Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 20.05.2018 uwzględniając wszystkie działy

  1. graphics CC0 we wygwizdowie pobłyskują flesze baczne oko kamery tropić pragnie szczękają szable padają deresze leje się jucha rycerzy nie braknie ów młody kozak o oku sokoła zerwał z kopyta swojego pegaza judasz kamery uchwycił go z czoła już ci na taśmie watażka zaraza gruby reżyser klaszcze w stare dłonie cieszy się szelma uśmiechem zaraża serce mu wali cała dusza płonie palcem dla żartu Jurkowi wygraża Bohun zsiadł z konia „Dosyć tego grania!” chcemy odpocząć „Niech gap jeszcze czeka!” dziś kraj ogarnia: nowa hoffmanmania a widz jak w transie zawodzi „Nie zwlekać!” patrz – jurny gieroj w kolejnym ujęciu kozikiem machnie do sutej wieczerzy krew się poleje strugą na przyjęciu diabłu swą duszę ów dzikus zawierzy ciepła krew braci na kozaczych rękach sztylet przepełznął przez gardło kniahini Ewa Wiśniewska spazmatycznie stęka lecz to ostatni epizod bogini pan Domogarow spuszcza wolno głowę rana na skroni powstanie na niby skrzętni plastycy obleją pulower czerwoną farbą przesiąkną statywy kamera staje Alek skończył jatkę mocno drży rzęsa satrapy kozaka reżyser przywdział z daszkiem czarną czapkę ktoś obejmuje całkiem nowy wakat tysiące strojów i buław na planie piękna Helena powabem czaruje Żebrowski – Michał – w obronie jej stanie a Wołodyjowski – Michał – szablą szczuje modraków pęk ścina karabela pochwycił cugle maleńki żołnierzyk temu samotność okrutnie doskwiera Ojczyźnie trzeba mieć takich rycerzy hardo kłusuje nacina powietrze smukłym pałaszem co błyszczy w promieniach spłoszony wzrok kamery na wietrze już zapamiętał Tatara cierpienia ten – tors położył na ostrzu szabelki ją też pan Michał zacisnął w swej pięści rycerz to mały ale duchem wielki a i w miłości jemu się poszczęści głaska wąs gęsty Michałka wcielenie i mruga oczkiem w kierunku Hoffmana pan Zamachowski w tej filmowej scenie pociął szabelką tatarskiego Chana gruby Zagłoba za dziada przebrany gładzi swe sadło obmierzłe przepite „Pan Kowalewski proszony na plany !” wrzeszczy reżyser stojąc za pulpitem suszy swe zęby nasz Jerzy kochany widząc Zagłobę przed „okiem cyklopa”: „musisz być bardziej w sobie zadufany Onufry to szlachcic nie żadna miernota” dziś pani Iza przed licem kamery reżyser krzyczy: „Kasować nagranie!” wokoło słychać jakieś dziwne szmery reżyser wrzeszczy: „Jej córka na planie!” blada Scorupco dobiegła do dziecka z matczyną troską swą pierś w nie wtuliła później coś bąkła ze szwedzko-niemiecka i wnet kamera w bok się odwróciła obok władycza zawodzi okrutnie ugrzęzła w stawie karoca szlachcianek chudy kamerzysta kręci rezolutnie tę piękną scenkę miłosnych zachcianek Michał Żebrowski zawinął wąs smagły widząc lzabel kształty i powaby: Pan Jan Skrzetuski żołnierz w Polsce sławny nigdy nie baczył takiej cudnej panny i mokrą nimfę apsarę rusałkę wyciąga z wody na wyspę zbawienia miłość mu w oczy a flesze w podpałkę serce okiełzna liryczna Helena Ojczyźnie służyć to pensum szlachcica: więc nasz bohater wskoczy do historii Jutro – Sienkiewicz – pokocha Kmicica dziś zaś – Sienkiewicz – Skrzetuskiego woli spójrz – odmęt Dniepru – wkroczyło poselstwo uroczo pachną zielenie i planty pachołek Rzędzian wielbi kumoterstwo konia mu z rzędem w czuprynę bażanty synku – do domu! wiosłem pchnij „łupinę” listy kochanka płyną do Heleny Bohun znów wrzaśnie srogo na Horpynę zawyją w skałach wygłodniałe hieny kiedy ci w piersi zadudni buzdygan wiem to paskudne ale w scenariuszu krwią bruk zalejesz lecz : ty się nie wzdrygaj Rzędzian nie zdradzi sprytu i geniuszu wierny pachołku zacnie służysz panu pan Jan to szlachcic Bohun zaś – jest z „luda” strzec ci należy szlacheckiego stanu reżyser krzyczy: „Malajkat do studia!” trach! z pistoletu w czole wiedźmy ranka serce zabijesz osinowym kołkiem krwawa to scena Rusłana Pysanka tu rzędzianowski haczyk śmierci połknie paruje butą ataman Chmielnicki wpięty w przyrodę ukraińskiej siczy dziewkę mu porwał niejaki Czapliński a Bohdan pobiegł po pomoc do dziczy rosyjski akcent futrzana infuła dumny pan Hoffman z