Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

czarci dorożkarz
zaczartowana dorożka
upojony koń


i znów ten woźnica rogaty
całym swym ciężarem
na ramionach osiada
słyszę chichot
zwycięstwa chytrego
a łbem kręcenie na wszystkie strony odczuwam
że aż zanoszę się po całej ulicy
krokiem dotylnim staram się dotrzeć do domu

w łóżku jeszcze zafunduje karuzelę
oraz atrakcje wieczoru
w misce pod twarzą
rankiem obolały życiem i niebyciem
znów obnażony przed porażką stanę
jęknę
"dajcie kącik do zdechnięcia"
szalem pesymizmu szczelnie otulony
wkroczę w dzień
co nic dobrego nie przyniesie

Opublikowano

Wczoraj czytałam i dzisiaj ponownie.
Podoba mi się:
"jęknę
"dajcie kącik do zdechnięcia"
szalem pesymizmu szczelnie otulony
wkroczę w dzień
co nic dobrego nie przyniesie" ......ewentuaalnie, zamiast "co", może lepiej "który"?
Początek (chciał - nie chciał), kojarzy się z K.I.Gałczyńskim.
Poddaję pod rozwagę, to co mi się nasunęło po przeczytaniu wiersza.
"a łbem kręcenie na wszystkie strony odczuwam" - coś ze szykiem zdania "nie tak".
"że aż zanoszę się po całej ulicy" - "zanosić" się można np. śmiechem, kaszlem,
czy "zanosić się po całej ulicy", jest poprawnie? Nie upieram się, nie jestem pewna.
Wg mnie lepiej by było "nosi mnie po całej ulicy", "zataczam się" itp. Ja bym, bez "że".
"krokiem dotylnim"? jakoś dziwacznie brzmi. Czyli, jest też krok "doprzedni"?
"w łóżku jeszcze zafunduje karuzelę
oraz atrakcje wieczoru" ..............."zafunduje" czy "zafunduję"; on czy PL?
"w misce pod twarzą"...........to osobiste wspomnienia? Nie rozumiem tej miski.
"znów obnażony przed porażką stanę" ......może:"obnażony znów przed porażką stanę",
nie wiem, też mi coś tu nie gra.
Natrułam, nawybrzydzałam, ale może Ci się coś z tego przyda, nie tłumacz dlaczego,
ale tak zrób, żeby w Twoim przekonaniu było dobrze.
Wiem z własnego doświadczenia, że "najciemniej pod latarnią".
Może jeszcze inni doradzą.
Serdecznie pozdrawiam
- baba

Opublikowano

Babo
wiec jest tak
tłumaczę o co po pijaku chodzi:

Bohaterowie:
czarci dorożkarz ? o czarta samego chodzi
zaczartowana dorożka ? czyli obiekt, którego on dosiada
upojony koń ? osoba po spożyciu znacznej ilości (ponad kontrolowaną normę)

Scena pierwsza:
i znów ten woźnica rogaty ? czart co chwałę swoją pokazuje
całym swym ciężarem - przytłacza/ciąży/dogniata
na ramionach osiada ? bohater czuje jego ciężar
słyszę chichot ? słyszy śmiech triumfu
zwycięstwa chytrego ? podstępem w chwili słabości zdobytego
a łbem kręcenie na wszystkie strony odczuwam ? zawroty głowy
że aż zanoszę się po całej ulicy ? powodujące zachwiania równowagi
krokiem dotylnim staram się dotrzeć do domu ? zrozumiałe dla tych co doświadczyli owego ?tanecznego? kroku

Scena druga:
w łóżku jeszcze zafunduje karuzelę - nasilenie zawrotów i dalsza dominacja czarcia (on zafunduje)
oraz atrakcje wieczoru ? mieszanina picia i ew. spożycia
w misce pod twarzą ? asekuracyjny pojemnik kiedy sił juz chodzić ni ma
rankiem obolały życiem i niebyciem ? kac pospolity
znów obnażony przed porażką stanę ? efekty uboczne odbite na morale
jęknę ? na nic więcej nie ma siły
"dajcie kącik do zdechnięcia" ? nawet na dalsze życie
szalem pesymizmu szczelnie otulony ? wiara sie przezeń nie przedziera
wkroczę w dzień ? bo trzeba
co nic dobrego nie przyniesie ? na kacu nawet 3 w totka sie nie trafia, więc to wejście nie przyniesie poprawy
dlatego po nijakim rozpędzie znów pić zmuszony będzie
szyk i poprawną polszczyznę stawiając w ostatnim rzędzie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dzisiaj dopiero przeczytałam, bardzo mi się podoba to wyjaśnienie, jestem teraz nawet w stanie zrozumieć, na czym polega "krok dotylny".
"Kącik do zdechnięcia" jest śliczny.
Dzięki, serdeczności
- baba

