Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wiosną jestem marzanną
gałganem przeklinanym
ukrzyżowaną szmatą
o małej wyporności

latem jestem strachem mam
wielkie oko na wróble
bezczelne darmozjady
szlag by was wszystkich trafił

jesienią jestem dynią
dorodnym bezmózgowcem
cieszę się strasznie swoim
przymusowym uśmiechem

na zimę jestem karpiem
bożonarodzeniowym
wypatroszonym z uczuć
w rodzinnej atmosferze

co roku jest to samo

Opublikowano

Hmm.. nie potrafię pisać nastrojowo, delikatnie i kobieco. Czy to oznacza, że wiersza nie ma? Starałam się w tym, nazwijmy to: utworze, przemówić głosem osoby pustej emocjonalnie, stąd trocinowe wnętrze marzanny, słomiane trzewia stracha na wróble, bezmózgowa dynia i wypatroszony karp. Bycie nieruchomą, milczącą skorupą, pancerzem, bez środka, bez energii, życia, napędu, emocji. Pewnego rodzaju bierność, hipotermia, marionetkowość - to chciałam ująć. Nie chodziło mi o to, by moja peelka sprawiała wrażenie kobiety posypującej głowę popiołem, przyznającej się do winy, pokornej. Chłód, zgorzkniałość i cynizm - takimi emocjami miał promieniować mój utwór w zamierzeniu. Marzanna jako osoba niema, przecząca wiosennej radości, płodności, ułomna, nieprzystosowana i przez to świadomie upokarzana przez otoczenie. Strach na wróble jako cichy, bezradny obserwator, groteskowy strażnik, któremu bezczelne wróble wchodzą na głowę. Dynia budząca grozę swoim przyklejanym, bezmyślnym uśmiechem szaleńca, osoba pozbawiona uczuć, bawiąca się strachem, niebezpieczna. Martwy karp w święto narodzin przy rodzinnym stole - chyba nie wymaga komentarza. Czy to wszystko jest takie odpychające? Nie chciałam wzbudzać obrzydzenia, nie o tak płytki przekaz mi chodziło.
Miłego wieczoru, pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Proszę Pani;
po co inter własnego wiersza?
treść jest wystarczająco czytelna - ale czy Pani zdaje sobie sprawę z tego, co tu wypisuje?
zatrzymam się na odpychającej kwintesensji Pani przemyśleń, bo dla mnie wiersza/poezji nie ma i utwierdziłam się w przekonaniu po tych Pani słowach:

"ułomna, nieprzystosowana i przez to świadomie upokarzana przez otoczenie."

jeśli aż tak ułomna i nieprzystosowana, to raczej jej samoświadomość powinna budzić wątpliwości i wyzwalać z goła inne reakcje "społeczeństwa"
proszę się zasanowić, jakie wartości Pani powiela i co gloryfikuje.
czemu/komu i na co przyzwala.

jeżeli peelka jest obrazem osoby nieprzystosowanej i ułomnej, to albo jest chora i wymaga pomocy
albo jest przerażającą psychopatką - nie mylić z chorobą, bowiem zachowania psychopatyczne bywają wyborem - wyborem zła - tak, źli ludzie istnieją
i skoro tak - ja bym takiej psycho pseudopomniczków poetyckich nie stawiała.
dla mnie to by było niemoralne.
dlatego zadam pytanie:
po co/w jakim celu powstał ten utwór - dla zobrazowania psychola? to gdzie refleksja końcowa?
jakie Czytelnik ma wyciągnąć wnioski?
czy upokarzanie, Pani zdaniem rozwiąże prolem?
bardzo płytki przekaz i odpychający -istotnie.
a jeśli podłożem jest choroba - czy takie traktowanie nie jest jeszcze większą pustką wnętrza tych "dobrych społecznie", niż zgliszcza duszy peelki?

poza tym - jaką ma Pani pewność, że tak i tylko tak może wyglądać wnętrze takiego człowieka?
jaką ma Pani gwarancję prawdziwości swoich analiz i racji?
- żadną , Proszę Pani - nikt nie wie, co naprawdę drzenie w umyśle drugiego człowieka.
nie odważyłabym się uzurpować sobie prawa do jednostronnej i jednoznacznej oceny.
chyba wystarczająco jasno i konkretnie uargumentowałam, dlaczego nie przekonuje mnie ten utwór:
- nie chodzi mi o warsztat - ten się broni - ale przez wzgląd na j.w. nie ma w tym poezji, nie ma przekonującego przekazu, nie ma wiersza - jest ignorancja, bo chyba nie pisze Pani o sobie, ale (jak zrozumiałam) tworzy obraz peelki.
oczywiście moim niedoskonałym zdaniem - i dlatego jestem na nie.

