Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zmiennocieplny


Rekomendowane odpowiedzi

Wpierw.. obiecałem sobie - nie będę pisał obcesowo czy lakonicznie - najzwyczajniej w świecie zdam jednorazową relację naocznego świadka pewnej jakże spotykanej historii.

Wczesną jesienią do tego wciąż jeszcze ciepłą wsiadłem do pociągu na stacji Warszawa Centralna w kierunku Suwałki. Pociąg rzecz jasna, tak mniej więcej w połowie drogi, zatrzymywał się również w Białymstoku. Nie pamiętam dokładnie gdzie zaczynał swój bieg, czy było to kilka stacji przed czy też kilkanaście w głowie jedynie utkwił mi fakt, że jak na tą porę dnia i dzień tygodnia był wyjątkowo niezatłoczony. Trzeba dodać dla doprecyzowania, że nie był nawet w połowie zapełniony ludźmi. Mały szczegół, a cieszył z powodu spokojnego i świadomego doboru miejsca w przeciwieństwie do odwiecznie, z braku takowych, stosowanej strategii, kto pierwszy - ten lepszy - bądź ten sobie posiedzi. Wybór ten ograniczył się do pierwszego przedziału z miejscem preferowanym - znaczy się przy oknie z widokiem na wprost do kierunku jazdy. To po drugiej stronie jest czwartym wyborem, co najwyżej, ostatnimi czyli - siódmym i ósmym zajmowanymi przeze mnie i tylko z musu są oba miejsca przy drzwiach. Ale dlaczego miejsce przy oknie tyłem do kierunku jazdy jest dopiero czwartym wyborem? tylko i wyłącznie z powodu podświadomych obiekcji do oglądania się za siebie czyli wstecz, czy też przyglądania się temu co za oknem z perspektywy podwójnie minione, co w moim odczuciu z taką samą mocą kurczy się i odchodzi w niebyt. W przedziale tuż przed dekompresją z jakże dobrze znanym każdemu hukiem drzwi przesuwanych na zawiasach siedziały już dwie osoby. Dźwięk ten jest swoistym katalizatorem alarmująco-oznajmującym pojawienie się kogoś i jednocześnie przykuwa na moment uwagę i wzrok wszystkich pasażerów już w nim siedzących. Tym razem ku mojemu zaskoczeniu tak się nie stało. Obie postaci(e) nie podniosły głów ani wzroku z nad swoich czytadeł. Siedzieli tak jak ich zastałem trwając w swych pozach i stanowiskach zupełnie niewzruszenie. Myśl pierwsza przeleciała naddźwiękowym mimochodem ocho.. przedział pod mocnym wezwaniem bibliotekarskim.
Introwertyk-przełamywacz taki jak ja posiada, a jakże samocelebrujące się ceremoniały. Głębszy wdech, który nawet w moich uszach brzmi jak kradzież nadprogramowej dawki mieszaniny gazów składających się na powietrze, wzięty co najmniej w zastaw, po czym przeciągnięte dzwoniące w całym przedziale

- Dzień dobry! pań... - w tym samym momencie efekt został osiągnięty - obie głowy po obu stronach siedzeń wyłoniły się momentalnie znad swoich czytelniczych parawanów, po lewej w rogu przy drzwiach mężczyzna ciemny blondyn z trzy-tygodniowym zarostem i z książką od filozofii, po prawej na trzecim miejscu od okna kobieta, blondynka z bardzo przyjemną i uśmiechniętą twarzą - z przekrojem w dłoniach

- ..stwu! czy mogę się dosiąść?!
Jedno pytanie  - poczciwe i małe, a rumieńcem wybuchło na mojej twarzy jak co każde dosiadanie się. Mogło być gorzej - tym razem skończyło się tylko lekkim samo zażenowaniem. Czasem krócej jest lepiej. Najlepiej. Człowiek wyzbywa się tej całej zaprogramowanej kurtuazji, w ramach wybiegu - odebrałem dobre wychowanie i pyta po prostu - można bądź wolne i na pewno nie przegra w grze na najmniejszą ilość wypowiedzianych słów.

