Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

zimowo


Nata_Kruk

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Miło mi, że zajrzałaś do mojej 'zimy' i zostawiłaś interesujący komentarz. Cieszy też fakt,

że spodobało się.... :)  Teraz po kolei.... mam już "wiosennie" i "jesiennie", dlatego chodził po głowie pomysł, by rozpisać... "zimowo". To prawda, pierwsza lekka, wspominkowa, kolejne... to scenki z życia, po prostu

i może ktoś z czytających odnajdzie w nich siebie.
Odzienie z granitu.. wiele dopowiada i jeśli nawet 'tamto' wieko sprawia, że chce się postawić płomyk pamięci, jest to na pewno odczuwalny brak.  Lubię każdą porę roku, ale już od listopada wlewają się we mnie wspominki i nic na to nie poradzę. Luule... bardzo dziękuję.

 

Anastazjo S... sorry, przeoczyłam.. :) dziękuję za ślad pod treścią.

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

dobrze pamiętam jak to

eMPeO się starao

gdy soli z piaskiem zbrakło

jak ich zaskakiwao

kiedy im w jazdy trakcie

ogórek zdechł i stao

zmarzniętym się aż bladł śnieg

lecz psów się mniej wieszao

 

ciągle dobrze pamiętam

za autobusem szarże

w skarpetach mokrych pętak

chrzęst i na dupach jazdę

na Królikarni stoki

do krwi kolana zdarte

gdyś zastał w darni odwilż

czy pierwszy sex

z asfaltem

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Przemyslaw Prus

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

dla takich smakołyków warto było pogrzebać i się dogrzebać.

ciepło mimo, że Grudzień i od płomyka i od migotającej lampki.

Czekam na więcej.

 

Edytowane przez Przemyslaw Prus (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Czarku... jeśli treść tak zadziałała, cieszę się... :)

 

Janko... wrzuciłeś mi przez okienko.. wiersz (wielkie dzięki), kapelusik i... Kruka.. :)   jak go ożywiłeś.? Super jest.

 

Przemku... miło mi, że mogłam troszkę ogrzać... :)

 

Panowie, bardzo Wam dziękuję za pozostawione tutaj słowa. Ślę pozdrowienie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Dojrzały utwór, przez tę perspektywę czasu epatujesz bezposrednio obrazem, dobrze w tym wierszu układasz przeciwieństwa chłodu i ciepła. (zimno) to: pora roku, zziębłe kości, granit jako czas odległy – (ciepło) to: rodzinny dom, okno, płomyk synonim pamięci, ołówek jako gadżet pamiętnikowy, wszystko tu ma dwie strony równania lirycznego, tylko ten dom do którego powracasz myślami – jest całkiem niejednoznaczny, skoro szybko dorastasz i chcesz być byle najdalej od niego, jednakże ta nostalgia lat dzieciństwa – ciągnie ciebie mimo wszystko w tamte retrospekcje. Schludny, sterylny utwór – pzdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tomaszu K... dziękuję za wszystkie miłe słowa, to 'budująca' reakcja Czytelnika, szczególnie ciepłe...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

... ale jest też...

... i za tę wątpliwość dziękuję chyba najbardziej, ponieważ.. musiałam dorastać.. w tym konkretnym odcinku czasowym, będzie lepsze od.. musiałam dorosnąć... Teoretycznie każdy, skoro się narodził,  musi dorosnąć.
Ten fragmencik można było rozpisać jeszcze bardziej, ale wtedy ryzykuje się przynudzaniem...
Jako mała dziewczynka, chciałam poszaleć na śniegu z rówieśnikami i.. wymykałam się..

byle dalej od domu lecz w zasięgu okien, bo to w nich..  migotanie lampki..  było 'wołaniem' o powrót,

przyczyny mogły być różne. Zastosowałam spory skrót, ale mam nadzieję w miarę poprawny.
To prawda, lubię retrospekcje w wierszach.
Raz jeszcze dziękuję, ślę pozdrowienie.

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak, masz rację, „byle dalej” (bez „naj”) jest u ciebie w tekście, opowiadałem o własnych wrażeniach po przeczytaniu wiersza, i bardziej własnymi słowami, stąd ta mała niedokładność z mojej strony, zastosowałbym cudzysłów - cytując exactly.

Dziękuję za dointerpretowanie w powyższym komentarzu, czyli rozumiem, że dorastanie nie jest w wierszu obciążone żadną traumą, a jest to opis tylko pozytywnego wspomnienia, troszkę zmyliła mnie ta konieczność dorosłości (tu w treści używasz: musiałam dorastać”), teraz wiem, że to deskrypcyjny tekst - i bez świadomej czy podświadomej aluzji. Ok. Thx, za wyjaśnienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...