Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wydażenia z innego świata


Rekomendowane odpowiedzi

początek mojej jak by to nazwać powieści. więcej na www.sturmberg.bloog.pl

PROLOG

… no i wtedy spotkali się w tym lasku i… Co to jest do cholery… Co to zajechało przed nasza karczmę? Poczekajmy aż wejdą…. Witam jaśnie pana! Skąd to do nas przybywacie? Z Słowińca? Cóż was tak z południa przywiało tu hę? …. Aha idziecie poselstwem do Athylon, heh pali się wam koło dupy widzę, Tylko wypatrywać kolejnej krucjaty przeciw wam. Oj pardonu panowie ja tam nie chciałem nikogo urazić, już nie targacie tam tych puginałów, Haneczko nalej panom drogim, co strudzeni podróżą piwa złocistego, co u nas przednie w naszej karczmie „Czarcie Kopyto” na Skałce. O o i mi też nalej, bo mi zbrakło, a w gardle straszne zaschło od tego gadania. O czym ja to gadałem tutaj… a już sobie przypomniałem. Ledwo, co zacząłem moją historie to zacznę ją jeszcze raz od początku. W sumie warto by nasi gości wiedzieli mniej więcej jak wygląda historia tego wielkiego kraju, jakim jest Athylon końcu tam zmierzają. Hanka jak już tu tak przechodzisz koło mnie z tym dzbankiem to polej mi jeszcze. No już dobrze opowiadam….

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli masz długi tekst, to śmiało go wstaw. Nie musisz puszczać po kilka linijek. Jeśli uznasz, że jest za długi, podziel go na dwie części i w odstępie jednego tygodnia wklej obie części. Żeby ocenić Twój tekst chcemy zobaczyć więcej. Jakiś początek, jakąś historię i zakończenie. Oczywiście, że autora mozna ocenić po kilku zdaniach, ale bardzo łatwo jest się wtedy pomylić.

A więc nie stresuj się, tylko wklej coś dłuższego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozdział I

Daleko na wschód stąd żył kniaź Leoo. Był on człowiekiem wielkiej ambicji, zjednoczył wielu pod swoją komendą, którzy oddali by wszystko dla swojego władcy. Leoo często patrzył na zachód, chciał aby jego kraj wszedł w poczet wielu państw, które są stabilne i mocne. Na drodze jednak stał fakt ze jest poganinem, a w dodatku już starcem a jego linia życia kończy się powoli. Postanowił, więc się udać na kresy swojego państwa, do Prastarych Źródeł Ponoć woda pita regularnie z tych źródeł sprawia, ze osoba pijącą staje nie wrażliwa na trucizny. Jednak powód jego podróży był inny, bowiem mieszkała tam wiedźma. Nikt nie był wstanie określić jej wieku ani wyglądu.

Pewnego pięknego ranku Leoo ze swoja kompania wyruszył do Prastarych Źródeł, podróż trwała tydzień, lecz upłynęła spokojnie beż większych problemów. Ostatniego dnia podróży Leoo wraz ze swym orszakiem zatrzymał się u podnóża wielkiego boru. Starzec, którego imienia zresztą już nikt nie pamięta powiedział ze wedle legendy osoba prosząca o pomoc musi całą drogę przebyć sam. Leoo zeskoczył z swojego gniadosza i ruszył wartko, lecz spokojnie.

Kniaź szedł długo przedzierając się przez gąszcz, co raz jego twarz smagały gałęzie smreków i brzimów. Kiedy już zmierzchało dotarł do polany był piekielnie zmęczony. Na środku polany, obok pięknej fontanny siedziały trzy kobiety. Leoo bez problemu rozpoznał kobietę o którą mu chodziło. Kobieta ta jednak ku jego ogromnemu zdziwieniu nie była stara ani brzydka. Była wręcz onieśmielająco piękna. Na jej ramionach układały się włosy ognistego koloru. A jej oczy rodziły ufność i uspokajały. Druga dziewczyna, bo na kobietę wyglądała za młodo miała wianek z kończyny na skroni, a twarz podobna do liśiczki. O trzeciej lepiej nie pisać. Siedziała skulona pod fontanną, prychała i bekała... Pewnie za sprawą mocno korzennego trunku, jaki popijała z gąsiorka non stop. Chyba się o coś kłóciły, lecz trudno było odgadnąć, o co.

Leoo podchodzi do kobiet... Zaskoczony zauważa ze to nie ludzie tylko elfy. Podchodzi i kłania się, chce zacząć mówić, lecz ognistowłosa zaczyna pierwsza.

- Witaj - rzekła - wiem, po co przybywasz. Pomogę Ci, bo twoje zamiary są szlachetne a serce masz nieskalane.

