Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

początek książki


cyklop

Rekomendowane odpowiedzi

Trzeba być stuknięty, żeby w wieku 61 lat napisać książkę.
Albo być megalomanem, egocentrykiem, mitomanem i cholera wie czym jeszcze.
Albo mieć marzenie, które w końcu przejęło władzę nad resztkami, chylącego się ku demencji, rozumu.
Ponieważ mam wszystkiego po trochu (niektórzy twierdzą, że znacznie więcej niż „trochu”) - zrobiłem to.
Jeśli więc nudzi Ci się straszliwie i przeczytałeś wszystko, co było w pobliżu (łącznie z instrukcją obsługi białoruskiego otwieracza do konserw), jeśli policzyłeś, podniosłeś do kwadratu i nadałeś nazwy wszystkim plamkom w zasięgu wzroku, nie pozostało Ci nic innego, jak spróbować zasnąć lub ewentualnie zacząć czytać tę książkę, mając nadzieję, że nie będzie w niej więcej równie długich i pretensjonalnych zdań.
Niestety, będą :)

ROZDZIAŁ

faktów od mitów będzie utrudniony. Zrobiłem to celowo, bo nie chcę nikogo urazić, ani ganiać po sądowych korytarzach. Nie chcę również mieć ryja obitego przez nieznanych sprawców, tudzież wektorowej grafiki na lakierze samochodu. Proszę więc nie doszukiwać się podobieństw do osób i sytuacji, bo mogą być trafione, ale niekoniecznie.
Oczywiście, nie mam na razie pojęcia o czym bedę pisał.
Wiem jednak, że dwa plus dwa to cztery oraz że działa we mnie taki mechanizm: kiedy zacznę robić to, co chcę robić - samo jakoś się robi i robi.
Acha, wiem również, że nic nie wiem i że ktoś to już powiedział*
(brrrr :)


PIERWSZY

zamach na jego życie miał miejsce w kuchni, w 1955r.
Jerzy miał wtedy jakieś 2,3 miesiące, nie był więc żadnym Jerzym tylko Jurusiem, Jureczkiem, Jerzykiem, Pimpusiem, Kruszynką, Niuńkiem, Kuleczką, Pączusiem, Tiutiusiem i innym obrzydlistwem.
Te wszystkie zdrobnienia wkurzały go strasznie, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedział. Chociaż... posikał podobno dorodnym strumieniem niemowlęcego moczu jedną z ciotek, szczególnie zasłużoną w płodzeniu
kolejnych zdrobnień. Zbyt nisko nachyliła się nad Moimgolaseczkiem i trudno bylo nie wykorzystać takiej okazji. Ciotka oczywiście roześmiała się ze wszystkimi, ale w duchu przeklęła gówniarza.
- Ojejejej... a to urwis - wyszczebiotała głośno.
- To chyba na szczęście?
Oczekiwała rodzinnego potwierdzenia i oczywiście wszyscy przytaknęli
- Tak, tak, na szczęście!
Nie rozumiem do dzisiaj, co to za szczęście mieć na twarzy dobre pół litra uryny.
Niemowlęcej, ale zawsze to siki.
Wracając do zamachu...
Mama często próbowała uśpić brzdąca, wprawiając wózek w ruch jednostajnie zwrotny. Siedziała na krześle
i mrucząc od czasu do czasu nibykołysanki prostowała i zginała na przemian rękę w łokciu.
Ponieważ dłoń zaciśnięta była na masywnej rączce wózka, jerzyk przemieszczał się wraz z nim w tę
i z powrotem, przecinając (po przekątnej) prostokątną płaszczyznę kuchennej podłogi.
Swoją drogą, ciekawe dlaczego większość matek uważa, że takie jeżdżenie wózkiem w te i nazad uśpi drobnicę w nim złożoną. Każdy ruch powoduje wszak zmianę widoku, a to nie usypia bynajmniej.
Oglądał więc jerzyk kolejno:
gładki sufit - mucha na suficie - pęknięta farbę - żyrandol
żyrandol - pęknięta farba - mucha na suficie - gładki sufit
gładki sufit - nie ma muchy - pęknięta farba - żyrandol
żyrandol - pęknięta farba - dwie muchy - gładki sufit
cień na suficie - już trzy muchy - pęknięta farba - żyrandol
żyrandol - pęknięta farba - gdzie te muchy?! - gładki sufit
gładki sufit - nie ma much - pęknięta farba - żyrandol
żyrandol - pęknięta farba - nie ma... TRZASK!!!

Wiele lat później dowiedział się, że kiedy dłoń mamy była zgięta
(a wózek przy niej), spadł żyrandol. Spadł dokładnie w miejscu,
gdzie przed chwilą był wózek, i gdzie miał być za tę samą chwilę.
Żyrandol był solidny, ważył niemało, szanse na przeżycie jerzyka
byłyby raczej znikome. Wózka też...

* Podobno Sokrates, ale piórem Platona

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...