Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Antymitologia (1)


Rekomendowane odpowiedzi

- A on mnie przezywa buuuu! – usłyszał w słuchawce Atomizer Adamski. Po głosie poznał, że to był jego najlepszy funfel Dżak Menel. Nie wiedział co odpowiedzieć. Budzik na szafce nocnej pokazywał drugą w nocy, trochę był zaspany. Jednak nie wypadało zostawić przyjaciela na lodzie, zwłaszcza, że znał jego wrażliwą naturę. Zapytał lekko zaspanym głosem:
- To ty Dżak?
- Tak, buuu, chlip, chlip, to ja. Weź im coś powiedz, bo zrobię sobie coś złego – płakał przez telefon. Był w całkowitej rozsypce. Adamski znał ten histeryczny ton w głosie swojego najlepszego funfla. Wiedział, że to nie przelewki i że musi jak najszybciej zareagować. Powiedział do Menela:
- Uspokój się kochanie. Już sprawdzam.
- Byle szybko, byle szybko...buuuu...bo sobie coś zrobię – histerycznie powiedział Dżak i rozłączył się. Adamski słysząc w słuchawce rytmiczne „beeep, beeep, beeep” wiedział, że także i tym razem to nie żarty. Znał przecież Dżaka nie od dziś. Postanowił działać. Wstał, szybko założył różowy szlafrok w krasnoludki, który dostał na 69 urodziny od Dżaka, włączył komputer. W wyszukiwarce internetowej wpisał adres: www.nieszuflujtakdżak.com, następnie zalogował się do panelu administratora – tylko on znał hasło. Szukał na „Forum”, szukał w dziale „Wiersze”. Nic nie znalazł. Po kilkunastu minutach poszukiwań zaczął się lekko denerwować. Spod drżących i spoconych palców wymykały się klawisze zabrudzonej klawiatury komputerowej. Adamski wiedział, że czas nagli, że Dżak może sobie coś zrobić, że musi działać. Nie znalazłszy żadnego postu czy komentarza, który mógł być przyczyną sprawczą histerii Dżaka, wybrał pierwszy lepszy nick, zaznaczył opcję: „blokuj” i nacisnął „ENTER”.
Teraz pozostało mu tylko czekać na telefon od Menela. Mała wskazówka na zegarze zbliżała się do godziny trzeciej. Dżak nie dawał znaku życia. Telefon milczał.
- Czyżbym się pomylił? – pomyślał Adamski. – Ale przecież ja się nigdy nie mylę! Jestem nieomylny! – pocieszał się, chociaż jak zawsze w takich przypadkach nigdy nie miał stuprocentowej pewności. Trzymając nieustannie rękę na słuchawce, czekał na telefon. Gdy minął kolejny kwadrans a Dżak nie dawał znaku życia, w głowie Adamskiego pojawiła się pewna wątpliwość:
- Czyżby awaria telefonów w mieście?
Podniósł słuchawkę i wykręcił jedyny numer, który znał na pamięć: 9393. Gdy usłyszał łagodny głos: „Tu biuro obsługi klienta...” odetchnął, wiedział bowiem, że telefon działa, że łącza są w porządku. Nie odłożył jednak słuchawki by wyczekiwać sygnału od Dżaka, tylko jak zawsze zasłuchał się w głosie miłej, automatycznej pani operatorki z Błękitnej Linii. To była pierwsza i ostatnia kobieta, którą pokochał. Kryła w sobie tyle tajemnic i jednocześnie była taka znajoma. Każde jej słowo znał na pamięć. Każdy akcent, najmniejsze jej westchnienie wytatuował sobie w pamięci. Był nawet taki okres w życiu, gdy chciał porzucić Dżaka dla tego niebiańskiego głosu telefonicznej kobiety. I pamiętał, że nawet próbował z Dżakiem rozmawiać na ten temat. Czysto hipotetycznie wówczas pytał: „A może odpoczęlibyśmy od siebie?”. Dżak wówczas robił szalone awantury. Groził to samobójstwem, to zabójstwem, to skandalem obyczajowym. Dlatego postanowił, że nigdy nie powie prawdy o swojej prawdziwej namiętności. Ukrywał to uczucie przed Dżakiem, nie chciał go zranić. Zresztą nie uważał, by jego potajemne uczucie do Automatycznej Sekretarki było warte tych scen zazdrości, które mogłoby zmienić ich związek w koszmar.

Po dwudziestu minutach odłożył słuchawkę. Teraz, gdy miał pewność, że telefon działa, czekał już tylko na sygnał od Dżaka.


