Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Kiedyś


Annie

Rekomendowane odpowiedzi

Poszła dyskusja na temat "omyślę". A ja Wam na to odpowiem, że wolałbym "umyślnie". 

I zapachu mi brakuje, zapachu... żebym  krzyknął "jeszcze". 

Dla mnie to tak średnio erotyk jest. "Zawołasz" - kogoś z oddali. Raczej odbieram to jako kobietę, która do mnie przyjdzie, zawiruje, zostawi parę płatków i sobie pójdzie. A ja? Z ja zawołam: "zostań", "zróbmy to". Nie zostanie. Jak na mój gust do miana erotyka zbyt mało tu cielesności, namiętności i tego zapachu właśnie, zapachu ciała. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Marku za podpowiedź fakt, dobrze by pasowało. Zastanowię się :)

W pierwszej wersji było pachnące róże ale doszłam do wniosku, że kolor czerwony jest bardziej erotyczny :)

Może jednak zmienię?

Dobrze odebrałeś, taki był pomysł,

kobieta ze snu, która się materializuje w postaci płatków pachnących róż :)

Nie jest to stricte erotyk,  ale każdy odbiór  jest inny :)

Dzięki za czytanie i komentarz 

Pozdr

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mnie wygląda to trochę jak chłodna kalkulacja - omyślę, obmyślę, pomyśle, pokombinuję, sprawdzę wszelkie za i przeciw.  Bardziej pasowało by mi tutaj pomarzę, rozmarzę - to też  pomyślę i to z cieniem pozytywnego zaangażowania a nie chłodnej kalkulacji.

 

Pozdrzwiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 miesięcy temu...

Zajrzałam, bo znajomy tytuł.  Przyjemna treść, zapachniało delikatnie erotyzmem i to mnie zauroczyło.

 Zachęcająca pierwsza, ale chciałbym zapytać,

"/przyjdę/ do ciebie"...  w domyśle czas przyszły,
"pomyślę /gdy nie ma już/ słońca"... tu, jakby czas teraźniejszy, czy nie trafniej by było.. gdy nie będzie już słońca.?
Poza tym, dwa razy "gdy" można by jedno podmienić na inne słowo.

II- ga, literkę 'z', można by śmiało wyciąć,  ale to naprawdę niekonieczny drobiazg... 

W tej części najbardziej mi na nie aż trzy dookreślenia.. ciepłym, wilgotnym, pachnącym.. Rozumiem, chciałaś stworzyć

 niepowtarzalny nastrój. Dla mnie, zaczyna się on już w I-szej i jest bardzo wyraźny, również zwieńczenie wiersza bardzo dużo mówi.

Annie_M, wybacz szperanie, ale czasami nie potrafię się powstrzymać. Wciągnął mnie i już. 

Serdecznie pozdrawiam.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Natalio za wizytę, wcale mi nie przeszkadza Twoje "szperanie" wręcz przeciwnie bardzo mi miło :)

Odnośnie wiersza - pewnie masz sporo racji, stylistycznie byłoby lepiej utrzymać ten sam czas. 

Jednak w mowie potocznej czasami tak się mówi ( przynajmniej tak mi się wydaje, może niesłusznie )

Bardziej mi tak pasuje w melodii wiersza.

gdy masz rację nie zauważyłam tego, może coś wymyślę :)

 

Przeczytałam Twoją wersję, jednak zostanę przy swojej :)) ale to fajne, że wiersz na tyle Ci się spodobał, żeby przy nim pokombinować.

Pozdr. serdecznie.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...