Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Prawdziwej wolności nie ma.

To wie każdy. Ale zastanówmy sie teraz, czy wogóle, ta promowana, charakterystyczna dla nowego wieku, modna "wolność" nie jest jedną z największył obłud od czasów Goebbelsa? Czyż peany na cześć wolności, euforia na rzecz "uwalniania" świata, państw, cyz nie jest to piękna otoczka dla zginłego owocu? Czy nie jest to kolejna propaganowa utopijna idea, analogiczna do tej Hitlerowskiej, która poi się masy, by te pozornieiwerzył w nią?

Może wyda się to dziwne, bo wszyscy jesteśmy przesiąknięci piękną ideą wolności, wszak takie wielkie i podniosłe wartosci się realizuje, ale czy nie tak samo myśleli Niemcy w 1933? Czyż nie jesty to kolejna papka, która byc może za kilkadziesiąt lat upadnie i znów poprowadzi świat do zniszczenia? Dlaczego tak sądzę? Przeanalizujmy sobie przykąłd USA, Europy - to nie jest tak że wolność i równość sprzyjają szcześciu - bo w istocie tak się nie da- człowiek jest tak skonstruwany i nasze społeczeństwo, że zawsze wmiescju gdzieowej władzy brak pojawi się nowa, mniej legalna, ale ustanowiona przez tych co pragną skorzystać z sytuacji.

Tak, czy zatem wolność, która sprzyja interesom i rozwojowi śitw jest wolnością, którą się wychwala nie. A czy wolność - ta wymarzona - musi byc bezwględna i ustanowiona ponad wszystko?

Rozważmy to.

pozdr.

Opublikowano

Tylko wolność jednostki nie jest fikcją i obłudą. Każde zidealizowanie wolności przeczy wolności - proszę na moment się nad tym zastanowić.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pierwsze słyszę. Pomyśl trochę, a dojdziesz do wniosku, że jesteś niewolnikiem, któremu cywilizacja daje wyobrażenie wolności.


Wolność to stan umysłu/ducha lub jak tam chcesz. Wolny możesz być równie dobrze w więziennej celi, zaś wolność - masz racje - pochodząca od cywilizacji jest niewolą. W tym sensie.
Opublikowano

bełkot

wolność jednostki nie ma nic wspólnego z wolnością kraju
w maksymalnie zniewolonym społeczeństwie mogę znaleźć się jednostki, które za priorytet będą uważały pokazanie swojej odrębności i niezależności od systemu i głównych, uznanych za powszechnie słuszne, nurtów i sposobów rozumowania.

A w krajach demokratycznych i liberalnych całe rzesze dają się wodzić władzy za nos i nie widzą potrzeby szukania alternatywnych rozwiązań.

Widać to chociażby teraz w Polsce. Większość osób, od których wymagałoby się oryginalności, woli podążać za modą i tym, co aktualnie uznawane jest za trendziarskie, robią coś w konkretnym stylu bo wiedzą że to się sprzeda bo jest na czasie, ludzie to przełkną bez popitki. A niewielu grzebie w "ciemnej stronie mocy" i idzie na żywioł, jak np. Lupa.

W polityce i życiu publicznym można zaobserwować podobne zjawiska.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bardzo słusznie. Ale tak naprawdę to wolności nie ma w społeczeństwie. Pełna wolność to anarchia, a nawet i to nie, bo gdy brak władzy, silniejszy po prostu narzuca swą wolę słabszemu. Problemem jest więc tylko mniejszy lub większy zakres tej wolności.

Tak czy owak, wolność jest - w moim przekonaniu - pojęciem dotyczącym wyłącznie jednostki. Bo cóż to znaczy, że naród (albo jakakolwiek inna grupa) jest wolny? Że może sam o sobie stanowić? Ależ ludzie wcale tego nie pragną. Wystarczy spojrzeć na świadomość polityczną społeczeństw (nie tylko polskiego). Nie sądzę, by uliczne ankiety świadczyły o niej zbyt dobrze w jakimkolwiek demokratycznym zakątku świata. Przeciętnemu człowiekowi zaś najlepiej (bo najłatwiej) się żyje, gdy ktoś mu powie, co i jak ma robić. I niewielkie ma dlań znaczenie, czy sam sobie tego kogoś wybrał, czy też ów ktoś narzucił mu się ze swoją władzą. Są oczywiście wyjątki, ale każdy taki wyjątek - to właśnie jednostka. ;)

Poza tym co to znaczy, że "naród sam o sobie stanowi"? Że decyduje jego większość? A więc 51% niewoli pozostałych 49% (w skrajnych przpadkach) i to jest "wolność narodu"? Bez sensu.