- Tak proszę - odpowiedziała ciepło z uśmiechem pani od gazety, przykuwając również spojrzenie jej dotychczasowego współpasażera. Szczęście mi dopisywało. Też miałem książkę, a do tego nie byle jaką z racji rozmiaru ponad tysiąca stron wyglądała gabarytowo jak książkocegła. Był to Lód Dukaja. Szybko po nią sięgnąłem i zacząłem czytać. Cisza zapadła momentalnie. Nie na długo. Już na następnej stacji - Warszawa Wschodnia dosiadł się do nas czwarty  współpasażer. Samo jego zajmowanie miejsca zajęło znacznie dłużej niż jest to potrzebne. Koniecznie chciał wymienić z każdym uprzejmości i zakomunikować swoją obecność. Blondyn z lekko kręcącymi się włosami. Na nosie miał okulary z dość modnymi oprawkami, tak na oko trzydziestopięcioletni. Usiadł na przeciwko mnie mając na twarzy wymalowany uśmiech i nieopuszczające go ani na chwilę podekscytowanie.

 

 

Chyba też miał coś do czytania ze sobą, jakąś w ostatniej chwili zapewne kupioną gazetę. W każdym bądź razie ani razu po nią nie sięgnął, nie dosiadł się do nas również z zamiarem spędzenia tych kilku godzin w bibliotekarskiej ciszy, którą zastał. To pewne. Stało się to kwestią pięciu, może mniej minut, gdy zwrócił się do nas wszystkich w te oto słowa 
- Przepraszam was, ale zależy mi na tym by się przedstawić i by móc w ten o to sposób kontynuować z wami podróż
-  Jestem Michael - powiedział dość dziwnie zaakcentowanym, ale i poprawnym polskim wprawiając nas w niemałe zdumienie.
- Po polsku Michał jak mnie pamięć nie myli - szybko dodał
- Tak - przytaknęliśmy wszyscy z lekką konsternacją w głosie
- Ostatni raz byłem w Polsce - kontynuował jak gdyby nigdy nic - i w moich rodzinnych stronach 28 lat temu, wyjechałem do Kanady z moimi rodzicami i młodszą siostrą, gdy miałem zaledwie 8 lat. Urodziłem się i mieszkałem w Białymstoku wówczas. Tam też podróżuję dzisiaj by odwiedzić swoich krewnych. Czy ktoś z Państwa również może i tam się wybiera?
- Ja też tam wysiadam - odpowiedziała Pani po jego lewej stronie.
- Uff nie jestem, więc sam! - wyszczerzył się do niej po czym spojrzał w naszym kierunku

