Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

tytułu nie ma - ktoś się nie bał i ...


Rekomendowane odpowiedzi

Moja matka nie wierzyła w wielką przyszłość ja od wczoraj
zostałem gdzieś w pokoju między kobietami i mężczyznami
pomiędzy jednym a drugim jest przepaść popatrz jak ładnie
rosną nam kwiaty na balkonie po oknie chodzi pająk

wiesz że nie potrafię już stawiać przecinków i kropek
jak nie rozrzucam ubrań na stole leży szklanka i twój portfel
wyciągam z szuflady zdjęcia z twarzy wyciągam konsekwencje
bycia razem przez te kilka lat czy pół wieku to już nieważne

rozwieszasz pranie zeznałem wtedy w sądzie że nie wiem
jeden paragraf jak złudna nadzieja zresztą źli są sędziowie
w pamięci luki jak mam zapamiętać o ojcu i ojczyźnie
w blasku butelek szukać pocieszenia na lepsze jutro

zabrakło sił na pokonanie ciemności i włączenia kontaktu
przez to wpadłem z jedną zapadłem się w drugą
poszedłem do trzeciej by wreszcie zatrzymać się w połowie drogi
wrócić do pierwszej bo najlepiej zawija kanapki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałam kilka razy. Myślę, że bardziej Ci zależy na fachowej
ocenie ludzi znających się bardziej ode mnie na tworzeniu poezji.
Ja tylko o moich odczuciach: odebrałam ten wiersz jako
bardzo autentyczny z przeżyciami PL- a.
Jest zagubiony, sytuacje w jakich się znajduje raczej go przerastają,
wydaje mu się, że COŚ/KTOŚ kieruje jego losem, nie on sam.
Jest jak listek unoszony na powierzchni rwącej rzeki.
Coś próbuje jednak zmienić w swoim życiu, analizuje je, wyciąga wnioski,
choć raczej z pozycji obserwatora swojego losu niż SIEBIE.
Bardzo mnie przejął ten wiersz, sama nie wiem czemu. Wiersz budzi niepokój,
prowokuje do zastanowienia się nad sobą, jest taki INNY.
To tyle, po przeczytaniu, serdecznie pozdrawiam,
- baba

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiersz ze względów osobistych...moich małych czy dużych przeżyć, zrobił na mnie wrażenie...skłonił do zadumy, refleksji.proste przemyślenia , stwierdzenia podmiotu lirycznego są bardzo osobiste...prawdziwe i przez to wzruszające...To w poezji najważniejsze...pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wierzyć to znaczy ufać,kiedy     cudów na życzenie nie ma     ks.Jan Twardowski    czy jest miejsce czas  gdzie nie ma cudów  już ja  czyż to nie wielki cud    jestem żyję    to nie starcza  oczekuję ich na życzenie  nie dostrzegając wokół    chciałbym aby Stwórca  naprawiał wszystko  co popsuję  to byłyby cuda    Jezu ufam Tobie  podziwiając pełną  cudów codzienność    5.2024 andrew
    • Niby taka chłodna , lecz promienieje. (Noc) Niby taki zwykły, a skrywa wiele . (Dzień) Sporo nauczyła , jeden raz wystarczył. (Zdrada) Nie powinnaś dawać jej kolejnej szansy. Łamie wszystkich wokół, powala na glebę. Będziesz głupio pytał ,czemu wybrała ciebie ? (Porażka) Czas nie stanie dęba, rany się zabliźnią. Nie pozwól jej, aby odebrała Ci wszystko.
    • A więc dobrze, chodźmy. Idziemy. Idźmy tędy. Jak wtedy. Pamiętasz? Powiedz… Ale czy pamiętasz jeszcze? Zatem idźmy, idąc raz jeszcze. Chodźmy prosto, podążając drogą wniebowstąpienia. Tego właśnie wniebowstąpienia, kiedy się idzie prosto w słońce.   Idźmy prosto tą drogą pustego miasta. Tą ulicą pachnącą nagrzanym asfaltem. Tym chodnikiem. Tym trotuarem…   Kochanie, dotknij ściany. Tej chropowatości pełnej drobnych ziarenek kwarcu.   Tych pęknięć na elewacji starej kamienicy… Poczuj… Poczuj jeszcze, mimo zagubienia w labiryncie czasu.   To tutaj. To było tutaj. Albo, gdzieś dalej. Gdzieś tam, koło tego rozłożystego dębu, kasztanu.   Słońce wschodzi. Zachodzi. Wiruje wokół ostrej szpicy ratusza, jarząc się na blaszanych rynnach. Na szybach zamkniętych okien…   Gdzieś tutaj. Tak, to było gdzieś tutaj. Albo, gdzieś tam — dalej. Tylko w trochę innej korekturze zdarzeń. W trochę innej godzinie tamtego dusznego lata.   Tak jakoś szliśmy, jak się idzie we śnie. Jak można iść jedynie we śnie. Tak jak się idzie teraz, kiedy idziemy wciąż w tym wiecznym niedochodzeniu.   Chodź.   Wyjdźmy tymi drzwiami na końcu. Tą bramą z kutego żelaza. Albo poczekajmy chwilę w osłonecznionym pustką pokoju.   Spójrz jak wspina się smuga światła. Jak idzie wolno po ścianie. Dotyka drugiej… Jak pełznie po drewnianej podłodze…   Olśniewa stojące na środku drewniane krzesło…   Przepływające cząsteczki kurzu.   Na ścianach jaśniejące kształty po czymś, co tu kiedyś było.  A teraz omiata tchnieniem bladej ciszy.   Od okna idzie blask jaskrawy. Od szyby poruszanej niczyja ręką.   Od szyby, w której mży niewyraźny profil   Kto tam stoi? Nikt. To tylko nagły błysk pamięci.   Przekrzywione, trzeszczące szafy z zamkniętą na klucz przeszłością, albo na  twoje imię.   W środku pogięte fotografie,   kilka poplamionych kartek... Niewiele tego.   Jakieś resztki Okruchy nie wiadomo czego. Poskręcane. Splątane kołtunem. Zeschnięte złogi zapomnienia   Wydaje mi się, że stoisz skulona w kącie z twarzą ukrytą w woalce.   Podchodzę.   Biorę za rękę. Taką zimną, wręcz lodowatą.   I nie wiem czy to są palce. Czy to są w ogóle czyjeś palce.   Unoszę woalkę, by spojrzeć raz jeszcze tobie w oczy.   Za woalką pajęczyny falują na ścianie…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-24)    
    • Takie tam... I jeszcze - chyba - literówka? Także powtórzenia. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...