Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zawsze chciałem mieć dom w ciepłym, soczystym miejscu. Najlepiej nisko, u zbiegu opadających łagodnie, pachnących trawami wzniesień.
Wymarzyłem go podczas wędrówek po małej ojczyźnie, przemykając samochodem pomiędzy rozłożystymi wzgórzami, które nie zasłaniają jednak horyzontu i czuć się tam można jakby na czubku świata; jakby ta wyżyna była najwyższym wybrzuszeniem kuli ziemskiej. Drogi jak wstążki, wiją się pomiędzy wypiętymi do słońca brzuchami; a niżej, powietrze gęściejsze jest niż nad wzgórzami, stawiające opór, przeciągające czas wędrówki i dające możliwość nasycenia się widokiem; twarzą na bocznej szybie, twarzą na przedniej, w szerokim kącie widzenia. Chłodne poranki w takiej trasie są jak uderzenia jakiejś pierwotnej, czystej świadomości, którą ogarniamy całą geologiczną skalę czasu, kurcząc do rozmiarów nieistnienia nasze trzydzieści, sześćdziesiąt, osiemdziesiąt lat życia. Cudownie znikamy. Nad tym wszystkim, a raczej pomiędzy tym, lub w tym, snuje się pocięta na drobniejsze fragmenty, dopasowana idealnie do górzystych krągłości, płaska blacha mgły, o stalowo – mlecznym odcieniu i o strukturze tak delikatnej jak sen tuż po zamknięciu oczu, gdy nie jesteśmy pewni, czy to co nam się jawi, jest jeszcze świadomą myślą czy już senną marą.
Właściwie to nie wiem, czy dom ten spotkałem gdzieś na trasie, czy powstał on w mojej wyobraźni. Tkwił pomiędzy wzgórzami odkąd pamiętam. Niski, parterowy, trochę jakby zbyt płaski i wyraźnie składający się z dwóch części. Pierwszej: mieszkalnej, i drugiej: ogromnego tarasu, prawie tych samych rozmiarów co pierwsza; drewnianego, z lekko ukośnym dachem, okrągłymi poręczami w koło, rozeschniętą podłogą, długim drewnianym stołem i prostymi ławkami stojącymi obok. Taras prostokątny. Dusza domu. Część łącząca kwadrat ludzkiego terytorium z bezmiarem powietrza, światła i materii. Ekoton. Miejsce gdzie budzi się spokojna ciekawość tego co krok dalej, a ludzki niepokój uchodzi daleko w noc. Jeden z jego rogów celuje dokładnie tam, gdzie dwa niewielkie wzgórza łączą się swoimi podstawami, tworząc gardziel która biegnie w górę i znika gdzieś w ciemności. Podczas parnych, letnich wieczorów spływa nią chłód, uwalniając od ciężaru zwarzonego, gorącego powietrza.
Właśnie w tym rogu stoi mój pleciony fotel i mały, okrągły stolik na którym mieści się tylko nocna lampa i ewentualnie, gdy czuję się dobrze, dzbanek mocnego, białego wina.
Gdy przychodzą letnie wieczory, pogrążony w marzeniach, delektuję się spokojem swojego domu, ciszą i odległym światem. Kiedy ja w zadumie opróżniam kieliszek, w małym salonie przy zapalonych świecach Marta gra Chopina. Fantazja cis – moll. Ciche, delikatne dźwięki wypadają wraz z bladoczerwonym światłem świec przez otwarte okno. Niezachwiana harmonia. Akordy powyginane w fantazyjne figury tworzą ledwie wyczuwalny dysonans z odgłosami zawieszonymi w chłodnym już wieczornym powietrzu. Muzyka… jeden z najcudowniejszych przejawów człowieczeństwa.
Jak zawsze, kiedy jestem zmęczony i słucham muzyki, moje myśli samowolnie szukają ścieżek przeszłości. Wspomnienia wyłaniają się z dźwięków, blasku lampy, z pucharu wina – długie, łagodne korowody wspomnień; nastaje jedna z najbardziej błazeńskich godzin, kiedy to odpoczywam i nic nie robię, a wyobraźnia, pamięć, tęsknota oraz setki delikatnych, czynnych nerwów pracują, gorączkują się i tworzą. Oczywistości stają się zagadkowe i niewytłumaczalne. To, co przeczytane, staje się przeżyciem, to, co przeżyte, spełnionym marzeniem, a rzeczy osiągnięte – pragnieniem.
Komu nie jest dane z jednostronną namiętnością gnać ślepo przez życie, niech zawczasu ćwiczy się w sztuce wspominania. Moc przeżywania i moc wspominania są od siebie zależne. Rozkoszować się – to wycisnąć z owocu do ostatka jego słodycz. Wspomnienia zaś to sztuka zatrzymywania i nadawania tej rozkoszy czystszej formy. Spoglądanie wstecz w taki sposób daje możliwość delektowania się na powrót rozkoszami minionych dni, każdy z nich podnosić do rangi symbolu szczęścia ; uczy nas rozkoszować się wciąż na nowo. Tak wiele witalności, ciepła i blasku można wtłoczyć w jedną godzinę wspomnień….
Muzyka ucichła, świece w salonie pogasły. Marta wychodzi na taras, zagląda do dzbanka z winem i śmieje się:
- Nie idziesz spać ?
- Nie, poczytam jeszcze Hessego.
Wychodzi, ale ja nie czytam. Siedzę i czuję jak prześlizgują się minuty. Przeglądam w marzeniach setki wspomnień, które nawiedziły mnie w tej godzinie. Tyle dni, tyle wieczorów, tyle godzin i tyle nocy – a wszystko razem wzięte nie stanowi nawet jednej dziesiątej mojego życia. Gdzie podziały się tysiące dni, tysiące wieczorów, miliony chwil, z których nic już nie pamiętam, które nigdy się nie obudzą. Przeszły, minęły, nieodwracalnie odeszły w dal.
A ten wieczór? Gdzie się podzieje? Czy kiedykolwiek coś go znowu wskrzesi? Nie sądzę, myślę, że jutro, pojutrze będzie należał do przeszłości, umrze i nigdy nie wróci. I gdybym dziś nie pracował, nie zadał sobie trudu i nie posunął się o krok dalej, to cały ten dzień zapadłby się jutro, pojutrze w bezdenną otchłań, dołączyłby do tych wielu pogrzebanych dni, z których nic już nie pamiętam…..
…wiatr tak nagle uderzył w otwarte okna, a nad wzgórzami chmury przepłynęły przez noc tak szybko i pożądliwie, że nie mogę już dłużej usiedzieć w miejscu. Burza woła mnie od horyzontu swym karmazynowym roztworem światła i wody. Biorę po cichu palto, kapelusz i laskę. Wychodzę z domu.

