Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jimmy, Jimmy... jak to niegramatyczny? Alelacemu? Nie kumam psiakość. Może daj jakieś sugestie, bo wychodzi na to, że się do kupy zbieram - jak ten ruski poet, co do wydawcy przyszedł i chciał opublikować coś takiego:

Stoit statuja
i majet ...uja
ruka padniata
dzierżyt granata


Wydawca: - no nie, o nie!... ale, bez tego "...uja" to i owszem.
(po miesiącu)

Stoit statuja
uże bez ...uja
ruka padniata
dzierżyt granata


Wydawca: - panie, co ja mówiłem! zrób pan coś z tym "...ujem". A tiepier - paszoł won!
(po miesiącu)

Stoit statuja
ruka padniata
a w miesto ...uja
wisit granata


;)
Opublikowano

nie wiem co mi strzeliło, grypę mam ostatnio ostrą, więc wybacz: nie niegramatycznie, ale jakoś źle mi się to czytało, już piszę dlaczego.

Bohater wiersza - myśliwy - nie jest w jego treści nazwany wprost, czytamy o jakimś kimś (;P) bez profesji, bez np wieku, bez jakiejkolwiek cechy, niby skupiasz się na akcji pomijając bohatera - co przyjąłbym na tak, gdybyś trwał w tym konsekwentnie, niestety pod koniec serwujesz mi określenie ćwok i to tworzy dysonans z wcześniejszym dystansem do bohatera. o!

ale co ma do tego gramatyka? zabij mnie nie wiem (jeszcze dokładnie zobaczę kiedy to pisałem to się wyjaśni...- może myślałem o innym wierszu?)
zdrówko
Jimmy

Opublikowano

no tak, tylko że w roli bohatera to tutaj występuje łoś. ;)
a ćwok, to ćwok ;p
kim jest? oprócz tego, że ćwokiem właśnie, coś tam w tytule zdaje się jest.
Dzięki ponowne.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Miałem kiedyś spotkanie z łosiem. Oczywiście nieumówione. :) Do dzisiaj pamiętam jego olewające i niewinne spojrzenie podczas... śniadania? W ogóle nie przerywał sobie w kręceniu szczęką, a potem spokojnie odszedł tym śmiesznym łosim chodem.
Żeby zabić taką górę poczciwości, naprawdę trzeba być barbarzyńcą.
Dziękuję za wizytę, pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oj faktycznie, nie wiem co się ze mną dzieje, jakiś zaczepny jestem, zwracam honor
zdrówko
Jimmy
i dobrze, bądź zaczepny :)) Nie musisz nic zwracać, ja się nie obrażam tak łatwo ;)
A na grypę... jakiś okład... z młodych - polecam ;)
Zdrowia.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...