nowego aktora Kozacy krzyczą: „Ataman nie durak” wylewa chmarą ukraińska sfora ej – Bohdan Stupka zagrał to genialnie artysta w czepku filmowy wirtuoz choć – tak sam przyznał: „Czuję się fatalnie prowadząc bydło – na polskiego króla” ogniem i mieczem wsie pali Jarema Książę okrutny to kara za winy w dybach szaleństwa kozacka ekstrema tu buntowników setki prą na liny trzech kaskaderów udaje pochodnie łuna na niebie i skwierczą koszule Jarema straszny Jarema ochotnie do egzekucji znak kiwnie – „Na sznurek!” Andrzej Seweryn znów nos mu pudrują nowy epizod – twarz batalistyczna dublerzy wiśnią chętnie poczęstują lecz księcia kręci prasa periodyczna tonie na bagnach rynsztunek husarii miejscowość bitwy ponoć Żółte Wody smród mdli od trupów czekajcie malarii kozacka trzoda święci złote gody cóż to za tytan przypięty strzałami wisi na palu w kozackim obozie umarł jak CHRYSTUS z kłutymi ranami zasnął jak dziecko tulone na mrozie to pan Longinus przyzuty do drzewa swoje żywota podmienił na mękę lecz jego dusza niczym słowik śpiewa bo ściął trzy głowy i spełnił przysięgę Wiktor Zborowski zagrał Podbipiętę co trzy kaptury nosił w herbie – z dumą chociaż ten Atlas żebra ma zrośnięte I tak anieli z jego duszą fruną patrz – płonie Zbaraż tu jęzory ognia wypełzły w przestrzeń kozacka czereda jakże nieprawa oj jakże niegodna a przecież szlachta im dawała chleba teraz w stodole śmigają rapiery broni się dzielnie pijany Zagłoba nie z tym szlachetką bandyckie numery pac! w łeb kozaka niechybna żałoba przynoszą dziarsko drewniane drabiny „dorzucić siana!” wrzeszczy scenarzysta tu po klepisku pędzi aktor siny ucho gumowe wokół głowy śwista upadnie rychło cała Ukraina tak się nie godzi braci pomordować sokół we dłonie poczciwa ptaszyna żołnierskich mogił jak ptaków w dąbrowach pod firmamentem w stepowych plenerach gdzie lazur mieszka ze zgniłą zielenią karmi swe młode zaborcza wadera szczerząc swe zęby ku słońca promieniom kozackich wojów całe morze płynie odgłosy słychać zdartych tarabanów całe to bractwo śmierć płachtą owinie pokąsa żądłem buńczucznych hetmanów dziś wilcza zgraja ucztę ma nie lada stepowych wojów trup gęsto plon sieje niejedno ciało się w chaszczach rozkłada niejedna psyche w dzikich stepach wieje sannę szarpnęła porywista zawieja Tatarów łyse głowy jak kolana pędzą na okrzyk swego Tuhaj_Beja obecnie – scena będzie nagrywana tatarska orda z kozacką watahą zerka zawistnie w swoje wredne pyski a operator z kamerą pod pachą rzuca pytanie: „gdzie jest imć Olbrychski?!” we wszystkich częściach filmowej trylogii zagrał pan Daniel i chwała mu za to „Daj mi autograf zacny mistrzu Drogi” prosi łaskawie charakteryzator mistrz już gotowy wnet klaps go przywitał głośne jazgoty filmowej ferajny gna na pstrym koniu aż tętnią kopyta stary Tuhaj_Bej Tatar ordynarny na planie tłoczno miliony żołnierzy serca przebite mężnych gladiatorów za chwilę włócznia ofiarę namierzy oczy czerwone zmęczonych aktorów masz, koniec filmu już widać „litery” „zdjęcia” „muzyka” oraz „reżyseria” epilog fleszy składają kamery pewnie poprawek będzie cała seria co za historia – czekaj Orła Szczepie w skrzydle husarii ościenny zamordyzm nie wszystko chciano zaraz na tapetę lecz – nie za długo Polaka – za mordę —
    5 punktów
  2. Nawet nocka Nocka drzemie, listki drzew otula mile, a ciemnoszara koszula króla srebrnieje. Gwiazdy nawet milczą, cyt, cyt na cytrze gra nadchodząca poranna mgiełka. Śpijmy. Justyna Adamczewska
    3 punkty
  3. Na początku widziałam żarówkę małą, złotą, w różowym kloszu. Swoją mocą odbijała się cudnie w hebanowym stoliku, w półmroku. Taka drobna, a taka silna błyszcząc w kącie rozświetlała pokój. Kiedy życie mnie cieniem spowiło ozłacała mą duszę po zmroku. Czy to wichry dęły za oknem. Czy to burze piorunami trzaskały. Ona wciąż się paliła gorąco. Nieprzerwanie. Teraz nagle mi ją zabrano. Już nie świeci w tym kącie Tak pięknie. prysło szczęście na tysiąc kawałków. Jakże mogę ułożyć je w całość? Od tej chwili coś we mnie przygasło. Choć próbuję ją w sercu zapalić. Nie zaświeci już jednak tak jasno. A ja nic nie mogę naprawić.
