Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

bezpośredni sąsiedzi


Rekomendowane odpowiedzi

Pan Koks wychylił się przez okno i zaczął błądzić wzrokiem po kwadratowym podwórzu. Opalona skóra na jego nagim torsie odbijała światło słoneczne tak, że w mieszkaniu naprzeciwko na ścianie pojawiły się widma promieni, jakie powstają przy zabawach w „puszczanie zajączków”. Zjawisko to spowodowała oliwka dziecięca, którą szczodrze nasmarowane było ciało Pana Koksa, tworząca odblaskowy, ultracienki pancerz. Facet skończył właśnie niedzielną pielęgnację i chcąc sprawdzić jej efekt, wystawił się na widok sprawdzonej publiczności – sąsiadów.
Kwadrans minął zanim w jednym z prostokątów plastikowych okien pojawiła się postać kierowana, a jakże, ciekawością. Była to Panna Melon, zaintrygowana niespodziewanym efektem świetlnym na ścianie jej M2.Gdy tylko przysiadła na poduszeczce na swoim parapecie ujrzała Pana Koksa. Poczuła to samo, co młody Indiana Jones czuł po wkroczeniu do sekretnej jaskini, oświetlonej blaskiem znajdującej się u jej szczytu figurki atletycznego bożka, wykonanej przez starożytnych ze szczerego złota. Owym bożkiem był rzecz jasna Pan Koks, jakby od niechcenia prężący muskuły.
- Dzień dobry! – Krzyknęła Panna Melon i pomachała do Pana Koksa
- A, dzień dobry! – Odpowiedział Pan Koks, zmieniając jednocześnie ułożenie ciała. Teraz opierał się jedną ręką o futrynę okienną, drugą wsadziwszy do kieszeni dżinsów, którą to pozę wyćwiczył przed lustrem wymiarów dwa metry na trzy.
- Ładna pogoda. – Zagaiła banalnie Panna Melon, chcąc za wszelką cenę obserwować jak najdłużej Pana Koksa. Została wychowana w duchu dbałości o wygląd, fizyczność stanowiła dla niej istotną wartość, szczególnie, gdy koleś miał szeroką klatę.
- A, ładna. – Przyznał Pan Koks. Z wyrazu twarzy sąsiadki odczytywał właśnie, że jest, co tu kryć, zachwycający, zniewalający, a używając Leitmotivu myśli Panny Melon – zajebisty.
- A może byśmy tak? – Zapytała wiedziona jajnikami Panna Melon.
Pan Koks uniósł jedną brew i zachęcony obyczajowością sąsiadki odparł, że chętnie z nią.
Panna Melon uśmiechnęła się jak kotka po zjedzeniu naprawdę pysznej puszki sardynek, skoczyła zwinnie jak lamparcica na podłogę, jak gepardzica wybiegła z mieszkania by stać się za chwilę drapieżną tygrysicą.
Pan Koks i Panna Melon należeli już do wyklejonego plakatami z dziewczynami świata sypialni tego pierwszego, kiedy w innym oknie zamajaczyła męska sylwetka. Zainspirowany młodszymi, Pan Bęben zdjął koszulę i ukazując sąsiedzkiemu światu znaczną wypukłość oraz głębokie zapadnięcie jednocześnie, począł wabić kobitki.
Na szczęście Pana Bębna, właśnie wieszała za oknem pranie Pani Zwis. Kiedy sięgała po kolejną parę skarpet zauważyła sąsiada, co tu dużo mówić, goluśkiego.
- Panie Bęben, coś pan, oszalał?
- O, Pani Zwis, dzień dobry. Nie, nie zwariowałem. Tylko wabię.
- Kogo pan wabisz? – zapytała zdziwiona Pani Zwis.
- No kobitki wabię, panią na przykład.
- Mnie?! A na co panu ja do wabienia?
- No, żebyśmy razem… Wie pani. Młodzi tak tu ciągle robią.
- Panie Bęben kochany, niech się pan zastanowi, ile my mamy lat? Oni młodzi są to mogą.
Pan Bęben posmutniał. Sąsiadka miała rację. Ich termin przydatności do współżycia minął.
- E szkoda. – Mruknął.
- Pewnie, że szkoda. Mi też się żal zrobiło, ale innej rady nie ma. – Powiedziała Pani Zwis.
Popatrzyli na siebie ze smutkiem, każde przypomniało sobie własne czasy, do których nie ma powrotu.
- To może byśmy się razem zabili? – zaproponował.
- A to jeszcze mogę z panem zrobić.
I skoczyli.
Takie już jest bezpośrednie sąsiedztwo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        @Rafael Marius :) w sumie...ja też lubię, zwłaszcza w połączeniu z bujną roślinnością lecz... gdyby te wszystkie zwierzęta uciekły z niewoli...strach się bać;) Dzięki:)    
    • sympatyczny obraz, z nostalgią w tle… Chętnie się czyta teraz takie migawki. Stylistycznie jeszcze dopracowałabym tekst, bo lirycznie trochę mało się dzieje pomiędzy zdaniami, nie wszystko też jest jasne jeśli chodzi o specyfikację miejsca (jej ( latarni) kamienne schody ), a po zdobyciu schodów - dziewczyna i chłopak nagle : są rozsypani piaskiem (  ?), myślałam, że są już na szczycie latarni… takie nieścisłości troszkę burzą tekst, pozdrawiam miło.