Myśli są jedyną sferą, w której człowiek może być absolutnie wolny. Ale to znów pewna utopia, szczególnie dziś, w dobie massmediów i wszechogarniającej mody. Chcąc niechcąc jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu poddani oddziaływaniu propagandy, reklamy, a jeszcze wcześniej - wychowaniu, które w sposób najsilniejszy kształtuje psychikę. Od tych wszystkich oddziaływań uciec się do końca nie da. Dlatego również wolność myśli jest do pewnego stopnia ograniczona. A wszelkie gesty mające podkreślić odmienność i wolność są tak naprawdę mniej lub więcej znaczącą manifestacją wiary w utopię pełnej wolności.

Stąd - odpowiadając na pytanie postawione przez imć Adolfa - każdy, kto publicznie głosi idee wyzwalania narodów, obalania dyktatur jest dla mnie co najmniej podejrzany. A najpewniej po prostu ukrywa pod tym płaszczykiem swoje własne interesy. Nie będę nawet komentował zachowania rządu USA, bo to już jest hipokryzja do n-tej potęgi.

Jak by się tak dobrze zastanowić, to najzdrowsza dla wolności jest - paradoksalnie - dyktatura. Ona nie musi ukrywać swojej władzy pod płaszczykiem "woli większości", mody i propagandy (a przynajmniej nie musi tego robić tak nachalnie, jak to ma miejsce w demokracji), bo rządzi siłą. Wystarczy spojrzeć na niedawny przykład Polski. Szczególnie widoczne było to w okresie stanu wojennego: wszyscy widzieli (ja nie widziałem, bo mnie jeszcze nie było ;p), że są poddani władzy, że są "zniewoleni". Tak naprawdę, przez tą świadomość, byli bardziej wolni, niż obecnie.

Nie znaczy to, że nie cenię wolności. Przeciwnie - cenię ją prawie najwyżej. Ale jestem świadom nieuniknionych ograniczeń. Poza tym wolność nie jest samoistna. Wolność wymaga myślenia. Człowiek nie myślący - nie może być wolny - bo nie jest w stanie tego właściwie ocenić. Bez trudu można go więc omamić iluzją wolności, tak jak to ma dzś miejsce w stosunku do - strzelam ;p - 90% ludzkości. Może co najwyżej czuć się (albo nie czuć) wolny, zależnie od tego, co mu się podszeptuje. Ale kwestia myślenia i autorefleksji to już temat na osobną rozprawę ;p

Pozdrawiam,
Drax
Opublikowano

Zależy jaką przyjmie się definicję wolności. Nie istnieje coś takiego jak wolność sama w sobie i niczym nieograniczona, jest to po prostu stan niemożliwy do osiągnięcia. Przeszkadza w tym ludzka cielesność, bariery fizyczne, społeczne itp. (niektóre są do pokonania inne nie). To nie jest wolność, to wewnętrznie sprzeczne urojenie, które prowadzi do zniewolenia i nihilizmu. Wolność to nie anarchia.

Prawdziwa wolność nierozerwalnie wiąże się z odpowiedzialnością i powinna być ograniczona wolnością i nietykalnością drugiego człowieka. W tym sensie uznać można że człowiek jest istotą wolną - nikt nie może mu narzucić niczego co zagrażałoby jego wolności.

ps.
Siedząc w więziennej celi nie jesteś wolny, wolne mogą być jedynie Twoje myśli. To zła definicja.

Opublikowano

To czym w takim razie wyrażam wolność jak nie myślą? Wszystko jest przecież pochodnym wewnętrznego stanu wolności. Tak - i w gwoli ścisłości - ja tu nic nie definiuję, bo to by było wbrew wolności. Wolności zdefinio0wać się nie da, bo byśmy ją zniewolili.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Czyli nirwana. Reszta to pozory. Jedno pytanie: jesteś wyznawcą jakiejś religii?