Przez moc Sol i moc Luny

Po przez znaki i runy

Po przez wszystkie strony świata

Ale bamb eira dil!

- Zerknij no do fontanny, w niej zwierciadło daje Ci. Wdychaj opary - w tym momencie fontanna zawrzała.

Kniaź ujrzał swoich dwóch synów. Stali obok siebie: starszy stał wyżej na wielkim głazie w ciężkiej pełno płytowej zbroi pokrytej znakami rodowymi, młodszy stał niżej również w zbroi. Wypinał on dumnie pierś, na której widniał krzyż. Całość zaznaczała się na tle herbu jego państwa i herbu sąsiedniego państwa. Całość była przebija wielkim krzyżem. W oddali zobaczył trzech jeźdźców. Leoo nie musiał długo się domyślać, co oznacza ta wizja tylko ci jeźdźcy...

- Gdy księżyc maleć pocznie, w dzień We Ferei weźmiesz ten o to miedziany nożyk i pójdziesz do lasu. Tam znajdziesz niespotykany kwiat paproci, który kwietnie tylko wtedy i tylko jedna noc.

- Idź, zatem. - Ciągnęła dalej. - Gdyż noc ta wypada dziś. Ów kwiat wysusz zmiażdż w moździerzu i daj to wypicia swoim synom. Tylko pamiętaj żeby dodać to do dobrego winna, bo cholerstwo gorzkie jak czort!


Przez moc Sol i moc Luny

Po przez znaki i runy

Po przez wszystkie strony świata

Ale bamb eira dil!


Magna Mater, Magna Mater.


- Nie pytaj o nic spiesz się, nić twego życia kończy się powoli! - Rzekła, a Leoo niczym na rozkaz ruszył w drogę powrotną.

- Po odejściu z tego miejsca reklamacji nie uwzględniam! - Krzyknęła ognisto włosa. Leoo był już w gąszczu.

W drodze powrotnej postanowił się rozejrzeć za owym kwiatem paproci. W pewnym momencie niedaleko niego zamigotało blade światło. Sklął w duchu i zadał sobie pytanie czy to zwodniczy ognik czy też ten kwiat, o którym mówiła kobieta. Zdecydował się jednak iść w stronę światełka.

Kiedy zbliżył się do tego miejsca zobaczył niesamowity kwiat. Kwiat lśnił w ciemności, był niesamowicie piękny. Wręcz brakowało słów żeby go opisać, nie podobny do innych, jakie znał.

Kiedy już trochę ochłonął z wrażenia wyciągnął nożyk który dostał od wiedzmy i ściął kwiat, lecz on lśnił nadal. Schował za pazuchę i pomyślał w duchu „Za ojców!"

Kiedy zaczęło świtać w obozie rozległ się hałas. Niektórzy znudzeni czekaniem zaczęli wykrzykiwać „Dziadyga już na pewno nie żyje", „Wilki go już pewnie rozszarpały" i inne okropieństwa. Lecz największe zamieszania powstało, kiedy Leoo Wielki Kniaź wszedł do obozu. I nagle wszyscy ucichli. Patrzyli na niego z niedowierzaniem. Wręcz ze zdumieniem ze, choć już w podeszłym wieku wrócił i to niestrudzony. Leoo patrzy po ich twarzach tak im mówi.

- Wiecie, co głodny jestem, dostane coś jeść? Ruszycie się w ogóle?! - Wielka była radość. Popołudniu orszak ruszył do domu.


Rozdział II


Jest piękne wiosenne popołudnie. Leoo stał na tarasie oparty rękoma o balustradę. Patrzył na las i wspominał lata, kiedy był jeszcze w kwiecie wieku i jeździł tam na polowania.

Długo jeszcze tak stał i rozmyślał. Trapiło go to, co przed rokiem zobaczył w fontannie i jak to powiedzieć swoim synom, jak im powiedzieć o swoich postanowieniach, które raczej nie przypadną im do gustu. Wtem wszedł Darius, lokaj, z którym Leoo znał się od najmłodszych lat.

- Panie, twoi synowie już przybyli - Lokaj pokłonił się nisko.

- Darius ile razy mam ci do licha powtarzać ze jak jesteśmy sami to masz mi mówić Leoo. - Rzekł odwracając się do niego i witając uśmiechem.

- Tak Panie, prosić ich do sali? - Spytał z przekornym uśmiechem.

- Ech ty... Proś ich proś. - Odprawił go ruchem ręki. - Poszukaj jakiegoś dobrego wina to pogadamy wieczorem - Dorzucił na odchodnym.

