Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Modlitwa poranna /eskperymetn/


Rekomendowane odpowiedzi

Gdy za tramwajem Słońce (i na czarno)
Ciągnie się promień w trakcję swój wplatając
I zżółkłe światło roznosi za darmo
Jak mleczarz – w okna-butelki wlewając
Dzień!

Wtedy swąd ziemię ogarnia tak straszny,
Że się o kamień każdy głaz wyciera
I z miast się sypią zszarzałe tumany –
Kurzu, lub prościej, tumany człowieka:
Bród!

Wtedy z mych dłoni, dom, jak z kart, buduję
Co jest zaworem od racjonalizmu.
Zrywam z łańcuchów dzwony lasów – turnie,
Które nie dźwiękiem, lecz lawiną gruzu
Grzmią!

I piorunami po kryształkach krzemu
Rysuję boskie graffiti istnienia:
Znaczę krawędzie, których brak wciąż niebu
By rozgryźć słowa, w pył, ale natchnienia…
Dar!

Czasem się skarżę, ale nie do Boga,
Że świat nasz cały niesmaczną groteską,
I że twór Ducha, pewna zaślepiona
Malarka ciała zatopiła kreską
Mar!

W złości me palce, co są gwardią ręki
Jak bełty kuszy, wyrywam chcąc rzucić
Żeby wskazały, gdzie skrzywieniem pęka
Boskie zwierciadło, lub pleśń, ale ludzi
Krzyk!

Ale na darmo. Wiem, że Bóg by zbawił
Lecz swą modlitwę oprawić wpierw muszę -
Zdradliwym „Amen” – niechaj więc się stanie…
Lecz cóż ma się stać?
Mam pouczać Stwórcę?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...