Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
🎄 Wesołych świąt życzy poezja.org 🎄

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Czując, że koń długo nie ujedzie galopem wojowniczka zwolniła. Wiatr świszczący jej w uszach podczas tej krótkiej, szaleńczej ucieczki, powoli przechodził w szum, a myśli które uleciały wraz z nim, teraz powracały tak samo dokuczliwe jak przedtem. Może nawet bardziej. Nie przypuszczała, aby orki wszczęły za nią pogoń. Martwy kompan to jeszcze nie powód by opuszczać miejsce dogodne do napadów. Dziewczyna wiedziała, że w porcie powinna zawiadomić o bandzie orków nadzorcę królewskiego. Lecz po pierwsze, jako wychowance Starej Szkoły wraz ze sztuką władania mieczem wpojono jej niechęć do wszelkich popleczników króla łącznie z samym królem. Drugi powód był bardziej przyziemny. Jej misja wymagała dyskrecji. Mapy, które przewoziła pod żadnym pozorem nie mogły się dostać w ręce królewskich. To by ją kosztowało drożej niż własne życie. Na samą myśl o tym, jaka byłaby kara za nie wykonanie rozkazu, Ahn zadrżała. W swoim krótkim życiu była świadkiem tylko dwóch egzekucji tego rodzaju. Jak dla niej był to dostatecznie dobry powód, aby wykonywać rozkazy zwierzchników bez zadawania zbędnych pytań i z daleko idącą pieczołowitością. Nie chciała nigdy więcej oglądać strasznej kaźni, jakiej poddawani byli ci, którzy świadomie bądź nie, działali na niekorzyść Starej Szkoły, nie mówiąc już o tym, że sama miałaby się stać obiektem tego typu praktyk. Wolałaby już wpaść w łapy orków, które w powszechnej świadomości słyną z okrucieństwa dla schwytanych żywcem jeńców. O tak! Orkowie wydawali się być znacznie łagodniejsi w zadawaniu tortur niż jej pobratymcy. Wojowniczka popadła w ponury nastrój. Pierwszy raz była świadkiem okrutnej kaźni na Wornbugg’u Gann, Nadzorcy Niewolników remontujących drogę. Ahn nie mogła sobie przypomnieć, o jaką drogę chodziło, zresztą nie było to najważniejsze. Nadzorca zdefraudował część złota przeznaczonego na kamień do utwardzenia duktu. Zakupił po prostu tańszy kamień niewiadomego pochodzenia, podczas gdy Rozkaz mówił jasno skąd ma sprowadzić kamień. Przekręt być może nie wyszedłby na jaw, ale kamień okazał się kiepskiej jakości i po kilku latach droga nadawała się do powtórnego remontu. Przeprowadzono śledztwo, a winnym okazał się właśnie Wornbugg Gann. Dla przykładu bardziej niż za samo przewinienie, Rada postanowiła go ukarać w najgorszy z możliwych sposób. Dziewczyna doskonale wiedziała, dlaczego do tej pory pamięta wszystko w najdrobniejszym szczególe. Gdy nadzorca został skazany na bisznu, karę gorszą od najokrutniejszej śmierci, nie miała jeszcze sześciu lat. Ponieważ przebywała w Starej Szkole już od ponad roku Reguła Starej Szkoły nakazywała jej uczestnictwo w Ceremonii. I było to okrutne doświadczenie. Po dziś dzień zmuszała się do myślenia o Ceremonii bisznu z największą trudnością, szczególnie, że była nie tylko jej świadkiem, ale i uczestnikiem. Do tej pory budziła się w środku nocy zlana zimnym potem, a ze snu pamiętała tylko twarz Wornbugg’a Gann wykrzywioną spazmem bólu, w taki sposób, że trudno w niej było rozpoznać, chociaż cień człowieczeństwa. Ahn by dłużej nie katować się ponurym wspomnieniem, upewniła się po raz kolejny, że wszystkie przewożone przez nią dokumenty są na swoim miejscu. Jeszcze tego brakowało, żeby zgubiła któryś z nich podczas tej wariackiej galopady.
