Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

A śmierć nie będzie miała władzy
Nade mną
Poszukać będzie musiała innego królestwa śmierci
Poza moimi sprawami
Zawitać będzie musiała w serca niewiernych kręgów
Z kamieni i łez
Gdzie umarła nadzieja, gdzie nie ma słońca
W potrzasku lęku następnej chwili
My tym, którzy przez siódme wrota Syjonu
zanieśliśmy swe kroki, w rozdartych od piasku, trzewikach

Poza siódmym dniem i trzynastym miesiącem, naszego szczurzego życia
Zawitamy do aleksandryjskiego portu
Ci ,którzy odwrócą swe twarze od prostej strzały naszych serc
Spadną potępieni na wieki w otchłań kuriozalnego losu
Wiatru pośród traw, jęku nagrobnego

Pomnimy tych, którzy zbłądzili, chwilą milczenia
I odejdziemy w nostalgii wzruszenia, szukając
Dalszego spełnienia, w poszukiwaniu
Straconego czasu, pustego czasu
Niepowodzeń

Nasz los, jak płatek śniegu na rozgrzanej butonierce
Nasze słowa, niby szept zgasłej świecy
Nasza epistemologia, jak zeszklony cukier
Nasze wołanie trywialne i bezsensowne
Kroki stóp panoszą się za nami
Prowadząc nas na naszą Golgotę i
Zmartwychwstanie
Zbawienie
Marzenie
Miłość

Tam gdzie śmierć utraci swoją władzę

Opublikowano

"My tym" to rzeczywiście błąd bo powinno być "My tymi" oczywiście.Interpukcje kopie zawsze niestety.A skojarzenie z "Solaris" całkiem trafne.Wiersz o tym samym tytule napisał Dylan Thomas,gorąco polecam!(i film i wiersz;)Nie umiem pisać lekkich wierszy niestety.Uwielbiam połączenie dobrego filmu i lieratury,np: "Czas Apokalipsy" no i "Solaris" choć w tym przypadku książka o niebo lepsza od filmu...

Opublikowano

Pansy, bardzo dziękuje za trafny komentarz i wezme go do serca.A co do wiersza Dylana, to jest on trafny w kontekście filmu, gdzie rozbudowano wątek miłości nieznającej granicy śmierci.Jednak w kontekście ksiażki byłby to cytat niedokońca trafny, chociaż można by polemizować.Film Solaris i książka to dwie zupełne różne fabuły.
Pansy, GORONCO polecam "The Hollow men" Eliota!!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    •  

       

      Autorzy:

      Tekst - Michał Leszczyński

      Rozmowa z AI - Krzysztof Czechowski

       

       

      Bezkasie

       

      Ta piosenka opisuje realia, uwierz

      jakimi są po prawdzie więc to wspaniałość

      życie jest bajeczne życie bywa marzeniem

      nie ma dla nas ani wystaw ani meczy w Madrycie

      pragma kuleje ojej ojej

      pragmatyka nie styka bo taka tu taktyka

       

      Na bezkasiu uwielbiają ciebie przytrzymać

      nie zbiesisz się im, a nawet ich przeprosisz

      albowiem warto tutaj się nieco dorobić

      świat oczekuje działań z zaangażowania

      (zakochaliśmy się w siódmych potach na siłowniach)

       

      na bezkasiu toż wiadomo i rak jest rybą

      trza dążyć trzeba próbować trza trwać

      zmieniasz ciągle więc nie odstawiasz lipy

      zeszyt urasta w wersy, przybierają twoje nuty

      (ważna jest waga notesu oraz ciężar pięciolinii)

       

      Ta piosenka opisuje realia, uwierz

      jakimi są po prawdzie więc to wspaniałość

      życie jest bajeczne życie bywa marzeniem

      nie ma dla nas ani wystaw ani meczy w Madrycie

      pragma kuleje ojej ojej

      pragmatyka nie styka bo taka tu taktyka

       

      Na bezkasiu chodzisz bardzo często głodny

      świat jawi się przyszłością, blaski miewa retro

      tęsknota ułoży ci opowieść w piękną piosenkę

      być sytym oznacza rzekomo artystyczne niedobrze

       

      na bezkasiu pojedziesz maksem na Podlasie

      ani Stany ani Brytania nie są wcale dla ciebie

      smycze nie po to są aby się urwać z choinki

      zerwać bukiety kwiatów brzmi nieromatycznie

       

