Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Miłosza dylematy o wierszu, języku, poetach i poezji


JacekSojan

Rekomendowane odpowiedzi

Miłosza dylematy o wierszu, języku, poetach i poezji
(poetyckie monologi - zestaw cytatów)

Wyboru dokonał: Jacek Sojan




"Żeby napisać mądry wiersz trzeba wiedzieć więcej niż jest w nim wyrażone. Świadomość wyprzedza jakiekolwiek środki wyrazu. I ten żal, że zostajemy w pamięci ludzi głupszymi niż byliśmy w naszych chwilach ostrego zrozumienia."

"Od młodości starałem się uchwycić słowami rzeczywistość, taką o jakiej myślałem chodząc ulicami ludzkiego miasta i nigdy to się nie udawało, dlatego każdy mój wiersz uważam za zadatek niespełnionego dzieła. Wcześniej odkryłem nieprzyleganie języka do tego, czym naprawdę jesteśmy, jakieś wielkie na niby podtrzymywane przez książki i stronice gazetowego druku. I każda moja próba powiedzenia czegoś rzeczywistego kończyła się tak samo, zagnaniem mnie z powrotem w opłotki formy, niby owcy odbijającej się od stada."

"Jaka będzie poezja w przyszłośći, ta o której myślę, ale której już nie poznam? Wiem, że jest możliwa, bo znam krótkie chwile kiedy już niemalże tworzyła się pod moim piórem, żeby zaraz zniknąć. Rytmy ciała - bicie serca, puls, pocenie się, krwawienia periodu, lepkość spermy, pozycja przy oddawaniu moczu, ruch kiszek, będą w niej zawsze obecne razem z podniosłymi potrzebami ducha i nasza podwójność znajdzie swoją formę bez wyrzekania się jednej strefy albo drugiej."

Poznanie dobra i zła (fragment)
----------------------------------

Podobnie z pięknem. Istnieć nie ma prawa.
Nie tylko żadnej w nim racji ale argument przeciw.
A jednak jest niewątpliwie i różni się od brzydoty.
(----)
I dobro jest słabe, ale piękno silne.
Niebyt szerzy się i spopiela obszary bytu
Strojąc się w barwy i kształty, które udają istnienie.
I nikt by go nie rozpoznał, gdyby nie jego brzydota.

Kiedy ludzie przestaną wierzyć, że jest zło i jest dobro,
Tylko piękno przywoła ich do siebie i ocali.
Żeby umieli powiedzieć: to jest prawdziwe, a to nieprawdziwe.


"Poczynając od moich lat wczesnych pisanie było dla mnie sposobem okupienia mojej prawdziwej czy urojonej bezwartościowości. Może pierwotnie było w tym coś z romantycznej nadziei uzyskania wiekopomnego imienia. Ale właściwie była to głównie chęć zdobycia zasługi przez literaturę budującą. Niestety, ta nie bardzo wychodziła, bo przeszkadzał mi dystans pomiędzy tym, kim byłem i tym, kim mógłbym się wtedy wydać czytelnikom.

Oczywiście, że literatura powinna być budująca. Kto z przyczyny wyjątkowo chłonnej wyobraźni, doznawał złego wpływu książek, nie może myśleć inaczej. Już to, że słowo "budująca" jest wymawiane z sarkazmem i politowaniem, dowodzi, że coś z nami nie w porządku. Jakież wielkie dzieła literatury nie są budujące? Czy Homer? Czy może Boska Komedia? Czy Don Kichot? Czy Liście Trawy Whitmana?"

"Skąd bierze się moja pokora? A stąd, że zasiadam do stawiania znaczków na papierze w nadziei, że coś wyrażę, umiem na tym spędzać całe dnie, ale kiedy postawię kropkę, widzę, że nie wyraziłem nic. Chciałbym siebie uważać za geniusza, to jednak niezbyt się udaje. Co prawda nie wiem, gdzie są geniusze literatury, którym mógłbym zazdrościć. Ci dawni są schwytani przez obyczaj czasów i styl swoich czasów, ci nowi poruszają się z trudem w przeźroczystej patoce, która już zastyga. A ja ciągle z moim nienasyceniem, jak w chwili kiedy podchodzę do okna, widzę wieżę z zegarem, w dole śnieg na trawnikach campusu Ann Arbor, przechodzącą po ścieżce dziewczynę i samo już to, bycie tu, przy tym oknie, w chwili takiej jak każda inna, to znaczy niepowtarzalnej, z bielą śniegu i ruchem nóg oglądanym z wysoka, wystarcza żeby mnie wpędzić w lament nad niewystarczalnością języka"


P R Z Y G O T O W A N I E
_______________________

Jeszcze jeden rok przygotowania.
Już jutro zasiądę do pracy nad wielkim dziełem
W którym moje stulecie zjawi się jak było.
Słońce będzie w nim wschodzić nad prawymi i nieprawymi,
Wiosny i jesienie następować będą nieomylnie po sobie,
Drozd będzie budować w mokrym gąszczu gniazdo wylepione gliną
I swojej lisiej natury uczyć się będą lisy.
(....)
Nie nauczyłem się jeszcze mówić jak trzeba, spokojnie.
A gniew i litość szkodzą równowadze stylu.