Chłopcy poznali się jakiś czas temu. Dżak należał do tego rodzaju basałyków, którzy w dużych okularach, zasłaniających połowę twarzy zawsze siedzieli na ławce, zamiast razem z innymi dziećmi budować zamki z mokrego piasku w osiedlowych piaskownicach. Mimo, że był wesołym dzieckiem – przynajmniej za takie się uważał – to jednak okrucieństwo jego rówieśników, zmieniło go w typ skrajnie introwertyczny. Nasłuchawszy się dziecięcych rymowanek typu: „Okularnik, piąta szyja, dziś ode mnie dostał w ryja”, nie tylko wycofał się z życia społecznego, ale już w wieku siedmiu lat postanowił wziąć definitywny rozbrat z zabawkami – reliktami świata, który go nienawidził i którego on nienawidził – i zdecydował, że będzie pisał podobne rymowanki. Codziennie, po powrocie ze szkoły, siadał i jadł obiad, który podawała mu zatroskana matka. Nie miała ona dostępu do tych ściśle tajnych pokładów hermetycznych myśli, które kumulowały się w głowie jej syna. Ojciec zdawał się ignorować to, że jego jedyny syn, gwarant przedłużenia rodu Menelów, nie tylko nie spełni swego synowskiego obowiązku, ale w przyszłości nie będzie się do niego w ogóle przyznawał. Gdyby w trakcie tych codziennych obiadów, gdy zasiadał do stołu mając po swej prawicy małego Dżaka, miał choćby odrobinkę wiedzy przyszłej, gdyby wiedział, że za kilkanaście lat Dżak wygra gminny konkurs im. Kościotrupków i że odbierając nagrodę postawi jego jako ojca w ostatnim szeregu, to pewnie zachowałby się teraz inaczej. Jednak ojciec nie miał tego cennego daru widzenia przyszłości. Siadał zatem milcząco przed talerzem zupy, zjadał go a następnie czytał gazetę.
Swoją pierwszą rymowankę Dżak stworzył – przynajmniej tak głosi legenda – już w kołysce. Było to dziecięce: „gga, ga ga, gga”. To niewinne, niemowlęce gaworzenie w interpretacjach jednego z jego późniejszych przyjaciół: Kubysława Winniczka, miało być początkiem trudnej drogi do stania się wieszczem. Ale zanim do tego doszło, zanim „gga” stało się złotym rogiem poezji internetowej, Dżak musiał stanąć oko w oko z własnymi demonami, a przede wszystkim zmierzyć się z własną seksualnością. O tym jednak za chwilę. Tym czasem Dżak dorastał. Wielkie, plastykowe okulary zamienił na zgrabne okularki w dyskretnych oprawkach. Przebrnął bez większych problemów przez okres mutacji i zaczął się golić. Irytował go zawsze ten meszek pod nosem i był niezwykle szczęśliwy, gdy ojciec podarował mu pierwszą jednorazową maszynkę BIC, którą zgolił dziecięcego wąsa. Nigdy nie zapomni tej chwili, tych pierwszych postrzyżyn. To wówczas, gdy jego niewprawna młodzieńcza dłoń prowadziła ostrza po gładkim licu zaciął się. Wówczas to pierwszy raz w życiu zobaczył krew. Wrażenie to było tak silne, że kilkanaście lat później napisze rymowanki o tym jak w jednym mgnieniu oka zaciął się brzytwą. Największe wrażenie zrobił jednak na dorastającym Dżaku film porno, który przypadkiem obejrzał, gdy rodzice kupili odtwarzacz video. Wówczas to, jeden z chłopców z tej samej klatki schodowej, na której on mieszkał, a którego wcześniej nie znał – Atomizer Adamski, przyszedł o niego z wypiekami na twarzy i pokazał mu czarne, małe pudełko. Była to kaseta VHS z naklejką, na której ktoś odręcznie napisał: „Pornus DDR. Grannies”. To spotkanie dwóch dojrzewających chłopców okazało się być początkiem wspólnej drogi życiowej, ale wcześniej obejrzeli film. Włączyli kasetę i ich oczom ukazały się stare, pomarszczone kobiece ciała. Dialogi zredukowane do: „fick mich! fick mich! und jetzt blass mich an! Ooo...sehr gut! Tiefer! Tiefer!