Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

z pamiętnika spokojności...


Rekomendowane odpowiedzi

Przepraszam, ale ja bez przekleństw nie umiem. Moja pierwsza próba tutaj:



– Ta kurewska pogoda – pomyślałem zakładając kurtkę. Na więcej słów mnie stać. Ryk z głośników zakłóca tok myślenia a morfina... aaach morfina... uzależnia od spokoju. Nawet bójki sąsiadów za ścianą wydają się poezją. Ale czy kurwa jest spokojna? Bo jeśli jest, to jak może oddawać się sępom? Czy wśród sępów są kurwy? Kurwępy czy sękurwy?
– Te ćpuńskie dywagacje mnie wykończą – mruknąłem.
– Co?!
– Gówno – szepnąłem. – Nic, nic! Narzekam na pogodę!
Matka, ile to słowo kiedyś znaczyło. Teraz to tylko kobieta, potwór zakłócający mój wymarzony spokój.
– Idę się przejść!
– Co?!
Wyłącz te pierdolone radio to się dowiesz. Narzuciłem kaptur na głowę, poprawiłem temblak i wyszedłem. Dobrze, że nie z siebie bo znowu skończyłoby się na kłótni. Gorsze to niż wojna. I jeszcze ten deszcz. Nienawidzę bębnienia w kaptur. Jakby ktoś strzelał z kałacha w hartowaną blachę.
– Sie ma, stary! Kopę lat!
No nie. Znowu ten kołtun. Grzeczne dziecko swoich rodziców i ministrant w jednym. Tyle, że mama i tata nie wiedzą jaki to kawał skurwiela. Rączki pięknie złożone a w ogródku grobowisko chomików, świnek morskich i szczurów. Wie, gnój jeden, że jeśli zobaczę psa to źle się to dla niego skończy.
– Idę do kościoła, idziesz ze mną?
A won mi z mojej Idylli.
– To dzisiaj niedziela? – zapytałem dla świętego spokoju.
– Co ty, z choinki spadłeś? Dzisiaj pierwszy piątek.
– Jeszcze kurwa lepiej – pomyślałem. Pierdzielone mohery. Całe życie na klęczkach a nie widzieli Boga. Ja go widzę co noc. Przychodzi do mnie mówiąc, że marny mój żywot. Każę mu spierdalać ale i tak wraca. Wczoraj był zielony. Tak jak moje rzygi z rana. Cóż, wątroba nie sługa.
– Jeszcze mnie w piątek w kościele nie było. Mam inne zajęcia – odparłem. Pewnie, że mam. Morfina mi się kończy, tak jak lewe recepty. A jak się skończy to ja się skończę. Nie przeżyję widoku świata na trzeźwo. Realne kolory nie są dla mnie.
– Spoko maroko. Ja spływam bo się proboszcz zdenerwuje. Na ra! – machnął ręką i zniknął.
Znowu bębny wojenne deszczu. Bum, bum, bum! Armia ściera się z armią. Miecz wali w miecz. Krew tryska z tętnicy...
– Sie ma, stary! Kopę lat!
– Marcel – szepnęły za mnie usta.
– A kogo się spodziewałeś? Świętego Mikołaja?
– Marcel – powiedziałem bezmyślnie. – Marcel! Ty mi wisisz działkę.
Marcel, ty gnoju. To wszystko przez ciebie. Ty mi pokazałeś świat rozkoszy, dzikie plaże barw i symfonię dźwięków. Otworzyłeś mi oczy na niewidoczne i uświadomiłeś, co jest po drugiej stronie lustra. Gówno tam jest! Gwiazdy spadły. Tęcza ma kolor wymiocin a każdy dźwięk, nawet najcichszy, brzmi jak koncert kapeli death metalowej. A co dopiero na trzeźwo? Przedwczoraj z rana nie mogłem przyćpać, bo starzy byli na chacie. Matka jak zwykle narzekała jaki to ja mizerny jestem a ojciec marudził na temat ocen. Kazali mi zjeść na śniadanie ogórkową. Zielone szaleństwo, nie? Zjadłem pół talerza i wątroba skapitulowała.
– Spoko, stary. Oddam ci, przecież wiesz.
Doskonale wiem. Jak każdy ćpun wiem, że prędzej sprzedasz własną babkę niż ja zobaczę swoją należność.
– Tylko ciekawe kiedy? – zapytałem.
– Jak będą szli Szwedy, nie wiesz kiedy. Jak będę miał to oddam. Gdzie się wleczesz?
