Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kiedy Bóg się zdenerwuje


Waldemar_Talar_Talar

Rekomendowane odpowiedzi

kiedy Bóg się zdenerwuje

ileż jeszcze wytrzyma

kiedy przeklnie

mówiąc stop

 

i zatrzyma ten syf  który

po świecie się panoszy

psując krajobrazy

uśmiechem

 

tak tak moi drodzy  świat

sam się nie naprawi

mimo że ma 

narzędzia

 

dlatego ktoś lub coś musi

zasadzić mu kopa żeby

zrozumiał jak poważna

jest  to gra

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kiedy Bóg się zdenerwuje

to zupa będzie za słona

kiedy Bóg się zdenerwuje 

przyjdzie potop komarów

kiedy Bóg się zdenerwuje

solniczka źle chwycona

a dookoła cisza sitowia 

koło bajora 

 

A Panu daleko daleko śpiewać pieśni 

za Boga za Byrona za Mnie

za Staszka 

z prowizorycznego baru

"Sodoma"

 

 

pozdrawiam, idź człowieku napij się z kumplami

Edytowane przez Magdalena
literówka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witam  - i po co ten nerwowy ruch który mnie obraża -  ty 

dobrze zrozum wiersz a dopiero potem komentuj.

Wiem co cię zabolało  - fragment  o zasadzeniu kopa

.Przecież tu chodzi o świat żeby jemu go dać.

No ale co ja będę dyskutował z kimś kto

nie umie wyraźnie czytać.

                                                                                                                         Pozd. nerwowo.

                                                        

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj Justynko -  przeczytaj komentarz pod komentarzem  Magdaleny

a na pewno zmienisz zdanie że to nie tylko niewesoły wiersz.

Tym kimś może być właśnie Bóg albo coś nadprzyrodzonego

bo na pewno nie człowiek jest zbyt samolubny.

Dziękuje że zajrzałaś.

                                                                                                           Pozdrawiam uśmiechem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Waldku, czytam zawsze Twoje wiersza. Sa mądre, pełne prostoty, ale w samo sedno. 

 

Ja napisałam, że ludzie są głupcami i przede wszystkim, tchórzami. 

A, gdy znajdzie się osoba, która chce coś zrobić pożytecznego - to ją wychwalają, jednocześnie obgadując i uciekają jak zarazy. Taka jest prawda, choć są też takie, o jakich powyżej napisałam, Jeszcze wrócę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A powiedz kto tu mówi o wieku -  wiersz o tym nie wspomniał.

Ale odczytuje że faktycznie jestem młoda skoro wiersz

czytasz inaczej niż powinnaś -  zakończmy  na tym tę jałową

dyskusje - dorośnij...a zrozumiesz.

                                                                                                                           Pozd.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie chciałam być złośliwa,

Do prawdy Piotrusiem Panem

i każdym jestem 

 

Panie Waldorfie

Szacowny zwycięzco na 

błędnym rycerzu usiadłeś

Uwaga! Uwaga! On drapie się!

 

Nie te bajki, no i trudno 

za satyrę nie gniewaj się

 

Zwal na krew młodą, bujną

i przecież zwycięzką,

sam wiesz

 

 

 

 

Edytowane przez Magdalena
błąd (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...