Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

żałoba


Gwyneth

Rekomendowane odpowiedzi

przynieśli słodkie lilie
gdy śniłam cię jeszcze
głęboko

zwabiona wonią
między nocą a nocą
plotłam z dłoni most przebudzenia

wstąpiłam lekko

lecz paznokcie zbyt długie
szarpnęły myśli
i krew splynęła na płatki

najsłodsze są lilie
pojone karminem
kropel zranionej pamięci

ps.: krytyki się nie boję... publikuję w tym miejscu, bo jeszcze słabo piszę. ale to nie znaczy, że macie być pobłażliwi ; )

gwyn

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

widzicie... wiersz jest o smierci osoby bliskiej. grobowy klimat, moze tak. to jest powolne uswiadamianie sobie, ze osoba rzeczywiscie odeszla. budzenie sie ze snu nieswiadomosci. kto kogos kochanego stracil wie, ze na poczatku tego nie czuc, dopiero pozniej. miedzy noca a noca... mozna to interpretowac dowolnie. noc snu i noc zaloby, cierpienie... ja pisalam o tym, ze nie chcialam sie jeszcze obudzic. most miedzy noca a noca... to most w srodku snu, w srodku nocy. to wyrwanie z zycia z ukochana osoba prosto w zycie bez niej, kiedy czuje sie, ze ona powinna jeszcze byc, jeszcze trwac.

napisalam go, bo w niedziele stracilam dziadka. i serce mi sie kraje kiedy patrze na mame i babcie. choc wiem, ze najgorsze jeszcze przed nami...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CYTAT (Gwyneth @ Jul 10 2003, 07:03 PM)
tak czy inaczej myslalam, ze przyda sie troszke wyjasnien coby pomoc zrozumiec 'co autor mial na mysli' ; )

Gwyneth,
nie musiałaś tłumaczyć, Ci którzy chcieli zrozumieli, a inni i tak raczej tego nie zrobią.

Lilie mówią wiele...

P.S. Polecam wiersz "Krokusy" Assire var Anahid, inspiracja niemal ta sama, znajdziesz go na forum dla zaawansowanych, lub na mej stronie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiesz, stworzyłaś niesamowity klimat. Zawsze powtarzam, że mało komu się to udaje. Skierowałaś całą uwagę odbiorcy na treść, nie na formę, a to ważne. Myślę że nie ma tu słów do których możnaby się przyczepić. Mi właśnie "między nocą a nocą" spodobało się najbardziej.
pozdrawiam i zapraszam do zaawansowanych smile.gif
Leila

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...