Oczywiście. Niemniej pytanie o wolność jest pytaniem stricte filozoficznym. Na tej płaszczyźnie też się winno odpowiadać, wszak każda religia wiele czerpie z filozofii. Jeśli sugerujesz, że buddyzm/hinduizm ma patent na myśl: "Wolność to stan umysłu/ducha", to jesteś w wielkim błędzie. W religii wschodu o tym mówi m.in. Budda a w religii chrześcijańskiej: stoicy, św. Franciszek, św. Augustyn no i Hegel. Ten ostatni nawet napisał wielkie dzieło na ten tema pt. "Fenomenologia ducha". Możnaby tu przytoczyć jeszcze kilku ale po co? Katolicyzm, którego jestem wyznawcą ma bardzo wiele wspólnego z filozofią, o czym niestety zdecydowana większość nie jest świadoma.

Kłaniam się
Opublikowano

taaaa

katolicyzm i wolność zaiste... ta wolność to np fakt, że kochający się ludzie grzeszą dopóki nie wykupią w kościele ceremonii ślubnej

albo kobieta, która żyje w ciągłym grzechu, ponieważ jako młoda i głupia osoba wykupiła ceremonię ślubną na spółkę z nieodpowiedzialnym wspólnikiem, który puścił ją kantem, a później związała się z kimś innym

i miała wybór - żyć samotnie do końca życia, samotnie wychowywać dziecko, albo żyć w grzechu

taaaa

Opublikowano

Wolność... to piękna idea... ale żeby być wolny trzeba umieć samodzielnie myśleć, posiadać swoje zdanie... a nie podążać za tym, co myślą inni - tak zwana większość. Do wolności trzeba dojrzeć, aby z niej w pełni korzystać... Człowiek naprawdę wolny nigdy nie stanie się niewolnikiem, ponieważ zawsze będzie umiał myśleć i posiadać własne poglądy. Tak samo niewolnik nigdy nie stanie się wolny, ponieważ w dalszym ciągu będzie wolał myśleć, tak jak inny, aby się nie wychylać. Zaznaczam, iż chodzi mi o wolność duchową. Takie jest moje zdanie. Pozdrawiam...

Opublikowano

PYTACIE CO TO JEST WOLNOŚC?

Wolność jest w utworze: ***(po szarym dachu) - w dziale poezji współczesnej!!!

Właśnie ją zmaterializowałem.

Opublikowano

ja jestem wolny - biegam setke w 13sekund, a murzyni poniżej dziesięciu - kolejny dowód na to że afroamerykanie nigdy nie będą naprawde wolni :)
a na poważnie, to po pierwsze o tym co napisane na poczatku wątku to już bodajże fromm dobrych kilkadziesiat lat temu pisał
a tak od siebie (albo też po kimś powtórze :) ) - to od czego chcecie być "wolni"? i czym ta wolność miałaby sie przejawiać?? że robisz to co CHCESZ?? to wtedy jesteś ograniczony własnymi poędami (wg. wielu uleganie wlasnym zwierzecym instynktom to niewola) ... a z kolei jeśli nie robisz tego co chcesz, to jakie inne motywy mogą tobą kierować? (jeśli nie te które są w Tobie? - bo jeśli nie wewnętrzne to pozostają zewnętrzne - a robienie czegoś w myśl idei/nakazów zewnętrznych to już definicja niewoli... słowem nie możemy być "wolni" bo jest to technicznie niewykonalne... nie możemy postępować wg. neutralnych reguł bo zawsze jest jakiś priorytet do którego się stosujemy, a skoro jest taki coś czemu nasze wybory i decyzje są podporzadkowne to siłą rzeczy jesteśmy tego czegoś niewolnikami... niezależnie czy to będą rodzice, terroryści czy też potrzeba indywidulaności ...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Naturalnie, że w takim rozumieniu wolność nie istnieje. Ale tu chodzi o coś innego. Jak napisano powyżej, wolność możliwością wyboru. Wyboru przede wszystkim własnych przekonań i postępowania zgodnie z nimi. Oczywiście, że jest to pewne ograniczenie, ale tak długo, jak jest przyjęte dobrowolnie, nie umniejsza wolności.