Po chwili Wielki Kniaź siedział już w wielkiej sali przy stole z małym gąsiorkiem wina. Na ścianach były porozwieszane bronie wszelakiego typu nawet z najdalszych zakątków świata. Naprzeciwko stołu znajdował się wielki kominek, nad którym zwisał wielki sztandar ze herbem rodowym. Legenda głosi ze ten proporzec zawsze był brany na wielkie bitwy i nawet, gdy bitwa wydawała się przesądzona to dzięki nie mu wygrywano.

Drzwi sali otworzyły się z przeraźliwym łoskotem i wszedł przez nie młody wysoki mężczyzna wyglądający na 23 lata. Miał on wielką brodą. Chyba, dlatego już w tym wieku miał przydomek Stary.

- Witaj ojcze - rzekł pochylając się i całując stary pierścień rodowy na palcu Leaa.

- Witaj Erillo, gdzie twój.... - Wtem rozległ się wielki kobiecy pisk połączony z śmiechem. - aha słyszę ze Shiver jest już blisko.... - powiedział uśmiechając się.

Przez drzwi wpadł młodszy brat cały czerwony i wesoły. Przywitał się z ojcem w ten sam sposób co Erillo, z ta różnicą, że nie zamiatał brodą po ziemi ta jak jego brat, ponieważ jej nie posiadał.

- Siadajcie - powiedział Leoo - pamiętacie jak rok temu byłem na wyprawie u Prastarych Źródeł?

- Pamiętamy - powiedział Erillo.

- Miałem tam wizje. Długo nad tym myślałem nad przyszłością naszego kraju... - zamyślił się na chwilę, po czym ciągnął dalej. - Nie zostało mi wiele. Z dnia na dzień robie się coraz słabszy.

- Nie możesz tak mówić - oburzył się Shiver, dolewając wina sobie i bratu. - Jesteś jeszcze śliny.

- Hehe... Spójrz prawdzie w oczy, jestem już stary. Postanowiłem nie zostawiać wszystkiego na waszej głowie i podjąłem pewne kroki. - Wziął wielki łyk wina z pięknie zdobionego pucharu. - W naszym otoczeniu króluje wiara w Boga Jedynego. Nasza kultura blokuje nam politykę, trzeba to zmienić.

- W jaki sposób - Spytał Erillo.

- Posłałem poselstwo do naszego sąsiedniego państwa. Zrobimy mariaż. Krótko mówiąc Erillo szykuj się do ślubu.

- Że co?! - Erillo pobladł , ale w moment stał się cały czerwony.

- Tak Erillo, weźmiesz za żonę Księżną Hamare. Ja oddam jej w prezencie mój gród Twierdze Szamanów . Co tak oczy wybałuszyłeś? - spytał, poczym ciągnął dalej. - Erillo, będziesz rządził całą częścią królestwa naszego sąsiada a ty Shiver będziesz władał całym królestwem naszych dziadów. Podpiszecie unie i sprawicie ze oba krają popłaczą się nierozerwalnie. Razem będziecie decyzje podejmować. A wszystko dla dobra naszego ludu! - znów wziął łyka wina i mówił dalej. - Przyjmiecie chrzest zaraz po mojej śmierci.

- Ale to się nie godzi, ojcze. Nie możemy tego zrobić. Co z wiara naszych przodków. Co z szacunkiem dla naszych dziadów? - oburzył się Shiver.

- Prędzej czy później nasz lud przyjemnie nowa wiarę. Na naszych granicach już słyszę o walkach między naszą ludnością a wyznawcami Boga Jedynego. To już kwestia czasu Shiver. - Erillo dalej milczał.

- Erillo co z tobą? Nalać ci wina? - spytał Leoo

- Ojcze ja jej nawet nie widziałem.

- No to zobaczysz ją - Leoo uśmiechnął się, rozparł się wygodnie na krześle i bawił się już pustym kielichem.

- Ale... - zaczął starszy syn, lecz nie skończył.

- Nie ma żadnego ale. - Leoo postawił kielich na stole, wstał. - Jestem już zmęczony potem porozmawiamy.

Wyszli z sali. Szli długo korytarzem. Milczeli długo. Skręcili w lewo i zeszli schodami, milczenie przerywał tylko trzask pochodni. Weszli do kolejnego korytarza, w powietrzu zaczął unosić się zapach pieczonego mięsa i przypraw. Dotarli do małych okutych drzwi i weszli przez nie. W środku znajdowała się wielka kuchnia. Na lewo od drzwi na ścianie wisiały szynki i wielkie ochłapy mięsa. Na przeciwległej ścianie znajdowały przyrządy kucharskie. Z sufitu zwisały pęki ziół, między innymi rumianek, Aloe vera, tymianek, cykoria podróżnik, Koziradka pospolita i inne których nazw nie sposób zapamiętać. Na półkach w wielkich biksach można było znaleźć pieprz, jagody jałowca, pyłek pszczeli i wiele innych dobroci. Na środku sali znajdowało się wielkie palenisko ze starym osmolonym kotłem. Przy kotle stała stara kobieta, bardzo ucieszyła się na widok chłopaków.