Ja się nie wlekę. Ja pływam na chmurkach. Skaczę jak Tygrysek z Kubusia Puchatka albo jak Trinity w Matrixie. Jutro muszę zadzwonić do Morfeusza i powiedzieć, że chcę się wylogować. Niedawno się przekonałem, że będąc tu nie da się biegać po ścianach. Uzbrojony w nóż kuchenny zrobiłem trzy kroki i znokautowałem kredens. Ale że rzeczy martwe są złośliwe, ten zasraniec w rewanżu połamał mi rękę. Kochana morfina zwolniła jego ruchy. Spokój. Zdążyłem się przekręcić w powietrzu i głowa milimetrami minęła kant blatu. Ale nie podłogę. Upadłem w czas, aby zobaczyć jak matka strzela z armaty słownej. Ocknąłem się w kałuży krwi.
– Idę dostać trochę świętego spokoju – oznajmiłem.
– Święta prawda. Ja gonię do laski. Na gazie!
– Trzymaj się ramy to się nie posramy.
Odszedł a rzeczywistość zmieniła kolor. Inna ulica, inny film. Znowu płynę na spokojnych falach chodnika. Jaki bruk jest ciekawy. Mozaika petów, śmieci i psiego gówna. Prawie jak ta tęcza od Marcela.
– Sie ma, stary! Kopę lat!
Co jest kurwa? Zawiesiłem się? Słyszę to dziś trzeci raz! Kto tym razem?
– Czego? – wrzasnąłem.
– Marny twój żywot!
No tak, brakowało mi tylko wsparcia duchowego i kazania.
– Odczep się! Nie mam nastroju na twoje wypociny. Nie interesuje mnie to!
– Marny twój żywot, powiadam ci!
– Spierdalaj!
– Marny twój żywot, powiadam ci! Spłoniesz w piekle i nie zaznasz spokoju!
O nie! Nie, nie, nie! Nie zgadzam się! To jedyne co mnie trzyma na tym świecie. Mój ostatni bastion, mur przeciwko normalnemu życiu. Zacząłem spadać. Rzuciłem czym miałem pod ręką.
– Coś ty znowu głą...
Świat odpłynął. Ten głos. Uspokajający i niosący ulgę przy obtartym kolanie. Kiedyś znajomy i miły, potem burzący spokój. Obudziłem się w kałuży krwi. Przeszyte nożem ciało matki leżało obok...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raz opowiadasz w czasie przeszłym, po czym za chwilę przechodzisz do przemyśleń w czasie teraźniejszym. Generalnie dużo nieporadności narracyjnej. Tekst mnie nie wciągnął. Pomimo wspomnianych wad, daje się wyczuć pazur pisarski zwłaszcza w prowadzeniu gry słownej.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nie lubie wulgaryzmów -zwłaszcza w tekstach...
Tylko, że to Twoje opowiadanie jest realne. Miałam kolegę podobnego do postaci z Twojego utworu. Generalnie to mnie to opowiadanie bawiło, niezła ironia i zgodze sie z Don Cornellos'em, że da sie wyczuć pazur pisarski. Nieoczekiwane zakończenie. Mnie sie podoba, ale jak za każdym razem bedziesz używał takiego słownictwa to chyba zwątpie...
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popraw "kurewską pogodę" , "ramię", "na klęczkach", nie jestem pewna ale chyba jednak "wlokę" zamiast "wlekę", "na czas".
Z dużym niesmakiem i oporami wewnętrznymi muszę przyznać, że te wątpliwe ozdobniki ojczystej mowy, w tym tekście są jak najbardziej na miejscu. W moim odczuciu tekst jest bardzo dobry. Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a czy życie narkomana jest wesołe? starałem się przekazać tułaczkę i jej tragiczny koniec. co do wulgaryzmów, to tak ja napisałem w poprzednim komentarzu, trochę ich musiałem użyć ;-)
wiem, że to trochę taka wiocha - następnym razem postaram się unikać :-)
dzięki za Twój czas :-))))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...