Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

To wszystko i tak jedno...


KacZycia

Rekomendowane odpowiedzi

Strach że się nie Odezwiesz więcej 

Co krok mnie rani 

Niwecząc serce

 

Tak się tu męczę 

Czując obrzydzenie

Wstręt, odrazę 

 

Dalej marzę 

Dalej marzę -

 

O Twej świętości niezawisłej

O kwestii wrzącej, mądrej i czystej 

 

Poetyckiej...

 

Dalej marząc że cię nie tracę 

Dalej się łudzę

Dalej się karcę

Daję obłudzie że cię nie tracę 

 

Lecz nie wiem czy cię jeszcze zobaczę 

 

To znaczy miłość - 

Czy rozum tracę?

 

~dedykowany AS.

 

JN.

 

Edytowane przez KacZycia (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chciał być czasem mieć drugiej głowy

ot tak na zapas, wszelki wypadek

żeby pomogła gdy pierwsza nie wie

i doskonałą dawała radę

słodka w miłości jest nieporadność

gdybyś miał nawet  ze cztery ręce

są takie chwile, życzę ci tego

że chciałbyś wtedy mieć jeszcze więcej

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj - niestety miłość czasem różna jest - raz smakuje a raz nie - jednak przeważnie wraca.

                                                                                                                                                                                                 pozd. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwól, że (moim zwyczajem) pomajstruję przy Twoim wierszyku ;)

 

Strach, że się nie odezwiesz więcej 

co krok mnie rani  niwecząc serce.

 

Męczę  się  czując obrzydzenie

ale dalej marzę.

 

O Twojej świętości niezawisłej,

o kwestii wrzącej, mądrej, czystej, poetyckiej...

 

Dalej marząc że Cię nie tracę 

łudzę się  i nadal się karcę.

 

Mam nadzieję, że Cię nie utracę,

ale nie wiem, czy cię jeszcze zobaczę.

 

Czy to oznacza miłość,

czy  też rozum tracę?

 

 

Obrzydzenie wstręt i odraza - masło maślane, zatem nadmiar wyrzuciłam .

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

obłuda to fałsz, dwulicowość, więc może zrezygnować z obłudy na rzecz nadziei ? - mam nadzieję, że Cię nie utracę. - może byłoby lepiej ?

 

Wiem, że czasem, kiedy chcemy zapisać myśl by nam nie umknęła,  robimy to szybko starając się zanotować jak najwięcej. 

Taką notatkę należy potem dopracować by można nazwać ją wierszem.  Minimalizm nie zawsze wychodzi wierszom na dobre.

Popracuj jeszcze odrobinę nad tym tekstem :)

 

Za treść zawartą w wierszyku "lubię" :)

Pozdrawiam ciepło :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...