Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wymieszać prawdopodobieństwo


Maciej_Satkiewicz

Rekomendowane odpowiedzi

Czyli o tym, jak dwaj filozofowie parzyli herbatę

Scena I

W przestrzeni bliżej nieokreślonej, na dwóch przeciwległych fotelach spoczywali Dżejms i Dżon. Z rękoma przylepionymi do podbródków wpatrywali się kuriozalnie w szklankę, czajnik, małą kuchenkę turystyczną, szklany, okrągły stolik, łyżeczkę na tymże stoliku i butelkę wody, które to przedmioty, nieświadome swej roli w tejże scence, spoczywały pomiędzy dwoma ichmościami.

Dżejms: Drogi Dżonie, doświadczam właśnie anagnoris annanke na rodzaj wodnego
roztworu.
Dżon: (wyrwany z zadumy) Znaczy, chce się panu pić?
Dżejms: (łapczywie spogląda na butelkę wody) Otóż dokładnie to miałem na myśli.
Dżon: Czy jest pan tego pewien? Znaczy się, czy może pan stwierdzić z absolutną
pewnością, iż to, co pan obecnie odczuwa, jest pragnieniem?
Dżejms: Czy waćpan twierdzisz, iż po tylu latach mej egzystencji nie potrafię odróżnić
pragnienia od, nie przymierzając, rozwolnienia? No dajże waćpan spokój.
Dżon: Otóż pragnę panu wykazać, iż niczego nie można być pewnym, a szczególnie czegoś
tak marnego i wątpliwego jak doświadczeń zmysłowych. Czy widzi pan tamto
drzewo?
Dżejms: Jakie znowu drzewo?
Dżon: Właśnie o tym mówię. Skoro choć raz wzrok pana oszukał, dlaczego wiec ów
proces nie miałby mieć charakteru ciągłego? Dlaczego jest pan pewien, że teraz
rozmawiamy na jawie, a nie we śnie? We śnie o życiu?
Dżejms: Sofizmat. W obliczu pewnych założeń, które poczyniliśmy ucząc się percepcji,
jasnym jest, iż pewne prawdy muszą być obiektywnie prawdziwe. Ponadto pański
świat snu musi odnosić się do pewnej kontaminacji desygnatów rzeczywiście
istniejących w czasie i rozciągłości Czy zaneguje waćpan istnienie tychże, jakby je
nazwać... idei?
Dżon: Pan jest zdaje się empirystą?
Dżejms: Otóż... tak, myślę że tak jest w istocie.
Dżon: Wobec tego nie dojdziemy do konsensusu. Racjonalista Dżon.

Dżon wstaje z fotela z uprzejmie wyciągniętą Dżonią. Dżejms robi to samo.

Dżejms: Dżejms. Po prostu Dżejms.

Obaj ichmościowie siadają z powrotem w fotelach. Po dłużącej się chwili komentującej ciszy:

Dżon: Jednakowoż możemy skonfrontować nasze stanowiska.
Dżejms: ?
Dżon: Ucieszy się pan. Doświadczalnie. Zaparzmy herbatę.
Dżejms: (łapczywie) O tak, tak, to bardzo dobry pomysł. Zaparzmy, zaparzmy.

Dżon wyciąga zza fotela kilka saszetek herbaty. Jedną zostawia sobie, resztą częstuje Dżejmsa.

Dżejms: Ależ to nazywasz waćpan herbatą? Toż to zwykła...

Dżon: (szybko i profilaktycznie w myśl zachowania zasady decorum) Niestety. Innej nie
mam.

Zawiedziony Dżejms zapala kuchenką turystyczną i gotuje wodę. Dżon mocno masuje podbródek i, lekko rozbawiony, przygląda się poczynaniom towarzysza. Ów siada ponownie.

Dżejms: (pytająco) Dlaczegoż to waćpan zostawił sobie tylko jedną saszetkę?
Dżon: (pobłażliwie) Panu bardziej się przydadzą. Czajnik gwiżdże.
Dżejms: Oho!

Dżejms wrzuca do kubka herbatę, zalewają wrzątkiem i delektuje się aromatem tchnącym z coraz cieplejszego naczynia.