“, zmieniły na zawszę ich sposób postrzegania kultury niemieckojęzycznej. Od tej pory zarówno Dżak jak i Adamski będą darzyć szczerą nienawiścią Wagnera. Ale był jeszcze jeden podświadomy skutek tego wspólnego seansu. Otóż w chłopcach zrodziła się na początku potajemna, a następnie zupełnie świadoma szczera awersja do kobiecego ciała. Ich wyobrażenia o wiecznej młodości, o wiecznej jędrności kobiecych piersi prysła. Od tej pory każda kobieta jawiła im się jako zwały otłuszczonej, pomarszczonej skóry. Mimo tego wstrętu, także i oni – tych dwóch młodych chłopców – podskórnie odczuwało potrzebę obcowania z nagością. Poszukując jakiegoś ekwiwalentu dla gołych cycków, odkryli po jakimś czasie piękno własnych ud, a w miarę upływu czasu także i pośladków. Ich seksualna robinsonada zakończyła się któregoś wieczoru, kiedy Adamski zapukał do drzwi Dżaka. Ten mu otworzył prezentując gładki tors adonisa. Adamski nie wytrzymał napięcia. Rzucił się na Dżaka. Przytrzymując go za włosy z tyłu głowy przyparł go z całej siły do ściany w wąskim przedpokoju. Dżak rozłożył ręce na ścianie. Śliska boazeria pod palcami nie dawała żadnego punktu zaczepienia. Adamski zdarł z niego spodnie, następnie slipki i runęli razem na podłogę. Wijąc się wspólnie na podłogowym gumoleum, całowali się i pieścili. Obaj wiedzieli w tej chwili, że będą wiecznie młodzi, że nigdy nie urosną im wielkie, pofałdowane cycki, których to wspomnienie odmieniło ich estetykę raz na zawsze. Jednak ani Dżak ani Adamski nie wiedzieli, jak blisko im wówczas do znienawidzonego Wagnera, gdy szeptali sobie: „głębiej, mocniej...oooo...”. Co za ironia!

Inicjacje seksualne często budzą wstyd. Dlatego i Dżak po przygodnie z przyjacielem, postanowił na jakiś czas wyjechać. Chciał dać sobie czas na przemyślenie tego całego zdarzenia, ale przede wszystkim pragnął się oswoić z tym miłym uczuciem, które towarzyszyło mu w trakcie i po. Kiedy nadeszły wakacje i otrzymał promocję do klasy maturalnej pochwalił się cenzurką przed rodzicami. Ci jak zwykle pochwalili synka-prymusa, chociaż przyzwyczaili się do koloru biało-czerwonego paska na świadectwie ich latorośli. Po obiedzie syn ich zaskoczył. Zjadłszy talerz pomidorówki powiedział:
-Mamo, tato chciałbym wyjechać gdzieś na wakacje. Najlepiej na wieś.
Rodziców najpierw zamurowało. Zaskoczony ojciec odłożył na chwile gazetę. Ściągnął okulary odkładając je tuż obok talerza. Spojrzał to na syna, to na żonę i odparł:
- Na wieś? A dlaczego na wieś?
- Bo tam się można łatwo wzruszać tato – odparł Dżak.
Matka wstała od stołu. Podeszła do szafki kuchennej i wyjęła z niej czarny notesik. Wertowała przez chwile kartki mówiąc:
- A gdzieś tu miałam adres do stryjecznej córki ciotki babki, która u wujka brata ciotecznego, który był stangretem w dworku hrabiów Koniecpolskich, myła garnki. O znalazłam.
Podała Dżakowi karteczkę z adresem.
Na drugi dzień Dżak był już gotowy do podróży. Spakowany plecak, w którym oprócz dziesięciu puszek konserwy tyrolskiej było miejsce dla trzech par bielizny oraz dla ulubionej książki Dżaka: „Jak osiągnąć sukces”, stał obok drzwi. Udzieliwszy kilku rodzicielskich porad synowi, rodzice odprowadzili Dżaka na pociąg. Dżak rozsiadł się wygodnie w przedziale i wyjął ulubioną książeczkę. Nagle usłyszał dudnienie w szybę. To był on – Adamski, który przyszedł się z nim pożegnać. I wówczas Dżak zdobył się na niebywały wręcz kontrkulturowy gest. Zapomniawszy na chwilę o drobnomieszczańskiej socjalizacji, podciągnął tiszert i przywarł sutkiem do szyby, żeby poczuć ciepło dłoni swego ukochanego. Inni pasażerowie, siedzący w tym samym przedziale zamarli, gdy zobaczyli tego ładnego, papuśnego chłopca w tak obscenicznej pozie. Pani z pieskiem, która przysiadła się jako ostatnia, pierwsza zaprotestowała:
- A fuj! Wstydziłbyś się!
Pan z wąsem, zajmujący miejsce tuż obok Dżaka, odsunął się nagle i powiedział:
- Taki młody, a już pedał.