    2 punkty
  4. Miłka Pojawiłam się wśród krzewów aronii, szłam na skróty do domu. Nagle zobaczyłam szylkretową kotkę biegającą jak oszalała między blokami. Podchodziła z niesamowitą ufnością do przechodzących ludzi, choć była zdziczała. Opierała pokaleczone łapki o nogi przypadkowo wybranych osób i błagała o pomoc. Wszyscy ją odtrącali, odpychali od siebie i szli swoją drogą a ona patrzyła tylko bursztynowymi oczyma, jak się od niej oddalano. Ludzie obojętni na to, co czuło owo zdeterminowane zwierzę, śmiali się i prowadzili ożywione rozmowy. Bezdomny, poraniony zwierzak nic ich nie obchodził. Mieli pełne brzuchy i wcale nie myśleli o cierpieniu kocicy. – O co chodzi? – Pomyślałam. Od pewnej kobiety, dowiedziałam się o całej dramatycznej sytuacji. – To dlaczego pani jej nie pomogła, nie zareagowała? – Zapytałam. Wzruszyła ramionami i odeszła. A kicia… chciała się tylko dostać do swoich dzieci, które ktoś okrutny zamknął w swojej piwnicy. Najpierw pozwolił jej tam wydać na świat małe, ślepe kłębuszki, a następnie zamknął okienko, pozostawiając zrozpaczoną matkę, której sutki były nabrzmiałe od zbierającego się w nich pokarmu, a małe, nieporadne jeszcze kociaki, zaczynały umierać z głodu. Zrozpaczona kocia mama przylgnęła do mnie całym rozdygotanym ciałkiem. Krwawił jej ogon – do połowy urwany, nie mówiąc już o poranionym pyszczku, łapach i złamanych kłach. Tak bardzo chciała rozerwać metal krat, że drapała go, gryzła, jednak wiadomo – zwierzak nie pokona takich przeszkód. To tak, jak my byśmy chcieli opuścić mury dobrze strzeżonego więzienia. Niemożliwe, prawda? Chyba, że ktoś z zewnątrz, by nam pomógł. Nagle szylkretka puściła się biegiem w stronę jednego z bloków. Pobiegłam za nią. Stanęłam zdezorientowana przy bocznej ścianie budynku. Kicia miauczała, łzy (naprawdę!) leciały jej z okrągłych, pełnych smutku oczu. Powoli zbliżyła się do zakratowanego okienka. Stanęła i patrzyła to na mnie, to na więzienie swoich dzieci. – Muszę koniecznie coś zrobić, bo na dodatek usłyszałam ciche popiskiwanie cierpiących zwierząt. Nic mnie nie obchodziło, tylko to, aby uratować małe istotki, jednak nie bardzo wiedziałam, jak to uczynić. Zatrzymałam przechodzącego mężczyznę, zapytałam, czy mi pomoże. Nie zareagował, ominął mnie szerokim łukiem i tyle go widziałam. Koteczka przestępowała „z łapy na łapę” i… ufnie na mnie patrzyła. Byłam cała rozdygotana. – Ja tak już mam – powiedziałam sama do siebie. - Gdybym pojechała na Saharę, to by tam spadł śnieg. Nadjechał jakiś samochód. Zatrzymał się przed domem. Wysiadł z niego starszy pan. Pokonując samą siebie, podeszłam do mężczyzny i przedstawiłam całą sytuację. Uśmiechnął się, wyjął jakieś narzędzia z bagażnika, podważył kraty, puściły. Weszłam z ogromnym trudem, do piwnicy. Odnalazłam maleństwa i jedno po drugim podawałam mężczyźnie. Kotka szalała z radości, lizała swoje dzieci, pomrukując. Te piszczały i od razu zabrały się do jedzenia. Obrazek wzruszył nagle wszystkich przechodniów. – A gdzie wcześniej byli? – Pomyślałam. To, że kazano mi zapłacić mandat za zniszczenie mienia spółdzielni, nie było ważne. Ważny był jeden ludzki odruch i uratowanie czterech kocich żyć. Justyna Adamczewska Opowiadanie oparte na faktach.
