasie ziarna praży się od 30 minut do 2 godzin w temperaturze 120-130 stopni, a później oddziela od odpadów typu łupiny i kiełki. Dopiero wtedy są gotowe do użytku. Powróćmy jednak do Majów. Motyw kakaowca pojawiał się w ich ikonografii, gdzie widnieją owoce, uważane za symbol życia i płodności. Podczas uroczystości religijnych, „pouczeni” przez bogów, przygotowywali w specjalny sposób wywar z ziaren kakaowca. Najpierw, otwierano owoc i wydobywano nasiona, następnie fermentowano i suszono ziarna, a później prażono je na glinianym piecu, a później tłuczono między dwoma kamieniami. Do uzyskanego proszku dodawano wody, mieszano i przelewano, aż ukazały się bąbelki. Do tego napoju dodawano na koniec przyprawy: ostrą paprykę, muszkat i miód, ewentualnie mąkę kukurydzianą. Napój dla Majów stanowił rodzaj ofiary składanej bogom w tej, czy też innej intencji. Zachowały się zaledwie cztery manuskrypty, zwane kodeksami, które datuje się na okres postklasyczny (XIII-XV wiek). Zawierają one między innymi rysunki przedstawiające bogów z owocami kakaowca i proces przygotowywania napojów rytualnych z kakao. Tradycje wykonywania tego napoju kontynuowali Aztekowie, następcy Majów, którzy tak cenili ziarna kakao, że służyły im one jako środek płatniczy. Według przepisu Majów we współczesnym Meksyku wciąż jeszcze wyrabia się tradycyjny napój z kakao i mąki kukurydzianej, nazywany „tejate”. Napój wygląda nieciekawie: mętny, żółtobrązowy płyn z szarobeżowymi szumowinami ma smak i konsystencję delikatnie rzecz ujmując wody w zlewie po umyciu naczyń, ale jest bardzo ceniony i lubiany przez miejscowych ludzi. Już Krzysztof Kolumb zaobserwował, że miejscowi Indianie bardzo cenią ziarna kakao, ale dopiero Cortes przekonał się o tym naocznie. Po pierwsze kiedy on i jego ludzie byli częstowani specyficznym napojem i nawet zaczęli w nim gustować, a po drugie kiedy ujrzeli skarbiec władcy Azteków, Montezumy, wypełniony po brzegi milionami ziaren kakao. Cortes zabrał trochę ziaren do kraju, ale tam napój z nich nie został przyjęty entuzjastycznie i dopiero już po kolonizacji około 1540 roku, grupa zakonnic przebywających w Gwatemali, przystosowała napój kakaowy do europejskich kubków smakowych i ulepszyła poprzez dodanie do mielonego kakao gorącej wody, wanilii oraz cukru. Teraz już nic nie przeszkadzało popularyzacji napoju czekoladowego w Europie chociaż wiąż miał cierpki, oleisty smak, ponieważ ziarna kakao zawierają 50 procent tłuszczu. Hiszpania była pierwszym krajem, który zaczął kontrolować handel kakao między Nowym Światem, a Europą. Ziarna kakaowca dotarły do Europy w 1585 roku, a jeszcze wcześniej rozchodziły się wśród ludzi wieści o cudownym napoju. Kiedy więc pojawił się transport ziaren, mimo horrendalnej wręcz ceny rozkupiono je błyskawicznie. Oczywiście stać było na zakup jedynie bogatych. W XVII wieku napój czekoladowy zyskał popularność już nie tylko na hiszpańskim dworze, ale także w całej Europie, między innymi za sprawą kościoła katolickiego. W 1615 roku, Anna Austriaczka, żona Ludwika XIII, ogłosiła czekoladę oficjalnym napojem dworu francuskiego. Pod koniec XVII wieku napój czekoladowy