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jo, hałda - jęzor, jak łopata: połkaj. Rozę jadł, ahoj!            
    • Musi lec z celi sum.               Kasia i sak.    
    • nie boje się miłości uwielbiam ją bo pomaga zrozumieć uśmiech i płacz   nie boje się miłości będę ją kraść tym którzy jej nie rozumieją   nie boje się miłości bo jest jak baśń która zawsze ze złem wygrywa   nie boje się jej bo  jest światłem które noce upiększa   nie boje się gdyż nauczyła mnie zrozumieć to co w sercu się tli.  
    • Wszystko co im powiedziano, przyjęli że to nie prawda, nie wiedzieli i bez krytycznie to powtarzali    Robili wszystko co im kazano, nie przypuszczali że robią źle Chodzili tymi samymi drogami Co wielki autorytet    A kiedy on dał znak Bez zastanowienia podążali za nim  Wierzyli że idą w imę chwały  więc swoje życie w ofierze za niego dawali I nigdy się nie przekonali że nie podszepnie umarli    Teraz leżą w grobach  puste, zimne twarze  Nie jako bochaterowie, nie jako zbrodnie ale jak marionetki nie świadome niczego  nie są wspominani i nigdy nie będą
    • Idą - choć nikt ich nie woła. W kieszeniach mają wersy, które uciekły im z rąk jak szczury z tonącej metafory. Robią miny poważne, choć słowa mają z waty, a każde zdanie składa się jak łóżko polowe po nietrzeźwej wojnie z samym sobą. Przystają na rogach własnej niepewności: „może napiszemy o świetle?” - pytają, po czym kręcą głowami, bo światło za jasne, a cień za ciemny. Więc stoją w półmroku - idealnym dla niezdecydowanych, tych, co wciąż stroją instrumenty, ale nigdy nie grają melodii. Każdy z nich niesie w plecaku niedokończony wiersz o „poszukiwaniu siebie” - taki, którego nie przeczyta nawet pies, bo pies ma godność i węch do rzeczy skończonych. A między kartkami plecaka czai się ich własny strach - taki, co syczy jak kot wyrzucony z metafory za brak talentu, i drapie, gdy ktoś próbuje napisać prawdę. A jednak idą - zamaszyści jak prorocy własnych pomyłek. Śmieszni, bo chcą pisać o ogniach, lecz boją się zapałki. Groteskowi, bo robią krok w przód i natychmiast krok w bok, jakby tańczyli z losem, który wcale nie przyszedł na bal. I gdy już, już mają ten WIELKI wers (ten, który miał ich ocalić), nagle - bach - wpada im do głowy wątpliwość o smaku marginesu, i cały świat rozsypuje się jak źle sklejona metafora o świcie. Bezradni wsłuchują się w ciszę - tę samą, która niczego nie obiecuje, bo jest lustrem tak krzywym, że odbija tylko to, czego w sobie nie chcą widzieć. Próbują jeszcze raz, z nową odwagą - i znów odkrywają, że wena, ich półetatowa bogini, rzuca natchnienie jak handlarka ryb: byle jak, byle gdzie, byle sprzedać złudzenie. A oni łapią to w locie, jakby to było złoto, choć najczęściej jest to mokra gazetka z wczorajszą pogodą. Tak sobie tuptają, armię poetów udając - każdy chciałby być meteorem, a kończy jako iskra o krótkim oddechu. A może i dobrze - bo w tej ich śmiesznej, roztrzepanej tułaczce jest coś niezwykle ludzkiego: pragnienie, by wreszcie złapać słowo, które nie ucieknie. Bo słowo, które dogonisz, pierwsze cię ugryzie - żebyś wiedział, że było żywe.            
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...