______________________________________________

"Bluszczowatość polskiego języka. W przeciwieństwie do samowystarczalnej, bliskiej ludowym korzeniom, krzepy rosyjskiego. Ale bluszcze i powoje nie muszą być uznane za podrzędne. Muszą mieć jednak na czym się oplatać i dlatego tak ważny dla piszących po polsku był rytm łaciny"

"Trudność ustawienia głosu. Czy też, inaczej, trudność zakreślenia granicy w zdaniu, które w polskim ma skłonność do rozlewania się kapryśnie na boki, aż po zupełne gadulstwo. Niepokojący jest nieraz brak zmysłu formy u staropolskich autorów, i to nawet tych ze Złotego Wieku.

Czy brak zmysłu formy, dostrzegalny w języku, w piśmiennictwie, może być przyczyną upadku jakiegoś kraju? Nie że następstwem upadku jest brak zmysłu formy, bo to byłoby za proste, ale odwrotnie. Wtedy dopiero pytanie nabiera jadowitości."

"Zamieszkać w zdaniu, które byłoby jak wykute z metalu. Skąd takie pragnienie? Nie żeby kogoś zachwycić. Nie żeby utrwalić imię w pamięci potomnych. Nienazwana potrzeba ładu, rytmu, formy, które to trzy słowa obracamy przeciwko chaosowi i nicości."

"Poezja jest sprawą wstydliwą, ponieważ poczyna się za blisko czynności, które noszą nazwę intymnych.

Poezji nie da się oddzielić od świadomości własnego ciała. Szybuje ponad nim, niemateialna, a zarazem uwiązana, i jest powodem do zawstydzenia, ponieważ udaje przynależność do odzielnej strefy, ducha.

Wstydziłem się, że jestem poetą, tak jakbym, rozebrany, obnosił publicznie cielesny defekt. Zazdrościłem ludziom, którzy wierszy nie piszą i których dlatego zaliczałem do normalnych, w czym zresztą się myliłem, bo na tę nazwę zasługuje niewielu."

"Następuje w akcie pisania szczególne przekształcenia danych bezpośrednich, by tak rzec, świadomości jako czucia siebie od środka, na wyobrażenie innych takich samych osobników, tak samo od środka siebie czujących, dzięki czemu mogę pisać o nich, nie tylko o sobie."

"Miał bowiem jakby wrodzony podziw dla wszystkiego, co było dobrze zrobione, dobrze napisane, co miało klasę czy kaliber - i przeraził się jeszcze bardziej, kiedy uświadomił to sobie: już obchodzi nas nie "co", tylko "jak" staliśmy się obojętni na treść i reagujemy nie na formę nawet, ale na technikę, na samą sprawność techniczną. Wszelka treść bowiem została wcześniej strawiona, przeżuta...Wszystko uczynili wtórnym, poobrywali nam skrzydła, jak dzieci o niedobrych instynktach i czym stało się życie człowieka, jeśli nie życiem muszym, bzykającym, jednosezonowym... Marks, który obnażył haniebną podbudowę społeczeństw...Nietzsche, opaczny Rousseau tego rozczarowanego wieku, który skompromitował wszystkie nasze konwencje...Freud, który w głębi każdego z nas wykrywa ślepego ludożercę, pełnego infantylizmu, deprawacji i zahamowań, równie szkaradnych jak jego popędy. Nawet przyrodnicy, którzy na miejsce ostatnich prawd, w jakie wierzyła ludzkość, naukowych prawd obiektywnego świata, ustanowili nad sobą prawo nieoznaczoności. Samobójcza pasja kompromitowania, degradacji. Nieustanne deprecjonowanie człowieka, jego ideałów, jego natury - i oto w tym ogólnym nałogowo uprawianym poczuciu małowartościowości zaczyna działać groźny mechanizm nadkompesacji, megalomania osobista i grupowa, i upodobanie w obnażaniu, w obnoszeniu na pokaz własnej deprawacji.