Tylko starszy, siwiutki dziadunio, który wyglądem przypominał stetryczałego profesora lwowskiej uczelni, z radosnym uśmieszkiem oblizywał lubieżnie usta. Jak się miało okazać, dziadziuś ten był jednym z głównych jurorów przyznających nagrodę w gminnym konkursie im. Kościotrupków. On jako jedyny w tej chwili spośród wszystkich pasażerów przedziały, odkrył w chłopcu potencjał.
W atmosferze miniskandalu Dżak dojechał wreszcie na wieś. Spojrzawszy jeszcze chwilę na oddalający się pociąg, zarzucił plecak na ramię, poprawił okulary i ruszył przed siebie, a dzień wówczas był bardzo upalny. Po jakichś trzech godzinach marszu Dżak dotarł do małej wioski. Przechodząc obok chłopskiej zagrody, zobaczył starowinkę krzątającą się pieczołowicie przy trzodzie. Mając w pamięci dobroduszność polskich chłopów, których psychologię poznał studiując długimi godzinami powieści Reymonta (Dżak zawsze chciał mieć piątkę z polskiego), zagadnął:
- Witajcie dobrodziejko, czy poczęstowalibyście mnie świeżym mlekiem? Długa droga za mną a i jeszcze szmat drogi przede mną.
Starowinka odwróciła się do Dżaka i powiedziała:
- A wypierdalaj ino w podskokach!
Dżak chciał jeszcze coś powiedzieć ale gdy zobaczył, że babuszka schyla się po kamień, wiedział, że to nie przelewki. Uciekał co sił w nogach. Oddaliwszy się na bezpieczną odległość, Dżak zwolnił. Zziajany, całkowicie zlany potem, przysiadł na przydrożnym kamieniu i zaczął rozmyślać o naturze polskiego chłopstwa. Zdarzenie, którego był naocznym świadkiem i uczestnikiem, uświadomiło mu jak wielka jest przepaść między tym, co było a tym, co jest.
- To się nadaje na rozprawę filozoficzną – pomyślał w duchu.
Ten incydent z chłopką miał się odbić szerokim echem w twórczości Dżaka jako wieszcza. Od tego bowiem czasu zaczął gustować w przydługich frakach, połyskujących cylindrach; zaczął reanimować dawne maniery. Historia stała się dla niego czymś, co jest teraz, a teraz traktował tak, jakby nigdy nie zaistniało. Złośliwcy twierdzą, że owo zauroczenie czasem przeszłym u Dżaka wzięło się z jego podróży w czasie, które to odbywa za pomocą magicznego pierścienia, który nosi na palcu, a z którym się nigdy nie rozstaje. Pierścień ten miał zostać wykuty przez krasnoludy zamieszkujące onegdaj ziemię i ma mieć tę właściwość, że umożliwia każdemu, kto go posiada podróż w czasie. Jednak jest to opowieść całkowicie fantastyczna, którą wymyślili ci, którzy zazdroszczą Dżakowi sławy. Nie zmienia to faktu, że Dżak posiada pierścień na jednym ze swoich smukłych palców. Nie wykuły go jednak żadne krasnoludy. Otóż, gdy Dżak dotarł w końcu do majątku, w którym stryjeczna córka ciotki babki u wujka brata ciotecznego, który był stangretem, myła garnki, został zakwaterowany na poddaszu. Jak każdy człowiek, także i Dżak miał pewne problemy z zaśnięciem na nowym miejscu. Dlatego też szwendał się nocą po strychu i zupełnie przypadkiem znalazł pierścionek ten w jednej z szuflad starego kredensu. Kiedy założył go na palec, zdecydował, że nigdy go już nie zdejmie, nawet do kąpieli, bo tak mu się spodobał. Całą noc siedział i oglądał swoje znalezisko, zastanawiając się: „do kogo mógł należeć?”. Wreszcie wymyślił sobie historię romantycznego szlachcica, który posyła pierścionek swojemu ukochanemu w zalakowanej kopercie. W tym momencie wspominał swojego przyjaciela: Atomizera Adamskiego i gdy tak obracał pierścionek przyrzekł przed bogiem:
- Boże, przyrzekam przed tobą kochać go z całego serca! Nie opuszczę Atomizera aż do śmierci! Tak mi dopomóż bóg!
Dżak powtórzył przysięgę dla pewności, że zadziała jeszcze 18902 razy, a następnie całkowicie zmęczony położył się na sienniku i zasnął.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem generalnie tekst jest w porządku, zwłaszcza dla wielbicieli tego typu prozy. Przyznaję, że mnie taka tematyka niezbyt interesuje, być może dlatego niektóre fragmenty wydają mi się nieco przegadane. Z usterek technicznych, w początkowej części, najbardziej rzucił mi się w oczy brak dużych liter po wykrzyknikach i pytajnikach. Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...