stopniowo przedostawał się do mniej zamożnych warstw społecznych. W 1828 roku holenderski chemik van Houten wykorzystał najnowsze zdobycze techniki: maszynę parową i prasę hydrauliczną do wytłoczenia z ziaren kakao niemal połowy zawartego w nich tłuszczu. W efekcie pozostał suchy placek, po którego zmieleniu powstawało kakao w proszku. Ten wynalazek umożliwił rozpoczęcie produkcji czekolady do jedzenia. Około 1847 roku Anglik Joseph Fry jako pierwszy wyprodukował czekoladę do jedzenia, a około 1876 roku szwajcarski cukiernik Daniel Peter stworzył pierwszą mleczną czekoladę, łącząc mleko skondensowane z kakao, masłem kakaowym i cukrem. Odkrycie przez Europejczyków kakao, a później czekolady ma też i swoją ciemną stronę. Hiszpanie, kiedy docenili te ziarna i zorientowali się, że mogą na nich doskonale zarobić, założyli plantacje kakao na Karaibach i w Ameryce Południowej. Początkowo wykorzystywali do zbiorów lokalnych robotników, ale pod koniec XVII wieku populacja rdzennych mieszkańców drastycznie się zmniejszyła z powodu chorób i ciężkich warunków życia. To spowodowało dotkliwy niedobór rąk do pracy i narodzenie się pomysłu na przywóz niewolników z zachodniej Afryki. Popularność czekolady rosła, Francuzi, Anglicy i Holendrzy zakładali plantacje kakaowców na Wybrzeżu Kości Słoniowej i tam również wykorzystywali niewolników do pracy. Czyli przez długi czas ten słodki przysmak okupiony był bólem i ludzkimi łzami, o czym zwykły zjadacz czekolady zazwyczaj nie wiedział.
    2 punkty
  15. ubita spojrzeniami jak tłuczkiem droga gdzie co dzień od nowa wszystko po staremu domy stojące plecami do moich powrotów każdy zawsze pod swoim numerem i ja idąca pod prąd do siebie wracającej niewiele zmian poza tym że płot co kierunek marszu przedrzeźnia przerosłam i nogi jak coraz bardziej znudzone wahadła
    2 punkty
  16. Przyszłość jest martwa, pragnę gangreny. Nic już nie jest w stanie mnie pocieszyć. Mam tylko dwa cholerne problemy, tchórzostwo i drugi gorszy - dzieci. 30.04.2021 r.
    2 punkty
  17. dwa pociągi na kolizyjnym kursie pierwszy już hamuje drugi tylko przyspiesza tuż przed zderzeniem jeden z nich zamienia się w chmarę motyli większość ginie ku dzikiej uciesze Motorniczego tak właśnie szczęście pokonuje nieszczęście swoim kosztem dając mu satysfakcję z siebie samego czyż to już nie szczęście
    2 punkty
  18. graphics CC0 rozcieńczone życie smuci użyteczne jak oranżada po treningu przekwitła w wysiłku bezsilności na spinningowym rowerku i żelowym krzesełku pochylona w triatlonowej pozycji z pupą stalową pokrytą sproszkowanym lakierem gdy słońce zachodzi szczuplejsze w pasie mniej owalne marzenie drenuje w społecznym parseku kalorii dystansem pulsem zbliżona do granicy poznanego wszechświata na kwasie mlekowym odkarmiona ciszą uszczelnia wzory w czworogłowych mięśniach ud na haju kaskady reakcji chemicznej dryfuje z nurtem neuroplastycznego orgazmu w drastycznej potrzebie ukształtowania sylwetki konsumuje ten wysiłek a jednak… aksonem neuronu na innej komórce w szczelinie synaptycznej zagłodzonej anoreksją dryfuje jej neuroprzekaźnik może wystarczy tego teatrum? w strzale adrenaliny w kurkuminie i kadzidełkach suplementuje kontrowersyjne przyjemności na paradyzie innych mięśni modem rozdziela praktyczne nasienie w żyłach łoskotu którym łomocze jej serce a zegar biologiczny z liśćmi akantu wytycza czas ostatecznego odprężenia —
