Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- Zebraliśmy się wszyscy tutaj, gdyż jak już mówiłem, rozwikłałem zagadkę.

Wszyscy zamarli w bezruchu. No, może nie wszyscy, wuj Leon cierpiał bowiem niestety na bardzo dziwną odmianę głuchoty, każde słowo dochodziło do niego z dość dużym opóźnieniem. Jest to bardzo ciekawy przypadek medyczny, rodzina zgłosiła go nawet w odpowiednim urzędzie, ten jednak szybko odkrył, że małomówny lekarz wuja cierpiał na równie interesującą wadę wymowy, rzadko spotykaną wymianę głosek „h” i „p”. Chyba tylko z litości nie poinformowano mającej bardzo słabe nerwy ciotki Hanny o tej kłopotliwej pomyłce językowej.

- Winny jest teraz w tym pokoju.

Brzęk upadającej filiżanki przykuł na chwilę uwagę zgromadzonych. Pani Willkins szybko podniosła ją i przeprosiła równie roztrzęsionym jak dłonie głosem. Towarzystwo delikatnie odetchnęło, bądź co bądź, upadająca zastawa nie zawsze musi dobrze służyć budowaniu klimatu grozy, zwłaszcza jeżeli się chociaż troszkę potłucze i należy do tej starej krowy Willkins. W międzyczasie wuj Leon zamarł w bezruchu.

- Ekhm. Kontynuujmy. Jak już mówiłem, winny jest wśród nas i wbrew naszej wspólnej nadziei, nie jest to pani Willkins.

Jęk zawodu był z pewnością słyszany w sąsiednim hrabstwie.

- Otóż po dokładnym śledztwie, po zbadaniu wszystkich dowodów i poszlak, stwierdzam jednoznacznie, że śmierci hrabiego De Straddivario, panie święć nad jego duszą i testamentem, winny jest wuj Leon!
- Że co?!
- On by muchy nie skrzywdził?
- Mój wujek?! To niemożliwe.

Ostatnie słowa należały do Bernarda. Nawet on, kompromisowy wnuczek zmarłego, ten którego jeszcze dzisiejszego dnia para sześciolatków zdołała samymi dziecinnymi rymowanymi groźbami i jednym przekleństwem nakłonić do oddania zawartości portfela, protestował. Może to jednak trochę za wielkie słowa, w każdym razie zdziwił się. Detektyw przez chwilę przysłuchiwał się wyrzutom i po chwili uczynił uspokajający gest ręką.

- Musicie mi państwo wybaczyć, rzeczą oczywistą jest, że macie rację. To była jedynie mała prowokacja mająca na celu sprawdzenie, czy wuj Leon nie symuluje przypadkiem swojej egzotycznej choroby. Prosiła mnie o to ciocia Hanna. Chyba będzie zadowolona.

Staruszka kiwnęła głową w protetycznym uśmiechu. Oburzona całą sytuacją pani Willkins wyszła dumnym krokiem wyrzucić swoją ex-filiżankę do kosza. Reszta zgromadzonych natychmiast się rozchmurzyła i zaniechała protestów. Trzeba bowiem wiedzieć, że w pałacu hrabiego, po każdym balu (zwanym przez mieszczan pijacką burdą) na podłodze leżał materiał na dwie zastawy stołowe, więc dopiero w dalekim zakątku sali balowej umieszczono odpowiedni dla nich kontener. Odpowiedzialny za taką sytuację był Filip Lorrain, daleki krewny i zajadły ekolog. Ten światły człowiek z dumą pomyślał w tym momencie o licznych, nieodkrytych jeszcze zastosowaniach recyklingu. Poczuł się tez na tyle ważny, by głośno zadać tak nurtujące wszystkich pytanie.

- Ale kto jest prawdziwym mordercą?
- Spokojnie, zacznijmy od przebiegu zdarzenia. Nie wiemy, co się działo w tym pomieszczeniu, gdy hrabia został sam, teoretycznie wszyscy zbieraliście w lesie grzyby i nie potraficie wytłumaczyć tej dziwnej sytuacji. Szczerze, ja też nie mam zielonego pojęcia. Mógłbym opowiedzieć wam jakąś realistyczną historyjkę, zrzucić winę na dowolną osoba, ale tak naprawdę był to chyba niestety jedynie nieszczęśliwy wypadek.
- Ale...
- Proszę mi nie przerywać, mamy mało czasu, niedługo przyjedzie wasz tępy sierżant. Od werdyktu w tej sprawie zależy moja kariera detektywa, nie mogę tego tak zostawić. To musi być coś z wykopem, bo niedługo zbankrutuję. Policja w tym hrabstwie uwierzy we wszystko, więc mam dla państwa propozycję: czy istnieje może jakaś osoba, która zechciałaby za odpowiednią opłatą przyjąć winę na siebie albo ktoś, kogo wszyscy chcieliby się pozbyć?