Przepraszam, bo wiem, że wątek nie tego dotyczy, ale muszę odpowiedzieć:

Rozumiem zatem, mości Flickan, że jesteś Waść zwolennikiem totalnej wolności seksualnej? Widzisz, Kościół katolicki coraz bardziej traci wpływy, między innymi w tej dziedzinie. I już mamy tego efekty. Rozwody, rozpady rodzin. Masa nieszczęść, których konsekwencjami (choćby tylko w postaci niechcianych dzieci, a przecież są i inne) nie ma się potem komu zająć.

Wiem, wiem, zaraz powiesz, że kiedyś też to było. To prawda. Ale to dlatego, że kiedyś olewano normy religijne bardziej po cichu. Dopiero niedawno zaczęto robić to otwarcie i powszechnie, by nie rzec "na pokaz". Stąd też rośnie może nie tyle skala problemu, co jego widoczność.

To nie jest tak, że zabrania się komuś czegoś, bo tak. Jest powód i cel. Chodzi o to, żeby decyzja o związaniu się z kimś była dokładnie przemyślana, żeby maksymalnie ograniczyć ryzyko rozpadu tak powstałej rodziny. A to, że ludzie lekce sobie ważą i nie umieją być odpowiedzialni za swoje decyzje... To tylko świadczy o tym, jak bardzo tego typu imperatywy są im wciąż potrzebne. Nawet jeżeli w swej pysze je odrzucają...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


wolność seksualna? a co to znaczy? bo jeśli to, czy uważam, że dorośli ludzie mają prawo uprawiać seks nie pytając o zgodę Pana w Sukience, to tak

rozwody, mój drogi panie, zdarzały się od dawna, jeszcze za czasów, kiedy nie istniała taka instytucja, jak ślub cywilny; tyle że te rozwody były dostępne tylko dla wystarczająco majętnych, których stać było na procedurę unieważnienia małżeństwa przez Kościół

i działo się tak nie dlatego, że "olewano normy religijne bardziej po cichu", ale dlatego, że Kościół miał monopol na te sfery życia; na pokaz? że niby moda? a może po prostu w kraju znacznie podniósł się poziom wykształcenia, i Kościołowi niełatwo dotrzeć do ludzi argumentami wypróbowanymi w zamierzchłych czasach; ale to nie mój problem

oczywiście, że jest powód i cel; chodzi o to, by instytucja była obecna w każdej sferze życia człowieka, to totalitaryzm, ani Hitler, ani komuniści nie wymyślili nic nowego - po prostu chcieli zastąpić Kościół własnym tworem i w ten sposób zdobyć całkowitą kontrolę nad społeczeństwem
jeżeli idzie o przemyślenie decyzji - to ja nie wiem, jak można przewidzieć to, co się dzieje, kiedy się zamieszka z drugim człowiekiem; bez tego nie ma możliwości, by poznać człowieka w życiu codziennym, a to w nim daje się we znaki najbardziej; zamieszkać razem można dopiero po ślubie; i stąd bardzo częste przypadki par, które "prowadzały się" razem długie lata, by rok po ślubie się rozwieść; a kolejną rzeczą jest to, że fraza "i nie opuszczę cię aż do śmierci" jest fikcją - wymuszoną obietnicą bez pokrycia; nie każdy jest zdolny do tego, by ją spełnić, chyba że poświęcając się w imię całych lat życia w mizerii; gdyby każdy tak naprawdę zastanawiał się, biorąc wszystkie możliwości pod uwagę, czy z pełną odpowiedzialnością może tę frazę wypowiedzieć, nie mielibyśmy żadnych ślubów

to jest paranoja: skazywać ludzi na mękę, ludzi, którzy kiedyś się kochali, ale pogubili, już nie mogą się znieść; skazywać ich za to, że zmuszono ich do złożenia przysięgi bez faktycznej znajomości drugiego człowieka, ponieważ Kościół zabronił im się zaznajomić przed złożeniem przysięgi; to zamknięte koło i kupowanie kota w worku