    2 punkty
  5. Przebłagalnia? w opuszczonych głowach refleksje szukanie sensu zagubienie samotność wiążą z wymuszoną biernością zawód miłosny z lodowatym tuszem toksyczność to chroniczny rozdźwięk przy słowie pech — zwątpienie w wartość którą każdy z nich ma zasłaniając twarz kapturem gdy cierpią pytają dlaczego ale nie chcą unieść głowy i spojrzeć w górę 15-18.05.2018 Wiktor Mazurkiewicz
    2 punkty
  6. graphics CC0 wiersz dedykowany wszystkim porzuconym dzieciom, oraz sumieniu ich rodziców -- losowe wyczyny ciężarnych nadużyć. zew krzywd. niepłodu których się dopuszczono w oknach życia. gdy szła do ludzi dokładnie wypucowana. schludna. i upuszczona w kocyk jej matka pielęgnowała marzenie. a potem mały trybik wykruszył z sumienia decydując o szczęściu które odeszło i czas mijał. choć przetrwał w ośrodkach potrzeby serotoniny meduza czochrała włosy gdy z miśkiem córki tupała w monopolowy zodiak. tymczasem małej podano już zamiar kaszka na mleku i list do preadopcji. był i protokół wszystko co ludzkie znaczy karmiące. z gołębich skrzydeł zero czczych pytań – sekt i bełkotu – rzeczników i detektywów tylko gołąbek siadał tam co dzień. w oknie wyrodnym sekretu dyplomatyczny ptak na receptę egzystencjalny patron kolokwium dziewiczy. bez zaliczenia
    2 punkty
  7. bez imienia bez twarzy bezbarwny jak powietrze z pokorą i szacunkiem wyuczonymi na lekcjach z życia pochylony nad Matką-karmicielką której inżynierowie dusz założyli betonowy gorset przysiadł na ławce w jednym z parków zabytek ery przedindustrialnej - jeszcze człowiek jeszcze słońce przyświecało blado jakby lada chwila miało zgasnąć spadające z drzew liście- wspomnienia- zaścieliły alejki trawniki zwinne rudobure wiewiórki przemykały to tu to tam robiąc zapasy wietrzyk łagodnie nucił w koronach wiązów kasztanów topoli przysiadł znużony matki z wózkami snuły plany mechaniczne owady snuły sieci znużony przysiadł jego twarz jego ręce - kora drzewa jego włosy jego oczy - kolor nieba jego myśli jego serce - smak chleba z papierowej torebki wysypał na dłoń okruchy nieliczne ptaki podfruwały i przysiadały w pobliżu drżącą ze wzruszenia ręką rzucał im drobiny chleba ptaki unosiły je wysoko wysoko i znikały jak i on bezimienne
    2 punkty
  8. Takie wiersze chwytają za serducho. Twój wiersz jest opisowy, zrozumiały i prawdziwy. Dołączam do komentarza mój niezrozumiały wierszyk ? MAŁAspotykasz na drodze kwadratzakręt zakręt nie do przebyciazataczaj więc koła koła koła aż znajdziesz okno do życia narysujesz na murze serce i serce kiedyś jedno zmyje deszcz w rozterce PozdrawiaM.
    2 punkty
  9. graphics CC0 purpurowa surfinia z lancetowatych smukłych kielichów w nakrochmalonych krynolinach na metalowych obręczach świtu zerka, i marzy, krzyczy w obłok łodyga lepko owłosiona pręciki zmysły w zapach zwodzą cera jak z Kioto, czysta, przeszklona jak z cesarskiego Sentō Gosho parku shogunów i bandytów zerka na Ciebie czasem nocą Książę szalony Toshihito z wonnych ogrodów willi Katsura gdzie dom artystów i poetów siedzisz surfinio, badasz anturaż w gąszczu wachlarzy i pamfletów a lalki poruszają głową na gobelinach w srebrne kwiaty i uśmiechają się hurtowo gdy swym zapachem wkoło darzysz surfinio, oszalałem, grzeszę rosnę pod chmury jak pagoda śmieją się daszki i reliefy stolic Miyako– w Tobie się kocham -- Od autora: Niejedna maska tak się zużyła, że widać przez nią twarz Od autora: Niejedna maska tak się zu hPurpurowa surfinia z lancetowatych smukłych kielichów w nakrochmalonych krynolinachh na metalowych obręczach świtu zerka i marzy krzyczy w obłok łodyga lepko owłosiona pręciki zmysły w zapach zwodzą cera jak z Kioto czysta przeszklona jak z cesarskiego Sento Gosho w parku Shogunów i bandytów zerka na ciebie czasem nocą książę szalony Toshihito z wonnych ogrodów willi Katsura gdzie dom artystów i poetów siedzisz surfinio badasz anturaż w gąszczu wachlarzy i pamfletów a lalki poruszają głową na gobelinach w srebrne kwiaty i uśmiechają się hurtowo gdy mdłym zapachem wkoło darzysz surfinio oszalałem grzeszę rosnę pod chmury jak pagoda śmieją się daszki i reliefy stolic Miyako w tobie się kocham. Purpurowa surfinia z lancetowatych smukłych kielichów w nakrochmalonych krynolinach na metalowych obręczach świtu zerka i marzy krzyczy w obłok łodyga lepko owłosiona pręciki zmysły w zapach zwodzą cera jak z Kioto czysta przeszklona jak z cesarskiego Sento Gosho w parku Shogunów i bandytów zerka na ciebie czasem nocą książę szalony z wonnych ogrodów willi Katsura gdzie dom artystów i poetów siedzisz surfinio badasz anturaż w gąszczu wachlarzy i pamfletów a lalki poruszają głową na gobelinach w srebrne kwiaty i uśmiechają się hurtowo gdy mdłym zapachem wkoło darzysz surfinio oszalałem grzeszę rosnę pod chmury jak pagoda śmieją się daszki i reliefy stolic Miyako w tobie się kocham.