- Witajcie drogie dzieci. - Powiedziała kobieta, Shiver i Erillo popatrzyli po sobie z uśmiechem.

- Witaj Iolo - powiedzieli razem i usiedli przy stole. Erilo nadal zapatrzony błędnie przed siebie.

Iola była stara kobietą. Zajmowała się od najmłodszych lat Erillem i Shiverem, ponieważ ich matka zmarła przy porodzie Shivera. Dlatego Iole traktowali jak swoja matkę, zawsze służyła im rada i pocieszała.

- Erillo, coś taki pochmurny? - Spytała.

- Ojciec chce mnie związać z kobieta której nigdy na oczy nie widziałem. A wszystko dla dobra naszego kraju.

- A czy nie jest to honor móc poświęcić się dla państwa?

- Iolo, ile ja mam lat? Za młody jestem na ożenek.

- Oj tam przesadzasz, na pewno ci się ona spodoba. - Rzekła z uśmiechem. I zapadła cisza.

- Erillo - przerwał nagle cisze Shiver - Hehe żeby ci tylko kuśka nie uschła jak ją zobaczysz!

- Dureń!!! - powiedział Erilo, patrząc ze złością na Shivera i wyszedł trzaskając drzwiami, które przeraźliwie skrzypnęły. Iola ciężko westchną, nic nie powiedziała.



●●●



Za jakieś dwa tygodnie od całego spotkania, całym krajem wstrząsnęła wielka tragedia. Wielki kniaź Leoo zmarł. Cała rodzina zjechała się do miasta. Uroczystości związane z pogrzebem trwały cały dzień, przez kolejne dni ludzie nie mogli się pohamować od lamentu, wręcz się zapijali z żałoby. Leśny i Shiver przez cały ten czas nie rozmawiali ze sobą, nawet się nie spotykali.

Pewnego dnia ich drogi skrzyżowały się na dziedzińcu. Patrzyli na siebie długo i w milczeniu.

- Jutro wyruszam. - rzekł Erillo, przerywając w końcu nieprzyjemna cisze.

- Jechać z tobą? - spytał Shiver.

- Nie. Pojadę, przyjmę ich ware, ożenię się z tą Hamarą i zobaczę jak to będzie dalej. - westchnął i mówił dalej. - Dopilnujesz wszystkiego w kraju. Pokaż im wszystkim ze nie ustępujemy ani na krok i jesteśmy tak samo dobrymi władcami jak nasz ojciec.

- A nawet lepszymi, co dwie głowy to nie jedna.

- Pewnie - uśmiechnął się Erillo.

- Jedz w drogę bracie. Będzie dobrze.

- Jasne, do zobaczenia - uścisnęli się tak mocno jak by już nigdy mieli się nie spotkać.

- Do zobaczenia - powiedział Shiver i rozeszli się.




Rozdział III

- Poślij po Lube. - Rozkazała Hamara służącej, czesząc włosy przed lustrem. - Mam do niego sprawę.

- Tak moja pani. - służąca pokłoniła się i wyszła spiesznie.

W całym dworze panowała wrzawa, ponieważ doszła już wiadomość o tym że Wielki Kniaź zmarł, a jego syn już wyruszył do stolicy ich kraju Dekamerandii. Przygotowania trwały w największe. Sprzątano całą dzielnice przez którą miał wjechać Erillo.

- Witaj siostro - Luba wszedł powoli do jej komnaty.

- O Nalewka, dobrze ze już jesteś - ucieszyła się na jego widok i podeszła do niego by go wyściskać.

- Co się stało ze mnie tak wzywasz do siebie? - Spytał.

- Mam wątpliwości co do tego ślubu, bracie, ale nie chce sprzeciwiać się woli

ojca. W ogóle go nie widziałam, a w dodatku to poganin.

- Nie przesadzaj, Bóg i modlitwa ci pomogą. - podrapał się z dziwną miną po wygolonej głowie. - będzie dobrze mówią ze jest mądry no i jest młody żaden staruch. Choć wołają na niego dziadek, czy starzec. Kto to tam wie...

- Nie wiem, Luba nie wiem. Mam wątpliwości. Czy będzie odpowiedni.