    2 punkty
  19. zrzucono mnie z wpisaną funkcją kontrast w miejscu gdzie bieda mogła być tylko jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności czy zastanawiałeś się ilu ludzi wciąż chodzi boso za wodą gdy orze po polach ryżowych gdzie tylko może to po ten diament owoce rzadkie metale ty w geście pojednawczo-humanitarnym odsyłasz im ubranie wykrochmalone z dyskontu metka na nim mówi wprost zrobione o te dwa kroki stąd… jak perski kot ziewasz patrzysz z ukosa nie moja broszka jak ich wpuszczę zjedzą mi łososia wyciągną łapska po co dziesiątą parę moich butów gospodarka świata legnie w gruzach - nie czytasz gazet toniemy w długach i drukujemy zadłużeni po uszy ……………………………………………………………………………………… my ziemianie żyjemy na kredyt zaciągnięty u Marsa
    2 punkty
  20. Lubię czasami będąc na bani chodzić po mieście ludzie znudzeni pracą zmęczeni śnią o potędze nikt mnie nie widzi nikt mnie nie słyszy i nie ocenia żadne dzień dobry jak się masz brachu lub do widzenia Pani z nocnego mówi-kolego-ja-koleżanko tyle tu razy nocami byłem może masz manko? a koleżanka-spać mi nie dajesz-spadaj kolego czteropak piwa i paczka fajek dla podpitego? Wziąłem i idę co mi wcisnęła ta z trzeciej zmiany ta z drugiej była ździebko ładniejsza-tak między nami zegar na wieży czas ludziom mierzy wybił już czwartą szkoda że nie ma z kim tu pogadać-miasto wymarło Jeszcze godzina-budzik się zżyma-oznajmi piątą wstaną do pracy smętni rodacy z twarzą pomiętą we śnie coś czuli marzenia snuli żyli akonto a teraz znowu trzeba założyć na kark chomąto Ja sobie idę deszcz na mnie pada i gdzieś mam wszystko nie dam się stłamsić żadnym nakazom i jurysdykcjom kiedyś na grobie ktoś mi napisze taką inskrypcję żył kochał odszedł-rzeczywistością dotykał fikcję
    2 punkty
  21. sąsiedzi po kątach mówią jak to jest możliwe że oni od zawsze patrzą sobie w oczy trzymają się za ręce uśmiechają się cieszy ich wszystko drzewo ptak kwiat krzykliwe dzieci my tak nie potrafimy czasem głośniej musimy zakląć dać komuś w pysk wyśmiać jego śmiałość nie widzimy świata który dobrem nam się kłania
    2 punkty
  22. Nastawienie najważniejsze na pewno się uda Co do kącików trenuj oba bo inaczej będziesz wyglądała jakbyś miała udar :?
    2 punkty
  23. Wyprany z poetyckiego myślenia odcięty od pomysłów na dobrą ripostę obdarty z poglądów, dla których warto umierać Brak nastroju, by krzyczeć do chwili, by trwała Brak muzyki, przy której dociskam słuchawki aby nie uroniły ani jednej nuty Zbyt dużo osób, których nie wiem, jak kochać Zbyt dużo słów, których nigdy nie przeczytam Zbyt mało marzeń, by wstać bez problemów Szukam sił do szukania ratunku Szukam lekarza, lecz boję się diagnozy że cierpię na siebie samego
    2 punkty
  24. Dziś wygadałem się o Tobie Komuś I gdzieś między tymi słowami uciekłaś. A może wcale Ciebie nie zna- lazłem? I teraz dopiero mogę szukać.
