Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Pójdziesz ze mną na malutki spacerek? Daleko i blisko. Chcesz? Tak daleko jak myśli i tak blisko jak twoja dłoń. Ciepła i miła, i taka radosna w uścisku. Pójdziemy do parku nakarmić łabędzie, a kiedy już nam się to znudzi, będziemy przyglądać się sobie uważnie. Długo. Będziemy czytać w myślach, a potem opowiadać o wszystkim. Lubię, jak się patrzysz na mnie i słuchasz tego, co mówię. Słuchają twoje oczy, włosy, usta, a nawet twoje piegi, które dziwnie wtedy maleją, jakby obawiały się czegoś.
A wiesz jak ja cię słucham? Mimo, że jestem tak blisko nie rozpoznaję Twoich słów, bo jestem oczami w tobie i słucham bicia twego serca, jak przyspiesza i zwalnia. Słucham oddechu i patrzę w twoją duszę. Ona jest wszędzie. Wypełnia cię wielką radością i ożywieniem. Kiedy przekazujesz myśli dotykiem, to czuję o czym mówią twoje dłonie i wiem o czym milczą twoje oczy. Wiem, co chcą powiedzieć usta, choć tak naprawdę nie pada żadne słowo. Słowa i gesty utknęły, w zadumie.
Czytam cię jak wielką księgę życia. Jestem w tobie oczami mojej duszy i moim sercem, które bije także dla ciebie. Jest mi tam dobrze. Tak jak bym był u siebie. Zanurzam się w tobie, jak kamień w wodę. Głęboko, do końca. Dotykam ust spojrzeniem i rozkoszuję się ciepłem serca. I Nawet wszystkie twoje piegi znam na pamięć. Smutne, szczęśliwe i zapłakane. Patrzą się na mnie setką ciekawskich, piegowatych oczu.
Piegowata nieznajoma, którą mijam codziennie na ulicy. Patrzymy na siebie. Idziemy na siebie.
Fala ciepła uderza aż po czubki włosów i chociaż wyciągamy do siebie dłonie, mijamy się obok jak duchy. Piszemy do siebie listy bez adresu, których nikt nie czyta.

Tak się cieszyłem na myśl, że kiedyś policzę Ci wszystkie piegi i wszędzie.
Kiedy nachylasz się nade mną, spadają na mnie jak ciepły deszcz brązowych kleksików, jak eskadra zuchwałych lotników. Zgarniam je w dłonie i układam na Tobie, tam, gdzie ich miejsce.
Myślałem, że skataloguję je z odpowiednim opisem w przewodniku po... kobiecie.
Cóż, twoja mapa piegów nie była napisana dla mnie.

I poczujemy, jak opadają nam głowy i ręce.
Jak wszystko cofa się w zwolnionym tempie.
Jak w filmie bez dźwięku.
Jak w życiu bez życia.
RESET

Opublikowano

Wando, mam jakieś nieodparte wrażenie, że masz rację mówiąc: "lubię, jak patrzysz... ", brzmi to dużo lepiej.
Zmartwiłaś mnie stwierdzeniem, że "chłopcy tak mają... " a dziewczynki już nie?
Dziękuję Ci za poświęcony czas i poczytanie. Zaimek "się" usuwam, bo nie zmienia to specjalnie sensu stwierdzenia a przysparza lakoniczności, nieraz koniecznej, szczególnie dla mnie, bo wiem, że nadużywam niejednokrotnie zupełnie niepotrzebnych zwrotów. Z podobnych względów, dzięki Twojej sugestii, wywaliłem też zaimek określający, wskazujący, "tego"(dopełniacz, rodz. nijaki) w zdaniu: Lubię, jak się patrzysz na mnie i słuchasz tego, co mówię. Po korekcie tak brzmi całe zdanie:"lubię, jak patrzysz na mnie i słuchasz, co mówię"
Myślę, że warto było poprawić i za to jestem Ci wdzięczny. Pozdrawiam serdecznie :)