      Ta piosenka opisuje realia, uwierz

      jakimi są po prawdzie więc to wspaniałość

      życie jest bajeczne życie bywa marzeniem

      nie ma dla nas ani wystaw ani meczy w Madrycie

      pragma kuleje ojej ojej

      pragmatyka nie styka bo taka tu taktyka

       

      Na bezkasiu opiszesz świat jakim podobno jest

      najedzonym – mawiają – brakuje metafor weny

      wizja kogoś zachwyci, coś trafi w czyjeś gusta

      masz mieć poeto gorzej, a nie przeto najlepiej

       

      Na bezkasiu na ambitniejszych też są patenta

      dorobisz się rachunków wręczą ci półbezkasie

      żebyś nie fruwał za mocno za szeroką okolicą

      żeby twój tekst chwalił zamiast nazbyt jęczeć

      (półbezkasie artystycznych nie nazbyt pasie - draka taka)

       

      Ta piosenka opisuje realia, uwierz

      jakimi są po prawdzie więc to wspaniałość

      życie jest bajeczne życie bywa marzeniem

      nie ma dla nas ani wystaw ani meczy w Madrycie

      pragma kuleje ojej ojej

      pragmatyka nie styka bo taka tu taktyka

       

      Na bezkasiu tylko taniec w wersji freak masz za friko.

      Pyk pyk, kiwa się noga, przytakuje ręka, tułów pracuje.

      O głowie tutaj i tak się nie pamięta, bo po co, bo na co.

      Tam ta rara. Ta dam. Ta dam (dyskusyjny to akapit).

