Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Gdy jesteś blisko


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ten wiersz, Justyno, jest jednym z tego rodzaju, które powstają u mnie w punkcie skrzyżowania różnych aspektów mojego przeżywania i odczuwania i w równym stopniu dotyczą każdego z nich. W tym przypadku to moja duchowość, emocjonalność i cielesność, moja poezja i przyziemność. Mam wrażenie, że erotyka powstaje dokładnie w takim punkcie, że te aspekty w sobie jednoczy, a moje "drżenie" jest jakby jej objawem. :)

 

Dziękuję Ci za zainteresowanie wierszem i jego treścią :) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ciekawy Twój odbiór, to że odbierasz erotykę, jej oczekiwanie dopiero na końcu wiersza, tak jakby treść poprzedzająca była do niej przygotowaniem... Czy jest to w moim zamierzeniu erotyk, czy nie, na to odpowiedziałam powyżej Justnie, dlatego nie będę już się powtarzać. I Tobie dziękuję za zainteresowanie i pochwałę, ucieszyły mnie :) Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zwykle delikatnie i czule... Nie odbieram tu jednak erotycznego przekazu - mogłoby tak być, gdyby wiersz kończył się na wersie "i drżę z pragnienia", co mi osobiście też odpowiada. 
Dla mnie jest to raczej odkrywanie nieznanych przestrzeni naszej tożsamości w kontakcie z drugą osobą.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tym zdaniem trafiłaś w samo sedno tego, co próbowałam wyrazić, WarszawiAnko! A moją tożsamość czuję najbardziej, gdy jestem jednością wszystkich wymienionych aspektów mojego istnienia, gdy spotykają, czy krzyżują się one w jednym "punkcie". Dziękuje ci za wrażliwe czytanie, pochwałę i ciekawe przemyślenia. :) Pozdrawiam.

.

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam -  jak zwykle u ciebie  - ciekawy pełny poezji wiersz.

                                                                                                                                  Udanego wieczoru życzę

                                                                                                                                      

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam zamysł Twojego komentarza, dlatego odpowiem na niego "wyrywkowo":

Mam wrażenie, że każdy wiersz jest o miłości, nawet jeśli jej nie nazywa - o jej uszczęśliwiającej obecności lub o jej braku i związanym z tym cierpieniu, tęsknocie, zobojętnieniu, zagubieniu lub agresji... Jedynie w wierszach, które "wymyślają" miłość jej nie ma.  I to się chyba czuje (przez brak współodczuwania), to, że jest tylko liryczną zabawą słowem. Takie wrażenie robi na mnie fragment HANECZKI, którego nie rozumiem i nie czuję.

 

Cieszę się, że mój wiersz Ci się spodobał i rzeczywiście nie mówi on o problemie, ale o wyzwoleniu się z niego. Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z "Wesela".., no proszę :) Choć tak znane i uznane, to jednak mnie nie przekonuje. Może dlatego, że wyrwane z kontekstu, a może dlatego, że za bardzo oddalone w czasie od mojego współczesnego odczuwania, od mojego języka miłości, od dzisiejszego świata, bo za mało z nim współbrzmi...

 

A współodczuwanie to chyba sztuka, której uczy lub oducza nas życie, bo trzeba do niej pełniej i obiektywnej otwartości i przejrzystości. Mnie tez smuci konieczność rozstania z nią, ale  pocieszam się tym, że w ostatnich chwilach będzie one może całkowicie spełniona i spełniająca. Dziękuję za Twoje wspólmyślenie i współodczuwanie. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Obawiam się, że żadne wiecznotrwałe piękno nie może pochodzić od człowieka, który zawsze, mniej lub bardziej, jest podporządkowany "duchowi czasu" panującemu na danym stopniu rozwoju czy przemieniania się społecznej świadomości. Każde jego dzieło jest lustrem tego ducha i tego czasu. Tak, była to ta sama ziemia i biologicznie ten sam człowiek, jednak w innym stanie i w innej wzajemnej relacji do siebie. Istnieje coś takiego jak "historia" i wszystko co jest, do niej kiedyś przechodzi. Uważanie jakiegoś ludzkiego działa za wiecznie aktualne i nieprzemijające jest chyba dlatego dla mnie wyrazem zbyt wygórowanego, a więc pod tym względem fałszywego wyobrażenia człowieka o sobie.

 

Autentycznie tworząc odpowiadamy na rzeczywistość, która właśnie jest, i w której odbija się też nasza dotychczasowa osobista i kolektywna historia. W każdym punkcie czasu jest ona więc inna. Wyspiański reagował na ten "punkt rzeczywistości", w którym się wtedy znajdował, nie miał pojęcia o tym, co nastąpiło po jego czasie i co kształtowało świadomość ludzi żyjących po nim. Czytając go, czuję to - tą "lukę" między nami, ten dystans.

 

A współodczuwanie przestaje być według mnie sensie destruktywnym obosieczne, gdy jest jednocześnie i w jednakowym stopniu skierowane do siebie i na świat zewnętrzny (i człowieka w nim). Bo w takim stanie równowagi odbieramy siebie w jedności z nim, czyli prawdziwie. Pisząc, że współodczuwania trzeba się uczyć, to właśnie miałam na myśli.

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy jakichś metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...