pozdrawiam
kasia.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zostawiłbym "jestem" tylko w pierwszej strofie w kolejnych wydaje się zbędne
wiersz jak dla mnie niezły i z poezją ma coś wspólnego
peelka w sposób wręcz dosłowny wyrzuca z siebie swoje słabości - szczere do bólu
pozdawiam
Opublikowano

Autorka sama zaprzeczyła, wręcz zanegowała "coby" peelka jakieś bóle, czy słabości posiadała ;)
Podobno nie ma w tym skruchy, tylko - w /g Autorki; "chłód zgorzkniałość i cynizm"
Miałam nadzieję, że takie wygadanie się, to próba samooczyszczenia - współczułam nawet tego "popiołu" - ale nie, podobno nie o to w wierszu chodzi...
a szkoda

:)

Opublikowano

Pani Kasiu (skoro zaczynamy zwracać się do siebie oficjalnie, niech i tak będzie)..

Nie pojmuję Pani obruszenia czy wręcz agresji. Dlaczego jest Pani taka wzburzona? Proponuję spokojną wymianę zdań, albo zakończenie tematu. Rozmawianie w tak napuszonej atmosferze nie ma, moim zdaniem, sensu.

Po co interpretacja własnego wiersza? Ponieważ po wcześniejszych Pani zarzutach odniosłam wrażenie, że nie całkiem się zrozumiałyśmy. Chciałam się w pewien sposób obronić, wytłumaczyć swój zamysł, przedstawić swój punkt widzenia. Widzę jednak, że moje starania były daremne.

Nie powielam żadnych wartości, niczego nie gloryfikuję, na nic nie przyzwalam. Nie czuję się ani głosem pokolenia, ani mesjaszem narodu, ani tandetną, niemoralną prowokatorką. Po co ta pompatyczność w Pani tonie?

Tłumaczyłam już wcześniej kim jest moja peelka. Jest osobą pustą emocjonalnie, wyzbytą uczuć. Może się taką urodziła, może to jest jej forma samoobrony po przeżytej tragedii (pancerz jest pusty w środku, ale za to bardzo odporny), może takie wybrała sobie znieczulenie, bo ból był nie do zniesienia, może jest chora psychicznie tak jak Pani jej zarzuca - proszę sobie tłumaczyć dowolnie.

Po co powstał ten utwór? Chciałam przedstawić cztery odsłony tejże emocjonalnej pustki.

W pierwszej strofie moja peelka jest osobą bierną, katatoniczną. Wiosna jest radością, płodnością, świeżością. Ona do niej nie przystaje, jest obojętna, emocjonalnie ułomna, chłodna. Przeklinana, bo nie pasuje do reszty, jest tabu. Skoro jest tak bierna to łatwo ją oskarżać, obwiniać, zatapiać w morzu plotek, wykorzystywać ją. Ludzie potępiają inność, szczególnie taką, która się nie broni, jest niema. Tak najłatwiej.

W drugiej strofie strach jest zgorzkniały. Denerwują go wróble, które są beztroskie i radosne. Denerwuje go lato, bezczelnie szczęśliwi ludzie. Być może znieczula się nadmiarem pracy, groteskowym poczuciem obowiązku. Inni w wakacje odpoczywają, cieszą się. On im tego w pewien sposób zazdrości, bo nie potrafi niczego poczuć.

W trzeciej strofie dynia jest "postacią" wieloznaczną. Przestała myśleć, bo myśli bolą tak jak i uczucia. Może jest naćpana narkotykami, lekami, może konsumpcyjnym stylem życia, może papką płynącą z mediów. Uśmiecha się strasznym uśmiechem. Niektórzy się z niej śmieją, niektórzy się jej boją. Osoba pozbawiona uczuć jest zdolna do wszystkiego, mimo pozornej bierności może być niebezpieczna.

Czwarta strofa jest oczywista, proszę pozwolić, że chociaż z niej nie będę się tłumaczyć.

