Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

I Kochana Różo!

Życie staje się coraz cięższe – ołowiane chmury wiszą nad moją głową i krążą, jak ptaki, gotowe złożyć się w każdej chwili do ataku. Wszystko marność, wszystko marność. Złorzeczenia ludzkie jak węże oplatają moje ciało…tak ciężko nosić te sploty – już wolę być nagi. Powiedz czy i Tobie – Różo, zdarzało się potykać o własne nogi? Mi to zdarza się wyjątkowo często. A tak w ogóle…pamiętasz mnie jeszcze? Czy woda Lete nie uderzyła Ci jeszcze do serca? Czy pamiętasz swojego syna? To ja – Twój Mały Marcyś. Te same oczy do bryłek węgla podobne, ten sam nos zadarty o małych nozdrzach, które niepewnie wciągają życiodajne tchnienie, te same rumiane policzki… ale teraz trochę zmienione są moje rysy…mocniejsze, twardsze i jakby z ołowiu. To ja Różo – Twój Mały Maryś. Wszystko marność.
Gdy leżałaś, oprawiona w dąb i szkarłatną suknię miałaś, ja nosiłem lichy sweterek, który mi babcia zrobiła na drutach... ale cóż to? Łza nie sunęła jak dłuto po mojej dziecięcej twarzy. A co na niej wyrysowała chwila? Uśmiech! Tak Różo, uśmiech! Wszyscy byli jacyś spięci, jakby łańcuchami żeliwnymi. Wszyscy byli jacyś ciemni…bo istotnie ciemne to dni były…i te ich czarne żakiety, czarne marynarki, czarne rękawiczki i płaszcze, kapelusze i pasy. I kamienne twarze – jakby Cię ukamienować chciano…a chciano Cię pożegnać. A Ty wtedy gdzie byłaś?! Spoczywałaś przywiędła w dębie – zimna, sztywna i bez tego Twojego znaku, którym wszystkich obdarzałaś? Gdzie był Twój uśmiech?! Gdzie twoje ciepłe dłonie, które głaskały moje hebanowe włosy? No gdzie?! Oplecione różańcem…na sercu
A gdzie była dusza? Tam, gdzie uśmiech i ciepło? Wędrowałaś sobie ku światłu i widziałaś wszystkie duchy przejrzyste. Jak tam jest? Siedzisz sobie pewnie w pobliżu Empireum i leżysz na łące, usłanej kwiatami. Czujesz szczęście? Nie nudzi Ci się Różo pośród innych Róż? Cała wieczność spędzona w szczęściu… ja bym szybko się nim znudził. Bo co to za szczęście, bez nieszczęścia? Czym jest dobro bez zła? Może zazdrościsz mi tego, że mam jeszcze wolną wolę?
A może krążysz po świecie jak wiatr? Może jesteś wiatrem, który w upalne dni ochładza twarze, rozwiewa dotychczas nieruchome, spalone trawy. Może jesteś w Hadesie i lamentujesz, nie pamiętając nawet kim byłaś? Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. Ja nie jestem…wszystko marność.
Jestem młodym człowiekiem…mam kilka trosk – dużo jak na mój wiek, ale za mało, żeby zapomnieć o bólu…i to jest właśnie moja największa troska!

Twój Mały Marcyś

II Kochana Różo!

Od zamknięcia powiek minęło tyle lat! Co z Ciebie zostało? Boję się myśleć czym jest teraz Twoje dobre serce i co zostało z rąk, którymi tak czule tuliłaś. Biedny Jorik. A pamięć o Tobie tutaj też ulega temu niemal biologicznemu procesowi. Tylko kilka nieruchomych fotografii przypomina mi o tym, że mam podobne włosy do Twoich, że moje oczy są prawie takie jak Twoje. Tylko migot światła wytłuszcza kilka chwil, które jak błyskawice strzelają w świadomość – stąd pamiętam o Twoim jestestwie, którego nie ma albo jest w zaświatach. Ach jak ciężko mi żyć bez osoby, do której serca mógłbym się przytulić i posłuchać, że życie jest piękne…a teraz nawet nie ma kto mnie okłamywać!
Czytałem niedawno Twoje wiersze, które napisałaś, gdy byłaś w moim wieku…cóż za wspaniały talent miałaś. I po co to wszystko? Po co Ci był dar pisania, skoro nawet nie dano Ci go wykorzystać !? Potępieni będą Ci co zapłatę zatrzymują. A może właśnie chciałaś te wiersze pokazać innym, tylko Bóg-Ojciec przerwał Ci ten plan… boska hipokryzja. Zastanawiam się czy pozwoliłby Ci choć jeden wrócić do padołu, abyś mogła pocieszyć mnie i wszystkich, których kochałaś. Retoryczne to pytanie…
Różo Najdroższa! Ukaż mi się choćby we śnie! Wiele czasu minęło od zamknięcia powiek…a ile jeszcze przede mną? Niech chociaż usłyszę Twój głos! Pociesz serce, które kiedyś razem z Twoim biło. Czekam na odpowiedź jak zeschła roślina wody.