    2 punkty
  25. Pozwól, że postawię kropkę nad "i"... i zacytuję: Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego... niby oklepany tekst, ale kolejne wyzwanie, bo... człowiek uczy się całe życie... Podoba mi się pozytywny wydźwięk twojego wiersza i widać, że wiesz, o czym mówisz. Pozdrawiam :)
    2 punkty
  26. @Stracony List piszę do samej siebie :) Gołąb to symbol pogodzenia się z tym kim jestem - pokój. Tytuł wiersza przewrotny. Chyba muszę jeszcze go dopracować, ale wyrwał się niczym ten gołąb. Od pokochania siebie zaczyna się nowe życie.
    2 punkty
  27. @[email protected] Grzegorz przeceniasz moje IQ :D Zbyt ogólnie. Co bym nie odpowiedział, też da się podciągnąć, więc może – „być”? Wiem, trochę asekuracyjnie, ale i tak siedzimy w domu, co nam po miedzi. No chyba że na "bakaliowe" ;p ;) Dzięki za odwiedziny. Przyjemnej majówki. @Jacek_K Jeśli istnieje coś takiego, to bardzo dziękuję :) @8fun Są różne teorie, to pewnie jedna z nich. Polityka, to najpaskudniejszy nałóg i najgorsza z chorób. Brak na nią, moim zdaniem, satysfakcjonujących określeń, więc nie będę się wymądrzał. Pan Piasecki uchylił jedynie rąbek tej kopalni paskudztwa. Miło, że wpadłeś. Pozdrawiam. Przyjemnego weekendu.
    2 punkty
  28. Wyślij żmiję bezecenkę, przecież jeszcze czołgam się do ciebie. Wyślij mi armatnią kulę celnie, bo wciąż nogę mam i rękę. Poślij w serce me pogardę, bo niezmiennie bije tobie - ciągle! Spluń na ścierwo, powiedz podłą klątwę, może wreszcie spuszczę gardę. Nie wiem, ile jeszcze musisz zesłać jednoznacznych plag egipskich?! Cisza, wzgarda - "mam cię dosyć" - nic z nich, żeby mą nadzieję zdusić. 30.04.2021 r. https://youtu.be/oLOvZwwUtic
    1 punkt
  29. Nigdy nie poznałem jej imienia. Nie wiem dlaczego po prostu nie spytałem. Może dlatego, by nie spłoszyć tych jej opowieści, które toczyła każdego dnia, gdy tylko słońce zaczynało chować się za dachami, na końcu miasta, tam gdzie do późnych wieczornych godzin handlowano czym się tylko dało. Siadała wówczas przed swoim domem, na starym, odrapanym krześle i czekała, aż wieczór zawiśnie nad ulicą. I tak dzień po dniu, od wczesnej wiosny po późną jesień a ja spieszyłem z drugiego końca miasta, by przykucnąć obok i słuchać jej słów jak urzeczony. Wydawało się wówczas, że świat przystanął na ten czas, choć auta sunęły czarną drogą, przez uchylone okno po drugiej stronie ulicy słychać było radio grające skoczną muzykę, do portu wpływały rybackie kutry z pełnymi ładowniami a zmęczeni rybacy ożywali, gdy tylko ich stopy dotknęły lądu. Staruszka wyglądała jak królowa cyganów. Twarz miała ogorzałą od wiatru, spękaną od zmarszczek ale czarne oczka pełne były tajemnych blasków a kiedy spojrzała na człowieka, to miało się wrażenie, jakby ktoś gorącym żelazem wypalał mózg, trzewia a nawet stopy. Może dlatego większość ludzi jej się bała i kiedy tylko zasiadała ze swoim starym, trzeszczącym krzesłem, w którego rogoży – tak nam się czasem wydawało, łowiła gwiazdy, w pośpiechu przechodzili na drugą stronę. Pierścionki z kolorowych kamyków lśniły