Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
żeń - szeń korzeniem
krzepiącym witalność


włóż do kokilki z wrzątkiem
od serca szczelnie przykryj
poczekaj aż napęcznieje

smakuj z wyczuciem
powoli pij do dna
delektuj się do ostatka
ożywiony

przed snem sięgnij
ponownie do zbiorów

tym razem
zaparz melisę
wypij duszkiem
w jej ramionach
powrót

na łono natury
Opublikowano

Teresko!
Przemyślny Twój wiersz działający na wyobraźnię.

rozkosz smakuj powoli
z wyczuciem pij do dna
delektuj się do ostatka
ożywiony


Wycięłabym ''rozkosz'' - niech czytelnik sobie dopowie:)
PozdrawiaM.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiesz Marlett, myśłałam o tym, ale nie byłam pewna,
bo przecież "rozkosz" ma wiele znaczeń,
np. oglądania, podziwiania, smaku itp.
Jednak masz rację. Niech sobie czytelnik dopowie, co chce:)
Dziękuję.
Serdecznie pozdrawiam :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Kasieńko! Zanim przeczytałam Twój post, zmieniłam co nieco. Jednak same ziółka będą bardziej wieloznaczne. Zobaczymy, co inni powiedzą. Jak "rozkosz" przeważy, przywrócę ją do życia...hehe...:)
Prawisz, że antidotum? Toż pewnie...takie "zioła życia" to rzeczywiście profilaktyka na wszystkie niemal "apsiki", a szczególnie "żeń-szeń" :) :)
Dziekuję.
Pozdrowionka serdeczne.
Miłego dzionka :)
Krysia
Opublikowano

Właśnie te ziółka ...przemyślam?!
Wiersz o wzajemnych uczuciach,codzienności która nie musi być monotonna!
Smaczku dodaje ta kokilka:

" włóż do kokilki z wrzątkiem
od serca szczelnie przykryj
poczekaj aż napęcznieje"

Uściski!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Krzysztofie, przecież tę "rozkosz" zmyślny czytelnik sam sobie dośpiewa i będzie bardziej zadowolony, że to jego własna...hehe...a ponadto łono natury...no tak :)
Dziękuję.
Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...