Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nihil Novi


Gość Przemyslaw Prus

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Przemyslaw Prus

Uwaga! Spoiler! Tekst zawiera wyliczankowe powtórzenia!

 

jestem

półanalfabetą - gugluję co drugie słowo

półpolakiem - mieszkam na emigracji

półkochankiem - bez komentarza

półwulgarny - kurza stopa!

półkoneserem - patrz niżej

półpoetą - nawet nie bywam

...

 

nie cierpię cierpieć bo nie potrafię

tobie też to kiepsko wychodzi, spójrz

wokół siebie to się nazywa

konformizm 

nie mów mi o wewnętrznych bzdetach

z pełnym żołądkiem

 

jazz i poezja mają się kiepsko

nie biedy to wina tylko przebogactwa

w czternaście* dni możesz zostać

półkoneserem i półpoetą

nawet nie wychodząc z domu

padlinożercy!

 

mogę klnąć jak szewc przecież klnę 

na co dzień, mogę zrobić sekcję zwłok

każdej świętości przecież mam tak na co dzień

teraz sam sobie dopowiedz ile tych

pół nie mogłem napisać by nie wyskoczyły

nam wszystkim z orbit oczy

 

 

*czternaście- liczba kompletnie wzięta z przypadku, a może z szacunku do półkoneserów i półpoetów ;)

 

 

Edytowane przez Przemyslaw Prus (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Przemyslaw Prus

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie zgadzam się. Przez nasze harcerstwo dzieci tu mieszkające mają szacunek do ojczyzny. Znają język polski, odwiedzają kraj przodków. 

Często odnoszę wrażenie, że mają większą wiedzę o Polsce, aniżeli dzieci tam mieszkające. Emigrant..ja tego słowa już nie używam. Jesteśmy w EU i swobodnie możemy się poruszać. Nie pozwolę nazwać moich harcerzy- polpolakami. To jest takie brutalne oderwanie ich od korzeni, nad których poznaniem wielu moich przyjaciół tak ciężko tu pracuje, kosztem każdej wolnej chwili. Załączam zdjęcie. Jestem na samym środku z synem, którego wiedza na temat Polski zawstydza wszystkie dzieci, które spotykamy w ojczyźnie.

Buduje ze mną drzewo genealogiczne i 

chyba fakt pewnej tęsknoty, wywołuje w nas te chęci odkrywcze. Dodam, że jest jedynym dzieciorem, co to ogarnia, a w kraju ma 100 kuzynów, co najmniej.

 

Przepraszam, ale po koncercie "Czesław śpiewa" Czesław spytał mnie , jak mi się koncert podobał, a on też ma tę manierę mówienia o emigracji, jak z lat 70 tych.

Taki mu zrobiłam wykład, że koleżanki musiały się pożegnać z after party

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Nie gniewaj się, ale trafiłeś w mój bardzo czuły punkt. Wiersz dobry, jak wszystkie inne, które spod Twojego "pióra" wychodzą. Pozdrawiam

@Przemyslaw Prus raz jeszcze przepraszam, może za bardzo emocjami napisałam ten komentarz, ale tak już że mną jest...nie gniewaj się. Tam na przedzie siedzi mulatka, obok mojej koleżanki ( mama dziewczynki w czerwonych spodniach). To jest moja największa patriotka, tak jak ona zna Polskę....Przepraszam raz jeszcze

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Przemyslaw Prus

@Dag zagrać na wrażliwej strunie czyż nie o to też chodzi - już taki ze mnie brzydal.

Pięknie napisałaś i masz dużo racji na temat emigracji poniekąd jest to oczywista oczywistość :D :D :D

ALE!? sam fakt, że mieszkamy na emigracji zawsze będzie przyczynkiem do przekąsu w nas samych (nie zawsze i niekoniecznie) i u naszych "ojczyźnianych" (przeważnie i koniecznie :D ) 

dowód: ostatni najgorszy argument poważnej kłótni czy dysputy:

- wracaj do tej swojej anglii czy irlandii! 

 

nie mam kompleksu czy kompleksiku z tego powodu ba mam z tego niezły ubaw...

