Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
🎄 Wesołych świąt życzy poezja.org 🎄

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Poczytałem i mi się jakoś dżdżysto zrobiło... Ech, napiszę coś
optymistycznego, może przejdzie bokiem?


móżdżek dziabonga dziabdzianieje

Insularny czworokątek trójkątny
zapłyca się alkoholowymi wyciągami
(wyciąg z barku, wyciąg z portmonetki zapatrzonej
wyciąg z jabłek, wyciąg jak najwięcej można)

atoli dziabong przepijający móżdż
wspiera się na kikutkach instynktów pierwotnych
a że właśnie padają dżdże
za oknem tak samo jak w dziabongu
kuśtyka krócejącymi nogami
drobi
drobi
drobi
zdrobniałe apatycznością

Te, dziabong, dziab dziab?
zapytują drzewce przekrwionymi liśćmi
październica drożeje drogami bez celnego zakończenia
tylko patrzeć jak skrócą przedwieczorność o godzinę?

Dziabong kiwa głową
że dziab, dziab
wyciąga
wyciąg z barku, wyciąg z portmonetki zapatrzonej
wyciąg z jabłek, wyciąg jak najwięcej można

Chwilę później
leży obolały wspominkami a pusta czacha
lęgnie pierwsze gile:
kap kap lecą żerować na brązowych polach chusteczek

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ciekawe spostrzeżenie i hai też :) Trzeba się przyjrzeć, któregoś dżdżystego poranka.
Pozdrówka
O.

Dzisiaj masz okazję Orstonie. Akurat kapuśniaczek. :-)
U mnie pod oknem jarzębina już przebudzona na dobre, bo liści już prawie nie ma.
Wszystkimi ślepkami rozgląda się dookoła, ale pamiętam jak się budziła.

Przez moment zastanawiałam się, czy nie poszukać jakiegoś synonimu do metafory,
ale doszłam do wniosku, że nie ma takiej potrzeby.

Boskie Kalosze,
napisaleś ładne haiku. Pozdrawiam,
jasna :-))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ciekawe spostrzeżenie i hai też :) Trzeba się przyjrzeć, któregoś dżdżystego poranka.
Pozdrówka
O.

Dzisiaj masz okazję Orstonie. Akurat kapuśniaczek. :-)
U mnie pod oknem jarzębina już przebudzona na dobre, bo liści już prawie nie ma.
Wszystkimi ślepkami rozgląda się dookoła, ale pamiętam jak się budziła.

Przez moment zastanawiałam się, czy nie poszukać jakiegoś synonimu do metafory,
ale doszłam do wniosku, że nie ma takiej potrzeby.

Boskie Kalosze,
napisaleś ładne haiku. Pozdrawiam,
jasna :-))


U mnie akurat cudna słoneczna aura, więc trzeba poczekać, najwyżej do przyszłego roku :)
Zastanawiałem się nad "budzeniem", ale myślę, że jest OK.
Pozdrawiam
O.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dzisiaj masz okazję Orstonie. Akurat kapuśniaczek. :-)
U mnie pod oknem jarzębina już przebudzona na dobre, bo liści już prawie nie ma.
Wszystkimi ślepkami rozgląda się dookoła, ale pamiętam jak się budziła.

Przez moment zastanawiałam się, czy nie poszukać jakiegoś synonimu do metafory,
ale doszłam do wniosku, że nie ma takiej potrzeby.

Boskie Kalosze,
napisaleś ładne haiku. Pozdrawiam,
jasna :-))


U mnie akurat cudna słoneczna aura, więc trzeba poczekać, najwyżej do przyszłego roku :)
Zastanawiałem się nad "budzeniem", ale myślę, że jest OK.
Pozdrawiam
O.
A wiecie, że ja miałem to samo? Budzenie... kilka dni myślałem, czym je zastąpić.
Ale "budzi się" jest takie jakieś ... w sam raz :) Jak zamknięte oczy,
które powoli otwierają się a spod uchylanych powiek
coraz śmielej zaczynają błyszczeć źrenice.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Intymniej, ale nie chodzi o to, że pod liściem jarzębiny :) To nie jest takie ważne.
Powiedzmy, że jest to coś w rodzaju tytułu książki braci Strugackich:
"Poniedziałek zaczyna się w sobotę"

Podobnie i tutaj, coś bardzo ważnego zaczyna się właśnie w liściach jarzębiny,
kiedy siąpi - nawet nie pada, tylko siąpi - deszczyk.

