Codziennie rzucał im prawdę w twarz
Bezczelnie, twardo, zaciekle,
cham jesteś, rzekli, kompleksy masz,
agresją skrywasz zły sekret.
Aż nagle ucichł niechciany głos
w czerwoną zdobny już kreskę,
błazen na drugi nie czekał cios,
samotną wybrał ucieczkę.
Ach, jak znów miło, chrypiała dziś
babka, co wróży na dwoje,
a prawda ? W kącie cicho gdzieś tkwi,
kłamstwo znów każdy ma swoje.
Aż się pojawił pewnego dnia
mówiąc, że chciałby być razem,
że odmieniony, że spokój ma
że prawdy chce, już nie błazen.
Lecz znów im rzucał codziennie w twarz
bezczelnie, twardo, zaciekle,
mówili – spasuj, zbyt ostro grasz,
a on wciąż głośniej, wciąż wścieklej
czczej nienawiści podnosił głos
głuchy na słowa rozwagi,
na oślep walił za ciosem cios,
wierząc wciąż w siłę zniewagi.
I w tych, co przeciw i w tych, co za
pomyje ciskał po równo,
błazen gdzieś przepadł, pozostał cham
a prawda ? Nic, tylko g....