Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Abstrakcja


Rekomendowane odpowiedzi

Nie jesteś mi na szybie kwiat
ręką zimy rzeźbiony
lecz niewidzialna chłodu dłoń

myśli przychodzą same
nigdy nie pytam skąd

znikają

jak sen z powiek porannych

a jeśli bawią dłużej?
cóż z tego!

zostają

jedynie barwniejszym znaczkiem
pamięci w klaserze czasu
który mimo wszystko gdzieś trwonię

zdało by się powiedzieć oczekiwanie
a zbyt dumny umysł mówi – nie!
- to jest jedyny świat!

i tak spierając się ze sobą żyje strachem
- obym Cię tylko nie przegapił

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie jesteś mi na szybie kwiat
ręką zimy rzeźbiony
lecz niewidzialna dłoń

w chłodzie myśli przychodzą same
nie pytam skąd zdało by się powiedzieć:
oczekiwanie, spieranie się ze sobą oraz strachem

obym Cię tylko nie przegapił





Fagocie, jak dla mnie to to, co sobie wyłuskałam. Jakoś za dużo słów (?) i ta szalona forma...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Fagocie, a jakby w ten sposób???
co ty na to,
'wydawa' się bardziej spójnie,
ale miesie i tak :)))))
cmoookeS
Nie ma w tym zbyt wielu zmian – co do samej myśli byłbym zgodny ale brakuje mi tego personalnego odniesienia do chłodu dłoni. Tak więc w połowie sugestię można powiedzieć, że kupuję :-)
A poza tym wielkie dzięki za wizytę i +
Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fagocie jestem po raz tam któryś na tym wierszu, a że nie mogę ostatnio zostawić nożyczek w spokoju to wycinam... oczywiście pod siebie serwetki... i tak mając alergię na dopowiedzenia i dookreślenia pobałaganię troszku:

Nie jesteś mi na szybie kwiat
ręką zimy
lecz niewidzialna dłoń chłodu

myśli przychodzą same
nie pytam skąd
znikają
z powiek porannych

a jeśli zostają dłużej?

barwniejszym znaczkiem
który mimo wszystko gdzieś trwonię

zdało by się powiedzieć oczekiwanie
a zbyt dumny umysł mówi – nie!
- to jest jedyny świat!

i tak spierając się ze sobą żyje strachem
- obym Cię tylko nie przegapił

Macie cosik na tę specyficzną alergię...;)bo sama nie mogę wytrzymać... pocięłam wszystkie moje wiersze, bo ciągle wydaje mi się, że czegoś za dużo...;(

Sorki Fagocie za te porozrzucane ubrania...postaram się wziąć w garść...do następnego...
Serdeczności

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ładnie    Łukasz Jasiński 
    • Poprawnie    Łukasz Jasiński 
    • Za oknem szerokim jak wszechświat brodata twarz jakiegoś mędrca. Gdzieś tam, pośród liści drzew. W migocie słońca. W blasku, co kładzie się na podłogowej klepce prostokątami światła...   Niesie się w przestrzeni (niesie się poprzez przestrzeń) świergot ptaków. Twarz mędrca. Jego oczy... Wzrok opuszczony, jakby w zadumie. W tych oto obszarach. W myślach niedostępnych. W mgłach płynących nisko nad płaszczyznami zrudziałych pól.   Czy ty mnie w ogóle słuchasz?   W ekranie telewizora padający śnieg. Milczący szum mżących pikseli, który trwa. I który trwa. Zamykam oczy. Otwieram. Mrugam sennie. Mrużę. Zaciskam szczypiące powieki… Jakaś kobieta z długimi rzęsami stoi tam, na brzegu delty. Stoi w słomkowym kapeluszu z długą, powiewającą wstążką. Błękitną… Trzyma w dłoni skręconą muszlę, przykłada do ucha. Uszła z niej dawno wrąca kipiel spienionych fal. Morza uderzającego o skały. To jak drżący w słońcu miraż, co się materializuje tylko na chwilę. I kroczy swobodnie po ścieżkach szumiącej ciszy. W oddechach. W łopotach żaglowych płócien, jakże odległych. I nieuchwytnych… Skąd ta nagła zmiana obrazu? To jak oglądanie starych fotografii, które wysypują się z szafki jedna po drugiej, albo spadają na podłogę ze stołu po nagłym przesunięciu dłonią. W tej oto chwili słabości i lęku. W napadzie straszliwego zniekształcenia twarzy, która odbija się w ściance szklanej butelki. Na niej etykieta: Piękny mężczyzna w kapitańskiej czapce. Stojący tyłem i zerkający zalotnie z boku. A więc przesypują się w dłoniach drżących od mroku bezkresnej nocy. Te fotografie. Te pozostałości nieistniejącego od dawna czasu. Od zimna. Od chłodu samotności. Mimo powietrza pełnego słonecznych migotów i szeptów, które trwają jednocześnie w jakiejś niezbadanej korelacji zdarzeń. Które istnieją w sobie, a jednak odrębnie.   Wiesz, ja tutaj byłem. Ja. Albo nie-ja. Jestem. Nie ma mnie. Albo znowu nie ma… Wodzę palcem po czarno-białej powierzchni, po spękanej emulsji, która jakimś cudem wymiguje się nadal żarłocznej nicości. Rozpędzonej entropii wszechświata… Zdmuchuję kurz i pajęczyny, kiedy podchodzę do przedmiotów zastygłych w odlewie. W żółtawym świetle, co pada pod kątem z kinkietu -- twarze, popiersia… Wyrzeźbione dłonie w różnych gestykulacjach i wariantach uchwyceń. Nieskończone dzieła mistrza o niezrównanym kunszcie. Porozrzucane wokół dłuta. Resztki gruzu, okruchy. Biały pył modelarskiego gipsu... Na podłodze stosy gazet. Na lastrykowych parapetach. Na półkach regałów. Na krzesłach… Na nich, pomiędzy świecami, pomiędzy wypalonymi kikutami stopionej stearyny -- blaszane puszki. W zakrzepłej na kamień chemicznej treści lakierów powykrzywiany las wystających rękojeści zatopionych na zawsze pędzli, wałków, mieszadeł… I wszystko w pajęczynach. W falującej woalce pajęczyn. W zwietrzałej woni…   Tutaj już od dawna nikogo nie ma. I tak naprawdę nikogo nie było. Wtedy. I teraz. I nigdy… Siedzę na podłodze pośród stert niczego. I oglądam. Podziwiam wszystko pod różnymi kątami, ćwicząc przy tym zamykanie i otwieranie swędzących powiek. Pełzam w szumiącej, piskliwej ciszy. W gorączce. Kiedy nachylam się, prostuję. Kiedy przywieram swoje spierzchnięte wargi do warg gipsowej rzeźby... -- w jej oczach dostrzegam jedynie obojętne bielmo martwego kamienia.   Jesteś tu jeszcze?   Mówię coś niewyraźnie, szepczę… Otaczają mnie jakieś niezrozumiałe słowa. Wyrwane z kontekstu frazy. Coś o miłości i euklidesowej geometrii. Figury geometryczne na ścianach, podłodze… -- na wszystkim…   Nade mną spirale galaktyk niewzruszonego wszechświata…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-15)    
    • to liściki do żywych punkty świetlne potłuczone szkło wyrzucone ryby niedopałki odciśnięte usta są jak otwarte złamania i skrzepy oderwane od krawędzi dlatego mogę napisać: mój pies biega w strugach deszczu a ja rozglądam się za forsą sprzedam całkiem tanio trochę wierszy w dowolnym stylu niektóre nawet rymowane                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...