Reszta drogi do portu upłynęła wojowniczce na rozmyślaniach. Ponure wspomnienia wypełzały z zakamarków jej pamięci jak oślizgłe potwory. Ahn wolałaby walczyć z jadowitymi bestiami z mokradeł, albo wojować z hordą Szarych Ludzi Pustyni, niż nurzać się we wspomnieniach z okresu, który zwykło się nazywać dzieciństwem. W przypadku wszystkich adeptów Starej Szkoły trudno było mówić o szczęśliwym dzieciństwie, niezależnie od Cechu do którego zostali przydzieleni. Wykonywali oni najpodlejsze prace, a oprócz tego pobierali nauki i zdobywali umiejętności w zależności od swojego Cechu. Jednakże Cech Wojowników cieszył się najbardziej ponurą sławą ze wszystkich. Nawet w Cechu Magów śmiertelność wśród adeptów nie była aż tak wysoka. A wiadomym jest jak skomplikowane jest utkanie zaklęcia bez szkody dla samego siebie. Ahn przypomniała się twarz Gotha, dowódcy i instruktora. Zawsze wrzeszczał, jakby nie dość było ewolucji grożących gwałtowną śmiercią, podczas niezliczonych ćwiczeń. A jeśli by kto nie wykonał ćwiczenia i przypadkiem to przeżył to jeszcze dostawał od Gotha cięgi za nie wykonanie zadania. Tak... Te wszystkie wyglądające jak potwory maszyny ćwiczące ich refleks i sprawność. Ile to razy spadała z którejś z nich niemal skręcając kark i wskakiwała z powrotem jak najszybciej bardziej bojąc się Gotha niż skręcenia karku. Gdy została czeladnikiem, Ahn została skierowana do kompani mającej oczyścić mokradła z zalegających tam bestii. Przy jej nowym dowódcy Goth okazał się wcieleniem łagodności. Bogle’ był najpaskudniejszym z ludzi, których zdarzyło się jej oglądać, do tego wiecznie pijany. Ręce kleiły mu się do każdego młodego wojownika i nie bardzo zwracał przy tym uwagę na płeć. A jeśliby ktoś mu się sprzeciwił wysyłał na mokradła, do walki z jaszczurami. Pamiętała jak skradała się po mokradłach wraz z trzyosobowym odziałem, tak jak ona najwyżej piętnastoletnich wojowników. Brnęli w błocie po kolana z wyciągniętym przed siebie mieczami. Wszyscy w napięciu oczekiwali nieuniknionego. Wszyscy wsłuchiwali się w odgłosy mokradła, dochodzące zewsząd chlupoty, piski i zawodzenia, a także mlaskanie i trzask jakby komuś łamano kości. Najgorsze jednak były dalekie chichoty i szepty, jakby mokradło wyśmiewało ich młodzieńczą naiwną odwagę. Nagle Ahn usłyszała obok siebie zduszony krzyk i bulgot błota. Stojącej obok niej dziewczyny już nie było. Mocniej ścisnęła rękojeść swojego miecza. Wytężyła wzrok, skupiła całą wolę, jej oddech był płytki i powolny, a każdy mięsień napięty jak cięciwa łyku. I nagle tuż obok niej wytrysną w fontannie błota wężowaty kształt. Bez namysły cięła i rąbała mieczem, aż pozbawiona życia bestia zanurzyła się w błocie i zniknęła. Po chwili wyłoniła się następna i następna, później jeszcze dwie. Z ich ran i przeciętych tętnic bryzgała żrącą posoką parując i sycząc przy zetknięciu z błotem. Do dziś Ahn miała na rękach drobne ślady po poparzeniu, tam gdzie jad przepalił skórzaną kurtkę i grube rękawice wżerając się w jej ciało.
Na szczęście widziała już mury otaczające miasto portowe, lśniły czerwonawo na tle tonącego w morzu słońca. Ahn zachwyciła się tym widokiem. Rzadko miała okazję oglądać tak piękną architekturę. W Starym Mieście, podobnie jak we wszystkich warowniach, w których zdarzyło jej się stacjonować wszystko było podporządkowane względom czysto praktycznym. Wyjątek stanowił pałac Cechmistrza Cechów zaprojektowany i wykonany przez elfy. Mury miasta Kaa wyglądały na iście elfią robotę. Z traktu wydawało się, że zrobione są z pociętego w niezwykłe wzory szkła, skrzyły się w zachodzącym słońcu tysiącem odcieni czerwieni purpury i bordo. Dopiero z bliska widać było, że stanowią przeszkodę nie do przebycia dla nieproszonych gości. Świeża bryza dolatująca znad morza rozwiała jej ponure myśli, pozwalając skupić się na zadaniu, które miała do wykonania.