    2 punkty
  10. Z głową w chmurach chodzę, czy słońce świeci czy deszcz, chłopców śmiechem uwodzę, i z wiatrem tańczyć chce. Z góry patrzę na ludzi, jak życie ich przytłacza. Ciągle biegiem i biegiem, liczy się tylko kasa. Uciszyć burze w zarodku, wichry uspokoić. Dać spokój i szacunek, niech człowiek się nie boi. Patrzę na ziemi rąbek, gdy wiatr rozgonił chmury. Juz się zbudziłam ze snu… Tu, obraz znów ponury.
    1 punkt
  11. Nie śpię! Myśli w głowie skaczą. Znów ktoś trącił strunę tą Szukam... Czekam... Może znów poczuję twoją dłoń. I usłyszę cichy szept... " wybacz innym by wybaczyć sobie" Bo inaczej spalisz się . Zawsze sił mi dodawałaś, By ze światem zmagać się, Gdy nocą bezgłośnie płakałam! Bo myślałam że jest źle... Znowu podejmuję walkę, Nie tak łatwo poddam się. Nie pokona mnie złe słowo, Nie pokona cudzy gniew. Odszukałam mądre rady twe. Mogę wszystko... Człowiek rodzi się niewinnym, Widzę słońce, słyszę dzieci śmiech.
    1 punkt
  12. Temat niewątpliwie jest wspólny, masz rację. Pozdrawiam również. Kolorowych snów, życzę ?
    1 punkt
  13. Jednak Twój wiersz i mój mają wiele wspólnego w odniesieniu merytorycznym ? PozdrawiaM.
    1 punkt
  14. Uśmiech twojej mamy Jej radosny śmiech Jeden pełen dzień .... Przepraszam, że się bałem Nie chciałem przytulać, Oddać Przepraszam za strach, Że bałem się pożegnać, Przywitać Chciałbym tylko raz Bawić się, śmiać, Płakać Chciałbym jeden dzień Dotykać, słuchać Mówić Chociaż miałbym oszaleć Szczęśliwie przeżyć jeden dzień Zaryzykuję, Chociaż miałbym oszaleć, Wymieszać jawe ze snem Zaryzykuję Jeśli jest szansa się spotkać Zamienić wszystko na Ciebie Daj znać... Zaryzykuję
    1 punkt
  15. Dokładnie. Okna życia mają wielki sens. Mój wiersz akurat dotyka tematu sumienia, i stoi w kontrze do rodzicielskiego nihilizmu, lekko wstrząsowy, lecz gdy nie ma innego wyjścia okno życia jest idealnym rozwiązaniem. Koło symbolizuje Boga, prawo, nieskończoność, wieczność, doskonałość, wewnętrzną jakość, harmonię, równowagę, precyzję, kompletność. Okno ma kształt kwadratu. Kwadratowe okno życia plus koło symbolizujące równowagę. Zatem "kwadratura koła" - czyli problem natury ludzkiej, człowiek (matka, czy ojciec, lub oboje) w obliczu decyzji - często okno życia jest wtedy jedyną rozsądną alternatywą.
    1 punkt
  16. Fajnie przenikają światy ?
    1 punkt
  17. Niby prosty, niby nie wyzwala jakiś tam refleksji, ale jest w nim coś uroczego. A mnie się spodobało Tak jakby za sprawą magii, tak to sobie odbieram, a że bywają noce pełne magii... ? Jedynie ta mgiełka bardziej mi pasuje, aby była mgłą, a i bez tego zdrobnienia jest już tkliwie. ale to Twój wiersz, nie nagabuję;) pzdr
    1 punkt
  18. Dziękuję ślicznie, ale nie po to tu jestem by ścigać się w statystykach, dla mnie na serio nie ma to żadnego znaczenia. Ubóstwiam pisać wiersze, i tylko dlatego wybrałem się - tu do was. Czytać inne wiersze to wielka przyjemność, bo każdy autor ma swoją własną niepowtarzalną wrażliwość. I każdy wiersz ma swój niepowtarzalny charakter. Oczywiście są lepsze i gorsze wiersze, ale przecież nie jesteśmy z Sorbony ?
