Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Nie ma spokojnych ulic w naszym mieście. A może są, tylko ja o nich nie słyszałam.

Dzień jest deszczowy. Krople uderzają o chodnik z hukiem, dekoncentrując przechodniów. Wprowadzają ich w pewien rodzaj zbiorowej melancholii, jakiegoś nieprzewidzianego gniewu czy niekontrolowanego smutku. Anastazja siedzi na skraju okna witając świat rozciągniętymi nad głową rękami. Jej bursztynowe oczy błyszczą w szarych promieniach słońca.
- Hej Ann, co ty tam znowu kombinujesz ?! - krzyknęła z dołu młoda brunetka ubrana w grubą, zimową kurtkę. Trzyma w ręku ogromny parasol którym mogłaby zakryć połowę osiedla. Widocznie, nie lubi być mokra.
- Cześć Helen! A nic, siedzę i liczę gwiazdy. Patrz, nad sklepem unosi się Wielki Wóz.
Helen powiodła wzrokiem za palcem Anastazji. Zamiast gwiazd dostrzega raptem dwie dogasające latarnie.
- Daruje sobie komentarz - mruknęła pod nosem. - Ok Ann, nie przeszkadzam w obserwacji. Widzimy się w szkole. Na razie.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i pobiegła do grupki ludzi stojącej pod blokiem obok.
Wszyscy wiedzą, że Anastazja jest marzycielką. Dla niej świat mitów czy opowieści ze Starego Testamentu są pewnego rodzaju odskocznią od realiów podwórka, ulicy, miasta. Zamiast pójść z przyjaciółmi do pubu czy na dyskotekę, woli zamknąć się w pokoju i śnić na jawie o rzeczach nadprzyrodzonych, nie mieszczących się pod żadnym sufitem.
Kiedyś w podstawówce musiała napisać wypracowanie "Kim chciałaby zostać w przyszłości?" Napisała, że jednym z Proroków, bo oni umieją rozmawiać z Bogiem. Nauczycielka poprosiła ją o napisanie czegoś normalnego, tak jak Staś który chciałby zostać strażakiem czy Marysia, która chciałaby w przyszłości leczyć zwierzęta. Anastazja z oburzeniem i powagą odpowiedziała "To poważne marzenie i proszę nie myśleć, że jestem nienormalna!". Nauczycielka, zmęczona całym dniem w szkole, problemami w domu i innymi ważnymi sprawami, machnęła ręką wracając do tematu lekcji.
Anastazja zakończyła badanie gwiazd schodząc z okna. Patrzenie na wszystkich z góry jest przyjemne i pozwala jej zachować bezpieczną odległość od aspołecznych mas. Wysokość to rodzaj granicy którą lubi. Wystarczy już, że jej ubrania przesiąknęły smrodem pijaków, śmieciarzy, handlarzy Czarnego Rynku czy niedoszłymi wisielcami. Całą tą miejską ELITĄ. Ta wesoła gromadka często urzęduje na ławce pod jej oknem. Zazwyczaj są grzeczni wykonując jak należy codzienne obowiązki: piją czerwone wino z kartonów, palą papierosy bez filtra, opowiadają świńskie dowcipy. Ich pory dyżurowania przypadają na godziny wieczorne to znaczy od 17.00 do ostatniego trzymającego pion.
Dwa dni temu pan Henryk; człowiek dość otyły, z nie przystrzyżoną siwą brodą i zawsze w ciemnej przepoconej czapce z napisem "Polska", zadyszany przyleciał na ławkę. Panowie koledzy , powitali go okrzykiem pytając co się stało.
- Słuchajcie chłopaki, wczoraj pod biedronką nasi bliscy koledzy "po fachu" sprzedali mi żart. Mordy w kubeł i słuchać, bo zapomnę.
- Dawaj Heniu, do winka najlepsza jest zaprawa. - nie zastanawiając się długo polali brodaczowi czerwonego wina do plastikowego kubka z jego imieniem.
- Dobra, a więc tak: Trzech facetów rozmawia o tym, jakie pochwy mają ich żony. Porównują je do miast. Pierwszy mówi, że jego żona ma jak Paryż. Dlatego, że taka jest wspaniała, tętniąca życiem. Drugi mówi, że jak Londyn. Zawsze taka mokra, troszkę tajemnicza. A trzeci, że jego żony jest jak...Toruń!
- Dlaczego? Pytają tamci. A on na to:
- Dziura ... po prostu dziura.
Panowie przeraźliwie zarechotali i uśpione osiedle rozbudziło się pod naporem hałasu. Zapomnieli, że trwa cisza nocna. W natłoku myśli zaczęli porównywać swoje żony do miast, urządzeń elektrycznych, jeden nawet nazwał swoją Halinkę kobyłą co nie zdziwiło pozostałych. Pijacki rozgardiasz trwał, a oni śmiali się i pili.