Wjechała przez Bramę Wejścia nie niepokojona przez strażników zbyt zajętych niepokojeniem jakiejś portowej dziewki. Musiała teraz odszukać tawernę Pod Rozbrykanym Aniołkiem.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Marek.zak1 Gwiazdy, astrologia i przeznaczenie - coś w tym jest! :))))))
    • Gdy pierwsza skrząca gwiazda, Jakby zagubiona, maleńka, samotna, Zamigoce na tle wieczornego nieba, Oznajmiając wigilijnej wieczerzy czas… A we wszystkich Polski zakątkach, W przystrojonych odświętnie domach, Trwająca od rana krzątanina, Z wolna dobiegnie już końca…   W blasku świecy przy wigilijnym stole, Zatańczą nasze świąteczne emocje, Niewidzialnymi nićmi z sobą splecione, Niczym złote włosy anielskie.   Strojna w bombki i łańcuchy choinka, W blasku wielokolorowych lampek skąpana, Ucieszy oczy każdego dziecka, Błyszczącą betlejemską gwiazdą zwieńczona… A pod choinką stareńka szopka, Z pieczołowitością misternie wyrzeźbiona, Opowie malcom bez jednego słowa, Tę ponadczasową historię sprzed tysięcy lat...   W blasku świecy przy wigilijnym stole, Biorąc ułożony na sianku opłatek, Zbliżając się z wolna ku sobie, Wszyscy wkrótce obejmiemy się czule,   Wnet z głębi serc, Popłyną życzenia szczere, W najczulsze słowa przyobleczone, By drżącym od emocji głosem wybrzmieć… Wszelakich sukcesów w życiu codziennym, W szkole, w domu i w pracy, Szczęścia, bogactwa, pieniędzy, Lat długich w zdrowiu i pomyślności…   W blasku świecy przy wigilijnym stole, Jedno pozostawione puste nakrycie Echo dawnych zapomnianych już wierzeń, Przypomni tamte stare tradycje,   Gdy pełna czerwonego barszczu chochla, Dotknie ze stukiem każdego talerza, A po przystrojonych odświętnie wnętrzach, Rozniesie się już jego aromat, Wybijający kolejną godzinę stary zegar, Przypomni o upływających latach życia, Gdy w kącie stara pozytywka,  Zagra kolędę znaną z dzieciństwa…   W blasku świecy przy wigilijnym stole, Gdy za oknem prószy wciąż śnieg, Tlą się w pamięci wspomnienia odległe, Czasem mgłą niepamięci zasnute.   Przy wigilijnych potrawach, Zajmie nas niejedna długa dyskusja, O tym jak z biegiem kolejnych lat, Zmieniała się nasza Ojczyzna… A na przyszłe lata pewnie snute plany, Przecinane przez głośne krzyki W sąsiednich pokojach bawiących się dzieci, Wzbudzą często serdeczne uśmiechy…   W blasku świecy przy wigilijnym stole, Dadzą się czasem słyszeć szepty anielskie, Tak melodyjne choć cichuteńkie, W myślach naszych niekiedy odzwierciedlone.   Długie refleksyjne rozmowy, W gronie rodziny i najbliższych, Pozostaną w wdzięcznej pamięci, Powracając na starość przyobleczone w sny… A gdy czas włosy siwizną przyprószy, Wspomnienie tamtych z dzieciństwa Wigilii, Z oczu niekiedy wyciśnie łzy, Otarte ruchem pomarszczonej dłoni…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • nie szukałem cię bo zawsze myślałem że takie rzeczy trafiają się innym albo w książkach które kłamią lepiej niż ludzie a potem przyszłaś bez fanfar bez obietnic po prostu usiadłaś obok jakbyś znała to miejsce od zawsze i nagle świat ten stary sku*wiel przestał mnie bić codziennie zostawił tylko lekkie siniaki żebym pamiętał jak było wcześniej kocham cię w ten brudny, ludzki sposób kiedy myślę o tobie przy pustym kubku o trzeciej nad ranem i wiem że nawet cisza z tobą ma sens tęsknota? jest jak niedopałek w kieszeni ciągle o sobie przypomina ale nie boli bo wiem że istniejesz że gdzieś oddychasz śmiejesz się może właśnie patrzysz w sufit tak jak ja i to wystarczy żeby jutro znów wstać nie wierzę w bajki ale wierzę w ciebie a to więcej niż kiedykolwiek odważyłem się mieć bo po raz pierwszy nie boję się stracić tylko cieszę się że w końcu znalazłem dom w drugim człowieku
    • Błądząc po pustynnych piaskach, w miejscach, w których dosięgniemy przykrytego mgłą nieba, każdy pozostawiony na ziemi ślad zamienimy w oazy. Tym tropem będą mogły podążać karawany spragnionych. Kropla po kropli zaczną spływać strumienie wody, wypłukując piach z zaschniętych ust. Już wiesz, wiesz więcej, więcej na pewno, na pewno, gdzie trzeba, gdzie trzeba wież. Wiesz, gdzie mgła spłynie z nieba.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...