jeżeli dziewczyna zakocha się w kimś, kto jest dla niej przeuroczy, przynosi kwiaty, pisze wiersze, traktuje ją jak księżniczkę, pobierają się, a potem okazuje się, że on jest taki dla każdej ładniejszej dziewczyny i permanentnie ją zdradza, to ona się ma na to zgadzać? i Kościół się zgadza na jej nieszczęście? i że to niby jej wina????
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dlaczego starasz sie na siłę wszystko spłycić i sprowadzić do panowania nad ludźmi? Zauważ, że pewne czasy już minęły. Kościół nie ma już (i dobrze, żeby nie było) takiej władzy, jak dawniej. Dziś są znacznie lepsze sposoby na władzę i znacznie ciekawsze kariery niż kościelna. Ale Ty, mości Flickan, i tak zawsze i wszędzie musisz widzieć uzurpatorów starających się Cię omotać i usidlić?

A mnie nie chodzi o pytanie "Pana w Sukience" o zgodę. Chodzi o to, żeby wybór partnera był bardziej przemyślany. Pożądny, rozsądny człowiek zastanowi się 10 razy zanim złoży przysięgę i o to tylko chodzi. Pytanie o zgodę nie ma tu nic do rzeczy, bo jeśli chcesz ślubu, to Kościół Ci go da - bez płacenia i sprawdzania czegokolwiek (z wyjątkiem kilku formalności, które dla na ogół nie są żadnym problemem, a może sie mylę?). Co więcej, rozsądny człowiek, który już się 10 (nawet 20) razy zastanowił i doszedł do wniosku, że chce złożyć przysięgę, będzie miał na względzie swoje słowo i Boga, który je pamięta, i może jego małżeństwo nie rozpadnie się tak łatwo, jak inne związki.


Naturalnie, że tak, ale cóż to ma do rzeczy? Karygodne praktyki unieważniania małżeństw, czy sprzedarzy odpustów za pieniądze mają przekreślić całą instytucję z jej 2000-letnim dorobkiem i mądrością. Zastanów się, ilu ludzi Kościół przeprowadził przez dobre, ludzkie życie. Dlaczego zawsze chcemy widzieć tylko zło, a o dobrych stronach zapominają?


Czy ja też przemawiam argumentacją sprzed stuleci? A może Waszmość w uprzedzeniu żadnej argumentacji nie chcesz słuchać?


Ciekawe, kim Waść jesteś, że wiesz, co kieruje ludźmi w ich postępowaniu? I to wszystkim, włącznie z tymi, których nigdy nie znałeś. Dziś już Koścół nie daje rady kontrolować społeczeństwa - i bardzo dobrze - ale wciąż istnieje. Jak myslisz, wydaje się hierarchom, że odzyskają utracone wpływy? Myślę, że płonne takie nadzieje. Ale nie o tym mamy dyskutować.


Jasne, więc gzijmy się wszyscy ze wszystkimi dookoła. Wspaniały pomysł. Tylko kto się zajmie konsekwencjami? To też moda współczesnych czasów: powszechnie traktować seksualność, jako sferę obojętną moralnie. Tylko, że ona ma zbyt poważne konsekwencje dla człowieka (nie tylko tego nowego, który może powstać) by ją tak postrzegać. Takie jej traktowanie zrodzi tylko nieszczęscia.


Poniekąd jest to jej wina. Bo wynika najczęściej z jej nieuwagi, niedopatrzenia. Nie sprawdziła tego, z kim się postanowiła związać. A może to wina Kościoła, że ona nie potrafi pomysleć, zanim się puści? Nikt nie chce nikogo męczyć. Chciałbym tylko, żeby obowiązywały jakieś zasady, bo one właśnie pozwalają uniknąć masy niepotrzebnych cierpień. Tylko do wszystkiego trzeba podejść rozsądnie.