Anastazja nie jest zła czy zniesmaczona, w końcu siedzi powyżej. Oni, odnudzają świat kiedy patrzy się na nich z boku. Stawiają wszystko na głowie i życie wydaje się niemożliwe do zabicia. Stojąc na środku pokoju przypomniało jej się, że czeka na nią szkoła i ławka z wżartą w oparcie krzesła Moniką. Dziewczyna gadatliwa, niemądra, taka różowa landryna myśląca jedynie o solarium i innych fascynujących miejscach jak sklep adidasa, Mc Donald czy night club zwany dyskoteką. Czasem uda jej się powiedzieć coś mądrego, ale niestety, jest to zjawisko występujące w czasie większych świąt czy w momentach "burzy mózgu". Ann siedzi z nią ponieważ nauczycielka na początku roku zabawiła się w grę "przesadź tak by było cicho". Rzeczywiście, oprócz dwóch ostatnich ławek nikt inny nie rozmawia. Dobranie charakterów i upodobań okazało się na tyle trafne, że "znajomi" z ławek siedzą z nosami w zeszytach. Gadanie po przekątnych czy posyłanie poczty w kształcie zmiętych karteczek gdzieś w klasę kończy się staniem na baczność do końca lekcji lub uwagą w dzienniku i zeszycie. Bardziej inteligentne osobniki z klasy siedzą cicho, a mniej rozgarnięte próbują przemycać informacje dalej niż ławkę obok.
Ann popatrzyła jeszcze raz na żółte słońce i z ogromnym ciężarem wpiętym w oczy zaczęła się szykować. Otworzyła szafę. Na prawych drzwiach ojciec dziewczyny zamontował parę lat temu duże lustro w kształcie jajka. Ma śliczną metalową ramę na której można zobaczyć kawałki rdzy. Stanęła przed nim błądząc palcami po chropowatych bokach, śliskim szkle. Odbicie wydawało jej się dziwnie zniekształcone, jakieś takie obce.
- Aaaa, to przecież ja. Wykrzywiłam usta i zrobiłam zeza. Heh, tak właśnie wyglądają prawdziwi ludzie. Mają chaos wypisany na twarzy, a w sercu panuje wojskowy porządek. Wszystko ustawione rzędami w jednolitych kolumnach. Aspołeczni ludzie mają na odwrót. Powłokę wygładzają do perfekcji różnymi operacjami, w przewadze kruche obietnice i kłamstwa, a w środku? Szkoda mówić. Wielkie Nic, bajzel na kółkach. Dlatego tylu jest psychologów, psychoterapeutów i innych psychowybawców którzy sprzątają i układają uczucia na właściwe półki. Te wszystkie telefony zaufania, czerwone linie, hostele dla bezdomnych, pokrzywdzonych przez los lub ojców alkoholików to świadectwo, jakie daje nam nasze idealne społeczeństwo - kolejny kilkuminutowy monolog do lustra - Ech, mówię coraz krócej, bardziej rzeczowo. Czyżby wszystko zostało powiedziane, domówione, odkryte ? - z tymi pytaniami zaczęła nakładać koronkowy czerwony stanik i majtki z małą czarną kokardką z przodu. Po chwili wlepiła wzrok w odstające kości miednicy, małą dziurkę w brzuchu, niewielkie piersi.
- Ideał piękna zasuszony w kobiecie. Nie w jej odczuwaniu, tylko w ciele. Przez wieki zmieniany: pogrubiany, odchudzany, odbarwiany, golony do połowy głowy, obnażany, palony na stosach, okrywany chwałą.
Echo martwych kultur szumi za oknem. Wydaje się jakby stado epok próbowało zburzyć ściany. Słyszy się nawoływania, świsty, brzęk - walka gałęzi z rynną, dosyć zacięta jak na tę porę roku.
Po raz ostatni spojrzała w lustro dedykując sobie słodki uśmiech.
- Pora stać się człowiekiem.
Wyszła, zamykając cicho drzwi.
Opublikowano

Zapowiada się ciekawie. Rozbudowane opisy sprawiają, że na chwilę byłam w pokoju Ann, widziałam ją i chciałam wiedzieć co myśli, co czuje. Czekam na dalszą część :)

Z błędów, niewiele - "wkońcu" - "w końcu" i brak kilku przecinków

Pozdrawiam

Opublikowano

Miałam pewne obawy, że nadmiar poetyckości rozmyje obraz Ann i nie za bardzo będzie wiadomo kim jest i o co jej chodzi. Twój komentarz mile mnie zaskoczył. Błąd poprawiłam, a co do przecinków to nie mam pojęcia gdzie można je zaczepić.
Wierze, że moja wizja Ann i tego co ją otacza nie ucieknie z głowy :) - byłoby super.

pozdrawiam :) i dziękuję za dotrwanie do końca początku ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Kamil Olszówka Chwała i cześć należy im się na wieki. Pozdrawiam.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Arsis «fantastyczna wizja stworzona przez nadwrażliwą wyobraźnię» źródło SJP Zawieszenie pomiędzy nieważkością a nicością. Narracja i akcja jak w niemym filmie, przyciąga pomimo braku dźwięku i głosów.  Pozdrawiam
    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...