    1 punkt
  19. Twój wiersz jest mądry. W istocie przemycasz dylemat matematyczny "kwadratury koła", który wpisany jest również w język potoczny, oznacza coś niewykonalnego, albo problem nie do rozwiązania. Wiele Kobiet, zresztą nie tylko Kobiet ale i mężczyzn, rodzin, boryka się z takimi problemami. Lepiej, żeby ich nie było, no ale życie pisze inne scenariusze. To smutne. Na szczęście nie dotyczy mnie akurat ten problem, zresztą nie mam jeszcze dzieci. Więc u mnie to fikcja literacka. Mam nadzieję, że kwadratura koła w Twoim "geometrycznym wierszu" to też tylko funkcja poetycka, a nie realny problem. Cenny paralelizm składniowy czyli powtórzenie wyrazów kwadrat, koło, i metafora porównawcza, gdzie deszcz pełni funkcje łez, czyli wyraża ból rozstania, i motyw zapomnienia.
    1 punkt
  20. Bardzo dobry (jak dla mnie) i ważny wiersz, choć smutnie maluje mi w głowie sytuację, nie wiem czy trafnie, ale wszystko wskazuje na to, że tak... nie wiem czy to tylko wcielenie się w rolę, czy własne przykre doświadczenie peela. Bez względu na to, dało mi do myślenia i pozwoliło spojrzeć inaczej, a to jest siła utworu. dziękuję. witaj:)
    1 punkt
  21. miłość jest drogą którą podążamy oraz światłem jaki ją oświetla miłość to więcej niż się wydaje ma w sobie coś co lekko nieść miłość to jedyna królowa świata idąca przed siebie bez berła korony jednak mimo tego jest rozpoznawana a człowiek otwiera przed nią serce bo wie że iść jej drogą którą sama dobrocią upiększa jest powinnością czyli czymś czego nie warto jest się wstydzić ani za dnia ani nocą
    1 punkt
  22. Witaj - dziękuje że czytałeś - miło cię widzieć pod wierszem... Pozd.
    1 punkt
  23. A jednak mimo wszystko urzeka ten brak ciepła, bo to dobrze napisany wiersz. Choć podmiot liryczny (mniemam Ty), jest osierocony z symbolicznego ciepła i blasku - to jednak czytelnik odczuwa komfort, który wynika z fantastycznego klimatu, i choćby - cytuję: jest cholernie lirycznie ... ? Pozdrawiam cieplutko ?
    1 punkt
  24. Czasem tak zwany bekstejdż bardziej interesujący od planu. To tak jak z poezją między wierszami. Dziękuję za literki pod tekstem.
    1 punkt
  25. kiedym w pół-nieżywy otaczasz mnie chłodem oddalasz od ludzi i każesz zawracać ostrymi kamieniami znaczysz moje drogi kiedym na kolanach leczysz moje stopy kiedy nic nie widzę śnieżysz w moje oczy idąc po omacku światłem mnie otoczysz … prostuj moje ścieżki
    1 punkt
  26. Bardzo dziękuję Tomaszu, PozdrawiaM.
    1 punkt
  27. Bardzo dynamiczna relacja ... he he .. jakby autor był obserwatorem na planie filmowym. Bystre oko :)) PozdrawiaM.
    1 punkt
  28. Witaj - za cierpliwość słowo uznania - ale do końca nie dotrwałem tak więc nie wiem czy żałować - Pozd.
    1 punkt
  29. graphics CC0 humani – humani… to wszystko dla Pani Petrarka Cellini Da Vinci El Greco… poezje liryczne Zbiory Canzoniere po nocach pisane Sonety do Laury i rzeźby złocone ukute na czyny Cellini w mozole Żywota własnego do Pani się ślini Rzym. Paryż. i... Madryt sekrety w mimice lica Mony Lizy i wąsik łasiczki… obrazy Kobieto!… pochłaniasz łapczywie wzrokiem fanatyczki Orgaza & Pogrzeb hrabiego. El Greco humani – humani… Lescot wyuzdany fasada Luwru jakże Panią dręczy Zamek Wawelski Franciszek Florentczyk Madonna Sykstyńska z mocy Rafaela... która twe oczy marką powiela lico Ci Pani kraśnieje spod pudru… czyżby renesans Panią onieśmielał? a jeszcze dalej: Straż nocna. Rembrandta opada na dół rzęs gęstych firanka tu ciało zmarłe się nagle otwiera to będzie... Lekcja anatomii... teraz humani(zm) – humani(zm)… Rubens lgnie do Damy Sądem Parysa. Krajobrazem Z Tęczą nie śmiem już dalej Pani Cię zadręczać skręćmy tu obok jest zaraz kafejka… a w niej portrety samego Van Dycka [deika]
    1 punkt
  30. nawet nie wiem jakim cudem trafiłem na ten wiersz, po prostu trafiłem. To coś z mojego spokoju, jakby dla mnie, tylko w ostatnim zacytowanym wersie zamiast przygasło - czytam zgasło. :( Przepięknie DZIĘKUJĘ Deonix_ PS. Kiedyś w sklepie ze zdrową żywnością podarowałem mój jakiś tam tomik dziewczynie, która w nim pracowała. Podczas kolejnej wizyty zapytałem: - Pani Martynko i jak tam wiersze? A ona: - Proszę pana, tam jeden wiersz jest o mnie, już go prawie umiem na pamięć. Nie powiem, mile mnie wtedy zaskoczyła. To tak zupełnie na skraju marginesu. :)
    1 punkt
  31. Prześliczna lauda. Bardzo sumiennie oddajesz humanitaryzm Absolutu. Czuje się związek podmiotu lirycznego z Bogiem. Doskonała suplikacja w ostatnim wersie wiersza, podkreśla jego charakter. Dopieszczona estetyka.