Opublikowano

Napisane przyjemnie, ale nie wciąga. Skoro ciąg dalszy nastąpi, nie wypowiadam się dokładnie na temat tego tekstu - poczekam, co dalej. Postaraj się bardziej zainteresować czytelnika - trochę więcej akcji. Ładne, ale mimo to mało pociągające. Jednak skoro to tylko początek - pisz dalej, może się dobrze rozwinąć.
Pozdrawiam
Zuzka ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




:))) "Właściwie to nie wiem, czy dom ten spotkałem gdzieś na trasie, czy powstał on w mojej wyobraźni ,, ładnie to wychwyciłaś. Achhhh... dzięki !
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Dokończe, ale nie bedzie fajerwerków, bo to tylko taka impresja zatrzymana i trochę refleksji. Mało, no wiem :) Dzięki za poczytanie !
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





,,refleksyjnie, mnie wciagnęło, ostatnio tak mam, twoja refleksja mnie usopakaja, a spokój to swięta rzecz" :)

Zawsze tak mam. Dzięki !
Opublikowano

też mi się podoba ten opis...nawet bardzo...
ale dziwne jest ...z tego spokoju i zachowania równowagi zakręciło mi sie w głowie,
niezbadane i wyprowadzające są tajemnice ludzkich myśleń, może dlatego ten
mój zawrót głowy

pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



,,niezbadane i wyprowadzające są tajemnice ludzkich myśleń, może dlatego ten
mój zawrót głowy "
Mnie też ciągle kręci się w głowie. Tajemnicce ludzkich myśleń napewno są WYPROWADZAJĄCE. Pozdr.
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