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Myśl Polska             Na temat kryzysu w różnych dziedzinach życia społecznego napisano dotąd całe biblioteki książek i artykułów. Wielu obserwatorów dochodzi obecnie do wniosku, że dotychczasowe reguły gry czy to w gospodarce, czy w polityce przestały mieć znaczenie.             Dezorganizacja życia społecznego prowadzi do anomii i atrofii. Zjawisko to odzwierciedla stan umysłów ludzi odpowiedzialnych za organizację ładu społecznego. Panuje zamęt pojęciowy i poznawczy, pogłębia się deprecjacja rozumu i wyobraźni na rzecz mylących pojęć postprawdy i postpolityki.             Sytuacje kryzysowe są immanentną cechą rozwoju i nie powinno nikogo dziwić, że raz na jakiś czas uświadamiają nam takie nagromadzenie napięć wokół jakichś podmiotów i problemów, iż dochodzi nieuchronnie do gwałtownego załamania dotychczasowych struktur i degradacji wartości. Logiczne prawidła ładu społecznego ulegają deformacji, a z czasem stają się w ogóle nieprzydatne do zrozumienia zachodzących procesów. Tak dzieje się także w odniesieniu do nauki uniwersyteckiej i szkolnictwa wyższego, które w ciągu trzech ostatnich dekad ulegały systematycznemu niszczeniu.             Zredukowanie  procesów tworzenia i przekazywania wiedzy do "numerycznych wskaźników" prowadzi nie tylko do tłumienia niezależnej aktywności intelektualnej, ale i moralnego zepsucia ze względu na źle pojętą rywalizację, mierzoną nie poprzez realne osiągnięcia, ale punkty, granty, miejsca w rankingach. W efekcie promuje się postawy osób niekoniecznie kreatywnych i odważnych w poszukiwaniach badawczych i dydaktycznych, ale sprytnych i cynicznie zaradnych, agresywnie rozpychających się i toksycznych wobec wszelkiej konkurencji.             Kryzys wymaga skupienia się na jego istocie, a nie na potocznych czy powierzchownych skojarzeniach załamania czy bankructwa dotychczasowych wzorów zachowań. Pojęcie to jest jednak nadużywane czy wręcz trywializowane. W odniesieniu do uniwersytetu inaczej przejawia się w sferze nauk humanistycznych i społecznych, a inaczej w ścisłych. W sferze życia uczelnianego kryzys przejawia się na różnych płaszczyznach, od sposobów zarządzania, poprzez stan badań, na dydaktyce kończąc. Ma też wymiar psychologiczny, dotyczący odporności zespołów studenckich i pracowniczych na różne wyzwania, wymagające asertywności i gotowości do poświęceń, w imię uczciwości i prawdy.             Gwałtowny wzrost współczynnika skolaryzacji na poziomie studiów wyższych (pod względem statystycznym, a nie jakościowym) wiązał się ze zmianami ustrojowymi w Polsce po tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym roku. Żywiołowy rozkwit szkolnictwa niepublicznego, za którym nie nadążał wzrost liczebności kadry nauczającej, musiał wpłynąć negatywnie na jakość dydaktyki i badań.  Pogoń pracowników za wyższymi zarobkami przy stałym niedoinwestowaniu i mizernych uposażeniach (wieloetatowość) pogrzebała szanse na utrzymanie wysokiego poziomu studiów. Nieuchronny stał się upadek autorytetu nauczycieli akademickich. Do tego doszły dziwaczne formy ograniczania inwencji twórczej poprzez sformalizowanie sylabusów, czyli zakresu przedmiotowego zajęć, ewaluację punktacyjną, czy narzucanie odgórnych, abstrakcyjnych i biurokratycznych kryteriów kwalifikacji.             Uczelnie wyższe stopniowo traciły swoją tradycyjną tożsamość akademicką na rzecz kapitalistycznych zakładów produkcyjnych, nastawionych na zysk, a nauka stała się towarem, podlegającym komercjalizacji. Studia, które miały kiedyś charakter elitarny, stały się powszechnie dostępne za określoną cenę, choć przecież od czasów Platona wiadomo, że nie wszyscy młodzi ludzie mają odpowiednie predyspozycje umysłowe (psychiczne i intelektualne), aby skutecznie sprostać wymogom studiowania. Przywołując sienkiewiczowskiego Zagłobę, można pokusić się o parafrazę, że nie każdy ma wystarczająco dużo oleju w głowie.             Likwidacja eliminacji na studia poprzez egzaminy wstępne otworzyła uczelnie wyższe na młodzież nie tylko słabo przygotowaną do studiowania, ale często nieprzekonaną do takiej drogi zdobywania kwalifikacji. Drogi wymagającej samozaparcia, dyscypliny wewnętrznej, determinacji i wyrzeczeń. Za tym poszło poluzowanie kryteriów ocen postępów studiowania. Można było zaobserwować paradoks, że trudniej było wstąpić na uczelnię niż z niej "wylecieć".             