    1 punkt
  32. A mnie się podobało bardziej w pierwotnej wersji, cytowanej przez Worldovskiego, było rytmiczniej i nie było jednosylabowego zaimka na końcu wersu, co dla mnie czasem bywa gryzące. Ostatni wers - jak dla mnie- dopowiada trochę za dużo w tej urokliwej, poetyckiej miniaturze. Poza tym, naprawdę podoba mi się, wiersz iskierkowy, subtelnie brzmiący, lubię takie klimaty. Ujęły mnie synestezje. Serdeczności :)
    1 punkt
  33. Z daleka Samotność, czas tak wolno płynie. Szczególnie w nocy. Jedyni towarzysze to tykanie zegara i Nocna ciemność. W oknie odbity blask latarni. Myśli które płyną nad nią. I dotyk szorstkiej pościeli. A czas dalej leniwie płynie. Z oddali szum auta z szosy. Do świtu blisko lecz każda sekunda to kilometry taśmy filmowej w myślach. I zdjęcia jakby wyblakłe. Choć tak młode. Trwa nocny pokaz slajdów. Na jednym jestem ja i ... i kto. Ten obrazek nie wyblakł ma jeszcze wiele barw. Jest żywy, tylko tykanie zegara nadaje rytm dwutakcie melodii. Coraz cięższe powieki i niebo zachmurzone. O parapet stukają krople deszczu. Znów cisza. Pojedyncze westchnienie i dźwięk deszczu w takcie zegara. Samotność to towarzyszka stała. Zawsze wierna i bliska. Choć przychodzi z daleka.
    1 punkt
  34. Justyno, cóż mogę powiedzieć! Piękne opowiadanko, za serce chwytające. Znieczulica ogólna już od dawna panuje na tym świecie. Ludzie mają swoje kłopoty i rzadko kto pomyśli o tym, aby porwać się na taki czyn jak w Twoim opowiadaniu. Opowiadanie to, daje do myślenia: jak ja, ty, on, ona, postąpiliby w danej sytuacji. Koty, psy, itd., to również stworzenia, którym "los" również płata niemiłe, a często dramatyczne i tragiczne figle. Pozdrawiam w zamyśleniu!
    1 punkt
  35. Dla mnie patrzenie w górę, to patrzenie w stronę Boga, modlitwa. PozdrawiaM.
    1 punkt
  36. Anioł, i miło, i na !
    1 punkt
  37. Ładnie bawisz się słowem, z lekkością piórka :) PozdrawiaM.
