Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Skuci


Andrzej Tomczyk

Rekomendowane odpowiedzi

Są takie dni
znają je wszyscy
co życie kochają bądź się starają
próbując wyłuskać fragment zapełnienia
codziennych emocji 
od wytłumienia
w uścisku trwając z losem splątani
oderwać chwilę z lodowej tafli
tego co w szatach modnego kroju
zimowym ciepłem wszystkich ukoi
gdy czucie zanika wraz z bryzą zimna
odchodzi chęć pieszczenia ciepła
zmieszani z puchem szronowej zaspy
zamarzamy 
zapomniani
zapominamy jak marzniemy
w skostniałej górze skuci
szukamy ciepła, które prędko nie powróci

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Coś mam wytłumaczyć 

Dobra czytam

Skuci jako tytuł.  Za moich czasów to znaczyło, że delikwent, a w liczbie mnogiej towarzystwo się narąbało po korek alkoholem. 

Pierwsze wersy nie wyprowadzają mnie z mylnego założenia, a jedynie drugi mnie wyprowadza lekko z równowagi, ponieważ zakłada że cała ludzkość musi to znać to coś co jeszcze nie zostało przez podmiot liryczny określone lub jeszcze gorzej wychodzac z blednego zalozenia tytulu podmiot wmawia mi, że każdy kiedyś był skuty w trzy dupy. 

Trzeci wers i drażni inwersja,

ten wers w takiej postaci po prostu jest nie logiczny 

 

co życie kochają bądź się starają

 

co starają się kochać życie tak mogło by jeszcze ujść ale trafiam na wers czwarty 



próbując wyłuskać fragment zapełnienia

 

tu już mam obraz jak skuty mężczyzna probuje wyciagnać najważniejszy element z mozaiki żeby sie cała posypała 

 

lub trafić kluczem do dziurki ale w tym stanie to dość trudne :D

 

 

Moja rada zanim zaczniesz udziwniać pisz jak najprościej 

tutaj bardziej wprawni w piórze dali mi taką jedną z wielu rad staraj sie pisac tak by każdy wers czytany osobno miał jakiś sens przynajmniej składniowo. 

 

Uff mam nadzieje że nie przeraziłem trzymaj sie 

Edytowane przez Marcin Krzysica (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Marcin Krzysica Tytuł "Skuci"...nie "Skuci. Pokolenie Marcina Krzysicy."
 Nawet gdyby, za "Twoich czasów" oznaczało nie tylko chlanie do upadłego
lecz przede wszystkim skucie przez milicję, zaobrączkowanie, 
czyli zakucie w kajdanki, w tych samych czasach na świecie o dziwo istniał lód
oraz kopalnie różnych surowców, gdzie także.......kuto.
 Napisałeś podobno tekst: "Tak normalnie", sugestia za słaba, więc może fragment:
 "nie chcą sprawdzać 
 zbyt doświadczyło 
 ich już życie"
 Skorzystaj z tego pryzmatu, rezygnując z wizji hymnu alkoholika.
Polecam mniej pić by wszystkiego pod alkohol nie podciągać.
Moja rada zanim sprowadzisz świat do banału, rozejrzyj się dookoła...
Jeśli nadal jest to niezrozumiałe, czekam na kolejne pytania.
 Za radę dziękuję.
 Też się nie puszczaj.
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Andrzej Tomczyk nie pije :D ale widzę, że jakoś konstruktywna krytyka nie trafiła. 

Napisałem tekst "tak normalnie" ale z mojego tekstu wychodzi to jasno i wyraznie o co chodzi :D u Ciebie nie koniecznie ze względu na to co wyżej opisałem. 

Wiem cięzko się przyjmuje słowa krytki no ale może jakoś dasz rade je przełknąć.

 

Pozdrawiam 

 

Ps. Nie musisz przepraszać w tym tygodniu już mi zarzucano że cale forum pisze moje wiersze a teraz dorzuciłeś kolejna odznake alkoholika "Polecam mniej pić by wszystkiego pod alkohol nie podciągać." cytuje jakby ci sie zachciało usuwać wpis 

Edytowane przez Marcin Krzysica (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

jak widać ja nie oceniam ciebie tylko utwór podaje błędy jakie zrobiłeś, gdyby utwór był taki dobry dostałbyś wiecej komentarzy serduszek itd ale jakoś cisza chciałem pomóc to 

"Polecam mniej pić by wszystkiego pod alkohol nie podciągać." dostałem taki cytat  

 

Kończe juz nie bedziesz mnie spotykać 3maj sie 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Książę, nadal nie rozumiesz, serduszkowy świat pełen wydmuszek mnie nie interesuje, w przeciwieństwie do Ciebie. Jeśli nadal nie rozumiesz słuszności tego co cytujesz ... to może zacznij pić, zamiast dyskredytację podciągać do miana koleżeńskiej krytyki, królem będąc wśród ślepych ciemności nie rozjaśnisz.

Po raz ostatni dziękuję za chęci, pomimo przeinaczonego odbioru.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...