Przypomina mi się moja pierwsza miłość: padał właśnie taki mniej więcej deszczyk
a ja czytałem w domu z wypiekami na policzkach jakąś przygodową książkę.
I nagle, ni stąd ni zowąd, uświadomiłem sobie, że... kocham Monikę! :)

Wiem, wiem... kobiety mogą to odczuwać inaczej, ale mnie potrzebny był właśnie
taki deszcz, nastrój tej a nie innej książki i, sam nie wiem co jeszcze?
Może to, że pokłóciliśmy się z Moniką w szkole na przerwie o coś mało ważnego?
W każdym razie siedziała sobie jakby nigdy nic kilka bloków dalej i pojęcia
nie miała, że ktoś ją nagle i ponad życie pokochał :)

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To jest najlepsza interpretacja :-)



Czyli wielkie uczucia budzą się, pod maleńkimi kropelkami. Pod kapuśniaczkiem.
Nie czujesz jak pada, a przemoknięty jesteś na wskroś.
Może nie nosić wtedy parasola? Albo siedzieć w domu nad pasjonującą lekturą,
czy też przed monitorem?

:-))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tutaj, na ostatnim zdjęciu, czerwona jarzębina jest nawet autostopowiczką:
hej! zatrzymaj się, dokąd tak pędzisz człecze? weź mnie ze sobą do miasta,
pod powiekę, na zawsze:

rubeus.eu/2008/08/18/jarzebina-po-deszczu/


dajmy na to ulicą ktoś przeszedł podobny?
że coś się wydawało przez chwilę takie same?
jak krzew czerwonosłoneczny ozdobny
co rozkwita niekiedy o wschodzie nad ranem

by coś pękło w nas nagle
ale nie było zbyt ważne
bo od wieków śniło pęknięte

by coś nas zabolało
ale nazbyt mało
bo już było od zawsze draśnięte

jak krzew ozdobny czerwonosłoneczny
co niekiedy rozkwita na niebie o wschodzie
jak z takiej chwili właśnie karmazyn odwieczny
jak nagle - skądś znajomy ulicą przechodzień

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Proszę, a noblista Miłosz nie pozwał użyć nawet słowa z haiku, które przetłumaczył :)
i do dziś jest to zdaje się prawnie ścigane przez spadkobierców?
Co tam, ja jestem hojny :) Zresztą
w jednej z wersji napisałem nawet zamiast dżdżysty poranek: deszczowa randka,
w innej dżdżyste rendez-vous. Jednak zrezygnowałem z tego, bo chodzi przede wszystkim
o to, że wśród a nie pod liściem. Niby niewielka różnica ale taka, jakby porównywać,
czy miłość rodzi się w sercu, czy pod pępkiem :))

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Słabsza, bo owoce jarzębiny zebrane są w grona. Pod liściem brzmi tak, jakby
chodziło o jakiś pojedynczy owoc. A gdzie się podziała reszta?
Nie trzeba też pisać "pod", bo raczej wiadomo, że obserwatorem jest człowiek - ja,
a nie jakiś niebieski ptaszek ;) Tak jak pisząc drzewo, nie trzeba dodawać, że
stoi się pod nim. Chyba, że jest inaczej, wtedy dopiero trzeba to sprecyzować:
nad drzewem, na drzewie.
Co do nocy... właśnie o to chodzi, że po deszczu jarzębina ciągle błyszczy.
I to jest właśnie to co najbardziej lubię w haiku: obserwacja. Powinnaś pójść
mniej więcej w tym kierunku:


deszczowy wieczór -
jarzębiny bliżej
latarni

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Proszę, a noblista Miłosz nie pozwał użyć nawet słowa z haiku, które przetłumaczył :)
i do dziś jest to zdaje się prawnie ścigane przez spadkobierców?
Co tam, ja jestem hojny :) Zresztą
w jednej z wersji napisałem nawet zamiast dżdżysty poranek: deszczowa randka,
w innej dżdżyste rendez-vous. Jednak zrezygnowałem z tego, bo chodzi przede wszystkim
o to, że wśród a nie pod liściem. Niby niewielka różnica ale taka, jakby porównywać,
czy miłość rodzi się w sercu, czy pod pępkiem :))

Pozdrawiam.
Przecież nie wkleiłam w osobnym wątku i nie podpisałam: Fanaberka. W komentach - chyba wiadomo na jakiej to wklejone zasadzie.


