Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

jej granica


Rekomendowane odpowiedzi

Nie płacz. Dotykam Cię korzeniami
W.J.T.



ucieczka przed sidłami - powrót sarny
*
omija kwaśne oddechy odosobnienia
są wszędzie betonowe powrozy
strach
spłoszona klombami odlicza ulice
sztuczna zieleń piętnuje racice
tęsknota
zapachem tysiąca kwiatów gubi igliwie
i leśne konwalie wydłuża bieg
nadzieja
kolejny maraton ukryty ołów
zraniona krwawi wstydliwie
miłość
umiera w polu przed linią lasu
cichnie dzikie serce
odchodzi
- o jeden sus za daleko
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Proszę nie ganiać saren, mają delikatne i wrażliwe serca - dziękuję za koment, cieszę się, że chociaż pointa :)

Pozdrówki
kasia.
Nie to że tylko pointa ale w szczególności

Bardzo się cieszę, miałam mieszane uczucia co do kilku strofek, teraz po pozytywach inaczej do niego podchodzę :)
Dziękuję
kasia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnie komentarze

    • Pomiędzy ustami Kradnącymi chwile ulotne Dźwięczą słowa niewypowiedziane   Pomiędzy dłoniami Niewinnie zbliżonymi Drżą obietnice nocy upojnej   Pomiędzy niedzielami Dni mijają usłane Tęsknymi serca porywami   Status quo
    • Schowam wszystkie Swoje lęki   Tam wysoko U dobrego Pana   Bo po tamtej stronie Czeka mnie uczta Z aniołami przy dobrych trunkach    
    • oczarowany patrzę jak siorbiesz ogórkową całkiem naga ale nie mogę powiedzieć chwilo trwaj wiecznie bo pękniesz kochana czas mija przyjemnie jesteś namacalna jestem namacalny i kiedyś przeminie                
    • brnie się przez te tunelidła w coraz większą bezdźwięczność. tracą się imiona, blakną listy zakupów, na pierwszokomunijnych obrazkach w kielichach wyrastają czapy pleśni. w liszajach jest I, H, nawet S. całe ogromy odchodzą od nas bezpowrotnie, niczym większość mirafiori, granad, golfów "jedynek". jesteśmy przytulani przez niewidzialnego olbrzyma o skórze z papieru ściernego. zdrapują się wady, zalety, pogłębiają zmarszczki. jednocześnie mamy uczucie, jakby zresetowało się Boga, życie zmieniło się w fabułę filmu, który mogą oglądać jedynie obdarci ze skóry (ech, siedzą przed bezdennym ekranem różnolite mordy, tracą wzrok obserwując nasze niezborne uczucia,  mało udolne zmagania z problemiwem wszelakim). nastało w nas nowe, bez wątpienia: gorsze. miłość, ale z popsutym silnikiem. nie sposób jej wykrzyczeć, bo bardziej się schrzani, korba wyjdzie bokiem. więc pełzniemy nie mówiąc ani słowa, żmudnie i po tłustym. bezecnik i Karmicielka pogrążają się w ciemnych zakamarkach. "faktycznie, była taka subkultura, ale nie pamiętam, co nosili - agrafki w nosach, tatuaże na ramoneskach, czy latali z bejsbolami" - ktoś kiedyś powie o nas. albo tylko uśmiechnie się na samo wspomnienie.
    • @Poetry from DAD Świetny sonet. Bardzo dobrze, że został podbity przez post mojego poprzednika.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...