- A Wy? zwrócił się bezpośrednio do nas
- Augustów, Suwałki - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
Przez chwilę łudziłem się nadzieją, że to może być ostatnie pytanie, na które trzeba byłoby odpowiedzieć. Moja wrodzona intuicja, bądź coś co nabyłem z biegiem lat, podpowiadało mi, że powinienem naprędce przyjąć postawę ostatnich skrzypiec, w tym przedziałowym kwartecie. Męczą mnie rozmowy z nieznajomymi o wszystkim i o niczym. Tak sobie pomyślałem. Nie bez znaczenia na moją decyzję miał również fakt, że byłem najmłodszą osobą z całej czwórki. Wolałem, więc słuchać i obserwować, dopowiadając i zabierając głos tylko wtedy, kiedy uznałem to za słuszne bądź czułem się wywoływanym do odpowiedzi.
- O proszę, muszę przyznać, że nigdy tam nie byłem - odpowiedział Kanadyjczyk z polskim pochodzeniem.
- Jak tam jest w tym Augustowie i w tych Suwa..? - tutaj ewidentnie się zaciął, próbując przypomnieć sobie i odpowiednio odmienić nazwę miejscowości
- łkach - dopowiedziałem, ratując niezręczną sytuację
- To może Pan pierwszy?! Szybko dodałem wskazując dłonią na mojego sąsiada - tak by zachować chronologię podróży i wysiadania - uzupełniłem swoją wypowiedź wzmacniając ją solidnym, jak mogłoby się wydawać argumentem.
- Umówmy się, że nie będziemy się tytułować od teraz - Pan i Pani. Wiem, że tak nakazuje nam wychowanie, ale czy moglibyśmy zwracać się do siebie bezpośrednio, wiem, że to ułatwia sprawę? - zapytał  Michał
- Mi to odpowiada - przytaknęła entuzjastycznie jedyna pasażerka
- Ja również tak preferuję - odpowiedział pan siedzący po mojej stronie siedzeń
- Dobrze.. - udało mi się wykrztusić, czując przez moment na swoich plecach myśl zwrotną, że to ja wywołałem to pytanie i to małe zamieszanie o zwrotach grzecznościowych.
- Jeszcze chwileczkę, sorry znowu muszę Cię przeprosić - zaśmiał się Michał przerywając ponownie memu sąsiadowi
- A może zróbmy tak?! Przedstawimy się teraz sobie nawzajem i będziemy mieli to  już za sobą. Obiecuję, że to ułatwi naszą rozmowę - coraz bardziej zadziwiał nas swoimi pomysłami i swobodą bycia niecodzienny pasażer.
- Ok niech i tak będzie - odpowiedziała blond Pani
- Weronika miło mi! przedstawiła się z uśmiechem od ucha do ucha podając rękę każdemu z nas po kolei..
- Łukasz - również mi miło, podchwycił i kontynuował zwyczaj podawania ręki mi i Michałowi
- zostałem już tylko ja - pomyślałem
- Joachim - odparłem, starając się wypowiedzieć swoje imię głośno i wyraźnie tak aby nikt nie zechciał go powtórzyć czy dopytywać, udając, że nie dosłyszał.

Liczyłem też na to, że nikt nie skomentuje jak bardzo oryginalne i niespotykane to imię. Podałem rękę jedynej przeze mnie nieuściskanej osobie to jest Kanadyjczykowi.
- Świetnie! teraz już tylko będzie super nam się gadało. Sami zobaczycie!
Było to na tyle bezpośrednie i nieoczekiwane, że nie pozostało nam nic innego jak zaśmiać się lekko nerwowym, ale i łagodnym przy tym śmiechem. Atmosfera rozluźniła się. Kanadyjczyk śmiał się z nami również, wydawać wręcz by się mogło, że śmiał się przy tym najszczerzej, a na pewno najgłośniej.

- Na czym to my skończyliśmy?? zapytał nas, choć i również sam siebie.

- Na Augustowie.. - podpowiedziała Weronika, kierując swoje spojrzenie na Łukasza

- Hm... jaki i czym jest Augustów dla mnie... - dość tajemniczo zaczął Łukasz, po czym kontynuował - kiedyś bywał domem, tym najprawdziwszym z krwi i kości. 

Dziś jako miasteczko sezonowo-letnio-wybitnie-turystyczne – nie ukrywał uśmiechu nad tą wypowiedzianą przez siebie frazą, co zresztą i my podchwyciliśmy, odwzajemniając się mu tym samym - jest bardziej jako przystań. Odwiedzam ją i przybijam do niej od czasu do czasu, głównie by odwiedzić rodziców, choć wiem już to, że moje korzenie tam nie należą.

- A gdzie zakotwiczyłeś się na dłużej jeżeli mogę zapytać, w sensie czy znalazłeś już miejsce dla tych swoich korzeni? - podtrzymywała rozmowę (Weronika)

- Myślę... że tak. Poniekąd. Przynajmniej na tą chwilę mogę tak już o tym powiedzieć. Mieszkam w okolicach Warszawy co ma dla mnie podwójne pozytywne znaczenie. Pierwsze ekonomiczne, oczywiście, że wraz z zakupem M2 stałem się jednocześnie kredytobiorcą. Inne opcje, w naszej rzeczywistości, bardzo rzadko wchodzą w grę - cała nasza trójka przytaknęła gestem głów na tą konkluzję, jedynie Michał dodał do tej ekspresji delikatne zdziwienie na ostatnie słowa, co nie umknęło mojej uwadze.