Liście jarzębiny są złożone i cała ta kiść blaszek - to jeden duży liść ;)
I wcale mi nie chodziło o owoc lecz o zachodzące słońce, które też bywa czerwone. To tak dla zmyłki ;P Zresztą zrobiłam kiedyś takie zdjęcie - zachód pod liściem.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Przecież żartuję :) A z Miłoszem to jakaś podejrzna sprawa:
nie dość, że sam tego nie napisał, to jeszcze prawa autorskie do tego rości...
ale to chyba rodzina taka pazerna - aż nie wierzę, żeby sam na to wpadł?

Sam cieszę się, jeśli ktoś pokazuje swoje "widzenie" jakiegoś
obrazka lub wiersza, czy to mojego, czy kogoś innego. Można go wtedy
wszechstronniej zrozumieć. Nawet, gdy człowiek się z tym nie zgadza -
to jakby zobaczyć, że taką drogą nie warto iść samemu, bo ktoś właśnie
zabłądził za nas.

[quote]Liście jarzębiny są złożone i cała ta kiść blaszek - to jeden duży liść ;)
I wcale mi nie chodziło o owoc lecz o zachodzące słońce, które też bywa czerwone.
To tak dla zmyłki ;P Zresztą zrobiłam kiedyś takie zdjęcie - zachód pod liściem.

Tak, ale liść to jednak liść. Patrząc z perspektywy zawsze coś wydaje się całością,
nawet miasto z okna samolotu wygląda jak mrowisko a samochody to robotnice.
A największą zmyłką jest to, że nie ma PO i PiS, wszyscy są równi bo ich nie widać :)
Co dopiero, patrząc od strony Słońca? Nie ma nas, skoro wszystkie Planety to ledwo
0,14 procent jego masy.

Pozdrawiam i zapraszam do własnych wersji - w końcu to jakby rodzaj komentarza.
Czasem zamiast długo pisać co się czuje, lepiej wyrazić to swoją wersją.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • BITWA MRÓWEK część druga - ostatnia.

       

      Pierwsze rzędy zatrzymały się w bezpiecznej odległości. Nastała grobowa cisza. Słychać tylko było szelest liści na pobliskich drzewach poruszanych powiewem. Nawet wiatr nie chciał przeszkadzać.
      Po prostu zdębiałem, coś takiego zdarza się tylko w opowieściach fantastycznych. 
      Zdumienie moje było nie do opisania, a moje oczy z niedowierzaniem analizowały ten widok, bo kogo by nie zaskoczyło takie zachowanie małych istot.
      Dwie duże armie mrówek stają na przeciwko sobie gotowe do okrutnej walki, a polana z zielonego koloru zamieniała się w czerwono czarny dywan. 
      Przelotna myśl otarła się o mój umysł: Co było powodem tej konfrontacji?! Z ludzkiego punktu widzenia będą toczyć bój o cały pobliski teren, czyli taki mrówkowy terytorialny spór. 
      Coś zaczęło się dziać i musiałem zaprzestać swoich domysłów o co w tym wszystkim chodzi koncentrując się na działania dwóch armii.
      Pierwsze szeregi ruszyły na siebie i rozpoczęły się bezlitosne i okrutne działania obu stron. Wszystkie mrówcze żeby, a raczej żuwaczki nie pozostawały bierne. Trupy i ranne mrówki gęsto pokrywały drogę swoimi małymi ciałkami.
      Musiałem pozostać cichym świadkiem tej masakry, nie w mojej mocy było zakończenie tego konfliktu. Żałowałem tylko, że nie mam że sobą aparatu fotograficznego, a jeszcze lepiej kamery do filmowania.
      Mrówki bezlitośnie kontynuowały swoje dzieło zniszczenia i trudno było określić na czyją stronę przechyla się szala zwycięstwa.
      Słońce już zaszło, gdy losy bitwy rozstrzygnęły się na korzyść czarnych mrówek. Niedobitki i resztki czerwonych mrówek uciekały w głąb lasu, lecz nie dane im było przeżyć, czarne mrówki zniszczyły wroga doszczętnie. Polanka należała do niech.
      Pamięć o tym wydarzeniu pozostała mi głowie na zawsze. Zmęczony, wróciłem późnym wieczorem do domu. Nie mogłem zasnąć, a mój umysł wciąż analizował to coś co było na pograniczu fantastyki naukowej i rzeczywistości.
      Na drugi dzień poszedłem zobaczyć pobojowisko, a moje zdziwienie znów ogarnęło umysł. Na polance nie było żadnego dowodu stoczonej bitwy. Zauważyłem jednak, że czarne mrówki budują duże mrowisko i zagospodarowują się na zdobytym terenie.
      Pomyślałem wówczas, że ta bitwa tylko mi się przyśniła, lecz ku mojemu zaskoczeniu odkryłem dowód na potwierdzenie całego wczorajszego zajścia, czyli stos zwłok czerwonych mrówek przygotowanych do konsumpcji i ułożonych w grupie małych kopców.
      Zawsze podziwiałem pracowitość i mądrość mrówek, ale po tamtym zdarzeniu pozostał mi niesmak ponieważ mrówki jak ludzie są w stanie eksterminować swój własny gatunek.

