Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

W najdalszym brzegu serca


Mirosław_Zapała

Rekomendowane odpowiedzi

Już o świcie wyruszam w podróż

W najdalszy brzeg

Do jądra jasności

Bracia i siostry z dolin i z gór módlcie się za mnie!

 

Po drodze pustkowia

Upiorne to krainy

Gdzie roi się od lęków i win

To królestwa owadów i żmij

 

Bezpieczeństwa nie zaznałem w szeleście banknotów

Radości na próżno szukałem w obiektach

I pojąłem że nie o formę chodzi

Bo nie chcę za nią tęsknić i więzić się do niej

 

Lecz szukam miłości stałej

Tej która mieszka na najdalszym brzegu

W zatraconym dawno lądzie

Daleko stąd

 

Lata temu z portu tego wygnałem się sam

Odrzuciłem jednym skarb

W pięknych ciałach kojących

Szukając innej Itaki

 

I płynę do swej Itaki

Coraz bliżej jej obecność

Jest tuż

Czeka w porcie co zwie się spokojem nieustającym

Edytowane przez Mirosław_Zapała (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Marność nad marnościami i wszystko marność."

Wiersz bardzo uduchowiony, wpisujący się w nurt poezji metafizycznej, gdzie Peel, znużony i rozczarowany światem materii, wyrusza w duchową podróż do źródeł bytu.

Wiersz brzmi przekonująco, ponieważ Peel sam jest przekonany o słuszności wyciągniętych wniosków i podjętych decyzji. Peel wspomina też swoje dawne odejście (od Boga?) i wyraża szczere pragnienie powrotu.

Mimo obecnych w tekście emocji wiersz tchnie spokojem i skłania czytelnika do zadumy...

Tak ja to odczytuję.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj,

Faktycznie, odczytałaś przesłanie zgodnie z moim zamysłem. Fajnie, że to rozumiesz. Cieszę się. 

A propos Boga i odejścia od "źródła bytu" - można nazwać "to" Bogiem - to miejsce miłości niezmiennej, tę bezpieczną przystań. Jeden nazwie to Bogiem, drugi źródłem miłości, które jest w naszym sercu, inny nazwie to Wyższym Ja - interpretacja zgodnie z hierarchią wartości czytelnika. Autor podróżuje do wnętrza samego siebie, gdzie, ostatecznie, w głębi własnego serca znajduje Boga - Bóg jako istota znajdująca się wewnątrz - nie zaś na zewnątrz. 

Pozdrawiam, 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadużywasz słowa ''miłość''.

Tytuł i co druga strofa ''miłość''.

Poeci i nie tylko poeci mówią, że to słowo już jest wytarte jak stare kapcie.

Uczucia można nazywać bez używania słowa ''miłość''... ale komu to się chce coś tam wymyślać :) :)

Bez urazy )))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tym bardziej się cieszę. Zawsze czuję radość, kiedy słyszę, że jakikolwiek mój tekst wpłynął na kogoś dobrze. Ten portal to dobra rzecz - nie widząc się nawzajem, poprzez przeczytanie zaledwie kilku wersów, możemy nawiązywać ze sobą bliskie więzi - zaglądamy bezpośrednio do duszy. Tutaj jest dom luster, w którym jesteśmy nadzy. 

Pozdrawiam, 

Edytowane przez Mirosław_Zapała (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

To prawda, że w wierszach bardzo się odsłaniamy - na jaw wychodzą głęboko skrywane, czasem nie do końca uświadomione emocje. Wierszami możemy wstrząsać i koić. Czasem wybuchamy, a czasem promieniejemy. Uchylamy furtkę do naszego wewnętrznego świata. Czytelnik może jednak nieraz odczytać więcej, niż sygnalizujemy.

Twój wiersz na mnie wpłynął kojąco.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ten wiersz brzmi dla mnie jak list, piękny poetycki list... Jeśli byłby bezpośrednio do mnie, ucieszyłaby mnie jego treść, bo informuje o wspaniałym zwrocie w życiu jego autora, o jego przebudzeniu się do prawdziwej wartości miłości. A choć jest "tylko" pośrednio do mnie, jako czytelnika, to też sprawiło mi radość i dodało wiary w życie jego przeczytanie. :) Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Autor przeczuwa istnienie trzech wspaniałych wartości mieszkających na wyspie jego serca; spokój, radość i miłość - trzy nowo odkryte wartości. Zrobi wszystko, by zamieszkać na wyspie - wie, że ona jest jego przeznaczeniem - wie też, że jego obecność na wyspie przyciągnie innych ludzie - bo szuka miłości nie tylko po to, by zagarniać ją dla siebie, lecz by dzielić się nią - by opanowała wszystkich i aby wszyscy poznali jej Moc.

Pozdrawiam, 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

P.s. - I nie chodzi tutaj o "egotyczne serce" - on będzie chciał ściągnąć do siebie ludzi, żeby oni na "swojej wyspie serca" znaleźli te same wartości i mogli się nimi cieszyć - i by serca się złączyły w jedno wielkie serce, jedną wyspę (jedność). Jedno serce jest lustrem miliona serc - każde serce jest lustrem wszechświata - mikro/makro. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...