- Dzięki temu, że mieszkam tam gdzie mieszkam, mam kredyt za ten sam metraż mieszkania, co w Warszawie - na dwadzieścia lat zamiast czterdziestu. Drugie znaczenie i powód zarazem ma już wymiar doraźnie osobisty. To znaczy uwielbiam przemieszczać się i być codziennie w drodze. Może to wydawać się dla kogoś dziwne i niezrozumiałe, ale moim najproduktywniejszym momentem dnia jest droga z domu do pracy i na odwrót. Łącznie to są dwie godziny i proszę mi wierzyć lub nie, ale właśnie dzięki tej metodzie jestem na ukończeniu i tu delikatnie się pochwalę - swojej drugiej książki - chwalenie się, chociaż nikt tak by tego i nie nazwał, zrobiło na nas niemałe wrażenie.

- Wow! - zakrzyknęła pasażerka

- Pięknie! Gratuluję! - dodał Kanadyjczyk

- I ja gratuluję! - dołączyłem się do chóru entuzjastów

- Dziękuję, ale to naprawdę nic wielkiego

- Oczywiście, że nie. Każdy z nas tutaj siedzących jest właśnie na ukończeniu swojej drugiej książki - dodała Weronika pomagając rozładować sytuację i wywołując przy tym liczne salwy śmiechu

- Dokładnie tak. Dobre sobie! - jej sąsiad nie pozostawał jej dłużny - w tym samym momencie poczułem spojrzenie całej trójki na mojej osobie, tak jakby ni z stąd ni zowąd, ktoś rozpoczął nową grę i kości zostały już rzucone. Grą to było - każdy mówi raz i nie zabiera głosu ponownie nim cała czwórka się nie wypowie. Odczułem to właśnie tak, nie inaczej. Co więcej nie byłem w stanie w żaden sposób się temu przeciwstawić. Nie zna się zasad gry, ale gra się - pomyślałem

- To o czym są Twoje książki, jeśli można zapytać?

- Współczesna filozofia, przemieszana z psychologią i odrobina futurologii, ale tylko odrobina. Zaśmiał się i kontynuował. Futurologia ma już swój szczyt dawno za sobą. Jest niczym gwiezdne wojny, to znaczy zmiany następują zbyt szybko by na ich podstawie budować i wybiegać w przyszłość. Świat potrzebuje obecnie przyhamować. Tylko i wyłącznie po to by zapytać sam siebie o priorytety, które pogubił po drodze. Zbyt duże przyłożenie siły odśrodkowej nie tylko nie sprzyja refleksji, ale powoduje zbyt gwałtowne rozrzucanie skupisk chaosu. Tak w lekkim filozoficznym skrócie.

- Brzmi ciekawie!

- A nawet bardzo. Zabawne jednym, a właściwie jedynym powodem z powodu, którego tu jestem są zmiany, za którymi przestałem nadążać, albo akceptować je, jako tylko słuszne. 

- Czyż Kanada nie jest jednym z najlepszych miejsc do życia na Ziemi?!

- Też tak słyszałem.

- A ja zawsze chciałam tam pojechać.

- Hmm... Z pewnością była i pewnie dla niektórych wciąż jest, ale czy dla mnie jest takim miejscem - mam coraz większe wątpliwości.

- Tzn.? - zapytałem w tym samym momencie Łukasz i Weronika skierowali wzrok na Michała.

- Widzicie tu nie ma prostych odpowiedzi. Znów ten diabeł pochował się w szczegółach. Jestem spełnionym zawodowo 36 latkiem. Mam kilka nieruchomości i własną dochodową firmę. Wszystko na swoim miejscu. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko i aż rodziny. I tu się zaczynają moje życiowe schody. Nie chcę byście mnie źle zrozumieli, ale w Kanadzie kobiety są troszeczkę inne - spojrzał porozumiewawczo w stronę Weroniki, lecz jedyne co dostał wzamian to zdziwienie przemieszane z lekkim oburzeniem.