    • @Amberporannie, kanikuła kojarzy z rosyjskim, wakacje jednak polskie są. 
    • Szept bohaterów z przeszłości… Niosąc się znad kart podręczników historii, Dotykał w dzieciństwie naszej wrażliwości, Ucząc miłości do dziejów ojczystych… Gdy w budynkach szkół starych z sypiącym się tynkiem, Młode nauczycielki swej pracy oddane, Tak wielu z nas odmieniły życie, O historii ojczystej ucząc wciąż pięknie…   Gdy pośród radosnego dzieciństwa chwil beztroskich, Serdecznymi słowami ambitnej nauczycielki, Tak bardzo po temu zachęceni, Zatapialiśmy się w świat zamierzchłej przeszłości… A przepięknie wydanych historycznych powieści, Kolejne z zapałem przewracając karty Bacznie śledziliśmy bohaterów ich losy, Odmalowując je pędzlem dziecięcej wyobraźni… By długimi księżycowymi nocami, W bezdennej snu otchłani skrzętnie ukryci, W czytelniczych emocjach wciąż zatopieni, O ukochanych bohaterów przygodach śnić...  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Szept bohaterów z przeszłości… Gdy snem znużone przymkną się powieki, W szaty słów barwnych się przyoblókłszy, Aż po najodleglejsze świata zakątki, Muśnięciem niewidzialnej swej dłoni, Dotyka długimi nocami rozbudzonej podświadomości, Śpiących snem kamiennym milionów ludzi, By snem otulone emocje poruszyć…   By poprzez snów barwne obrazy, Opowiadać o losach partyzantów niezłomnych, Którzy w godzinie życiowej próby, Wzorem swych przodków przenigdy nie zawiedli… Z bezwzględną walką o niepodległość Ojczyzny, Mężnie niegdyś spletli swe losy, Z tlących się z wolna zalążków konspiracji, Tworząc kolejne zwarte oddziały… A pod osłoną rozległych lasów i borów, Gdy zabrzmiał praojców złoty róg I nastał upragniony czas odwetu, Brali zemstę na znienawidzonym wrogu…     Szept bohaterów z przeszłości… Choć ludzkim uchem pozornie niesłyszalny, Zarazem tak poruszający i tajemniczy, Dotyka strun naszej wrażliwości… Każdej smolistej bezchmurnej nocy, Przypominając o tamtych czasach okrutnych, Gdy mroki bezwzględnych dyktatorów duszy, Rozpleniając się glob cały niemal spowiły…   Gdy świat zalała powódź nienawiści, Kolejnych blitzkriegów niszczycielskimi falami, W imię krwi wyższości i postępowej eugeniki, Budząc w ludziach najprymitywniejsze instynkty… W wzniesionym ludzką ręką ziemskim piekle, Odgrodzonym od świata kolczastym drutem, Oni nie wahali się ofiarować swe życie, By w chwili próby ratować cudze… Widząc co dzień upadlanych swych bliźnich, Towarzyszy tamtej okrutnej niedoli, Uczyli ich niestrudzenie chrześcijańskiej miłości, Nie bacząc na doznane od świata krzywdy…     Szept bohaterów z przeszłości… Niosący się znad nadniszczonych obrazków świętych, Między starych modlitewników kartki I stuletnie niekiedy do nabożeństw książeczki, Pomarszczoną dłonią z czcią nabożną wetkniętych, By w smutnej niekiedy życia jesieni, Kierować ku nim rzewne modlitwy, Wypatrując z nadzieją choć nikłej pociechy,   Niejednej schorowanej staruszce, W ostatniej życia już dobie, Nim zakończyło ono długi swój bieg, Upragnioną zesłał pociechę… Gdy w drewnianym kościele spowitym półmrokiem, Pośród pustych odrapanych ławek, Na lat swych młodzieńczych odległe wspomnienie, Otarła ukradkiem gorzką łzę… Wspominając jak z niezłomnych partyzantów oddziałem, W kilkuosobowym zastępie sanitariuszek, Ofiarowywała najpiękniejsze lata Ziemi Ojczystej, W której otulona snem wiecznym spocznie...  
    • Rozległa plaża, opustoszałego wybrzeża z widokiem na morską latarnię, nawołuje. Słoneczny krąg w kolorze pomarańczy przesuwa się na nieukołysanym błękicie. Od strony lądu wyrastają budowle. Pas gorącego piachu odgradza wzburzoną wodę od miasta, prowadzi do latarni. Kamienne schody pokonane w pośpiechu, podwójnie wyczerpują. Fala za falą zalewając plażę okala wyciem starych murów blok. Na miejscu zmęczony oddech rozdziera płuca. Dziewczyna i chłopak, rozsypani piaskiem.   Ona wyczesuje promienie słońca z włosów. On zmysłowo ogarnia ją spojrzeniem kochanka. Patrzą w zdziwieniu na biegnacy dołem pasaż. Szeroki jak autostrada prowadzi donikąd. Droga bez końca utraciła początek.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...