Opublikowano

Wando, to że nie chciałaś Niemca, to Twoja sprawa, ale dlaczego mają być krótkie? Nie masz czasu na czytanie? Czyżby to jakaś chała była, te wyznania rozmarzonego piegologa?
Powiedz lepiej od razu, to może wezmę się za inny rodzaj pisania? Mowy pogrzebowe, donosy czy
nawet podania o przydział mieszkania. Jesteś bardziej tajemnicza niż Giokonda.
Ale cieszę się że znajdujesz odrobinę czasu na moje opowiadanka. Pozdrawiam (¤_¤)

  • 2 tygodnie później...
  • 3 tygodnie później...
  • 4 tygodnie później...
Opublikowano

Sporo interpunktów, których i tak Pan nie poprawi, nawet jeden ort! Nie powiem, gdzie! I to "się" nie na swoim miejscu! A i tak bardzo mi się podoba, rozczula mnie i żałuję, że nie przeczytałam tego sobie wcześniej! Prawdopodobnie nie przeczytasz już tego komentarza, a szkoda! Acha, lubię, kiedy nie świntuszysz Pan, Grabiczu, co się nie znamy:) Wtedy tak pięknie piszesz o kobiecie! Ech...!Cieplutko pozdrawiam, Anna Parapara

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Anno, buchasz mi Parą, jak koń pod górę z furą węgla... hahaha
Tak całkiem bez świntuszenia się nie da... są kobiety, które to lubią.
Kobieta jest zawsze piękna, ale najpiękniejsza właśnie rozebrana... hihihi
Anno odkręć wreszcie ten zawór z Parą i powiedz mi wreszcie kim jesteś, szelmo jedna...
Może być na uszko. Domyślam się, ale nie mogę strzelać, bo lista jest długa... hahaha :
Jesteś sprytna. Egzystujesz pod innym nickiem, bo może nie poświęcałem Ci zbyt wiele czasu.
To nieprawda. Sam mam niewiele czasu i dzielę go, jak tort urodzinowy. Repety nie ma, a czasami schnie na stole, bo nikt się nie zjawia. Sela żizń, jak mówią Rosjanie urodzeni we Francji.
Pozdrawiam Parę... niebieskich oczu. hahaha :)
Za wskazanie w tekście orta, dam kawałek tego "torta" i dokładkę też dostaniesz, nawet jak się Parą staniesz...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Fly, piegowatej pani było też miło... tak miło, że zaczęła bezwiednie kupować pieguski. Nie wiem, czy jeszcze je kupuje. Musiałbym zapytać o to Hankę Es, a raczej wyczytać z jej mapy piegów.
To bardzo tajemnicza mapa. Może prowadzi do ukrytego skarbu?
pozdrawiam nocną Elikę. :)
"Jak wyglądasz nocą a jak w dzień... " - wiesz, noszę jeszcze ten sam płaszcz ortalionowy.
hihihi :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Robert Witold Gorzkowski Robert też bym płakał, tylko biorę leki, które normalnie wykluczają istnienie łez. Więc łkam sobie czasem. 
    • @Arturek spoko. Kasuję komentarz. Nic na siłę. Proszę pisać jak Pan chce. Nie mój ogródek, nie moje kwiatki. Bb
    • Tekst powtórkowy     {Prolog}   Nad cmentarzem w poświacie kolorowych świateł, wisi ogromny zegar. Obraca się miarowo wokół pionowej osi, lecz nie za szybko, aby każdy mógł dojrzeć dokładną godzinę.   >< Ciepła wiosenna noc. Odwieczny satelita Ziemi, świeci jasno, niczym wielka okrągła latarnia, zawieszona na nieboskłonie, pośród złotych gwiazd. Idę polną ścieżką, wolniutko i spokojnie. Można powiedzieć, że podążam w tunelu własnej wyobraźni, chociaż dostrzegam świat zewnętrzny. Cisza tego rodzaju, że aż ją słychać. Nagle, kawałek chwili przede mną, widzę ścianę migotliwego światła. Wisi bardzo nisko na ziemią. Przez górną powierzchnię, prześwituje jasna strona księżyca. Niesamowity widok. Z rozpędu i roztargnienia, przechodzę przez nieodczuwalną, pulsującą zasłonę.   