na jej palcach. Gruby, czarny mimo wieku warkocz, spływał niczym wodospad z jej ramienia. Z wnętrza domu przez uchylone okno, czuć było zapach przeróżnych ziół, mających przynieść ulgę w cierpieniu. Przeróżne maści które sama robiła niosły ulgę poparzonym, obolałym a nawet ukąszonym przez jadowite żmije, których niestety w Alkamon nie brakowało. - Babko Jazmin – odezwała się stara Hortensia, dalsza sąsiadka, która czasem przychodziła, by zapytać staruszkę o coś, co w danej chwili zaprzątało jej głowę – Śniło mi się, że ten nowy listonosz przyniósł mi list. Wszyscy mówili o niej Jazmin, bo tak mówił do niej mąż ale ona twierdziła, że to nie jest jej prawdziwe imię. - Jaka była wówczas pogoda w twoim śnie? - Zapukał do drzwi a ja wyszłam przed próg, chociaż zawsze wpuszczam go do środka. Wydaje mi się, że był piękny dzień ale gdzieś z daleka słychać było jakby grzmot. - Nie czekaj na list, prędzej od niego dotrze do ciebie wiadomość od kogoś, kto wróci z dalekiej podróży. - Ale co to będzie za wiadomość? Dobra czy zła? - Czekaj cierpliwie, już niedługo ten podróżny zawita do naszego miasteczka. Nieco rozczarowana Hortensja machnęła ręką, odwróciła się i odeszła. Któregoś pięknego, niedzielnego popołudnie, kiedy to nasz maleńki świat pogrążył się w sjeście, w półsnach, w których to wszyscy starcy stawali się dziećmi a dzieci śniły o dorosłości, przechodziłem obok domu babki Jazmin, kiedy usłyszałem jej głos: - Kim! Kim! Przystanąłem zdziwiony i spojrzałem w kierunku skąd dobiegał głos. Stała w oknie i machała na mnie abym podszedł a kiedy to zrobiłem, powiedziała: - Wejdź do domu, brama jest otwarta. Tak oto znalazłem się w jej królestwie. Ciemny, pstrokaty dom, pełen starych, kulawych mebli, kilku ściennych zegarów, pokazujących różne godziny, wyblakłych dywanów, no i tej kuchni o której tyle w mieście się mówiło. Pod powałą wisiały zioła na sznurze, przeciągniętym od jednego do drugiego końca pomieszczenia. - Usiądź chłopcze – wskazała na krzesło przy okrągłym stole w pokoju, który kiedyś był chyba jadalnią. Sama usiadła na przeciw, położyła ręce na stole i zaczęła dłońmi wygładzać koronkowe serwetki. Ojciec kiedyś opowiadał, jeszcze w dawniejszych czasach, kiedy to lubił wieczorem po kolacji z nami porozmawiać, że tak naprawdę to niewiele wiadomo o rodzinie babki Jazmin. Przybyła do Alkamon wraz z mężem, człowiekiem niespokojnym jak wiatr, który podobno, gdzieś tam daleko stąd, znalazł nieco złota i za tą resztkę której nie zdążył przehulać z kompanami Jazmin kupiła ten dom. - Kiedyś był tak piękny, że wielu im go zazdrościło. Z tyłu był piękny ogród, z głęboką studnią do której wpadały liście drzew, lecz nie promienie słońca. Stary ogrodnik przychodził by dbać o kwiaty, którymi lubiła się otaczać pani domu. Przycinał róże, plewił grządki z warzywami, jesienią grabił liście. Młodym niedługo po osiedleniu urodził się synek, piękny niczym promyk słońca, oczko w głowie rodziców. Jako kilkuletnie dziecko biegał po ospałych ulicach Alkamon, wodził prym wśród dzieciarni i z niezwykłą łatwością