Przejście na egzaminy testowe i formalne zaliczenia zajęć spowodowały rzeczywistą utratę wpływu osobowości i charyzmy wykładowców na słuchaczy. Często przecież uczęszczało się na wykłady ze względu na estymę i sławę wykładowców, a nie świadomość treści wykładanego przez nich przedmiotu. Egzaminy ustne u wybitnych postaci to była kiedyś istna przygoda intelektualna, zapamiętana nieraz do "końca życia". Pozwalała na indywidualizację kontaktu osobistego, szczerą wymianę opinii na tematy związane z rozumieniem przedmiotu nauczania, orientowanie się na przyszłe seminaria dyplomowe, a nawet wybór kariery akademickiej. Zetknięcie się z autorytetem naukowym na zajęciach i podczas egzaminów nobilitowało studentów, było powodem dumy, że  poprzez kolejne "wtajemniczenia" stają się autentycznymi uczestnikami wspólnoty akademickiej.             Obecnie nikomu już nie zależy na przywróceniu wysokich standardów nauczania i egzekwowania wiedzy. W odniesieniu do wybitnych postaci nauki z poprzednich pokoleń obowiązuje swoista amnezja. Został zerwany wartościowy przekaz międzypokoleniowy. Modne jest nawet odcinanie się od pamięci o wybitnych poprzednikach, co ma związek z przypisywaniem ich do poprzedniej (niechlubnej) formacji ustrojowej, albo poprzez ich pryzmat z ryzykiem pomniejszenia zasług i osiągnięć dzisiejszej kadry naukowej.             Ze względu na rewolucję technologiczną mamy do czynienia z utożsamianiem wiedzy z informacją, przez co słuchacze tracą oparcie w argumentacji, ukształtowanej w długim procesie historycznym. Wiedza o przeszłości staje się niepotrzebnym balastem, a nauczyciele odwołujący się do doświadczenia historycznego uchodzą za anachronicznych i nierozumiejących teraźniejszości.             Studenci z entuzjazmem przyjmują wszelkie formy luzowania reżimu studiów. Tak odniesiono się do wymuszonej pandemią covid nowej formy zajęć zdalnych, prowadzonych w trybie online. Obecnie pod byle pretekstem postuluje się powrót do takich form dydaktyki. A przecież każdy zorientowany w życiu akademickim wie doskonale, że są to zajęcia pozorowane, ocierające się o fikcję. Prowadzący tracą możliwość  kontrolowania aktywności swoich słuchaczy, a nawet biernego ich udziału, a co dopiero jakiejkolwiek interaktywności. Słuchacze natomiast nabywają najgorsze nawyki samooszukiwania się. Efektywność takich zajęć jest doprawdy nijaka.             Zajęcia ze studentami w humanistyce przekształciły się w określanie swoich stanowisk wobec prawd oficjalnie uznanych czy zadekretowanych. Odejście od krytycznego myślenia spowodowało  godzenie się na odgórnie i z zewnątrz dyktowane interpretacje rozmaitych zjawisk. Musiało to doprowadzić do spolaryzowania środowisk uczelnianych, a zwłaszcza narzucenia podziałów poprzez etykietowanie i stygmatyzowanie każdego, kto swoim zdaniem, poglądem czy stanowiskiem odbiega od reszty.             Na zajęciach dydaktycznych zanikła kultura debaty. Brakuje merytorycznych argumentacji, rzetelnych analiz oraz rzeczowych ocen. Obowiązuje specyficzny klimat "poprawności politycznej" tak wśród studentów, jak i prowadzących zajęcia, aby nie narażać się "sobie nawzajem", ale i potencjalnym cenzorom. Ta obawa przed ewentualnym skarceniem przez zwierzchników leży u podstaw konformistycznych postaw nauczycieli akademickich. Dość powszechne stało się bowiem przywoływanie do porządku wykładowców krnąbrnych i osobnych. Wypieranie opinii nieszablonowych i krytycznych wobec większości szkodzi debacie akademickiej i poszukiwaniu oryginalności, sprzyja skostniałej schematyczności, sztampowości  i dogmatyzacji stanowisk.             Jednym z narzędzi kontroli wykładowców są anonimowe ankiety, w których studenci wypisują oceny, będące wynikiem nie tyle uczciwej diagnozy, ile złośliwości, fantazji i konfabulacji. Przez zwierzchników ankiety te, często  niereprezentatywne dla liczby uczestników zajęć, są traktowane jako niepodważalne "akty oskarżycielskie" i stanowią element  negatywnej oceny pracownika. Przypomina to logikę Pawlika Morozowa. Tymczasem nikt nie zastanawia się nad ich wadliwością z punktu widzenia zgodności z faktami. Wystarczyłoby ankiety przeprowadzać już po zakończeniu egzaminów z danego przedmiotu, pod nazwiskiem wypełniającego. Taka metoda uczyłaby autorów opinii odpowiedzialności za słowa, a także dawałaby studentom poczucie podmiotowego i wiarygodnego uczestnictwa w doskonaleniu procesów nauczania.             