Pozdrawiam,
Drax
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


obserwuję - dla mnie to nie ma znaczenia, ale widzę, jak ludzie próbują być w zgodzie ze sobą i z nauką Kościoła i jak bardzo jest to trudne - Kościół nie ma władzy, ale tak jak od setek lat, jest bardzo daleko od życia, jego wymogów i jak zwykle reaguje z dużym opóźnieniem na zmiany, jakie zachodzą w społeczeństwie

a ja nie wiem, o co ci chodzi; mówisz "wolność seksualna" i nie precyzujesz, więc wybieram tę definicję, która mi pasuje
porządny i rzetelny człowiek nigdy nie złoży takiej obietnicy, bo nigdy nie może być pewien, kim będzie za ileś tam lat; a ja się pytam np, dlaczego rozpad małżeństwa jest czymś złym? czy przypadkiem nie jest czymś naturalnym? dlaczego tworzyć aksjomat, czy też nawet dogmat z tego, że jedynym i właściwym modelem jest życie z jednym i tym samym partnerem do końca życia jednego bądź drugiego? jakie jest uzasadnienie w naturze takiego modelu? ja rozumiem politykę Kościoła: jak się nie podoba, to fora ze dwora, i ja tak wybrałem, bo przy wielu zasadach słusznych, które głosi Kościół, jest pewna liczba zasad, z którymi moje sumienie i rozum zgodzić się nie mogą
a z tym płaceniem... to teoria, mój drogi, praktyka wygląda zupełnie inaczej:)

taaa i niepoliczalne rzesze ludzi, które zginęły wskutek wojen religijnych, inkwizycji itp
dlatego, mój drogi, że Kościół nadal uparcie obstaje przy swojej nieomylności, a historia bezwzględnie pokazuje jego omylność, błędy i wypaczenia:) dlatego, że działania Kościoła w głównej mierze mają za cel utrzymanie status quo, nie licząc się z okolicznościami trzyma się zasad, które nie uwzględniają dobra człowieka

takim samym, jak ty, tak samo jak ty mam prawo wyciągać wnioski - ty wyciągasz takie, ja takie; to właśnie symptomatyczne u ludzi prezentujących twoje poglądy: nasze wnioski są dobre, wy macie inne, więc nie macie do nich prawa:)


kto ma się gzić, ten się gzi bez ograniczeń, bo ma gdzieś świętoszkowate argumenty; nie w tym rzecz; cielesność człowieka to jego prywatna sprawa i żadna instytucja nie powinna się do tego mieszać, chyba że ktoś narusza czyjeś dobra swoim zachowaniem; dlatego nie wolno chodzić na golasa po ulicy; a co to Kościół obchodzi, dlaczego zagląda ludziom do łóżek? i o jakich konsekwencjach mówimy? o dzieciach? toż ludzie się zabezpieczają, ale tego Kościół również nie chce zaakceptować; i gdzie ta dbałość Kościoła o ofiary zepsucia? czy w tym, że ksiądz publicznie namawia 14-letnią ofiarę gwałtu do urodzenia dziecka? to jest ta dbałość o konsekwencje? i co to znaczy "sfera obojętna moralnie"? komu szkodzi fakt, że ludzie uprawiają seks? jakie to jest zgorszenie i dla kogo? czym to grozi, niechcianą ciążą? to jest ten straszny problem? czy ty chcesz, żeby regulować kwestię, czy ktoś jest godzien posiadania dzieci, czy nie? czy to nie jest totalitaryzm?




to ja się teraz zapytam, ile masz latek, człowieku; gdyby stosować takie kryteria, ludzie obawialiby się związać z kimkolwiek do czasu osiągnięcia poważnego wieku, który daje możliwość lepszej oceny drugiego człowieka; ale koło 40tki zajście w ciążę dla kobiety to czasem duże ryzyko
wniosek jest taki, że winny jest zawsze ten, kto jest głupszy, bo dobre intencje się nie liczą, nie liczą się okoliczności; za brzemienne w skutkach błędy pokutuje się, ale nie przez całe życie, to nie jest zbrodnia pomylić się co do człowieka
a zasady zasadami: winą Kościoła jest to, że nie ma najmniejszej ochoty zastosować ludzkich kryteriów w ocenie człowieka; jakim prawem Kościół żąda większego wyrzeczenia od porzuconej kobiety niż od mordercy, który może uzyskać rozgrzeszenie pod warunkiem, że żałuje tego, co zrobił i obieca poprawę, a kobieta musi obiecać, że do końca życia będzie żyła jak zakonnica?
to jest sprawiedliwe? to są zasady? to jest rozsądne podejście?
to ja gratuluję rozumu