myslałem, że to opowiadanie jest dramatycznie przeidealizowane, ale przed wpisaniem tego komentarza, przeczytałem Twoją twórczość chyba w całości i to co mi sie wydało początkowo nieprzyjemną manierą autora nabrało innego blasku;
myślę więc, że posiadasz ponad przeciętne słownictwo i wiesz gdzie tych słów użyć aby był widoczny efekt artystyczny;
to rzadka cecha, chociaż nie każdemu czytelnikowi taka forma musi odpowiadać;
ja gustuję w opisach prostszych, bo taki natłok słów wydaje mi się męczący;
jacek.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Autorze, już kiedyś zwróciłem uwagę, że potrafisz malować słowami. Zgadzam się z Anią, Stanisławą, Fly Eliką i po części z 6 kilo / żeby tak po wodzie chodził i o pić prosił!/ - do słowa : musi odpowiadać - w jego komentarzu. Mnie odpowiada i jeśli pozwolisz, bo ostatnie zdanie zwróciło również mą uwagę, dodam:vulnerant omnes, ultima necat - nie to, żebym znał łacinę, można by po polsku, ale tak jest dostojniej.

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
    • @Bożena De-Tre    Miło mi, Bożeno. Dziękuję za wizytę i czytanie. Mam nadzieję, że teraz zainteresują Cię również poprzednie rozdziały.     Wszystkiego pozytywnego i wspaniałego oraz radosnego z okazji imienin.     Pozdrawiam serdecznie.     
    • delikatne metaforyczne opisanie zachowań społecznych   choć w tle wiadomo jest bezpiecznej no to niestety bywa nudno iść zawsze z przodu i przed postępem lub tworzyć postęp bywa trudno   być jak Tarełkin* rewolucyjnym i według siebie praw przestrzegać  a demokracja nie jest dla innych tylko dla swoich i kiedy trzeba   *Tarełkin - bohater komedii Śmierć Tarełkina autor Aleksander Suchowo-Kobylin
    • Uśmiechnął się w odpowiedzi. Założył podniesiony z płyt peronu plecak i wysunął do góry uchwyt walizki. Po czym, ująwszy go lewą dłonią, sięgnął do mojej. Poczułam się ważna i doceniona. Szanowana.    - Traktuj mnie zawsze z szacunkiem - pomyślałam. - Tak, jak teraz. Potrzebuję tego.     Zastanowiłam się, czy wyrazić na głos to moje pragnienie. Zawahałam się. Po chwili uznałam, że zaczekam z tym na inny moment. Lepszy - chociaż ten był dobry. Ale - rozważyłam szybko - lepiej będzie u mnie w domu. Przy spokojnej rozmowie.    - Milanka? - zapytał. - Twojego synka, jak pamiętam?     - Tak, mojego synka - odpowiedziałam, opanowując się, aby nie spuścić wzroku i aby spojrzeć Jerzemu w oczy. - Mojego ukochanego z 30. Czerwca dwa tysiące dwudziestego roku. Wtedy go urodziłam... - dodałam tytułem wyjaśnienia.    Znów się uśmiechnął.    - Coś za dużo tych uśmiechów - moje obawy uparcie dorzuciły swoje kolejne zupełnie achciane trzy grosze. - Hm! - zgrzytnęłam na nie wewnętrznie.     - Z przyjemnością go poznam - powiedział, ścisnąwszy mi dłoń trochę mocniej. - Czyli ma już prawie pięć lat.    - Prawie - potwierdziłam.     Zszedłszy z peronu, skręciliśmy w lewo, w ulicę położoną ukośnie do torów. Szłam obok niego zamyślona: raz zapytująca siebie, czy postępuję właściwie i czy to wszystko ma sens, tak logiczny, jak uczuciowy i rodzinny, a zaraz po tym uspokajająca siebie twierdzeniem, że przecież wymowa faktów jest oczywista, w końcu widzę, co się dzieje, a zinterpretować mogę je w jeden tylko sposób: pozytywny. Ale co, jeśli to zmieni się w przyszłości? Jeśli...    Jerzy też milczał, idąc obok mnie. I zapewne domyślając się mojej wewnętrznej walki.     - Zobacz, jak wokół robi się zielono - przerwałam ciszę między nami, w oczywisty sposób anaturalną. - Drzewa i krzewy budzą się do życia po, można rzec, zimowym śnie. I jak Słońce grzeje. Jest tak miło i ciepło...    