- Oj, daj spokój Hamaro, jak zwykle przesadzasz. Dam wam ślub osobiście, będę przy tobie ciągle. - pomilczeli chwile, po czym Luba spytał. - nie masz tu jakiejś nalewki? Tak mi się chce pić.

- Boże Nalewka... Ten przydomek pasuje do ciebie jak ulał. Luba Nalewka, Hehe. Tylko czy Kapłanowi Boga Jedynego przystoi pić tyle alkoholu?

- Nie wymawiaj imienia Pana Boga swego na daremno, dziecko. Masz tą nalewkę?

- Tam jest w szafie na dole.

- Dzięki. - podszedł do szafy i wyciągnął gąsiorek. - Będzie unia. Będzie pokój. Nawrócimy nowy naród. Nic tylko się cieszyć.

- Tak, tak. Nie wiesz kiedy przyjedzie ten, jak mu tam? Erillo?

- Jutro przybędzie. - odpowiedział.

- Ty wiesz co daj mi tez tej nalewki - żachnęła się i wyciągnęła rękę do brata.





●●●



Dzień rozpoczął się słonecznie, a miasto zaczęło wrzeć równocześnie z wzejściem słońca. Było już bardzo ciepło. Wszyscy czekali z ożywieniem na wjazd Erilla do Dekamerandi, także proletariusze zagrzewali lud do tego, aby witał orszak hucznie. Czyniono ostatnie przygotowania. Ustawiano już półmiski na stołach w sali tronowej, przynoszono wino. Na ulice miasta wysypały się odziały straży, aby nic nie zakłóciło wjazdu do miastu, przyszłemu królowi.

W końcu nadeszła ta chwila. Erillo wjechał do miasta na czele 14 zbrojnych. Cała piętnastka wjechała do miasta. Przyszły władca dumnie prezentował się na swoim kasztanie, jego zbroja lśniła w słońcu pięknie prezentując znaki rodowe. Jechali długo przez miasto i spoglądali na witająca ich ludność z koni zastanawiając się co ich czeka dalej. Kiedy dojechali pod pałac przywitał ich sam król Erghor z swoimi doradcami i paroma strażnikami.

- Witam mości Kniaźa Darderunu w mym pałacu - skłaniając się lekko w stronę Erilla

- Witaj królu - Erillo odwzajemnił pokłon.

- Jak mniemam zgłodnieliście w podróży, więc zapraszam was na powitalna ucztę. - Erghor odsunął się ukazując wolną drogę do pałacu. - proszę tedy, stań u mego boku. - dodał.

Szli ogromnym korytarzem, który był jasny od wielkich okien które były wystawione na południowa stronę. Na ścianach znajdowały się malowidła przedstawiające bitwy i momenty z życia wielkich ludzi, prawdopodobnie należeli do rodziny królewskiej.

- Robią wrażenie, czyż nie? - Erghor spojrzał na Erilla - ten pierwszy tutaj koło którego przechodzimy to Sirmaris. Mój pradziad uczestniczył w bitwie pod Paltatis. Zginęło tam około 30000 tysięcy zbrojnych wróg stracił 45000. To była szaleńcza bitwa, przeciwnik miał przewagę i ukształtowanie terenu mu sprzyjało, lecz Bóg był przechylny nam i wygraliśmy.

- Malowidło robi wrażenie, artysta który to malował był bardzo utalentowany tak operując światłem. - Erillo pochwalił dzieło tonem znawcy..

- Tak, tak. - odpowiedział Erghor z pobłażliwym uśmiechem - Tu zaś przedstawiona jest śmierć mojego dziada Valronda podczas bitwy pod Mortatis. Jak widać został ugodzony strzałą w samo serce. Całe szczęście ze zdążył spłodzić mojego ojca. Bo gdyby nie ten fakt, to nie było by mnie i mojej pięknej córki.

Erillo zatrzymał się przed ostatnim malowidłem poprzedzającym wielki pięknie okute drzwi. Malowidło przedstawiało jeźdźca na białym koniu, który wbijał włócznie w paszcze smoka.

- Tak a to pewnie twój ojciec. Macie tu jeszcze smoki? - Spytał z przekąsem.

- Mojego ojca nie mu tu nigdzie, gdyż prowadził politykę pokojową i nie powodził żadnych wojen. Ja kontynuowałem jego politykę, dlatego moje państwo jest takie bogate. - powiedział poważnie. - A to jest Święty Jendrzej, patron rycerzy.

- Święty?

- Chodź - w tym momencie rozwarły się drzwi i ukazały wielki stół suto zastawiony jadłem i wielu pachołków ruszających się jak w ukropie czyniąc ostatnie przygotowanie przed ucztą.