Dżejms: To właściwie o co waćpanu chodziło z tym 'doświadczalnym zaparzaniem herbaty'?

Zadumany Dżon zdaje się głęboko analizować wzrokiem pustkę wokół Dżejmsa. Widział jednak trzymaną przez kompana szklankę. Hm... astygmatyzm?

Dżon: Właśnie o to. To, na co pan tak łapczywie zerka, to nie jest herbata.
Dżejms: ?
Dżon: Otóż pańskie dzieło nie ma jednolitego koloru. Na przykład tam, przy uchu.
Dżejms: Ależ to moje włosy!
Dżon: (załamany) Przy uchu od kubka...

Dżejms uważnie studiuje 'napar'.

Dżejms: No nie da się ukryć. Cóż zasię począć?
Dżon: Proszę wylać ówże napar. I spróbować ponownie.

Dżejms wylewa herbatę .Dżon ponownie ucieka do swych myśli, pozostawiając kompana z problemem.

Dżejms: (do siebie) Cóż że zasię począć?

Po dłuższej chwili nalewa najpierw wrzątku, a dopiero potem wrzuca saszetkę.

Dżon: (jakby przez sen) Za jasna na dnie.

Lekko poirytowany Dżejms opróżnia naczynie. Obaj dumają. Podbródek Dżona powoli sinieje z braku dopływu krwi.

Dżejms: (tryumfalnie) Eureka! Mam!

Dżejms wrzuca saszetkę do kubka, po czym zalewa jąpowoli. Bardzo powoli. Co kilka milimetrów robi dłuższe przerwy. Skończywszy, uważnie ogląda napój.

Dżejms: No i co teraz waćpan powie? Piękny, jednolity kolor, herbatka czysta jak łza!
Dżon: Może i czysta, ale zimna.

Zaskoczony Dżejms maca kubek, po czym wylewa zawartość.

Dżejms: (zrezygnowany) Rzeczywiście.

Dżon: (z nutką satysfakcji) Widzę, że nie radzi pan sobie.

Wydaje się, że Dżon wydumał to, o czym tak usilnie dumał.

Dżon: Otóż wiem, jak zaparzyć herbatę. Prawdziwa herbatę, a nie jakąś zubożoną
emanację.
Dżejms: Proszę mówić dalej.
Dżon: Mógłbym prosić o pański kubek?

Dżejms wręcza naczynie Dżonowi. Ów stawia je na stoliku i zalewa wrzątkiem. Jedyną posiadaną saszetką kładzie obok.

Dżon: Otóż odrzucając wszelkie niepewne założenia doszedłem do wniosku, iż aby uzyskać
idealną herbatowatość w tejże szklance, należy..

Dżejms ledwo wytrzymuje napięcie.

Dżon: ...należy usilnie się w nią wpatrywać i mocno chcieć, aby łaskawie zamieniła się w
leżącą obok herbatę. Oczywiście z zachowaniem cech wodowatości.
Dżejms: (odzyskawszy kontenans) Waćpanu chodzi o wizualizację?
Dżon: (z nieukrywaną dumą Otóż... tak.

Przez najbliższe dwie godziny obaj wpatrują się w kubek z wodą.

Dżejms: (ochryple) Chyba nic z tego. Ja... Ja już dłużej nie mogę.
Dżon: (skupiony) Za mało pan się stara.

Dżejms umiera z pragnienia. Dżon ciągle patrzy na kubek. Wreszcie:

Dżon: (zdenerwowany) Ta szklanka nie istnieje.

Dżon wychodzi ze sceny.

Scena II

Wchodzi bezdomny.

Bezdomny: O! Herbatka.

Zaparza herbatę. Normalnie.

Bezdomny: (patrząc na Dżejmsa) Ten pan chyba się nie obrazi.

Wyjmuje łyżeczką saszetkę

Bezdomny: Oho! Za blada tu i ówdzie.

Bezdomny miesza i wypija idealną herbatę.

KONIEC


(Napisane przed trzema laty w klasie pierwszej liceum. Ciągle wydaje sympatyczne;)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...


×
×
  • Dodaj nową pozycję...