Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Lokowanie produktu


Maria_M

Rekomendowane odpowiedzi

Na środku wioski

w centralnej Polsce

życie przesiąkło stęchłym marazmem,

zapachem piwa, Mamrotów, małpek

 

można tu kupić pasztet Podlaski,

klopsiki w sosie,

zupę Winiary,

świeże pieczywo codziennie z rana

pachnie drożdżami

 

masło w osełce, płyn Ludwik, grabie

środki czyszczące szare sumienia

stałych bywalców,

że nic nie zmienią

 

” proszę dwa Żywce i cztery Tatry

do tego chałkę i mleko w proszku,

a może pani ma artykuły,

bym w samotności zgotował los swój?

 

to pracochłonne jest niesłychanie,

więc przy napojach tylko zostanę”

 

przyszedł następny

tak po czterdziestce

wysoki, chudy, pachnie szprotami,

lecz jest szczęśliwy, bo ma piątaka

”da pani piwo te, te z Żubrami”

 

w centrum wszechświata małej wioseczki

tworzą historie przeciętni ludzie

pod sklepem siedzą, snują marzenia

w gnuśno zatęchłym natłoku złudzeń.

 

14.10.2018r.

 

 

 

 

 

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Znajomy widok.

Zawsze jak wracam z pracy.

Mogli by się wziąć za pisanie, na pewno niektóre teksty byłyby bardzo ciekawe.

 

                                                                                          pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... i znowu jestem na rozdrożu. A może taki był zamysł? Nie jestem pewna, w którym kierunku Peel(ka?) prowadzi czytelnika. Zatęchłość i marazm sugerują smutek i niechęć; z drugiej strony świeże pieczywo codziennie z rana / pachnie drożdżami - a to wrażenie zdecydowanie pozytywne i ciepłe.

 

Ogólnie klimat kojarzy się z Ranczem - zwłaszcza za sprawą Mamrotów i samego tytułu. :)

 

Podoba mi się kilka sformułowań, zwłaszcza środki czyszczące szare sumienia oraz artykuły, bym w samotności zgotował los swój. Pobudzają do myślenia.

 

Mam parę uwag językowych: 1) życie się toczy stęchłym marazmem - to mi nie pasuje, powiedziałabym życie przesiąkło ... marazmem, bo marazm się nie toczy :)  2) robią co pragną - napisałabym: robią, co chcą, lub robią to, czego pragną. 

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie neguję tych zachowań, tylko opisuję, stałym piwoszom też się należy świeże pieczywo, zresztą w tym sklepiku mają najpotrzebniejsze artykuły spożywcze, ale i tak wybierają zawsze swoje ulubione. Wiersz nie miał zamiaru krytykować, tylko przedstawić rzeczywistość, a ona jest stęchła, szara, śmierdząca brudnymi skarpetami, odorem piwska i papierosów.

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie. W tym wierszu poszłaś na skróty. Zbyt lekko. Zbyt szybko. Nie tak się pisze droga Pani?

 Co proponuję? Wrócić w to miejsce i spędzić trochę więcej czasu :) Innymi słowy lepiej się przyjrzeć rzeczywistości. Zobaczyć wielobarwność. Jestem przekonany, że jesteś w stanie zobaczyć więcej i więcej nam powiedzieć. Tylko nie śpiesz się tak bardzo z wnioskami :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre obserwacje i dobry opis, w sensie wyłapania tego, czego nie powinno być, a niestety jest.

W pierwszej chwili uśmiechnęłam się na słowo "małpek", ale już wiem o co chodzi. Żal, że to częsta rzeczywistość

na prowincji i nie tylko...

Pozdrawiam.

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Małpki to ulubiona butelka alkoholików, którzy chcą ukryć swoje uzależnienie i np. pić w pracy. Możesz ją wszędzie schować. Dobra dla kobiet, bo mieści się w małej torebce. Jest to porcja alkoholu na raz dla jednej osoby. Wywalasz i natychmiast wyrzucasz butelkę - idealne rozwiązanie. A ilość mocnego alkoholu jest taka, że wystarczy, aby kopnąć. Małpki pije się na zasadzie: strzał, dostaję moc i lecę dalej, nie zatrzymuję się na dłuższe picie. Dłuższe picie może będzie wieczorem, teraz obowiązki. To jest właśnie małpka. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Małpki wspomniane przeze mnie występują w dwusetkach i setkach. Pijący nie kryją się z nimi, nie mają takiej potrzeby, nie pracują, to stali bywalce centralnego miejsca wioski. Piją zawartość w połączeniu z colą. Czasami w tym sklepie kupuje pieczywo, jest naprawdę wyśmienite. 

Dziękuję za pozwyższe przybliżenie znaczenia małpki :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...