 

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Przemyslaw Prus mój nieżyjący wujek to Florian Czarnyszewicz. Nie powinnam o tym wspominać, nie chcę sobie dodawać animuszu...On na emigracji napisał kilka książek. Szczerze mówiąc, po ich wszystkich przeczytaniu zrozumiałam, że gdyby został w kraju, nigdy by nie powstały. Może właśnie dlatego piszę ( chociaż w porównaniu z nim jestem nikim).

Ire przyjęła mnie z otwartymi ramionami.

Zabieramy dzieci irlandzkie, w ramach scouting Ire do Polski na wakacje z naszymi harcerzami.

Budujemy mosty, dzieciory znają już Bieszczady, Mazury, Tatry. I na pewno jako dorośli będą swoich irlandzkich mężów tam zabierać. Nigdy nie usłyszałam przykrego słowa od Irlandczyków, a tę sekwencję...wracaj do Ire, już tak z ust rodaków. Pozdrawiam serdecznie

@Przemyslaw Prus Przemek, kolejny Twójw wiersz który potem komentuje pół dnia

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

ostatnio też mnie tak wciągnął Twój wiersz o słońcu. 

Już robię ewakuację. Naprawdę jesteś zdolny, wywolujesz spore emocje... pozdrawiam

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Przemyslaw Prus

@Dag niecodzienna codzienność - budowanie mostów! w rzeczywistości (oby przejściowej tylko) gdy jeden po drugim w gruz się przemienia.

Dziękuję za te emocje!! To jest najlepszy możliwy komentarz. 

Masz już małą wyspiarską dobrą naleciałość - ciągle za nie przepraszasz ;) (albo miałaś tak zawsze :) ) 

Edytowane przez Przemyslaw Prus (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość umbra palona

@Przemyslaw Prus jak dla mnie, cały wstęp jest niepotrzebny, chyba że zwracasz się do półinteligenta :)

 

Pierwsza zwrotka najlepsza!

Napisana prostą frazą, super :)

W drugiej zaczynasz  kombinować"(..) nie biedy to wina tylko przebogactwa(...)" ocena i  inwersja w jednym, prościej byłoby "nie od biedy tylko przebogactwa" na przyklad :)

" w czternascie dni (..)" z odnośnikiem, zabawne, od czapy, szalenie mi się podoba  :)

Można też zostać półemigrantem nie wychodząc z domu i dlaczego padlinożercy, a wychodząc z domu roślinożercy? 

 

Trzecia zwrotka, jak na mój gust, niestety najsłabsza. Dwa razy powtarzasz " na co dzień", jakby zabrakło Ci pomysłu. I ta puenta, no nie wiem, jak masz coś, po czym czytelnikowi wyjdą oczy z orbit, to dawaj, niech nam wyjdą :)))

 

I jeszcze taki drobiazg, albo decydujesz się na interpunkcję, albo nie :)

 

Mimo wszystko pięknie dziękuję za wiersz, a i  kawa wypita..... pozdrawiam serdecznie :))))

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Przemyslaw Prus

@umbra palona wstęp to taki miszmasz - prowokatywne samochłostanie się w...

tak już bywa z trzecimi zwrotkami albo są najlepsze częściej jednak najsłabsze.  :)

druga to czysta wariacja ta inwersja z oceną to wybicie z rytmu czytania to celowy fałsz, którego nawet ja :) nie jestem w stanie przeskoczyć czytając.

 

Interpunkcja jest też na pół

 

Dziękuję jak zawsze za bardzo wnikliwy odczyt i jeszcze wnikliwszy komentarz!

Tym razem rad nie przyjmuję albo tylko i aż połowicznie ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Gość zablokował(a) ten utwór
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Karb udała Rada. Bobu, bo wisi Bob! O, bis! I w obu Boba dar, a ładu brak.    
    • Czy myślisz że ciebie prowadzę? Szanuję od zawsze twą wolę. Wybierasz kierunki wydarzeń, zaliczasz wykroty z mozołem.   A drodze wygodnej i gładkiej, takowej przenigdy nie ufaj. Lecz pozwój, by Bóg twój od teraz, prowadził i nie dał ci upaść. :)  
    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...