- Nie ma różnych kobiet wszędzie jesteśmy takie same - stanowczo i z lekką irytacją odparowała Wera
- Tak wiem. Piękno, uroda i mądrość są niezmienne. Znów mam na myśli szczegóły i własne doświadczenia. 
- Chyba prędzej wyobrażenia i stereotypy - nic a nic nie spuszczając z tonu, wtrąciła jedyna pasażerka. 
- Być może, nie jest i to wykluczone. Ja jednak mam już swoje zdanie wyrobione w tej kwestii i zbyt dużo widziałem oraz przeżyłem by nie zweryfikować tych moich wyobrażeń i stereotypów ot chociażby w kraju, z którego pochodzę. 
- To na czym miałaby niby polegać ta inność jak to sam ująłeś Kanadyjek względem nas Polek? - wciąż z wyczuwalną silną emocją dyzaprobaty w głosie zapytała Weronika
- Hmm.. chyba najbardziej widoczną różnicą jest to, że kobiety w Kanadzie nie pozwalają się adorować, czy na przykład by bezintersownie im pomagać to jest traktować je po dżentelmeńsku. Ot przytoczę głupi incydent, koleżanka z pracy niosła wszystkim osobom tacę z kawami, widząc, że ma problem z otwarciem drzwi przyspieszyłem kroku by jej je otworzyć. Nie tylko, nie skorzystała z tego, ale była wręcz oburzona moim gestem, wylewnie mi tłumacząc, że nie chce być przeze mnie nigdy więcej tak traktowna. 
- Proszę Ciebie, litości! Dlaczego zawsze targetujecie kobiety z tym dżentelmeńskim zachowaniem, ciekawe gdyby to był jakikolwiek mężczyzna, czy również przyspieszyłbyś kroku by mu pomóc? Zresztą powiem więcej gdyby to była postawna, słusznej sylwetki kobieta szansa na bezintersowną pomoc ze strony jakiegokolwiek "dżentelmena" w promieniu stu metrów spadłaby o sto procent. Jednym słowem dżentelmeństwo to bardziej wysublimowana i archaiczna forma seksizmu. 
- To są praktycznie i dosłownie jej słowa. Znacie się czy jak!? Dodam jeszcze, że pomógłbym każdej z tych osób, które wymieniłaś gdyż pomocna dłoń nie powinna się brać z żadnej ideologii, czy kindersztuby, a ze zwykłego, naturalnego odruchu. Odrzucanie zaś bezinteresownej pomocy tylko i wyłącznie ze względu na ideologię i przekonania zaczyna mi pachnieć już doktryną. Później robi się ciekawiej i ciekawiej, aż człowiek sam zapomina dlaczego porządanym działaniem jest wyzbycie się naturalnego odruchu pomocy i być może mniej naturalnego, ale przez to, ani trochę gorszego - przyzwolenia na tą ofiarowaną pomoc. 
- Uważam podobnie... -  wtrącił się ponownie w dyskusję Łukasz, co więcej myślę, że pewne wielopokoleniowo wypracowane postawy oraz zachowania, które brały się z tychże, jednak nie do końca naturalnych odruchów, są jak najbardziej naturalne dla człowieka. Są one również pewną ewolucyjną konsekwencją potwierdzenia, ale i zaadoptowania się człowieka w humanizmie oraz dobru. 
- Czyli mam rozumieć, że są jedynie słuszne bo dobre zarazem i nie wolno ich w żaden sposób kwestionować? Pozwól Łukasz w takim razie, że zadam Ci to pytanie czy diabeł będąc dżentelmenem i pomagając otwierać drzwi komukolwiek, staje się automatycznie dobrym humanistą? 
- Diabeł od podszewki do nawleczki jest humanistą bez wątpienia - odpowiedział ze spokojem Łukasz. Bez wątpienia też, jako konstrukt ideologiczny nie może być dobry. Nie i koniec. 
- Skoro uczynił dobrze to na moment był tym dobrym przecież..?
- Dobry uczynek jest dobry tylko wtedy gdy jest bezintersowny. Natomiast bezinteresowność w przypadku diabła nie ma w ogóle precedensu. Wszystko co robi i jak to robi jest poddane nieustannej kalkulacji i osiągnięciu korzyści. Można by rzec przewrotnie, że cel uświęca jego środki. Jak już wspomniałem wcześniej - diabeł jest skończonym humanistą, nic co po ludzku napędzające wyobraźnię do działania i ciekawości - nie powinno mu być więc i obce. Kryję się za tym jego kolejna cecha jako tego właśnie konstruktu to jest - niedościgniony koneser piękna, urody i sztuki - tu, w tym miejscu, posłużę się własnym cytatem - obrzydliwa atrakcyjność i najczystsza pokusa jest diabelsko nadrzędną cechą. Plus pośpiech diabeł nie cieszy się na ludzki pośpiech on się śmieje z jego powodu do rozpuku. 
- Nieźle całkiem sporo myśli o koleżce, którego nawet nie ma i nie było. Tyle ode mnie, a ty jak uważasz Joachim? zapytał Michał. 
- Czort z tym diabłem! - wykrztusiłem z siebie bez chwili zastanowienia niczym uczniak wyrwany do odpowiedzi.
Cały przedział wybuchną raptownie śmiechem. Tak jakby dyskusja potrzebowała odświeżenia i zmiany klimatu. Uśmiechnąłem się i ja, a może po prostu ta radość pozostałych współpasażerów mi się udzieliła. Krążąc jeszcze przez moment przy swoich myślach spojrzałem na wprost, tak jakby właśnie ta chwila miała być esencją tej podróży. Mym oczom ukazały się twarze nie tylko szczęśliwych ludzi, ale również  atrakcyjnych i tak samo pewnych siebie. Oboje mieli blond włosy, niebieskie oczy i oboje byli wręcz łudząco podobni. Gdyby ktoś właśnie w tym momencie, próbowałby się do nas dosiąść od razu zapewne pomyślałby, że to jest rodzeństwo albo, że muszą być conajmniej ze sobą spokrewnieni. To mogłaby być całkiem dobrana para, gdyby tylko tak móc cofnąć ostatnie pięć minut rozmowy, można by nawet stwierdzić i rzec, że całkiem zgodna.

