Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

OCZY SZMARAGDOWE
Z rozgwieżdżonego nieba, ze skraju otchłani,/
Połyskują twe czyste, oczy szmaragdowe./
Próbuję przez nie zajrzeć w twą duszę, o pani,/
Lecz jeszczem na to nie całkiem gotowy./

Bo nie wiem co w niej znajdę, miłosne natchnienie/
Czy tylko obojętność albo odrzucenie?

OCZY NIEBIESKIE
Z rozgwieżdżonego nieba, ze skraju otchłani,/
Połyskują twe czyste, oczy szafirowe./
Próbuję przez nie zajrzeć w twą duszę, o pani,/
Lecz jeszczem na to nie całkiem gotowy./

Bo nie wiem co w niej znajdę, miłosne natchnienie/
Czy tylko obojętność albo odrzucenie?

OCZY ZIELONE
Z rozgwieżdżonego nieba, ze skraju otchłani,/
Połyskują twe czyste, oczęta zielone./
Próbuję przez nie zajrzeć w twą duszę, o pani,/
Lecz tajemnicą zionie przez szmaragdy one./

Bo nie wiem co w niej znajdę, miłosne natchnienie/
Czy tylko obojętność albo odrzucenie?

OCZY PIWNE
Z rozgwieżdżonego nieba, ze skraju otchłani,/
Połyskują twe czyste i piwne oczęta./
Próbuję przez nie zajrzeć w twą duszę, o pani,/
Lecz nie wiem czyś jest wolna, czy może zajęta?/

I cóż w niej mogę znaleźć, miłosne natchnienie,/
Czy tylko obojętność albo odrzucenie?


OCZY MIEDZIANE
Z rozgwieżdżonego nieba, ze skraju otchłani,/
Połyskują twe czyste, oczęta miedziane./
Próbuję przez nie zajrzeć w twą duszę, o pani./
Lecz czy me spojrzenie jest oczekiwane?./

I nie wiem co w niej znajdę, miłosne natchnienie?/
Czy tylko obojętność albo odrzucenie?/

OCZY SZARE
Z rozgwieżdżonego nieba, ze skraju otchłani,/
Połyskują twe czyste, oczęta szarością./
Próbuję przez nie zajrzeć w twą duszę, o pani./
Lecz czy ty me spojrzenie przyjmujesz z radością?./

I nie wiem co w niej znajdę, miłosne natchnienie?/
Czy tylko obojętność albo odrzucenie?/

OCZY BRĄZOWE
Z rozgwieżdżonego nieba, ze skraju otchłani,/
Połyskują twe czyste, oczęta brązowe./
Próbuję przez nie zajrzeć w twą duszę, o pani,/
Lecz jeszczem na to nie całkiem gotowy./

Bo nie wiem co w niej znajdę, miłosne natchnienie/
Czy tylko obojętność albo odrzucenie?

OCZY CZARNE
Z rozgwieżdżonego nieba, ze skraju otchłani,/
Połyskują twe czyste, oczy swoją czernią./
Próbuję przez nie zajrzeć w twą duszę, o pani,/
Lecz jeszczem jej nie całkiem dosięgnął./

I nie wiem co w niej znajdę, miłosne natchnienie/
Czy tylko obojętność albo odrzucenie?

Opublikowano

Proszę to potraktować lekko, jako sympatyczną "poezję użytkową" miły wstęp adresowany do posiadaczki oczu o danym kolorze.

A oto moje poetyckie credo :))) :

klobuck.scholaris.pl/poezja/prm.php

Opublikowano

Mówić nierozgarniętym panienkom można, ale wstawiać na forum? Jako komentarz wykorzystem tekst piosenki M. Bajora:

Zakupiono na targu poetę.
Właśnie miało być wielkie przyjęcie.
Między barkiem a szwedzkim bufetem
ustawiono go na postumencie.
Dzięki temu,z poczuciem wyższości
przemieszanym z nabożnym szacunkiem
na nadzianych spoglądać mógł gości
i toasty markowym pic trunkiem.

Ech,poeto,to nie miejsce dla ciebie.
Tobie zimna mansarda i paletko cieniutki.
Idź sie lepiej powłóczyć po niebie.
Księżycowi daj w gębę,zabierz gwiazdy na wódkę.
Lepiej wyśnij niebieskie migdały.
Całkiem niezłą kolację da się obejść ich smakiem.
Patrz jak łatwo tu sięgnąć pował,
a kto w piórka obrasta nie koniecznie jest ptakiem.

Wystawiono z salonu poetę.
Nikt go nie chce,choć znów jest do wzięcia,
choć do wczoraj sprawiano mu fetę
i najlepsze uświetnił przyjęcia.
Po piwnicznych zniesiono go schodach.
Obijano na twardych podestach.
Na poetów skończyła się moda.
On w dodatku poetę być przestał.

Opublikowano

znalazłam swoje; tym razem tylko obojętność i odrzucenie. ale równie dobrze mogłabym mieć fioletowe oczy- i tak byłoby zmienione tylko jedno słowo w całej pięknej apostrofie do "o, pani".

takie rzeczy to można wyśpiewywać tylko na promilach. inaczej bardzo bym się z faceta śmiała, przepraszam za bezwzględność ;P

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...