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @APM Lubię gdy poezja nie zawiera zbyt wiele wielkich słów. I gdy operuje obrazem, gestem, albo bierze konkretne ludzkie doświadczenie i pokazuje mi na jak wiele sposobów można widzieć świat.
    • @hollow man @hollow man dobrze, przekaze  
    • @Deonix_ Dzięki. Podoba mi sie to co napsiałaś: "wiersz, ukazujący przedświąteczną zawieruchę z innej perspektywy,  bez nadmiernego biadolenia ale i bez lukru i "dobro(ś)ci" :) ". Wiersz był bez tytułu, dodałam potem. Czyli można zmienić, albo wytłuścić. Aktualnie wybieram to ostatnie. Nie chcę nic więcej dodać. Zastanawiałam się, czy nie pwinien się kończyć na przedostatim wersie, czyli na "potulne jak baranki", ale chba też nie. A tak ogólnie to faktycznie pasuje na każde święta oraz inne okazje/wydarzenia życiowe być może. Pozdrawiam 
    • "Jedyną rzeczą, która ma jeszcze moc sprawczą w świecie po sensie, jest obsesja."   Noc przełomu. Ostatnia a zarazem pierwsza. Stary rok odszedł przed dwiema godzinami a nowy narodził się  jak zawsze ślepy i w ułudzie nadziei  na poprawę bytu jednostek doczesnych. Jakaż to okrutna  a zarazem prześmiewcza farsa. Święta i nowy rok. Bajeczki dla małych dzieci  o jedności, pokoju, zgodzie i miłości. O cieple ognia rodzinnego i atmosfery wzajemnej godności i szacunku. Ja nie życzę nikomu dobrze, nie życzę jednakże też źle. Ale cóż mi przyjdzie  z czyjegoś szczęścia i sukcesu  nawet jeśli miałby się on  magicznie zyścić pod wpływem  słów, gestów czy guseł tych przeklętych dni? Nic się nie zmieni.     Sukcesy innych nie motywują one ranią i jątrzą  uczucie wstydu, hańby i zawiści. Ludzkiej, podłej i małostkowej zazdrości. A ja najadłem się w życiu  dość hańby i wstydu. A zazdrość. Czego miałbym im zazdrościć? Uciesznych, grzesznych igier, tańców i hulaszczego pijaństwa do odcięcia się od ludzkiej myśli poznawczej? Grania w karty, kuligów  czy zabaw na świeżym śniegu? Czasami widzę przez okno salonu, jak zdać by się mogło  dorosłe i solidnie wykształcone jednostki zachowują się jak dzieci  i to te rozwrzeszczane  i rozpieszczone do granic.     Patrzę jak bałwany  lepią jeszcze większe bałwany. Swoje autobiograficzne pomniki. Mienią się w słońcu i iskrzą dumnie. Scala je mróz i ulotność. A potem idzie wiosna zielona  a z nią ocieplenie. Patrzę z tego samego okna  jak bałwany z każdą godziną marnieją,  topią się aż wreszcie kruszeją  i rozpadają się na części. A potem widzę ich twórców. Jak wracają z pracy lub uniwersytetu. Marni, w rozsypce,  upadku pod ciężarem jestestwa. Widzę jak czas ich kruszy. Żadne z ich życzeń nigdy się nie spełni. Bo życzenia nie są do spełniania  a do pustego karmienia skrzywdzonego ego.     Błędne koło. Cierpią cały rok  by w święta życzyć sobie oddechu. Choć wiedzą że to tylko słowa nie czyny. Bo codzienność wymusza na nich  czyny podłe i niegodne losu  i struktury człowieka. Walka o byt. Człowiek w centrum wszechświata. Człowiek jest kowalem swojego losu. Brednie humanizmu. Wszechświat kręci człowiekiem. I nijak nie ma na to lekarstwa. Jest tylko przekleństwo klatki codzienności.     