zawierał nowe znajomości. Mały Lucas zaprzyjaźnił się z ogrodnikiem. Zwierzał mu się ze swych dziecięcych marzeń i tajemnic a stary Benjamin opowiadał mu bajki, które często sam wymyślał. Do dziś nie wiadomo, co się wydarzyło tamtej nocy. Ciało męża Jazmin, Carlosa, znaleziono w przydrożnym rowie. Mówiono, że wdał się w bójkę z nieznanymi ludźmi w oberży Pod Bykiem. Tej samej nocy, kiedy ludzie przyszli powiadomić nieszczęsną żonę, ta ubrała się w pośpiechu, zarzuciła ciemnofioletową chustę na głowę i wybiegła z domu, pozostawiając śpiące dziecko. Kiedy wrócili z ciałem Carlosa, niesionym na ramionach mężczyzn, złożyli go w patio, by obmyć i ubrać, Jazmin zauważyła zniknięcie syna. W jedną noc jej życie przestał mieć jakikolwiek sens. Wiatr poruszył okiennicami, zaszeleścił firanką i ustał. Po chwili, choć na to nic nie zapowiadało, spadły pierwsze ciężkie krople deszczu. - Zawołałam cię tu po to, by poprosić cię o przysługę – wciąż poprawiała koronkowe serwetki, wygładzając je jakby jej dłonie były żelazkiem. - Może napijesz się herbaty? Mam też pyszne konfitury z malin i mięty. - Wody bym poprosił, jeśli można. Po chwili staruszka postawiła przede mną metalowy kubek z zimną wodą i pyszne, słodkie konfitury z ożywczą miętą, które, muszę przyznać, zjadłem chyba nieco za szybko, tak były dobre. Jazmin również jadła konfitury. Powoli nabierała je na łyżeczkę a następnie, kiedy czerwony przysmak zniknął w jej ustach, wydawało mi się, jakbym patrzył na małą dziewczynkę, której wielką radość sprawia jedzenie tego smakołyku. - Jesteś uczciwym i pracowitym chłopcem i każdy w mieście może to potwierdzić – zaczęła rozmowę a ja próbowałem nie patrzeć w te jej niesamowite oczy – Jestem już stara, samotna i zapewne wkrótce przeniosę się do tego lepszego świata. Obserwuję cię już długo i wiem, że dobrze wybrałam. Nikomu w mieście chyba przez myśl nie przeszło, że babka Jazmin mogłaby umrzeć. Wrosła w to miasteczka i było tak, jakby tu przyszła na świat i tak też ją traktowali mieszkańcy. Znali ją na bazarze i dobrze wiedzieli, że żadna przekupka jej nie przekrzyczy i że zawsze jest tak, jak ona tego chce i żadne targowanie nic nie zmieni. Znali ją rybacy od których kupowała świeże ryby, by suszyć je potem na słońcu, aż zaczynały błyszczeć i mienić się srebrzyście. Znał i cenił ją nawet burmistrz, któremu kiedyś ratowała chore dziecko, z powodzeniem oczywiście, za co był jej bardzo wdzięczna i kłaniał się, uchylając lekko kapelusz, ilekroć spotkał ją na ulicy. - Mówi się, że tacy ludzie jak ty mają skrzydła. Właściwie to powinno się to mówić o ludziach którzy kończą już swoje życie a nie dopiero zaczynają, ale ja znam się na ludziach, dlatego postanowiłam powierzyć ci moją tajemnicę. Moje dni są już policzone. Niedługo nad naszym miastem zawieje wiatr z północy i przyniesie wiele zła, ale pamiętaj, zło nigdy nie przychodzi nie proszone. Ktoś je tu zaprosi, ktoś kogo ty już poznałeś. Miasto zaczęło budzić się do życia. Stukały otwierane okiennice, przez uchylone okno dobiegały ożywione głosy i choć po deszczu