Studenci poddawani presji poprawnościowej stają się w większości wyznawcami "prawd objawionych", czy dotyczy to wewnętrznego życia politycznego kraju, czy też stosunków międzynarodowych. Sprawa wojny na Ukrainie czy ludobójstwa w Strefie Gazy jest "papierkiem lakmusowym" takich przekonań.             Zamiast wiedzy opartej na faktach obowiązuje narzucona z zewnątrz zideologizowana narracja. Każde odstępstwo od przyjętych oficjalnie poglądów rodzi dysonanse poznawcze i rozczarowania, a te nie sprzyjają komfortowi psychicznemu żadnej ze stron. Stają się źródłem narastających frustracji, które w określonych sytuacjach, pod wpływem splotu czynników, rodzą agresję. To, co wpływa na niską jakość akademickiej dyskusji, to rezygnacja z racjonalnego dostrzegania obiektywnych faktów na rzecz emocji i osobistych przekonań. Wiedza naukowa schodzi na plan dalszy, a w pewnych sytuacjach jest w ogóle zbędna. Powszechny dostęp do mediów społecznościowych sprzyja chaosowi poznawczemu i szumowi informacyjnemu. Te powodują  zamęt w umysłach młodych ludzi, którzy nie potrzebują żadnych weryfikacji czy falsyfikacji głoszonych poglądów. Skutkuje to ucieczką od wewnątrzsterowności i samodzielnego myślenia, brakiem krytycznej refleksji oraz logicznego wnioskowania. Wieloletnia obserwacja populacji pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego pozwala mi na sformułowanie opinii o silnym rozdygotaniu emocjonalnym środowiska akademickiego. Trudne, a nawet skandaliczne sytuacje na tle aferalnego zarządzania zespołami pracowniczymi oraz występki kierowników jednostek wydziałowych przeciw prawu i dobrym obyczajom nie spotykają się niestety ze skutecznym rozwiązywaniem problemów. Liczne przejawy mobbingu wobec pracowników uczelni  bardzo silnie rezonują wśród studentów. Sprzyjają temu media publiczne i społecznościowe. Nic nie da się ukryć, ani „pozamiatać pod dywan”. Tym bardziej  bulwersuje inercja i  opieszałość władz uczelni w takich sytuacjach oraz stosowanie podwójnych standardów w ocenie piętnowanych zachowań. Powyższe konstatacje prowadzą do zastanowienia się nad kondycją moralną i psychologiczną całego środowiska akademickiego. Jeśli kadra nauczająca nie potrafi skutecznie radzić sobie z narastającymi problemami demoralizacji i zepsucia, to jak mogą sobie dać z tym radę sami studenci? Kto może zapewnić uzdrowienie stosunków wewnątrzuczelnianych, gdy kryzys objął relacje międzyludzkie oraz cały system organizacji i zarządzania (transparentność decyzji, podział środków, odpowiedzialność indywidualną, oceny pracownicze, awanse, kryteria zatrudnienia, swobodę wypowiedzi i in.)?  Pytanie o rolę władz uczelni w tych procesach jest tym bardziej zasadne, gdyż liczne doniesienia w skali kraju wskazują, że są to sitwiarskie grupy interesów, zorientowanych na obronę bezpiecznego dla nich status quo. Wykorzystywanie przez nie autonomii uczelni służy przykrywaniu realizacji interesów koteryjnych i układów dalekich od standardów demokratycznych. Zamiast bezproduktywnego rozprawiania o fałszywej równości, należy więcej uwagi poświęcić budowaniu odporności psychicznej studentów i pracowników. Jeśli chodzi o tych pierwszych należy już na wstępie, u progu studiów, oferować im szkolenia z zakresu „przysposobienia psychologicznego”. Okazuje się, że przypadłości wieku wczesnego, takie jak nadpobudliwość, lęki, fobie społeczne i napady złości czy agresji, przenoszą się w dzisiejszej rzeczywistości na lata późnego dojrzewania. Nie jest przecież prawdą, że na uczelnie wstępuje młodzież całkiem dojrzała i już ukształtowana. Często są to ludzie o bardzo egoistycznym i narcystycznym usposobieniu, pozbawieni empatii i wrażliwości. Młodzież wstępująca na uczelnie wyższe wymaga więc zdiagnozowania rozmaitych deficytów i wyjścia jej naprzeciw. Co z tym zrobić? Potrzebna jest przemyślana edukacja na rzecz rozwiązywania sytuacji kryzysowych. Powinnością uczelni jest jak najszybsze dostarczenie informacji, gdzie młodzi ludzie mogą zwrócić się o wsparcie, z jakich form skutecznej pomocy ze strony uczelni mogą skorzystać w razie potrzeby. Pożądany jest powrót do przemyślanej „pedagogiki społecznej”, gdy okazuje się, że źle pojmowana wolność jednostki sprzyja rozkwitowi rozmaitych dewiacji i patologii. Z promowaniem wiedzy o prawach studenckich musi iść w parze wiedza o obowiązkach i konsekwencjach ich nieprzestrzegania. Wielu studentów boryka się z problemami egzystencjalnymi.  Usamodzielnianie się wymaga umiejętnego godzenia zarobkowania na własne utrzymanie z rytmem zajęć i zaliczeń na uczelni.  