- Usiądziesz między mną a moja córką Hamarą. - dodał po chwili.

Po pewnym czasie cała sala zaczęła zapełniać się gośćmi, którzy przybyli by powitać Kniaźa Darderunu. Herold głośno zapowiadał co znamienitszych gości, ale nazwiska były obojętne Erillowi, gdyż nic mu nie mówiły szczególnego. Każdy z arystokratów i szlachciców zaproszonych na ucztę, przechodził obok swojego suwerena i skłaniał się w powitaniu, a także pozdrawiał młodego Kniaźa, poczym każdy zasiadał do wielkiego stołu który przypominał podkowę. Erghor ujął pod ramie Erilla i zaprowadził go do wyznaczonego dla niego miejsca u szczytu podkowy i usiadł po jego prawej stronie. Erillo zauważył też fakt ze po prawej stronie Króla siedziała jego żona. Miała zdecydowane i butne spojrzenie, a widać było ze i czas był dla niej łaskawy albo była o wiele młodsza od Erghora. Także niecierpliwił go fakt, że po jego lewej stronie miejsce jest nadal wolne. Było ono przeznaczone dla księżniczki.

- Szanowni goście - rzekł gromko Król, wstając z swojego pięknie zdobionego tronu. - zgromadziliśmy się dziś tutaj, by powitać naszego gościa a zarazem przyszłego męża mojej córki. Wypijmy jego zdrowie! - wzniósł kielich w geście toastu.

Erillo wstał i skłonił się gościom, którzy podnieśli okrzyk na jego cześć gościa. Wtem do sali biesiadnej, weszła córka Erghora. Wszyscy zamilkli, spoglądając w jej stronę. Któryś z biesiadników wyszeptał „piękna jak anioł", chyba tylko po to, by przekonać siebie do tego, ze ona jednak owym aniołem nie jest. Księżniczka, miała piękne kasztanowe włosy, które opadały w delikatnej fali za ramiona. Przenikliwe niebieskie oczy, były podkreślone nad wyraz ciemnymi brwiami co nadawało jej nie zwykłej powagi. Całości dopełniały pełne, mocno czerwone usta ułożone w delikatnym uśmiechu. Była wysoka, a krwisto czerwona suknia, pięknie podkreślała jej kobiecie kształty. Widać ona była największym skarbem Athylonu i nie jeden mężczyzna pewnie zabiłby nawet swojego ojca, czy brata tylko po to by posiąść jej względy.



- Nareszcie kochana Hamaro, raczyłaś nas zaszczycić swoją obecnością - na widok córki, Erghor jeszcze bardziej poweselał.

- Witaj ojcze - przywitała go, całując w dłoń - przepraszam za spóźnienie. - poczym zwróciła się w stronę gościa

- Witaj kniaźu - przywitała go, delikatnie się skłaniając w jego stronę i zajęła wolne miejsce obok niego.

- Witaj o pani - rzekł i zaczął nerwowo przeczesywać palcami swoją gęstą brodę.

- Jak minęła podróż? - spytała. - Mam nadzieje ze bez zakłóceń.

- A dziękuję, nie było żadnych problemów w drodze, a i pogoda sprzyjała nam - nagle zauważył, że jest coś co nie pasuje. - a jak tobie minął dzień?

- Dość leniwie, musze przyznać - machnęła ręką - czytałam księgi w naszej bibliotece. Nalejesz mi wina? - spytała na koniec zerkając na brodę swojego nowego towarzysza. Widać była dość zdegustowana, obfitą ozdobą swojego sąsiada.

- Służę uprzejmie. - rzekł nalewając jej do pełna pięknie zdobiony kielich. Ona zaś porwała go zręcznie i podniosła do góry w geście toastu i wypiła do dna. Chyba po to by szybciej zwiększyć swój zakres tolerancji.

Nikt się wcale nie dziwił córce władcy. Gdyż takie długie brody, kłóciły się z ówczesną modą, która preferowała gładko wygolone twarze.

Wkrótce całą sale wypełnił zapach pieczonego mięsa. A stół, przed gośćmi, szybko zapełnił się półmiskami z pieczonymi kuropatwami, bażantami, zaś na środek sali służący wnieśli na dwóch tacach dwa porządne świniaki.

Już po niespełna godzinie całe towarzystwo się rozszumiało. Cóż przednie wino z piwnic Erghora szybko, skutecznie rozwiązuje języki. Wszyscy żartowali, jedli i pili.

- Oj, Erillo. Stary już jestem. - Sapnął Erghor. - widać co nie. - Przeczesał swoją siwiznę palcami.

