Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

takie buty!


Rekomendowane odpowiedzi



Była (bodaj w Afganistanie?)
para szczęśliwa niesłychanie:
pomimo różnic w budowie,
dwadzieścia lat tkwiąca przy sobie.

Aż tu pan Komar, coraz częściej
zostawiał w domu swoje szczęście,
wracał nad ranem i zmęczony.
Zasypiał nie bzzzzy.... żony.

Pewnego razu, patrzy dziwnie,
ręką przez okno wreszcie kiwnie
gdzie pole strumień żyźni wartko:
"Przynieś mi kukurydzy ziarnko!"

tup
tup
tup
tup
tup... (100 razy)

Wraca Stonoga, w jednej ręce
niosąc sześćdziesiąt nóg nie więcej,
zaś drugą trzyma się za głowę:
"Posłałeś mnie... w pole minowe!"

Kiedy robiła opatrunki
"Wyrównałem tylko rachunki"
- rzekł mąż, pił wódkę i podpity
od szewca pokazywał kwity.

I pił na umór, w końcu usnął,
znów śniło mu się Mysie futro,
więc kiedy wstał koło wieczora
uderzył w bzyk: "Fora ze dwora!"

i chcąc wyfrunąć skoczył w górę...
gdy nagle, czując wielką dziurę
w miejscu gdzie przedtem rosły skrzydła,
straszliwie jęknął i spadł w powidła.

Kiedy zakładał opatrunki -
"Wyrównałam tylko rachunki!"
gderała żona znad kikutów.
"Lecz spójrz kochany, do śmierci butów
ci nie zabraknie"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Konkubinat stonogi i komara - chodzi o różnice, które jak się okazuje
nawet w sytuacjach krytycznych bywają atrakcyjne :) (te buty nie do zdarcia
do końca życia komara). Także ludzi często przyciąga do siebie "inność" partnera.
W powidła? Powidła są jak smoła, tylko słodkie jak... małżonka ;) Tak czy siak
symbolizują uziemienie.
Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • A więc usiądź tu. Wskazuję gestem puste krzesło. Przy stole. Przy tym stole z uschniętą różą w wazonie pękniętym na wpół.   Za oknami wiatr szeleści i szumi.   Snuje jakąś opowieść pośród drzew.   Pośród drzew rozchwianych w szpalerze.   Wśród topól, kasztanów…   Wśród nocy…   W pustym pokoju słońce wiszącej lampy. Zakurzone, szklane klosze z cmentarzyskiem czarnych much.   Wiszący nade mną ciężar śmierci. Nad nami.   A więc siada na krześle.   Otwiera usta, jakby chcąc coś powiedzieć.   Chwilę się zamyśla. Zamyka je znowu. Zaciska mocno, ukrywając wzruszenie. Tak, jak się widzi kogoś bliskiego po wielu latach.   I nic.   Jedynie szum dojmującego milczenia białej ciszy.   Zdawać by się mogło, że nie ma tu nikogo. Bo to prawda. Albowiem prawda. Tylko głód wyobraźni owiewający pajęczyny na jakichś nachyleniach ścian, załomach, mansardach, nieskończonych amfiladach pokoi oświetlonych kinkietami świec…   Ale mówi coś do mnie. Mówi zbudzonym cichością głosem. Takim płynącym z daleka rzeką czasu.   Niedosłyszę. Albowiem zagłusza go piskliwy szmer wzburzonej we mnie krwi.   A więc mówi do mnie, poruszając bladymi jak papier ustami.   Wyodrębniam ze słuchowych omamów niewyraźne słowa.   I próbuję ująć jej dłoń, którą trzyma na stole przy talerzu z okruchami czerstwego chleba.   Dłoń aż nazbyt chudą, aby mogła należeć do świata żywych. Doskonale nieruchomą.   Nie mającą już tego blasku, co kiedyś.   Kiedy skupiam się w sobie, aby jej dotknąć, cofa ją nieoczekiwanie.   I patrząc się na mnie tym wzrokiem wyblakłym śmiercią, mówi szeptem, nie-szeptem, głosem jakimś dalekim: „Wybacz, synku, ale mogę tobie usłużyć jedynie wspomnieniem”.   I nie mając czasu obrócić wzroku, tylko patrząc się nieruchomo jak kamienne popiersie – rozpływa się wolno w tym deszczu wirującego kurzu.   W melancholii, w bólu nieistnienia.   Mamo. Mamo! Ja wtedy śpiewałem ci kołysankę, wiesz? Tutaj i tam. Nad szarą, lastrykową płytą.   „Wiem, synku, wiem…”.   Poczekaj! Chciałem cię jeszcze tyle…   Odwracam się, ockniony krótkim skrzypnięciem podłogowej klepki. I znowu.   Jakby ktoś na nią nadepnął nieświadomie.   Jakby od czyichś kroków.   Omiatam spojrzeniem pustą otchłań smutku.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-06-03)    
    • Macanie świata chwilą, a każdy wydech jest tak czy inaczej ostatnim, każdy wdech pierwszym – wiedziano o tym 40 tys lat temu, przechowali Eskimosi, zresztą w Genesis mowa o tym samym... Więc pierwszy do mnie mówi, drugi z tym "zapachami ze wspomnień" mniej, bo nie bardzo lubię słowo "wspomnienia" nie posiadając żadnych miłych...    Pozdrawiam :)    
    • Ładne te słowa. Kiedyś zwierzęta także padały, nie tylko w rzeźni. Dawne czasy wyczarowałaś, bardzo ładne.  :-)
    • @Nefretete Przy każdym odczytaniu tych, co wydają  się zrazu wiele nie kryć odkrywa się. Potem wrócę jeßcze. Pozdrawiam :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Odpowiadam: 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...