Zgadzam się - nikt nie wie, co drzemie w umyśle innego człowieka. Nikogo nie oceniam, nie silę się na marne psychoanalizy. Przedstawiam pewien obraz, sytuację - tak bezstronnie jak tylko potrafię. Moja peelka może być jedną osobą, która w ciągu roku przechodzi metamorfozę, nakręca się pewna spirala zdarzeń. Równie dobrze mogą być to cztery podmioty liryczne różnie reagujące na podobny stan emocjonalny, będące w innych okolicznościach. Chciałam przedstawić wielowymiarowość wewnętrznej pustki. Osoba wyzbyta uczuć może być ofiarą, cynikiem, niebezpiecznym człowiekiem lub tym nieszczęsnym karpiem na pograniczu życia i śmierci. Do takich wniosków miał dojść czytelnik. Pani chyba bardzo opacznie mnie zrozumiała, przykro mi.

Nie jestem ignorantką.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Pani Kasiu,

Słabością peelki jest brak uczuć - nie ma w tym skruchy, tylko czysty, chłodny fakt. To nie kwestia winy, kary, grzechu. Mój utwór nie miał być spowiedzią, co najwyżej wyznaniem.
Nigdy nie czuła się Pani emocjonalnie pusta?

Pozdrawiam.

Opublikowano

Odpowiadała Pani na komentrze bezosobowo/bezokolicznikowo - wie Pani, czasem to "Ty" różnie jest odbierane, stąd mój dość zachowawczy sposób zwracania się do Pani :)
Skąd sugestia, że jestem agresywna? - styl taki mam Proszę Pani, może tandetny, może prowokacyjny, ale mój własny.
Przeczytałam - nie przekonała mnie Pani, ale proszę się mną nie przejmować - to tylko jeden z wielu głosów odczytelniczych.
Mój pierwszy komentarz wbrew pozorom nie był makrokrytyką - ja się naprawdę starałam dostrzec w tym obrazie coś wartościowego, coś pozytywnego - stąd interpretacja w kierunku potrzeby wygadania się/spowiedzi/posypywania głowy popiołem - Pani taki tok myślenia kategorycznie odrzuciła, sugerując, że czegoś nie zrozumiałam. Zrozumiałam, Proszę Pani i inter odautorski naprawdę nie był mi potrzebny.
Starałam się dostrzec jakiś pozytyw - niestety, Pani komentarz pozbawił mnie złudzeń.
Dla mnie Pani wiersz jest odpychającą karykaturą i przejawem ignoranctwa - nic na to nie poradzę i przy tym zostanę, jeśli Pani pozwoli - natomiast nie twierdzę, że Pani jest ignorantką, absolutnie - mam wrażenie, że Pani nie wyszło i tyle, ludzka rzecz... błądzić ;)

pozdrawiam
kasia :)

Opublikowano

"Dla mnie Pani wiersz jest odpychającą karykaturą i przejawem ignoranctwa - nic na to nie poradzę i przy tym zostanę, jeśli Pani pozwoli" - każdy ma prawo do własnych opinii, proszę bardzo, jeśli poczuje się Pani z tym lepiej.
Zarzuca mi Pani, że popełniłam jakiegoś poetyckiego gargulca, maszkarę. Trudno, żebym po takim oskarżeniu pozostała obojętna. Nie zgodzę się z tym, ale ani ja nie przekonam Pani, ani Pani nie przekona mnie.
Moim zdaniem dalsza dyskusja nie ma sensu.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Myśląc o gołębiach i wróblach, pierwsze co przyszło mi na myśl to właśnie: "srające". Przypomniały mi się dawne czasy, wycieczka do Krakowa i dosyć "gówniana" przygoda mojego kolegi z tamtejszym miejskim ptactwem :) Poza tym to słowo, trochę śmieszne, trochę wulgarne, bardzo mi "przypasowało" do mojego zgorzkniałego stracha frustrata (bo to ta słoma z butów jednak, prosty chłopak, proste słownictwo :))... ale skoro wyszło z tego "sranie w banię".. Przemyślałam i zastosowałam się do rady.

Dziękuję za wizytę i pozdrawiam równie ciepło i serdecznie :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Poetycki język, pełen sugestywnych obrazów i głębokiej symboliki, sprawia, że jest to lektura wymagająca, ale satysfakcjonująca dla czytelnika poszukującego w poezji czegoś więcej niż tylko ładnych słów. To wiersz, który zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu, zmuszając do refleksji nad własnym "jestem"
    • A Iwa, Pawle, chce lwa, pawia
    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
    • Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu.   Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...