Jak ja lubię moje z tobą podróże,
gdy odkładamy na ten czas na półki
dzieci, wnuki, pracę albo rachunki,
spiesznie czyścimy w nas karty pamięci
z trosk, smutku, których nam życie nie szczędzi
i budzimy się tam, gdzie czas nie pędzi,
ciekawi historii, bliscy natury,
gdzie obraz świata nam wysłany z raju,
dzisiaj w kapitana Misina kraju.
Rodzi się nieodparte wtedy to marzenie,
aby mądrości takiej stać się wnet włodarzem,
co z nią zachwyt dla świata stałym w nas zostanie
a nie chwilą ulotną z przygodnym pejzażem.
Pierwej musimy jednak odwagi w nas szukać,
by spojrzeć w zwierciadło i w nim śpiesznie poszukać,
twarzy wroga, który na nas obłudnie patrzy,
i wnet wszystkich tych lęków i żądz nam dostarczy,
co jad sączą, by zmienić nam w dłoniach trzymane,
gałązki oliwne w strzał groty w kołczanie.
Panem na brzegu, zrazu kto dziwnie wygląda,
z bosymi stopami spraw tu wszelkich dogląda.
Pytany, czemu taki gest czyni, tak powie:
„Tak naturze i wam tu bratem jestem prawie,
i by głosy próśb waszych były tu słyszane”.
Takiej lekcji uczniowie, będziemy już patrzeć,
by nie umknął już nigdy wdzięcznej w nas uwadze,
kto z bosymi stopami w codziennej posłudze,
pragnie by naszą duszę rogatą zrozumieć.
Podaruj ten dzień dla nich miłym i słonecznym,
ogrzej je słowem dobrym i gestem serdecznym,
a gdy przyjdzie taki czas co jest dla was świętem,
niech wnet zatańczą „Nad pięknym modrym Dunajem”.
Gospodarz na Brzegu bosonogi Zika, który chodzi boso od wiosny do jesieni.