- Eee tam, nie jest tak źle... - ugryzł się w język i zastanowił czy nie zdobył się za szybko na zbytnia poufałość, względem przyszłego teścia. - chciałem powiedzieć ze dobrze wyglądacie - poprawił się.

- Taa - uśmiechnął się i siorbnął z kielicha . - Jak Ci się u nas podoba?

- Miło, póki co... - zamyślił się odrobinę - cóż pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie później, jak zapoznam się z wszystkim.

- No, oczywiście. W końcu jesteś tutaj pierwszy dzień - Erghor zamyślił się chwilę. - Czeka nas dużo pracy wież?

- Domyślam się - odpowiedział wzdychając

- Jak wypoczniesz, zajmie się tobą nasz kapłan. Będzie Cię przegotowywał do przyjęcia naszej wiary. - Zrobił przerwę na łyk wina - Jak przecież wiesz to jeden z głównych warunków.

- Długo te przygotowania potrwają? - spytał

- Nie wiem. Luba, eh znaczy się nasz kapłan mówi ze wszystko będzie zależeć od twojej chęci współpracy. - Zamyślił się trochę i dodał. - Luba jest moim synem - powiedział uśmiechając się.

- Ach tak. - Zdziwił się Erillo, do tej pory myślał ze jego przyszły teść nie ma męskiego potomka. Okazało się jednak, że ma syna, który wybrał ścieżkę kapłana. - Kiedy zaczniemy? - spytał.

- Jak tylko wyrazisz chęć, no ale - wyciągnął do niego kielich by się stuknąć - za dobra przyszłość

- A tak, za przyszłość - odpowiedział

- Dość gadania o ważnych sprawach. Bawmy się! Swoją drogą, jak Ci się podoba moja córka? - wtedy też puścił oczko do swojej córki

Cała biesiada trwałą do późna w nocy. Ludzie pili, śpiewali, żartowali, pili. Niektórzy nawet, dało się poznać nie byli wstanie opuścić sali o własnych siłach. Słudzy, zaś mieli najwięcej roboty, bo ciągle donosili, trunków i potraw.



●●●



- O Bogowie! - Erillo przeciągnął się w łóżku i usiadł. Przez okno zobaczył ze słonce już stoi wysoko. Rozejrzał się ciężko po komacie - Widać nazbyt nie cieszy ich moja wizyta, bo nawet kubka z wodą mi pożałowali - powiedział do siebie, widać kontemplowanie faktu jak znalazł się w komnacie postanowił zostawić sobie na później.

Wstał ciężko z łóżka, przeciągnął się jeszcze raz i podreptał dość pokracznie w stronę drzwi które wychodziły na balkon. Wyszedł na zewnątrz, a to co brał za balkon okazało się sporym tarasem. Stanął chwile, rozejrzał dookoła. Przednim rozcierał się bardzo ciekawy widok na miasto, za morami złociły się kwadraty pól uprawnych i ostatecznie spore pasmo gór. Zamyślił się chwile i zaczął przeczesywać pacami swoją brodę, kiedy nagle poczuł ze ma coś w plątane w swojej gęstej brodzie.

- Ki czort - powiedział do siebie i wydobył z brody małą kosteczkę - Ciekawe co to... Kuropatwa czy bażant? - zapytał sam siebie, poczym rzucił kosteczkę na ziemie.

- Suszy diabelnie - powiedział do siebie.

Przeszedł się wzdłuż balustrady i spostrzegł ze na niższym poziomie tarasu jest sadzawka. Nie wiele myśląc znalazł schody i zszedł na niższy poziom. Kiedy podszedł do sadzawki zobaczył w niej parę rybek i lilie pływające po jej wierzchu. Nabrał do dłoni wody i zaczął pić, „Ciepła" sklął w duchu, kiedy usłyszał za sobą kroki

- Chyba nie zjadasz naszych rybek - usłyszał kobiecy głos za sobą - było by to barbarzyństwem.

- Ja tylko piję wodę - oznajmił i odwrócił się - bo po....

Zamarł na chwilę, bo przed sobą zobaczył Hamare. Była tym razem w białej sukni. Włosy delikatnie falowały jej na letnim wietrze.

- No bo? - spytała i przekrzywiła głowę spoglądając na jego ociekającą wodą brodę.

- Bo... Bo suszy. - wyksztusił.

- Jasne. Było jeszcze więcej pić wczoraj - powiedziała z przekąsem. Podeszła o krok bliżej, wytargała go za brodę i powiedziała - Cały wczorajszy wieczór miałam na to ochotę, zrób coś z tym - przykazała odwróciła i poszła swoja drogą.

Erillo stał tak z głupia miną i patrzył jak skręca ku schodom i odwraca się do niego, zachichotała i powiedziała wesoło.