Stoję na cmentarzu. Taki jestem zaskoczony, że nawet rozglądam się racjonalnie wokół. Nie jest ciemno, ale też nie zupełnie jasno. Ludzie chodzą pogrążeni w myślach, pełnych radości i smutku równocześnie. Atmosfera oczekiwania: wyczuwalna i gęsta. Prawie przytłacza.   Otoczenie wokół wygląda jakoś inaczej. Rozmieszczone są w równych rzędach, prawie identyczne. Na każdej pionowej tablicy, widnieje biała lampka. Dwie prostokątne płyty spoczywają na każdym grobie. Wokół barwne znicze. Najbardziej widoczny jest zegar. Stoi nad imieniem i nazwiskiem.   Spoglądam do góry. Na wielkim zegarze dochodzi dwunasta. Nie mam pojęcia, czy w południe, czy w nocy. Światło o dziwnej barwie, z lekka przytłumione, nie pomaga w rozeznaniu. Myślę sobie, że brakuje jedynie lampionów i wesołych śpiewów. Atmosfera przedziwna. Widać to po zachowaniu ludzi. Zmierzają w kierunku grobów, jakby niepewni swego.   Patrzę w górę. Pozostali też. Zaczyna wolno wybijać pełną godzinę. Zewsząd dobiega dźwięk: otwieranych, kamiennych drzwi, jakby wewnątrz był jakiś: mechanizm. Ludzie stoją w milczeniu. Nagle robi się niepokojąco cicho. Górna część wielkiego sekundnika, zakrywa cyfrę: dwanaście i nieruchomieje.   Mam wrażenie, że czas stanął w miejscu. W tym momencie zaczynają wychodzić zmarli. Jestem taki skołowany sytuacją, że tylko stoję i patrzę. Nie są to żadne szkarady. Wyglądają tak samo jak wtedy, kiedy ich chowano. A przynajmniej tak wnioskuję z ich wyglądu. Jak się wydostali z trumien lub ukształtowali z prochu? Po krótkim powitaniu, główny sekundnik rusza. Pozostałe, mniejsze też. Przypuszczam, że zegary zadziałały równocześnie.   Zaczynają się ożywione rozmowy. Przy niektórych grobach, są tylko dwie osoby: żyjąca i zmarła. Albo tylko zmarła, stojąca samotnie. Jedno mnie zastanawia. Odwiedzający, nerwowo spoglądają na zegar, stojący na tablicy. Niby rozmawiają, ale coś jest nie tak. Niecodzienność sytuacji w jakiej się znalazłem, sprawia, że zapominam obserwować zegary, ze zrozumieniem upływającego czasu.   Nagle jeden z odwiedzających odchodzi od grobu, w kierunku wyjścia. Wielu czyni podobnie. Nie bardzo rozumiem, tego typu zachowania. Dlaczego tak uciekają, skoro mają okazję porozmawiać z osobą, która najwyraźniej była im bliska.   >< Stoję na zewnątrz cmentarza. Ludzie wchodzą i wychodzą, ale nikt nie chce zaspokoić mojej ciekawości. Wiem, że to wszystko nierealne, ale skoro już tu jestem, to chciałbym wiedzieć, co jest grane. Czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Aż się wzdrygam. Wiadomo czemu. Spoglądam do tyłu. Widzę człowieka przed sobą. Odzywa się do mnie:   – Pan chyba nie stąd? – No nie. – Ciekawi pana zapewne, co tu się dzieje? – Tak. – To jest dziwna kraina. Coś jak świat równoległy. – Do czego? – Tego nie wiemy. A propos. Skąd pan się tu wziął? – Prosto z pola. – Rozumiem. Jakby to panu wytłumaczyć najprościej. Tu jest tak samo jak u was, ale z małym wyjątkiem. – Z jakim? – Mówiąc krótko – raz na rok, dla wszystkich w tym samym dniu, jest Możliwość Rozmowy. – Domyślam się, że z umarłym?   – Tak. – To wspaniałe. U nas tak niestety nie jest. – Żeby nie przedłużać… mówiąc trochę żartem: za darmo umarło. Rozumie pan? – Nie bardzo. – Mówiąc prosto z mostu: godzina rozmowy, odbiera osobie odwiedzającej rok życia. – Rok? To dużo. – Tak. Jeszcze jedno. Liczy się zaczęta godzina. Wszystko jasne? – Czyli jeżeli ktoś pogada powiedzmy jedną minutę, to i tak rok do tyłu? – Dokładnie. – Czyli lepiej wykorzystać do maksimum? – W zasadzie, tak. – Dlaczego w zasadzie?   – Maksimum ma ryzyko w sobie. Można się zagadać, minuta wejdzie następnej i rozumie pan... dwa lata do tyłu. Zawsze w takiej sytuacji radzę wykorzystać następną godzinę, ale bardzo uważać. – A jeżeli komuś na latach nie zależy. Chce być z bliską osobą bardzo długo. – Jest limit do czterech lat. – Dlaczego akurat tyle? – Nie wiadomo. – A jak ktoś będzie gadać pięć godzin? – Nic z tego. Po czterech wchodzą z powrotem. Nie mogą inaczej. Siła wyższa. – A niby skąd osoba odwiedzająca będzie wiedziała, że umiera za wcześnie? – Nie będzie wiedziała. Rodzina też. Tu chodzi o psychologię. Rozumie pan. Świadomość, że godzina rozmowy, skraca o rok moje życie. – Czy rzeczywiście skraca?   – Tak. Niestety zdarzają się… dowody. I to przeważnie przez nieuwagę rodziców. Albo raczej rodzica. Zdarza się to niezmiernie rzadko – chociażby dzięki zegarom - ale jednak. Jeszcze jedno. Swoje zegarki są nieprzydatne. Trzeba patrzeć, na te przy grobie, lub na ten wielki ogólny. To szczegół, ale bardzo istotny. – Mówił pan o jakimś dowodzie. – To znaczy… w pewnym sensie. – Nie rozumiem. – Chodzi szczególnie o dzieci. – O dzieci? – Małe dzieci. Kilkuletnie. Czy muszę tłumaczyć dalej? – Proszę.   – Dawno temu mieliśmy taki przypadek, że ojciec przyprowadził swoją trzyletnią córeczkę, żeby sobie z mamą pogadała. Niestety, przegapił czas. Gdy minęły trzy godziny a zaczęła czwarta, dziewczynka momentalnie umarła. To było straszne. Mówię panu. – Chwileczkę. Przecież może być tak, że danemu dziecku - wliczając te trzy lata - przeznaczone jest powiedzmy sto lat życia. Przekracza limit trzech godzin umiera mając dziewięćdziesiąt sześć. Kto by się zorientował? – Zgadza się. To żaden dowód. Tylko, że to o czym wspomniałem, wydarzyło się tutaj. Ludzie od razu pomyśleli, że to dziecko miało żyć siedem lat… – Ale to mógł być zbieg okoliczności. – Owszem. Mógł. Ale tutaj to wyglądało inaczej. – Ojciec był nieroztropny, można by rzec. Po co dziecko w takie miejsce przyprowadzał. Gdyby nie przegapił, to jeszcze by żyło jeden rok. Ale z drugiej strony, skąd miał wiedzieć, że jego córka, ma tylko cztery lata przed sobą. – No wie pan. W takich okolicznościach zdarza się, że ludzie postępują nieracjonalnie. – Czyli jednak to prawda. Coś za coś?   – Owszem. To znaczy nie istnieje dowód, że tak jest. Ale też nie ma dowodu, że tak nie jest. – A co z dorosłymi. Załóżmy, że mąż w wieku powiedzmy czterdziestu lat, ma jeszcze przed sobą – trzy lata życia – ale o tym nie wie. Przekracza limit trzech godzin i po rozmowie z żoną, nagle umiera. Takie przypadki też się zdarzają? – Nie chciałem o tym mówić, ale też. Człowiek nie wie, ile mu czasu zostało. A zatem, każde odwiedziny to ryzyko, że po wizycie – lub w trakcie – odwiedzający umrze. – Rozumiem. A proszę mi powiedzieć, czy dużo jest odwiedzających? – Mniej, niż by się mogło spodziewać. Ludzie różnie do tego podchodzą. Przed śmiercią dziewczynki, przychodziło więcej. Śmierć dorosłych, robi trochę mniejsze wrażenie, szczególnie dla postronnych osób. Ale mimo wszystko, przychodzą. Chęć pogadania z bliską osobą jest czasami bardzo silna. Różni ludzie, różnie się na to zapatrują.   – A proszę mi powiedzieć, czy istnieje sposób, żeby na przykład, rozmawiać cztery godziny, a być tylko – powiedzmy – dwa lata do tyłu? – Owszem jest. – To znaczy? – Najlepiej pan to zrozumie na prostym przykładzie. Istnieje możliwość, przerzucenia swoich godzin, na drugą osobę. Wtedy ta druga rozmawia – powiedzmy – cztery godziny – a traci – dwa lata życia. – No to super… – To zależy dla kogo. Wtedy ta pierwsza, rozmawiając z umarłym – dwie godziny, jest cztery lata do tyłu. Trzeba kogoś naprawdę kochać, żeby być zdolnym do takiego gestu. – Niewątpliwie. A jak to jest z tymi umarłymi, którzy muszą stać samotnie przy grobie. Podejdzie ktoś do takiego, żeby z nim pogadać?   – Bardzo rzadko. Wolą wykorzystać czas do rozmowy z bliską osobą, niż gadać z obcą. Zresztą trudno się dziwić. Aha, jeszcze o jednym zapomniałem. Można oczywiście chodzić do kilku grobów i rozmawiać po trochu. Liczy się łączny czas. – Czyli mówiąc trochę żartem, z wujkiem, który nam chałupę zapisał, gadamy dłużej, a z ciotką, z którą żeśmy ostatnie koty darli, tylko chwilę albo wcale? – Różnie to bywa. Nie mnie sądzić. To też kwestia wybaczenia lub nie. Dziwnie się układają relacje międzyludzkie. – A co by się stało, gdyby osoba zmarła wyszła poza granice cmentarza? – Raczej by trzeba powiedzieć - poza obszar zewnętrzny należący do cmentarza. – Duży to obszar? – Dokładnie nie wiadomo. – No to co by się stało? – To by było straszne… że tak powiem. Zarówno dla żyjących jak i umarłych. – Czy to się kiedyś zdarzyło? – Gdyby się zdarzyło, to by nie było naszej rozmowy. – Czyli nie mam drążyć tematu? – Nie.   – A proszę mi powiedzieć, czy ci umarli… mówią jak Tam jest? – Ani słowa. Po wyjściu, pamiętają tylko to, co było do czasu ich śmierci. A poza tym, nie mówią o wielu sprawach, co by mogły zaszkodzić lub być przydatne osobom żyjącym. Rozumie pan? – Chyba. Jeszcze jedno pytanie mnie nurtuje. Po co ten wielki zegar nad cmentarzem, skoro każdy grób ma swój? – Nie domyśla się pan? – Żeby było widać z daleka. – Też dlatego. – Też? – Uzyskał pan ode mnie wiele cennych i ciekawych informacji, lecz nie wszystkie kwestie dokładnie wyjaśniłem. To by zajęło za dużo czasu. Aczkolwiek sprawia pan wrażenie inteligentnego człowieka, a zatem – jak rozumiem – nie ma problemu. – Oczywiście, że nie ma. Jestem wielce zobowiązany. A nawet wdzięczny. Bardzo dziękuję. – Miło mi, że pan dziękuję, ale… zresztą nie ważne. Życzę miłego powrotu.    >< Oddalam się od cmentarza, w poświacie światła bijącego od Wielkiego Zegara. Widzę przed sobą migotliwą ścianę. Przechodzę przez nią. >< Zamglony sierp księżyca oświetla niecałą drogę.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...