Twój Mały Marcyś

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Z pewnością masz rację. Dobra diagnoza. Podpowiesz mi jak sobie z tym poradzić ? 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Bardzo ładne 
    • Umysł jest jak zegar co działa pokrętnie: Zegarmistrz nastawił go precyzyjnie Nakierowując jego rytm Ale ten potrafi się zatrzymać I cofać o całe kwartały Lub wybiegać wprzód A nawet symultanicznie wskazywać różne czasy Wbrew racjonalnemu porządkowi. Gdy taki zegar się popsuje Obluzuje w nim jedno koło zębate To nastawić go jest zadaniem siermiężnym: Składaniem mozaiki Bez kompletu elementów Komunikacją przy ciągłym zapominaniu Własnego języka. Możemy poznać każdy szczegół konstrukcji Umieć wyrysować i opisać cały mechanizm Mieć precyzyjne narzędzia A i tak nie umieć przywrócić biegu Wskazówek naszego zegara.
    • @Waldemar_Talar_Talar Za... 4+ Tak piszą pół- klasycy !!
    • dla pani doktor D.                     chodzi normalnie                      o Dominikę.       W poczekalni pachnie lękiem, kawą i lekko zwietrzałą rzeczywistością, którą ktoś chyba rozpuścił w kubku z melisą, żeby pacjenci łatwiej zapomnieli, kim są. Powietrze jest tak ciężkie, że gdybym wziął głębszy oddech, pewnie musiałbym prosić o pozwolenie budowlane. Ciężkie tak, że gdybym kichnął, pewnie dostałbym mandat za naruszenie konstrukcji nośnej rzeczywistości. Siadam na krześle, które skrzypi jak sumienie po długiej nocy. Nad głową plakat: “Twoje myśli – nasza pasja.” Brzmi jak motto piekarni, która wypieka sny na twardo. Wreszcie wchodzi ona, cała złożona z elegancji i chemii mózgowej, z taką kobiecą pewnością ruchu, jakby weszła tu tylko po to, żeby ustawić Wszechświat pod odpowiednim kątem światła. Szpilki w kolorze ust. Usta w kolorze milości. Miłość w kolorze błękitu. Psychiatra. Czarny pas z rozmów trudnych, pół-bogini neuronów, pół-urzędniczka  emocji, człowiek, który nawet cień potrafi zdiagnozować. Patrzy na mnie tak uważnie, jakby próbowała wyłowić moje myśli siatką na motyle, ale taką do połowu gigantycznych, świecących mutantów. - Proszę usiąść,  mówi łagodnie, tak łagodnie, że mam ochotę od razu powiedzieć wszystko, łącznie z tym, że w 2004 ukradłem bratu jogurt i do dziś mnie to męczy jak filozof po nieudanym haiku. I spogląda na mnie zmysłowymi oczami, jakby właśnie otwierała książkę, którą kiedyś napisałem w dzieciństwie, ale zapomniałem ją opublikować. - Co pana sprowadza? Ton jak u egzorcystki, który już wie, że w środku siedzi demon, pije kakao i udaje krzesło. Zaczynam mówić. Słowa wysypują się ze mnie jak klocki Lego, które mają osobny dział w piekle dla dorosłych. Psychiatra notuje. Notuje tak szybko, jakby rysowała mapę mojego kosmosu, ale coraz bardziej jej wychodzi plan ewakuacji. - Widzi pan, mówi po chwili, tu jest lęk uogólniony, tu poczucie winy, tu myśli natrętne, a to… - wskazuje na mój opis życia jak badacz na dziwne znalezisko w lesie - …to wygląda jak opuszczony plac zabaw. Nagle jej oczy błyszczą. Tak błyszczą, jak oczy dentysty, który właśnie znalazł kanał do UNESCO. - Proszę pana… to, co pan ma w tym swoim  umyśle, to jest…fenomen! Nachyla się nade mną jak muzealniczka nad wypchanym mamutem. - Gdybyśmy żyli w średniowieczu, pana lęki byłyby świętymi relikwiami. To jest sztuka! Neuronalny barok! Gotyk rozpaczy! Polifonia paniki ! Ja czuję, że zaraz rozpłaczę się śmiechem albo śmiech rozleje się we mnie jak depresja na promocji. -Musimy zrobić porządek, mówi nagle. Ton jak chirurg, który zaraz wytnie z ciebie cały średniowieczny teatr moralitetów. Wyciąga receptę. Kartkę, która wygląda jak bilet wstępu do lepszego świata, ale bez miejsc siedzących. -  Przepiszę panu coś, co przytuli pana od środka. Serotonina w tabletkach, takie czułe aniołki dla mózgu. Pisze, pisze, pisze, jakby przepowiadała mi los. Jakby wróżyła z farmakologicznej kuli. W końcu patrzy na mnie z uśmiechem, który mógłaby uleczyć pół miasta albo wywołać panikę w drugiej połowie. - Proszę przyjść za miesiąc. Zobaczymy, czy pańska dusza wróciła na swoje miejsce, czy nadal próbuje wynająć mieszkanie gdzieś indziej. Moje myśli... Myśli zaczęły mi się plątać tak dziko, jakby w mojej głowie odbywał się maraton chomików po energetykach, każdy z nich z dyplomem z filozofii i kryzysem egzystencjalnym w łapce. Wychodzę. Korytarz faluje jakby rzeczywistość była dmuchanym materacem nadmuchanym przez poetę z astmą. A ja kołyszę się lekko, jakby sam Wszechświat też brał udział w terapii i dopiero próbował zdecydować, kim chce zostać w przyszłym tygodniu. Zamykają się za mną drzwi gabinetu, a ona już wita następnego pacjenta - z tą samą uwagą i czułością, jak kolekcjoner motyli, który wie, że zaraz zobaczy kolejny piękny, drżący, trochę zniszczony, ale absolutnie niepowtarzalny egzemplarz. Idę dalej korytarzem i czuję, że coś we mnie ucichło - nie zniknęło, ale zmieniło kształt, jakby w środku zgasły ekrany zapowiadające mój prywatny Armagedon.            
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...