- Podeśle Ci służącego by. się Tobą zajął. - poszła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @egzegetaNie ma sprawy Wiktorze. Wiktorze, czy z tego tomiku wierszy zakosztujemy kunsztu pisarskiego Twoich dzieł? 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Rozdział dziewiąty      Minęły wieki. Grunwaldzkim zwycięstwem i przejęciem ziem, wcześniej odebranych Rzeczypospolitej przez Zakon Krzyżacki, Władysław Jagiełło zapewnił sobie negocjacyjną przewagę w rozmowach ze szlachtą, dążącą - co z drugiej strony zrozumiałe - do uzyskania jak największego, najlepiej maksymalnego - wpływu na króla, a tym samym na podejmowane przez niego decyzje. Zapewnił ową przewagę także swoim potomkom, w wyniku czego pod koniec szesnastego stulecia Rzeczpospolita Siedmiorga Narodów: Polaków, Litwinów, Żmudzinów, Czechów, Słowaków, Węgrów oraz Rusinów sięgała tyleż daleko na południe, ileż na wschód, a swoimi wpływami politycznymi jeszcze dalej, aż ku Adriatykowi. Który to stan rzeczy z jej sąsiadów nie odpowiadał jedynie Germanom od zachodu, zmuszanym do posłuszeństwa przez księcia elektora Jaksę III, zasiadającego na tronie w Kopanicy. Południowym Słowianom sytuacja ta odpowiadała również, polscy bowiem królowie zapewniali im i prowadzonemu przez nich handlowi bezpieczeństwo od Turków. Chociaż konflikt z ostatnio wymienionymi był przewidywany, to jednak obecny sułtan, chociaż bardzo wojowniczy, nie zdobył się - jak dotąd - na naruszenie w jakikolwiek sposób władztwa i interesów Rzeczypospolitej. Co prawda, rzeszowi książęta czynili zakulisowe zabiegi, aby osłabić intrygami spoistość słowiańskiego imperium poprzez próbowanie podkreślania różnic kulturowych i budzenie  narodowych skłonności do samostanowienia, ale namiestnicy poszczególnych krain rozległego państwa nie dawali się zwieść. Przez co od czasu do czasu podnosił się krzyk, gdy po należytym przypieczeniu - lub tylko po odpowiednio długotrwałym poście w mało wygodnych lochach jednego z zamków - ten bądź tamten imć intrygant, spiskowiec albo szpieg dawał gardła pod toporem czy mieczem mistrza katowskiego rzemiosła.     Również początek wieku siedemnastego nie przyniósł jakiekolwiek zmiany na gorsze. Wielonarodowa monarchia oświecona, w której rozwój nauk społecznych służył utrzymywaniu obywatelskiej - nie tylko u braci szlacheckiej, ale także u mieszczan i chłopów - świadomości, kolejne już stulecie okazywała się odporna na zaodrzańskie wysiłki podejmowane w celu zmiany istniejącego porządku. W międzyczasie księcia Jaksę III zastąpił na tronie jego syn, Jaksa IV, pod którego rządami Rzeczpospolita przesunęła swoje wpływy dalej na zachód i na północ, ku Danii i ku Szwecji, zaczynając zamykać Bałtyk w politycznych objęciach, co jeszcze bardziej nie w smak było wspomnianym już książętom.     - Niedługo - sarkali - ten kraj będzie ośmiorga narodów, gdy Jaksa ożeni się z jedną z naszych księżniczek lub gdy nakaże mu to ich królik - umniejszali w zawistnych rozmowach majestat władcy, któremu w gruncie rzeczy podlegali. I którego wolę znosić musieli.     Toteż i znosili. Sarkając do czasu, gdy zniecierpliwiony Jaksa IV wziął przykład - rzecz jasna za cichym królewskim przyzwoleniem - przykład z Vlada Palownika, o którego postępowaniu z wrogami wyczytał niedawno z jednej z historycznych ksiąg... Cdn.      Voorhout, 24. Listopada 2024 
    • @Katie , ciekawie jest poczytać o tego typu uczuciach. A czy myślałaś o tym, żeby zrobić krótsze wersy? A może właśnie takie długie wersy spełniają jakąś funkcję w tym wierszu... .
    • Zostały nam sny Zostały nam łzy   Z poprzednich wcieleń   A prawda okazała się kłamstwem Zapisanym w pamiętniku   Tam głęboko gdzieś na strychu
    • Dziewczynie stojącej w szarych spodniach przy telefonie spadł przy rozmowie ze stopy... więzienny drewniak. Stuk było słychać sto kilometrów dalej.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...