Nie wszyscy przy tym potrafią radzić sobie ze stresem, doraźnymi trudnościami, załamaniem czy depresją. Dlatego  szybkie rozpoznanie uwarunkowań sytuacyjnych może mieć decydujące znaczenie dla budowania odporności psychicznej i zdolności adaptacyjnych. Szczególną rolę w tych sprawach powinien odgrywać samorząd studencki. Niezwykle ważne są różne formy szybkiego włączania studentów do aktywności akademickiej. Rozbudzanie pasji i zainteresowań jest silnym bodźcem do przemyślenia życiowych wyborów. Aktywność naukowa, kulturalna, wolontariacka, samopomocowa sprzyja nie tylko minimalizowaniu stresu, zwiększaniu satysfakcji życiowej, pielęgnowaniu uzdolnień, ale i przyjaznego stosunku do ludzi, akceptacji  odmienności oraz solidarności z potrzebującymi. Generalnie, środowisko studenckie nie wyróżnia się jednak jakąś nadzwyczajną aktywnością. Jest zatomizowane i apatyczne, poza wąskimi kręgami słabo artykułuje swoje zbiorowe interesy. Na przykład ma niewielki wpływ na modernizowanie programów nauczania czy wprowadzanie nowoczesnych metod w dydaktyce. Obowiązujące ustawodawstwo w dziedzinie szkolnictwa wyższego promuje znaczny udział młodzieży w kreowaniu władz uczelni. Ze względu na system rozmaitych zależności mamy jednak w praktyce do czynienia z dziwacznymi przejawami pajdokracji czy infantokracji.  Samorząd studencki chętnie bowiem odgrywa rolę lobbingu na rzecz wskazanych mu kandydatów do władz uczelni (zwłaszcza prorektorów i prodziekanów ds. dydaktycznych). To rodzi zobowiązania o charakterze korupcjogennym i demoralizującym. Kryzysowa kondycja uczelni skłania do wystąpień oskarżycielskich, adresowanych do władz różnych szczebli, za liczne zaniedbania tak w sferze bezpieczeństwa, jak i monitorowania nastrojów społecznych. Najgorsze jest oderwane od faktów moralizowanie, przerzucanie się odpowiedzialnością i poszukiwanie „kozłów ofiarnych”. Także doraźne wdrażanie pomysłów na rzecz radykalnych środków zabezpieczających uczelnie przed przemocą może mieć szkodliwe konsekwencje. Zamiast emocji powinna zapanować racjonalna powściągliwość, mająca na celu  dokonanie rzetelnej autodiagnozy źródeł zła, patologii zobojętnienia, tolerowania postaw nagannych, wykroczeń wobec prawa i moralności, pobłażliwości wobec bylejakości i niemrawego reagowania na nadużycia. Warto pamiętać, że zaistniały kryzys może być wstrząsem, bodźcem ku naprawie, punktem zwrotnym, a niekoniecznie zwiastunem katastrofy i klęski. W dyskusjach o przeobrażaniu się tożsamości akademickiej trzeba przywrócić wiarę w moc sprawczą nauki niezależnej. Uczelnie wyższe muszą powrócić do myślenia autonomicznego, a nawet kontestacyjnego. Władza tylko wtedy znów zacznie się liczyć z głosem ludzi intelektu – naukowców, nauczycieli i studentów, jeśli ci staną się jej rzetelnymi i odważnymi recenzentami i krytykami, a nie uległymi akolitami i kolaborantami. Zbyt gorliwi lub całkiem bezbarwni ministrowie do spraw nauki i szkolnictwa wyższego muszą mieć świadomość bezpośredniej odpowiedzialności przed środowiskami akademickimi, które nadzorują, a nie tylko  przed wodzami swoich partii, którzy  delegują ich na te stanowiska. Bankructwo polskiej inteligencji jest faktem, ale to nie oznacza, że uczelnie wyższe całkowicie zrezygnują ze swojej misji kształtowania intelektualnej awangardy społeczeństwa.   Prof. Stanisław Bieleń
    • @Wędrowiec.1984 coś w tym jest i zapewne masz rację. Przyjemnie jest wiedzieć lub chociaż domyślać się czyj utwór się czyta. Brakuje mi Twoich ostatnio - tez jakże charakterystycznych.
    • @Jacek_Suchowicz Miły...
    • @Łukasz Jasiński po co nam prezydenci, ja chcę monarchię konstytucyjną i Króla :) ja chcę wybrać króla:) Teraz jest łatwiej o mieszkania:)
    • @violetta   I myśli pani, iż to dzięki Rafałowi Trzaskowskiemu mam mieszkanie i powinien mu okazać dług wdzięczności? Nic z tych rzeczy! Władze publiczne mają obowiązek służyć obywatelom polskim, a nie na odwrót! Gdy Rafał Trzaskowski zostanie prezydentem - wróci ciemnogród i wtedy każdy będzie mógł sobie żyć na cudzy koszt - robić długi i ich nie spłacać - całe długi przejdą na pani konto, wtedy pisma od notariusza dotyczące rezygnacji ze spadku - nie będą miały żadnego znaczenia - na siłę i wbrew ustawie zasadniczej będą przerzucać cudze długi na takie osoby jak pani i ja, proste i logiczne i jasne?    Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...