nie pozostało ani śladu, to w powietrzu czuć jeszcze było jego zapach. ××× Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Rozmyślałem o słowach babki Jazmin i dopiero kiedy słońce zaczęło wstawać nad morzem, sen otulił moją głowę. Obudziły mnie krzyki dobiegające z ulicy i dźwięku dzwonu bijącego w niezwykły sposób, gwałtownie i nieprzerwanie, przez długi, długi czas. Do pokoju wpadł ojciec i zawołał, że pali się dom babki Jazmin ale do mnie to nie docierało, mój mózg był jeszcze zanurzony we śnie i dopiero kiedy ojciec mną potrząsnął, zorientowałem się, że stało się coś bardzo złego. Kiedy wybiegliśmy z domu, ciepły północny wiatr owionął nam twarze i od razu przypomniałem sobie słowa staruszki o północnym wietrze i o kimś kto zaprosi zło do naszego miasta. - To ten mężczyzna który pojawił się u nas w sklepie, zaraz po tym jak zjawił się cyrk. Matka od razu powiedziała, że za tym człowiekiem idzie zło – myślał, biegnąc obok ojca z bijącym sercem. Widać już było płonący dom staruszki a właściwie to dopalało się to co z niego zostało. Mężczyźni podawali sobie wiadra z wodą, strażacy gasili z sikawki konnej a z dołu biegli rybacy, którzy niedawno powrócili z połowu, porzucili wszystko i ruszyli na pomoc. Kobiety stały nieco dalej, rozmodlone i jakby nieobecne. Dzieci stały poszeptując sobie coś i chyba nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. - Gdyby nie ten przeklęty wiatr, może udałoby się ją uratować – rzucił ktoś z tłumu. - Gdyby nie ten wiatr, być może nie doszło by do pożaru. Musiała zasnąć przy zapalonej świecy, którą zawsze stawiała na szafce przy łóżku, a że noc była parna, okno uchylone, to o nieszczęście nie trudno. Zerwał się wiatr, firanka zapaliła się od świecy i dalej to już szybko poszło. Babka pewnie nie zdążyła się nawet przebudzić. Na drugi dzień po pożarze, poszedłem pod spalony dom, by się nieco rozejrzeć. Grubym kijem grzebałem w pogorzelisku w nadziei, że może coś znajdę. Nocny deszcz dogasił jeszcze tlące resztki, także nie musiałem się obawiać, że się poparzę. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem słowa starej kobiety - Pamiętaj, kiedy to zło mnie dopadnie, szukaj w tym domu małej, srebrnej szkatułki w której znajdziesz srebrny pierścień, który ochroni cię przed złem, dopóki będziesz dobrym człowiekiem. Ten pierścień miałam nadzieję ofiarować kiedyś mojemu synowi, no ale los chciał inaczej. Stałem w miejscu gdzie nie tak dawno był salon i jadłem pyszne konfitury, gdy nagle ziemia zadrżał. Trzęsienie ziemi nie było dla nas czymś niezwykłym, lecz tym razem wydawało się, że zatrzęsło nieco mocniej i mury które ocalały z pożaru, zaraz runą. Nie zdążyłem ruszyć się z miejsca, gdy poczułem, że spadam w dół a po chwili ogarnęła mnie ciemność.
    1 punkt
  30. ja sobie jeżdżę po okolicy rowerkiem i śpiewam i uważam, bo ja się na boki chyboczę :)
    1 punkt
  31. @Tomasz Kucina moc arcyciekawych słów;))
    1 punkt
  32. @OloBolorzeczywistoscią dotykał fikcję. Życie poety. Przeszłam z Tobą całą drogę, tak pięknie obrazowo to przedstawiłes.
