Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

dialog


Wiktor Desiczewski

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Proszę Pana... Ja już sił nie mam. Nich Pan od razu biegnie do Szwecji z tym wierszem, jeżeli jest taki dobry. I niech pan sobie zapamięta, że tutaj nie ma bloków reklamowych. To jest serwis, gdzie wiersze są oceniane, a nie reklamowane i w tym względzie zdanie autora na temat swojego wiersza jest nieistote.
I po raz nie wiem który warto coś sobie przypomnieć:

5. "Jeżeli oczekujesz tylko pochwał i uważasz, że już jesteś naj, 'że Twoja poezja jest prawdziwa', że 'przekazujesz tylko swoje uczucia i nic nikomu do tego', że 'nie obchodzi cię, co myślą inni' że pisanie nie wymaga pracy - nie publikuj. Po co? Daj żyć sobie i innym! Pójdź tam, gdzie Cię pochwal.." (przysłał oyey, www.fabrica.civ.pl)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tłumaczyłem go nie Pani a drugiemu komentatorowi... co ma się moja lekka zniewaga w Pani stronę (za którą sorry, poniosło mnie) z wycieczkami??
w wierszu podoba mi się to, że jest ładny... nie gustuję w wierszach w stylu:
podniebną nieskłonnością ezotermiczności
poruszasz moją niewidzialną nogę
trawami szczęścia i radości :P
śmieszą mnie wiersze gdzie połowa słów jest na serio żwycem zerżnięta z encyklopedii czy coś, a autor tak szczerze pojęcia czasem nie ma o czym pisze... ważne że ąłdnie brzmi i jest biały. mi się podobają ckliwe wiersze i mogę się założyć, że nie tylko mi!

pozdro
Wiktor

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pani Tero, mam kłamać, że nie jest dla mnie ładny?? Jest więc piszę... I gratulacje! Skoro umie pani po jednym wierszu i kilku komentarzach dowiedzieć się jaki jest autor, no to leży apni kilka półeczek od szufladki psycholog... Jak Pani to robi?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedno. Sugeruje Pan w pewnej wypowiedzi, że jestem głupi i nie rozumiem, ponieważ nie pochwaliłem wiersza?
Zrozumiałem, ale nie mam zamiaru chwalić tylko dlatego, że autorowi się podoba.
Radzę uważać z takimi sugestiami i poświęcić swój cenny czas na napisanie czegoś o wiele lepszego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja wersja tego utworu brzmi:

słońce kapało na jego dłonie
nad stolikiem samotnym
zgromadził chmury myśli

nagle ona podaje mu ręce
nie chce pytać o nic więcej

myślę, że dałoby się wyciągnąć kilka ciekawych metafor z tego wiersza np . "ja i ty - roztańczona para" lub "witające ręce", ale ogólnie to jest raczej źle napisane - nie dlatego, że rymowany - tylko dlatego, że zdecydowanie za dużo jest tu powiedziane. przegadany maksymalnie w dodatku banałami i błędami stylistycznymi.
ale zachęcam autora do pracy.
pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



również życzę dobrej nocy... i zgadzam się ze stwierdzeniem, że Polacy źli... i dziękuję że mogłem odpocząć dzięki m.in. Pani intelektualnie przy jakże kulturalnej dyskusji na temat banalnego dla jednych i poruszającego dla drugich wiersza...

pozdro
Wiktor
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...