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Pan Ropuch
- (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z rozbudowanego, ale ciekawie nakreślonego wstępu wnoszę, że narrator ma intrygującą historię do opowiedzenia.

Mała uwaga: Michał (Michael) byłby bardziej przekonujący, gdyby jego język polski był rzeczywiście łamany.

 

Pozdrawiam

 

P.S. Lubię podróżować pociągiem. :)

Edytowane przez WarszawiAnka
literówka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@WarszawiAnka Coś pokombinuję jeszcze z tym. Tekst jeszcze potrzebuje dużo poprawek. Najważniejsze, że spróbowałem ujarzmić chociaż swoją piętę achilesową to jest pisanie dialogów. Wiem, że to jeszcze wiele pozostawia do życzenia i poprawy, ale dobrze, że w ogóle się odważyłem. ;) Historia jest nieskończona jak sama zauważyłaś czy uda mi się poprowadzić ją w interesujący sposób - pojęcia nie mam - spróbować- spróbuję proszę trzymać kciuki i dziękuję za obecność i uwagi.

 

Pozdrawiam

Pan Ropuch

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dziękuję. :)

 

Tak rozwinięty wstęp wydaje się zapowiadać długą historię. Chociaż - może być też ćwiczeniem literackim. :)

Skoro jednak włożyłeś już sporo pracy w ten wstęp, mam nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi.

 

Życzę powodzenia!

 

 

...i jeszcze raz dziękuje. :)

 

 

Edytowane przez WarszawiAnka
spacje (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam na dwóch wdechach☺ 

Fajowe opowiadanie☺ 

Mnie ciągle ktoś zaczepia w pociągu, autobusie, tramwaju 

Zazwyczaj są to nietrzeźwi panowie 

No już do nich to ja mam wyjątkowe szczęście☺

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Gosława To się będzie dopisywało, walę na żywca, choć wiem gdzie ta historia się skończy, bo w 95% ją przeżyłem (5% to szmery pamięci jakie się naniosły same po 12 latach). Czy starczy mi sił by ją należycie odtworzyć i przytoczyć - tego już NIE WIEM. 

