Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

...(ludzie choćby raz do roku)


beta_b

Rekomendowane odpowiedzi

ludzie choćby raz do roku
uczestniczyć chcą w tych świętach
celebrują urodziny
przynależność to rzecz święta

z dawien dawna pan jezusek
oklepany z każdej strony
sprasza gości na wigilię
i opłatek wyszczerbiony

coraz więcej świateł w oknach
śledzia jedzą w samotności
talerz stoi dla przyjezdnych
ale nikt nie prosi w gości

a i nawet jak zaproszą
to strach taki że odpada
lepiej spokój gdy zagości
niż pretensji zła tyrada

ludzie tęsknią by być razem
w imię wiary wsparcia siły
małe cuda bóg sprowadza
więc odpuśćmy pseudo winy

 

w pojednaniu jedna droga

nie ma gorszych lepszych ludzi

przynależność wspiera rozwój 

lżej się razem w stadzie trudzić

Edytowane przez beta_b (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Waldku, 

potraktowałam BN szerzej, jako pretekst wspólnotowy. Nie ma wiele świąt, które mają tak szeroki zasięg. Dobrych Świąt.

 

Tak,

to właśnie chciałam uwypuklić. Jednoczymy się kibicując zawodnikom na Olimpiadzie, idąc w demontracji, zapalając znicze, śpiewając hymn narodowy itp. 

Świąta Bożego Narodzenia mają posklejać kontakty, na dużym kawałku świata, ponad podziałami i ponad religią.

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. bb

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześc, betko. Wzruszyłaś. Dopadł do głębi mojej duszy fragment:

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 I ten:

 

 Oraz:

 

To, to jest niepokojące. 

 

" wyszczerbienie to: luka, szczerba, wyrwa, wyszczerbienie, wyłom, dziura, odstęp, otwór, przerwa, szczelina" - za "Słownikiem synonimów". 

 

@Justyna Adamczewska   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Justi,

opłatek wyszedł nieprecyzyjnie; nie miałam intencji wprowadzać niepokoju. Przy łamaniu nim - zostają nierówne krawędzie. A co do samotnych wigili, ludzkiej izolacji versus integracji - była wczoraj o tym rozmowa przy stoje, że proces niezachwianie postępuje...  

Ściskam blisko. bb

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No cóż, ale ja no zwróciłam uwagę. 

 

Zapewne, wierzę Ci betko. Ale ja znam niepokój i każde słowo, rozpatruję pod różnymi kątami. Nie powiem, ze jestem perfekcjnistką i nie znam sie dobrze na poezji, jednak - to muszę przyznać, dla mnie każdy wyraz użyty w wierszu to magia, to klucz i zachowuję sie jak Klucznik:

 

470 

"Jam jest Jacek Soplica..."


Klucznik na to słowo
Pobladnął, pochylił się, i ciała połową
Wygięty naprzód, stanął, zwisł na jednej nodze,
Jak głaz lecący z góry, zatrzymany w drodze.
Oczy roztwierał, usta szeroko rozszerzał,
Grożąc białemi zęby, a wąsy najeżał...   A. MICKIEWICZ  "Pan Tadeusz" fr. księgi X - EMIGRACJA jACEK. 

 

Spokojnego wieczoru, betko, J. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Może tak być,

przerabiam przynależność w szerokim zakresie: płci, religii, państwowości itp  - jako ludzka spoina i czynnik ewolucyjny. Pierwsza i ostatnia zwrotka do zmiany, na przekaz się upieram - może forma nie ta (agitacja ;), ale to nie jest głupi wiersz, mimo, że mój. bb

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Przyziemnośc dobra jest, betko. Nie spada się z hukiem i nie obija się samej siebie. Szczęściara. 

 

E... na tym trzeba się znać? Myślę, że to masz po prostu w sobie, i tu jeszcze raz przytoczę Ciebie:

 

No i to jest piękne, napisałaś, że nie znasz się na opisach, a jednak powyżej piszesz, że jest wiele obszarów wartych opisania, betko, racja.     

 

Powtórzę - Twój powyższy wiersz to cacko. No to narka :)) J. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Wiersz nie jest głupi i z przekazem jak najbardziej się zgadzam. Dla siebie też coś w nim znajduję. Pierwsza strofa (imo) jest dobra jeśli się ją odniesie do urodzin jakichkolwiek - jeśli do tych konkretnych, to "choćby" trochę wadzi, ale nie odezwałem się na ten temat, czytasz w myślach? Jak coś się kiedyś pozmienia to chętnie się zapoznam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat - jak najbardziej jestem za, tym bardziej, że idziesz tu krok dalej, a więc nie jest to po prostu świąteczny wierszyk o wspólnocie lub jej braku, choć to wytknięcie też jest widoczne. Np. Te więcej światełek w oknach - czytam jako przerost formy nad treścią dzisiejszego obchodzenia się ze świętami... Jedyne co, to ta krótkowersowo-rymowana forma mi jakoś odbiera powagi, choć sama w sobie leci zgrabnie.

 

Ps. Tak mi wpadło w kontekście komentarzy. Niestety na podstawie laboratoryjnych doświadczeń na szczurach, dowiedziono, że śmiertelnie chore osobniki żyją dłużej w społeczności, dłużej niż te, co chorują samotnie. Sorry, za taką puentę.

 

Pozdrawiam Betko:)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...