Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Złe wychowanie


Amras_Elensar

Rekomendowane odpowiedzi

40 ziarenek pszenicy
zdmuchnął z ołtarza
wybredny Wiatr
w obiecaną ziemię

Ewa pośród drzew
tkała matczyną pajęczynę
Adam nasączał zmysły
wyższą kulturą

Talent Abla
zreformował świat-
- szwedzki stół
święci tryumf

Noego
Mojżesza zapomnieli-
- Susza w Egipcie
jeszcze tylko 7 lat

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, no cóż, startuję pierwsza! Analizę trzeba by zacząć od samych odwołań biblijnych, a potem przenieść je na współczesność. Ta symbolika to budulec. Ale ogólnego kształtu i przesalania nie chwyciłam jeszcze… cała budowla jakby za mgłą, spowodowaną tytułem.
Najprzejrzystsza jest cześć środkowa Ewa, Adam i Abel… 40 ziarenek pszenicy i Wiatr z dużej litery trochę mącą… Co do Noego i Mojżesza – mam pewne podejrzenia, ale te aż 7 lat suszy w Egipcie jako plagi nie mogę rozwikłać, może nie jestem w odpowiedniej rzeczywistości. Wiersz zaciekawił…wypowiedzi na temat formy zostawiam specjalistom. Na razie tyle...Pozdr. Arena

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wobec ciszy - wracam...
Zapędziłeś mnie do ksiąg mojżeszowych – im więcej szukam, tym bardziej wyczytuję ironii, i ”złe wychowanie” dezorientuje nadal.
Zacznę od ironicznej ostatniej zwrotki:
”Noego Mojżesza zapomnieli” – kto zapomniał ?
”Zapomnieli” o dwóch patriarchach – jednym, który uratował ludzkość i zawarł pakt o nienaruszaniu porządku naturalnego; drugi – przywódca, umiejący dyskutować z Twórcą, jego ”porte-parole” (Dekalog, ustawodawstwo liturgiczne i kodeks karny).
Dręczy mnie ten Egipt, jako że susza nie była jedną z dziesięciu plag i siódemka jako świętą liczbą, wprowadza tu zamęt ! Ale jeszcze więcej zamętu „jeszcze tylko” jako element oczekiwania na dopełnienie … czego ? może wiąże się z początkiem – właśnie te „czterdzieści ziarenek”(magicznej liczby). ”Wiatr” to symbol - ”wybredny” czyli srogi, wnikliwy, tylko nie sprawiedliwy, bo wybrał jednostronnie. Talent Abla (pasterza) ? jego spuścizna ? on jest przecież ofiarą!
Wg Biblii pochodzimy od Kaina (oracza)…a trzeci Set nieobecny? Nawiązanie do szwedzkiego stołu jest czytelne we współczesnych kategoriach (choć tez można odnieść do maniery odżywiania się albo do dyskusyjnego stołu), ale czy tu chodzi właśnie o to ?
Jeszcze prarodzice - Ewa – wrażliwa pajęczyna - warunki współczesnej matki, kobiety ? Adam - ze swoja wyższą kulturą ..czy z drzewa mądrości ? ”nasącza zmysły”! Co za ironia !
Wiersz niełatwy do interpretacji, może stąd brak komentarzy… Pozdr.Arena

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...