 

Pan Ropuch

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ponownie jest mi miło. :)

Lubię dziękować. :)

 

Pozdrawiam

 

 

 

Jeśli ta historia naprawdę się wydarzyła i uznałeś, że warto się nią podzielić, a także napisałeś już wstęp - to jesteś już z w połowie drogi. :)

 

Pozdrawiam

Edytowane przez WarszawiAnka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Andrzej P. Zajączkowski   Tym wierszem przypomniał mi pan Sarę Dewro, pół Greczynką i pół Polkę - lubiła chodzić nago w miejscach publicznych (ekshibicjonizm) i odczuwała popęd seksualny wobec osób dorosłych (teleiofilia), jako nastolatka (miała wtedy czternaście lat) - poderwała mnie i przysyłała mi nagie zdjęcia z plaży nad morzem, zresztą: opisałem wszystko w następujących tekstach: "Dewro" i "Sara", oczywiście: nie powiem, iż nie była ładna, wręcz przeciwnie: była piękna i wyglądała jak dorosła, jasne: zdjęcia natychmiast usunąłem - wykasowałem, inaczej wszystko byłoby na mnie - wyszedłbym na pedofila, poza tym: rozmawiałem z jej dorosłym bratem i sprawa została wyjaśniona.   Łukasz Jasiński 
    • @Sylwester_Lasota Oczywiście mogłaby to być Afryka, a jeśli nie, to tylko Australia, bo nigdzie indziej nie ma rdzennych czarnych. To prawda, że nikt nie dba o rodzimą ludność i jej środowisko, ale obecnie duże korporacje robią wiele, aby zbudować pozytywny wizerunek, dzięki czemu mają więcej swobody i mniej odpowiedzialności w eksploracji zasobów naturalnych. Świat należy do bogatych. Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Jacek_Suchowicz A ja biedny, mimo iż mieszkam w Częstochowie, nie posiadam łaski wiary. Kombinuję jak koń pod górę, żeby uwierzyć w Pana Boga, ale nic z tego nie wychodzi.
    • 1.Czy tylko w Polsce? zawiść miotała Cześkiem na Woli cieszył się z każdej cudzej niedoli takich samych widział wszędzie a że chciał być na urzędzie więc został szefem zrzeszenia trolli   2.„Wesele” ciut inaczej   Wyspiański ujrzał róże na Woli bez ocieplenia choć na pergoli więc mu smutno się zrobiło pod zaborem czy tak miło kto tu wykona taniec chocholi   3.Herbarz polski   ponoć się hrabia na Mariensztacie gorzej na herbach znał się niż na skacie choć gdy zgrał się w karty do cna żyła w nim tradycja mocna bo herbatniki maczał w herbacie   4.”Ludzie bezdomni”   gryzł się Żeromski widząc w Radości że służba zdrowia wręcz w upadłości mógł zapobiec temu przecie łez by było mniej na świecie tworząc Judymów w większej ilości   5.Prawy mańkut?   szlachetnie Zdzichu rozpalił w Hucie wyłącznie ręką u Luśki chucie i to lewą osobliwie tak więc tkwi dziś w głowie dziwie że się zakocha w prawym mańkucie   6.Podwójny Nelson   mistrz świata zapaśnik z Radości zakończyć chciał życie z miłości choć problem to stary wziął z nim się za bary w uściskach połamał jej kości   7.Trudny orzech do zgryzienia   meblowy stolarz Jan z Białołęki w gotowym stole odkrył trzy sęki rozgryźć problem nie uciecha bo mebelek jest z orzecha szczęśliwie w kinie znów grają „Szczęki”   8.Propozycja nie do odrzucenia   gryzła się Mańka czy pod Aninem nie pójść na całość z chętnym Murzynem bo dwa krycia obiecane a to drugie wprost cacane stołowy pokój ciemnym bursztynem   9.Historia prawie kolejowa   mieszkał przy torach Kazik z Olszynki dlatego pociąg czuł do kuzynki choć stronili od kolei w jej przedziale się spiknęli wzmacniając słabe więzy rodzinki   10.Chciwością i pracą…   bogaty biznesmen z Żerania pyrami opędza śniadania i w głowę zachodzi coś chyba mu szkodzi bo licząc miliony się słania
    • Witam - mnie też wiosna cieszy zwłaszcza ta majowa -                                                                                                     Pzdr.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...