       

      Styczeń 1977 roku.

       

      KONIEC

       

       

       

       

      ******************************************************

      Edytowane przez Wiechu J. K. (wyświetl historię edycji)
  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK część druga - ostatnia.   Pierwsze rzędy zatrzymały się w bezpiecznej odległości. Nastała grobowa cisza. Słychać tylko było szelest liści na pobliskich drzewach poruszanych powiewem. Nawet wiatr nie chciał przeszkadzać. Po prostu zdębiałem, coś takiego zdarza się tylko w opowieściach fantastycznych.  Zdumienie moje było nie do opisania, a moje oczy z niedowierzaniem analizowały ten widok, bo kogo by nie zaskoczyło takie zachowanie małych istot. Dwie duże armie mrówek stają na przeciwko sobie gotowe do okrutnej walki, a polana z zielonego koloru zamieniała się w czerwono czarny dywan.  Przelotna myśl otarła się o mój umysł: Co było powodem tej konfrontacji?! Z ludzkiego punktu widzenia będą toczyć bój o cały pobliski teren, czyli taki mrówkowy terytorialny spór.  Coś zaczęło się dziać i musiałem zaprzestać swoich domysłów o co w tym wszystkim chodzi koncentrując się na działania dwóch armii. Pierwsze szeregi ruszyły na siebie i rozpoczęły się bezlitosne i okrutne działania obu stron. Wszystkie mrówcze żeby, a raczej żuwaczki nie pozostawały bierne. Trupy i ranne mrówki gęsto pokrywały drogę swoimi małymi ciałkami. Musiałem pozostać cichym świadkiem tej masakry, nie w mojej mocy było zakończenie tego konfliktu. Żałowałem tylko, że nie mam że sobą aparatu fotograficznego, a jeszcze lepiej kamery do filmowania. Mrówki bezlitośnie kontynuowały swoje dzieło zniszczenia i trudno było określić na czyją stronę przechyla się szala zwycięstwa. Słońce już zaszło, gdy losy bitwy rozstrzygnęły się na korzyść czarnych mrówek. Niedobitki i resztki czerwonych mrówek uciekały w głąb lasu, lecz nie dane im było przeżyć, czarne mrówki zniszczyły wroga doszczętnie. Polanka należała do niech. Pamięć o tym wydarzeniu pozostała mi głowie na zawsze. Zmęczony, wróciłem późnym wieczorem do domu. Nie mogłem zasnąć, a mój umysł wciąż analizował to coś co było na pograniczu fantastyki naukowej i rzeczywistości. Na drugi dzień poszedłem zobaczyć pobojowisko, a moje zdziwienie znów ogarnęło umysł. Na polance nie było żadnego dowodu stoczonej bitwy. Zauważyłem jednak, że czarne mrówki budują duże mrowisko i zagospodarowują się na zdobytym terenie. Pomyślałem wówczas, że ta bitwa tylko mi się przyśniła, lecz ku mojemu zaskoczeniu odkryłem dowód na potwierdzenie całego wczorajszego zajścia, czyli stos zwłok czerwonych mrówek przygotowanych do konsumpcji i ułożonych w grupie małych kopców. Zawsze podziwiałem pracowitość i mądrość mrówek, ale po tamtym zdarzeniu pozostał mi niesmak ponieważ mrówki jak ludzie są w stanie eksterminować swój własny gatunek.   Styczeń 1977 roku.   KONIEC         ******************************************************
    • @infelia Coś trzeba liniom pokazać, skoro tęsknią za sprawiedliwością.
    • @truesirex   dziękuję truesirex :) a Perfect Blue …uwielbiam :) 
    • @huzarc Zapachniało Norymbergą.
    • @Radosław Krótka forma, ogrom treści.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...