    1 punkt
  33. @jan_komułzykant hm... każde słowo czy mówione czy pisane pozostaje w pamięci tych, których ono poruszyło. Uważam, że autor ma prawo zrobić ze swoim dziełem to co chce. Komentarze, które przeczytał czy usłyszał dotyczą jego dzieła. To nie ma nic wspólnego z brakiem szacunku do czytającego, że usunie np. swój wiersz czy zniszczy swój obraz. Autor tak jak każdy człowiek ma prawo poprzez swoje czyny wyrażać siebie. Swoje Ja każdego dnia może odczuwać inaczej Może kreować swoje Ja inaczej. Może w danej chwili być sobą z nowym doświadczeniem. Dlatego uważam, że Grzegorz ma rację i nie rozumiem co tu jest komentowane, bo żadnego wiersza tu nie widziałam. Zapewne został usunięty ;)
    1 punkt
  34. @siachna No, pewnie. Za oknem jak widać słoneczko zaświeciło :)
    1 punkt
  35. @[email protected] Są rzeczy, o które warto i nawet trzeba walczyć. Dziękuję i pozdrawiam! Poszukiwacz jest już bardzo blisko poety, albo przynajmniej człowieka z ciekawym życiem ;) Miłego dnia! Dziękuję za celne spostrzeżenie i pochwałę, miłego dnia Marku! @GrumpyElfTobie również dziękuję i życzę dobrego weekendu ;)
    1 punkt
  36. Hmm... Szczęście samo przychodzi w odpowiednim dla siebie czasie... pozdrawiam
    1 punkt
  37. Ano katu i ksiuta kona. A taka łamała Ziutka, jak tu. I załamała kata.
    1 punkt
  38. @Anna_Sendor Człowiek współczesny. Wypisz, wymaluj on... Zgrabny wiersz. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  39. Padlinaaaaaaaaaa :) <3 @corival Dziękuję i zgadzam się. To jednak nie jest nigdy stan, a raczej kierunek. Wymaga to świadomego wysiłku, ale wystarczy chcieć. Pozdrawiam ciepło.
    1 punkt
  40. @23. Być może i nie nauczono, ale... zawsze można stać się poszukiwaczem :) Pozdrawiam :)
    1 punkt
  41. @Pan Ropuch Tak, to interesujący wybuch nagłego altruizmu. Ciekawe co kryje się pod tą pozornie zwiewną i niepozornie mieniącą się woalką. Spostrzegawczy :) Spodobało mi się to spojrzenie. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  42. @Stracony No właśnie. Odkryłeś coś, co miałam nadzieję przy okazji pokazać, więc może nie jest tak źle :) Dziękuję, że zerknąłeś. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  43. Ciekawe skojarzenie, Natuskaa. ? Rozumiem. Pozdrowienia.
    1 punkt
  44. @Marcin Krzysica Podoba mi się i... kropka:) I.
    1 punkt
  45. Nie wiem, czy to cytat, czy to "Ty", ale myślę, że Twoje dzieci mają mądrą mamę... pozdrawiam znów;) :)
    1 punkt
  46. @iwonaroma Dziękuję za odwiedziny. Miło mi, że znalazłaś w wierszu coś, co Cię zaintrygowało. Pozdrawiam :) @Kokos-owa To niezwykle malownicze drzewka i nie dziwię się, że Ci się podobają. Co do smaku, tą właśnie nutkę uwielbiam :) Dziękuję za czytanie i refleksję. Pozdrawiam :) @GrumpyElf Czyli także miałaś okazję odwiedzić gaj oliwny... co do odcieni, u mnie króluje płynne złoto właśnie :) Do innych nie mogę się jakoś przekonać. Bardzo dziękuję za czytanie i komentarz. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  47. Tak wygląda prawdziwa bieda, a jeszcze w tych regionach ludzie się niesamowicie skutecznie rozmnażają. Ci, którzy drukują pieniądze i się zadłużają po uszy żyją z kolei najlepiej, nie przejmują się i wcale nie mają zamiaru niczego spłacać. Nie maja do tego głowy, podobnie jak autor. Pozdrawiam
    1 punkt
  48. Niby tak, ale jeśli nie ma wytyczonego szlaku, to potrafi być trudna nawet niepozorna górka (ja tak mówię na te niższe góry do tysiąca) :) Dziękuję i pozdrawiam. Miło mi. Zdołałam zatrzymać na dłuższą chwilę, to chyba dobrze :) Dziękuję i pozdrawiam.
    1 punkt
  49. Nie chcę małym być złośliwcem, Ale żubry biorę Żywcem.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...