Popatrzył po właśnie wspomnianych, mijanych krzewach i drzewach.    - Istotnie, robi się zielono - powiedział powoli. - Jest słonecznie i ciepło. Ale chyba myślisz przede wszystkim o czymś zupełnie innym.     Znów poczułam się niepewnie. Dłuższy moment zastanawiałam nad odpowiedzią.     - Tak, Jerzy - odparłam, postanowiwszy przyznać mu się do rozterek i wahań. - Nie tyle zastanawiam się, czy to wszystko dzieje się naprawdę, bo przecież widzę to, co widzę, słyszę od ciebie to, co słyszę i czuję to, co czuję... w tym twoją dłoń, ściskającą moją. Ale myślę o tym, co zdarzy się później. Co będzie z nami? Jak długo wytrzymasz ze mną? Jestem trudna, a w każdym razie bywam taka w codziennym byciu. Tak, prawda: przedstawiłam siebie w zbyt ciemnych barwach... domyśliłeś się, że celowo. Ale ja to ja. Ale jest i Milanek: czyli uwaga i obowiązki. Przyzwyczaiłeś się do wolności w znaczeniu, że nikt ci mówi, co trzeba zrobić i co kiedy. Teraz to się zmieni, będziesz miał na głowie nas oboje. Na pewno tego chcesz? - zatrzymałam się, zadawszy o pytanie. Czując, że moja ręka zostaje z tyłu, gdyż Jerzy zatrzymał się wcześniej. Tuż przede mną. Obejrzałam się nań, wciąż trzymając jego dłoń.    - Jerzy?    Miał dziwną minę. Na wpół poważną, na wpół rozbawioną. I z tą miną spoglądał na mnie. Wydało mi się, że tym, co dostrzegam w jego oczach, jest właśnie rozbawienie. Oprócz zdecydowania, rzecz jasna.     - Na pewno tego chcę - odpowiedział, postawiwszy walizkę na chodniku i sięgnąwszy po moją prawą dłoń, aby zamknąć ją w uścisku swoich palców. - Co zaś tyczy się twojego zdania, że będę miał na głowie was oboje - tu akurat nie zgadzam się. Milanka będziemy mieć na głowach obydwoje. Ty natomiast jesteś zaradną osobą: świetnie zorganizowaną i dobrze radzącą sobie w życiu. Skąd więc akurat ta obawa?    Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Nawet nie mogłam wiedzieć ani być pewną, gdyż myśli nagle zakłębiły mi się w głowie, tworząc w umyśle coś, co dzisiaj nazywa się trudnym do ogarnięcia. Stałam jak wrosła w ulicę, wpatrując się weń pusto. Spojrzeniem, które nagle straciło wyraz.     - Stąd - odrzekłam bardzo powoli, wyłuskując z myślokłębowiska te potrzebne i mozolnie dobierając do nich słowa - że... że... mam czasem kłopoty sama ze sobą - wyrzuciłam z siebie część prawdy, której przecież i tak już się domyślił. - Że pracuję sama ze sobą i bywa, że idzie mi to z trudem. I że trzymam się, bo muszę. Dlatego... dlatego stwierdziłam, że będę wobec ciebie taka, a nie inna... a raczej, że mogę taka być... być a właściwie bywać. I że nie wiem, jak to będziesz znosił. Ani jak długo. Ty też nie wiesz, bo i skąd miałbyś to wiedzieć? Skąd?! - nagła emocja sprawiła, że podniosłam głos.    Podszedł do mnie wolnym krokiem, niwelując odległość. Jeszcze dwa kroki... - zaczęło robić mi się chłodniej - jeszcze jeden, a stanie przede mną, spojrzy mi w oczy i... zobaczy w nich lęk! Co wtedy?! Nie mogę mu na to pozwolić! W każdym razie jeszcze nie! Wiedząc, że na  ucieczkę jest za późno - i to od dawna - zacisnęłam powieki. Uświadomiłam sobie, że stoi tuż przede mną. Czekałam: obejmie mnie i przytuli, czy nie? Najwidoczniej uznał, że w tej sytuacji byłoby to zbyt płytkie i nic rozwiązałoby. A jeśli nawet, to tylko na chwilę. Chociaż przecież ta właśnie chwila między nami jest jedną z najważniejszych.     Za to usłyszałam ciepłe i zachęcające słowa, wypowiedziane tak, jakby wszystko przyszłe między nami miało od nich zależeć:     - Aga. Otwórz oczy i spójrz na mnie.      Voorhout, 16. Marca 2025
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...