Część spotkań towarzyskich jeszcze trwała, inne dogasały powoli  a goście na nie sproszeni,  przenieśli się w dużej mierze na zewnątrz. Jedni by zaczerpnąć tchu i odsapnąć, inni by zapalić w spokoju  a jeszcze inni  by dać upust erotycznemu napięciu. Za oknem posłyszałem ściszone głosy  grupki młodych osób najpewniej studentów  lub uczniów gimnazjum. Weszli widać do przedsionka bramy mojej kamienicy a potem do dolnego hallu. Ciężkie dębowe drzwi stuknęły z impetem  a głos kroków  objął stukotem marmurowe schody. Słyszałem przytłumione, lekko podpite głosy. Żegnali się najpewniej,  życząc sobie ostatni raz wszelkiego dobra. Jeszcze tylko odgłos kluczy w zamku drzwi, znów kroki, teraz mniej liczne.  I znów błoga cisza. Koniec tych bachanaliów. Teraz tylko cierpienie i udręka.     A dla mnie czas na zbawczy sen. Na stoliczku leżał kłębek czarnej wełny. Rzuciłem go mojego kotu  by i on miał trochę radości i zabawy tej nocy. Oczywiście momentalnie  wyskoczył spod stołu i rzucił się na ofiarę. Maltretując ją  niemiłosiernie pazurami i zębami. Kominek dogasał z wolna. Sięgnąłem po lampę, podkręciłem płomyk  i ruszyłem do sypialni. Będąc obok drzwi wejściowych dosłyszałem nieopodal odgłos lekkich, kobiecych kroków. Zdziwiłem się bo ostatnie piętro kamienicy, zajmowali raczej samotni i posunięci już znacznie w latach mężczyźni jak ja. Zanim to do mnie otwarcie dotarło,  kroki znalazły się pod moimi drzwiami  a kołatka zasygnalizowała nieśmiałe pukanie. Mam nadzieję, że to nie gość w dom  o tak nie towarzyskiej porze  a to że jakaś pijana latorośl  zmyliła drogę do domu lub piętro. Rad nie rad  zrobiłem kilka kroków i otworzyłem…   Mówią że marzyć to nie grzech. U mnie to proste  bo nie wierzę w marzenia ani grzech. Ale tej nocy nowego roku  odwiedził mnie gość  o którego postaci marzyłem  i życzyłem sobie jego powrotu. A więc czyżby  marzenie może się urzeczywistnić? Dostałem na to namacalny i najlepszy dowód. Choćby przerażający w swej istocie  i metafizycznej głębi.   Otworzyłem drzwi  a w progu zastałem jej postać. Taką o jakiej dziś marzyłem, jakiej pragnąłem. Jaką kochałem i wspominałem co dzień  od dnia jej rychłego zgonu. Była wręcz zwiewna i blada. Ledwie zaróżowione policzki  wygięty się pod wpływem  szerokiego uśmiechu. Jej kasztanowe, ułożone w dorodne fale włosy spływały jak wodospad  na alabastrowe ramiona i piersi. Ubrana była w ukochaną,  malachitową suknię wieczorową. Kolczyki i kolia z pereł oraz makijaż  uczyniły z niej bezsprzeczne  artemidowskie bóstwo pożądania. Zielone oczęta tak niewinne,   miały w sobie niezgłębione pokłady miłości.     Długo syciliśmy się nawzajem tą chwilą. Nie mogąc wydusić słów ani poruszyć zastygłych w nagłym szoku ciał. Wreszcie przemogła się  i mogłem usłyszeć jej głos. Za nim było mi tęskno najbardziej. Polały się łzy. Chciałam przyjść osobiście i życzyć Ci szczęśliwego nowego roku i zapytać czy wszystko u Ciebie w porządku?  To było Twoje życzenie. Czy chciałbyś nadal abym mogła spędzić z Tobą resztę tej nocy Simon? Rzuciłem się na nią  i tuliłem jak największy skarb.  Płakałem jak dziecko i nie mogłem przestać. Wreszcie osunąłem się na kolana przed nią i tuląc się do idealnej talii  wyskomlałem wręcz Tak! Z Tobą chcę być już na wieczność. Och Natalie…   Poddźwignęła mnie z kolan  i ucałowała gorąco. A ja postanowiłem śnić i marzyć  jedynie o niej już do końca swoich dni.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...