    1 punkt
  38. Z takimi Japanese girls to i owszem :))) autor: Tomasz Kucina Gejsza- cudną jest sztuka kochania na Honsiu śmiało ją przeżyj na wyspie w mieście Toyama w alkowie japońskiej gejszy w tarasach ryżowych pól w deseniach buddyjskich szkaplerzy cielesny wyzwoli głód - kult gdy gejsza ciebie namierzy w kraju kwitnącej wiśni miłość ozuta czerwienią jak teatr Kabuki dziś przyśni jedwabie w słowiki podmienią zawstydzi nas Kamakura z brązu posąg buddyjski gdy lawą wytryśnie góra Fudżi-San-song japonistki staniesz więc potulniejszy choć sake pobudzi twój zmysł w alkowie japońskiej gejszy pierwszy jej dotyk - spisz odleci gołąb z papieru statrek czy origami uczepi do puloweru wdzięcząc gejszy kształtami imbryk - z fajansu ostronos orientem zapachnie herbatą gejsza porzuci kimono jej ciało spotka się z matą dobędziesz różowej piersi powieki zaprószą noc wstydem tu gejsza zacznie noc pieścić i dotkniesz jej czarnych skrzydeł w świetle buddyjskich ołtarzy pokąsasz miedzianą cerę wypieki na młodej twarzy tłumaczą aż nadto - za wiele północą - w mieście Toyama zakwitnie gdzieś drzewko bonsai dyskretnie uchyli gwiazd brama uciekaj ! – to gejszy raj
    1 punkt
  39. Kapu kap po stalowej rynnie krople na szybie rozpraszają światło tworząc witraże kościołów jednak miejsca brak na modlitwę Bóg wyszedł Kapu kap po drugiej stronie okna kroplówka łóżko szpital strach piżam i mrówki w białych mundurkach ktoś przyszedł odszedł krąg życia Natarczywy stalowy stukot rozdziera ciszę, aparatury, codziennej krzątaniny, a może jednak to ty płaczesz
    1 punkt
  40. powrót ze stabilnej krainy (co - myślałam - nowym domem) na starą deskę huśtawki o poprzecieranych sznurkach trzy wiosny lekkiego bujania teraz do sztangi i w kałużę o nieprawdopodobnym dnie płytkim a głębokim dla ramion podatnych na taplanie znudzone szuranie butami - wyjdziesz na dwór? proszę na chwilę przerwę obserwowanie chmur suffitusów czarnych ale ale jednak pomiędzy tym co pomiędzy z pozycji sztangi widoki warte uwagi horyzonty paraboli chwilowa parada cumulusów
    1 punkt
  41. Widzę, że wypadałoby odpowiedzieć? :D [Mona Lisa] to była niby taka Madonna Hiszpan rzekłby nieprawda, oto nasza [Gioconda] ja nie o tym obrazie, u mnie [Dama z łasiczką] namalował Da Vinci, obie panie, na szybko Van Dyck był zaś Flamandem, urodzony w Antwerpii to był uczeń Rubensa, szanowany przez wieki wąsy, bujna czupryna, zakochane w nim ciche wszystkie młode panienki, jeszcze [Amor i Psyche] obraz ten namalował, olej no i na płótnie kiedy będziesz w Londynie w Hampton Court sobie lukniesz nasza [Dama z łasiczką] Czartoryskich rodowe malarstwo temperowe na desce orzechowej żył sobie Ermellino księciem był Mediolanii utrzymywał kochankę Cecylię Gallerani masz ci Damę, gronostaj w herbie miał Ermellino zatem dwoje kochanków połączonych przyczyną obraz znajdziesz w Krakowie, w Muzeum Narodowym jeden z najznamienitszych, Polski znak eksportowy :))
    1 punkt
  42. Pułkownika Wacka koło Kraśnika męczyła od dawna chora logika. Aż w końcu doszedł do sedna, że potrzebna głowa jedna. Tak pozyskał tępego porucznika. Turysta chłopu z wioski Wołkowyja papierosa nie dał, więc tamten kija złapał i złamał mu rękę oraz rozbił całą szczękę. A mówią wszak, że palenie zabija. Chorowity pacjent spod Częstochowy narzekał na bolesny staw barkowy. Wziął na ból suplement diety, teraz narzeka niestety dodatkowo też na zawroty głowy.
    1 punkt
  43. Przez ucho wkradłem się szeptem Ukradłem chwilę może dwie Z warg twoich cytatem uciekłem Ślad mrówek zdradził mnie
    1 punkt
  44. choć ląd na wyciągnięcie ręki pomnik marynarzy z konserwy wśród Pentlandu fal i szkalnka idzie do mych ust za sztormu ten nierówny bój za osiem dusz tych co odeszły salut *tin can sailors - żargon marynarski małe statki handlowe
    1 punkt
  45. Dyskusje ogólne to miejsce na wrzucanie ciekawych rzeczy, również o literaturze. Proszę o komentarze z sensem, nie osobiste wycieczki, Bronisławie.
    1 punkt
  46. chciałeś już odejść uciec jak tchórz była dla ciebie tego przyczyna ono jeszcze nie pozwala mocno na uwięzi trzyma
    1 punkt
  47. (Wiktorowi) kiedy rumieńce z drzew zaczęły opadać noc sama układała się do snu w przedsionkach migotanie w tonach i półtonach adagio żaden dźwięk nie umknął aż cisza wyrwała się z ciszy po policzkach spływała modlitwa nadewszystkość powrócisz cichuteńko czarosiejko
    1 punkt
  48. Marlettko Kochana, tę modlitwę czytałem już czterokroć - ładna, tylko zlikwiduj - proszę - ten pleonazm: każesz zawracać z powrotem wystarczy - każesz zawracać Pozdrawiam serdecznie Wiktor PS. Widzę przy wierszu cyferkę "3". Co trzeba zrobić, by dodać swój grosz i zamienić tę trójkę na 4 ? W ogóle nie wiem czy jestem do takiej czynności uprawniony.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...