  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @egzegetaNie ma sprawy Wiktorze. Wiktorze, czy z tego tomiku wierszy zakosztujemy kunsztu pisarskiego Twoich dzieł? 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Rozdział dziewiąty      Minęły wieki. Grunwaldzkim zwycięstwem i przejęciem ziem, wcześniej odebranych Rzeczypospolitej przez Zakon Krzyżacki, Władysław Jagiełło zapewnił sobie negocjacyjną przewagę w rozmowach ze szlachtą, dążącą - co z drugiej strony zrozumiałe - do uzyskania jak największego, najlepiej maksymalnego - wpływu na króla, a tym samym na podejmowane przez niego decyzje. Zapewnił ową przewagę także swoim potomkom, w wyniku czego pod koniec szesnastego stulecia Rzeczpospolita Siedmiorga Narodów: Polaków, Litwinów, Żmudzinów, Czechów, Słowaków, Węgrów oraz Rusinów sięgała tyleż daleko na południe, ileż na wschód, a swoimi wpływami politycznymi jeszcze dalej, aż ku Adriatykowi. Który to stan rzeczy z jej sąsiadów nie odpowiadał jedynie Germanom od zachodu, zmuszanym do posłuszeństwa przez księcia elektora Jaksę III, zasiadającego na tronie w Kopanicy. Południowym Słowianom sytuacja ta odpowiadała również, polscy bowiem królowie zapewniali im i prowadzonemu przez nich handlowi bezpieczeństwo od Turków. Chociaż konflikt z ostatnio wymienionymi był przewidywany, to jednak obecny sułtan, chociaż bardzo wojowniczy, nie zdobył się - jak dotąd - na naruszenie w jakikolwiek sposób władztwa i interesów Rzeczypospolitej. Co prawda, rzeszowi książęta czynili zakulisowe zabiegi, aby osłabić intrygami spoistość słowiańskiego imperium poprzez próbowanie podkreślania różnic kulturowych i budzenie  narodowych skłonności do samostanowienia, ale namiestnicy poszczególnych krain rozległego państwa nie dawali się zwieść. Przez co od czasu do czasu podnosił się krzyk, gdy po należytym przypieczeniu - lub tylko po odpowiednio długotrwałym poście w mało wygodnych lochach jednego z zamków - ten bądź tamten imć intrygant, spiskowiec albo szpieg dawał gardła pod toporem czy mieczem mistrza katowskiego rzemiosła.     Również początek wieku siedemnastego nie przyniósł jakiekolwiek zmiany na gorsze. Wielonarodowa monarchia oświecona, w której rozwój nauk społecznych służył utrzymywaniu obywatelskiej - nie tylko u braci szlacheckiej, ale także u mieszczan i chłopów - świadomości, kolejne już stulecie okazywała się odporna na zaodrzańskie wysiłki podejmowane w celu zmiany istniejącego porządku. W międzyczasie księcia Jaksę III zastąpił na tronie jego syn, Jaksa IV, pod którego rządami Rzeczpospolita przesunęła swoje wpływy dalej na zachód i na północ, ku Danii i ku Szwecji, zaczynając zamykać Bałtyk w politycznych objęciach, co jeszcze bardziej nie w smak było wspomnianym już książętom.     - Niedługo - sarkali - ten kraj będzie ośmiorga narodów, gdy Jaksa ożeni się z jedną z naszych księżniczek lub gdy nakaże mu to ich królik - umniejszali w zawistnych rozmowach majestat władcy, któremu w gruncie rzeczy podlegali. I którego wolę znosić musieli.     Toteż i znosili. Sarkając do czasu, gdy zniecierpliwiony Jaksa IV wziął przykład - rzecz jasna za cichym królewskim przyzwoleniem - przykład z Vlada Palownika, o którego postępowaniu z wrogami wyczytał niedawno z jednej z historycznych ksiąg... Cdn.      Voorhout, 24. Listopada 2024 
    • @Katie , ciekawie jest poczytać o tego typu uczuciach. A czy myślałaś o tym, żeby zrobić krótsze wersy? A może właśnie takie długie wersy spełniają jakąś funkcję w tym wierszu... .
    • Zostały nam sny Zostały nam łzy   Z poprzednich wcieleń   A prawda okazała się kłamstwem Zapisanym w pamiętniku   Tam głęboko gdzieś na strychu
    • Dziewczynie stojącej w szarych spodniach przy telefonie spadł przy rozmowie ze stopy... więzienny drewniak. Stuk było słychać sto kilometrów dalej.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...