W tym doskonale dobranym momencie do pokoju wróciła pani Willkins, biegła wściekłe stukając obcasami, których i tak nie było słychać spod skrzeczącego, pełnego wyrzutów głosu:

- Co za łajdak śmiał przesunąć miskę mojej Misi poza jadalnię, toż to przecież członek rodziny i to bliski, a nie jakiś kontynentalny obszczymurek! - Spojrzała wymownie na Filipa. - A jeżeli ona do niej teraz nie trafi, mój mały pieseczek zdążył się już na pewno przyzwyczaić. Nikt się nie przyzna?! I czemu się na mnie wszyscy do cholery jasnej gapicie?!
- Jestem niewinny! - Odpowiedział wuj Leon.

  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Stworzyłeś niezwykłą alegorię. Konwencja "teatru w teatrze" - gdzie bramkarz-narrator wprowadza widzów na spektakl o łące. Jakże gorzka obserwacja mechanizmów władzy i społecznej hipokryzji. Koniec z zamykanym na zamek wejściem i pytaniem "czy się śni?" - To ostrzeżenie: oto mechanizm, który się powtarza. No i się powtarza. Świetne!   
    • były żonkile tulipany krokusy kalina bzy konwalie piwonie   dziś pozostały po nich tylko zapachy i żal tamtych dni   dziś tylko chryzantemy astry i samotna ostatnia z róża   w moim ogrodzie zasypia mówiąc do widzenia kończy się mój czas   ale nie martw się  mój miły kalendarz szybko mknie nim się obejrzysz   znowu zakwitną twoje  marzenia w ogrodzie barwnym jak sny  
    • @Florian Konrad Dla mnie jest to wiersz o momencie utraty kontroli nad własnym życiem. Świetnie wykorzystałeś konwencję horroru (nawiązanie do "Autostopowicza") po to, by nagle odwrócić sytuację - to nie intruz jest zagrożeniem, to my odkrywamy, że jesteśmy "na gapę" we własnym życiu. Mocna końcówka - "ciągle jedziemy. trwa czas przeszły". Jak trauma, której nie można zatrzymać ani przepracować.
    • ~~ Prohibicja u celu .. pierwowzór z PRL-u - lecz dziś w innych godzinach. Lobbyści bimbrowników (wobec słabych wyników) - czy w tym leży przyczyna? Producent destylarek (jest tutaj kilka marek) - gotów wyłożyć kasę. Przedstawiciele ludu nie widzą tutaj brudów - takich zaś w Sejmie masę .. Ooo .. ludzka przewrotności - kiedy wreszcie zagości w łbach władczych decydentów; że w owym ich zamiarze ciąg dalszy przykrych zdarzeń - bimbrownie .. miast "wódkowstrętu" ~~
    • @Roma Pewna krzywa była tak krzywa, że mój wczorajszy komentarz zgubiła. A może raczej to była skrzywionej czasoprzestrzeni wina? A poważnie to lubię połączenia matematyki i fizyki z poezją - Tomek jest fizykiem, więc nie muszę Ci tłumaczyć, jakie zrobiłaś na nim wrażenie. Świetnie połączyłaś fizyczny proces z ludzkim doświadczeniem. Proces adiabatyczny δQ=0 - oznacza, że nie ma wymiany ciepła między układem a jego otoczeniem, układ jest doskonale izolowany termicznie od swojego otoczenia. (musiałam to napisać, nie pytaj dlaczego! :)) Wiersz Twój jest tragicznym opisem bytu (lub relacji) tak kruchego, że nie jest w stanie przetrwać kontaktu z innym - "nie do bycia". Podmiot liryczny próbuje zamknąć się w "adiabatycznym" systemie, by uniknąć strat, ale sama ta próba jest "kaleka" (nieszczelna) i skazana na porażkę. Każda próba bliskości ("dotyk") prowadzi do "pogubienia", a pojawienie się konkretnej osoby ("ty") wywołuje ostateczny, nieodwracalny rozpad w chaos. To poetycki obraz kogoś, kto być może pragnie bliskości, ale jego wewnętrzna struktura psychiczna jest tak niestabilna, że kontakt z drugą osobą, zamiast budować, niszczy go doszczętnie. Tak to rozumiem, może błędnie, ale nam się podoba.  Niesamowity wiersz! Pozdrawiam -y! :)  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...