Jeżeli wszystkie prawdy są względne i zależne od układu odniesień - buntuje się zdemaskowany w najtajniejszych myślach i odruchach człowiek - to ja chcę być decydującym układem odniesień, ja sam decyduję, co uczynię prawdą. Szukaliście we mnie drapieżnika, okrutnej złej bestii, patrzcie - oto jestem. Jeśli jestem zły, przewrotny, spragniony tylko władzy, rozkoszy, niechże będę nim na całego, bez obłudy, na największą skalę. Bo już tylko w skali i kalibrze upatruję dla siebie możliwość wielkości i usprawiedliwienie."

"Poezja i wszelka sztuka jest skazą i przypomina ludzkim społeczeństwom, że nie jesteśmy zdrowi, choćby trudno nam było do tego się przyznać."

"Poeta jak dziecko wśród dorosłych. Wie, że jest dziecinny, i musi bez ustanku udawać swój udział w działaniach i obyczajach dorosłych.

Skaza: świadomość dziecka w sobie. To znaczy stworzenia naiwnie-emocjonalnego, które jest stale zagrożone przez rechot ludzi dojrzałych."

"Niechęć do rozprawiania o formie poezji i do teorii estetycznych,czyli do wszystkiego, co zamyka nas w jednej roli, brała się u mnie z zawstydzenia, czyli nie chciałem spokojnie przyjąć wyroku skazującego mnie na bycie poetą.

Zazdrościłem Julianowi Przybosiowi: Jak on to robi, że zadomowił się w skórze poety? Czy to znaczy, że nie znajduje w sobie skazy, ciemnego kłębowiska, lęku bezbronnych, czy też postanowił, że nic z tego nie przedostanie się na zewnątrz?"

"Poeci zasługują na to, żeby ich wygnać z Republiki. Tylko że jak to zrobić? Ich głosem odzywa się miękkość, ranliwość społecznego ciała. Ich liczba idzie w setki tysięcy, miliony. A przecież może nadejść moment, kiedy państwo, nauczone chronić czystość wody i powietrza, zastosuje ekologiczne odkrycia do szkodliwego wpływu pewnych indywiduów.

O wygnaniu poetów z Republiki pisze się zawsze satyrycznie. Dlaczego? Oto ustanowiono specjalną inkwizycję tropiącą nałogowców układania wierszy. W tej science fiction należy zdobyć się na usunięcie satyrycznego tonu, wczuć się w kłopoty inkwizytorów. Niemałe, skoro sama ilość poetów kusi zawarciem z nimi rozejmu, jak to działo się w niektórych państwach policyjnych, drukujących własnym kosztem tomiki niezrozumiałych wierszy. Dramatyczność akcji polegałaby na ukrywaniu nałogu przez ogromne masy obywateli, tak że pojawiłaby się kategoria niby-to-nawróconych, jak maranów niegdyś w Hiszpanii. Szlochy i krzyki rodzin, w których domu znaleziono wiersz. A zarazem ciągła walka organów ścigania z własną słabością, z wiedzą o własnych wierszach w ukryciu popełnionych."

"Wiele wynika z dialektyki wyższy-niższy. Poeta pisze dla równego sobie, niejako rozdwaja się na autora i czytelnika albo słuchacza, a ten jest idealny, to znaczy ma wiedzieć i rozumieć tyle, co sam autor. Niestety mało jest takich czytelników idealnych. Odbiór polega najczęściej na błędnym odczytaniu, a badacze i krytycy na błędnych odczytaniach budują swoje teorie.

Groźne nieporozumienia wynikają, kiedy umysł wyższy, uniesiony pokorą, przychodzi do umysłów niższych i zwraca się do nich jak do równych. Istnieje rodzaj uproszczeń i przez to zafałszowań, które świadczą, że to właśnie zaszło."

"Nie może zdarzyć się nic lepszego, niż pożegnać swoje minione życie jako komentarz do kilku wierszy."

"Persona. Wyjątkowo duże znaczenie ma odkrycie, że kiedy mówimy "ja" i opowiadamy w swoim imieniu, może to być tylko chwyt literacki. Kiedy ten poeta uznał, że przemawia w wierszu nie on sam, ale stworzona przez niego p e r s o n a, przybyło mu śmiałości i przezwyciężył swoje skrupuły powstrzymujące go od zmyśleń. Odwoływał się do okruchów swoich przeżyć, ale łączył je, żeby napisać arię, śpiewaną przez trochę tylko podobną do niego postać."

"Czy kategoria wzniosłości może pomieścić niektóre opisy w dzisiejszej literaturze, na przykład opisy kopulacji? Zasadniczo nie, bo ludzkie ciało jest dramatycznie-komiczne, jeśli nie tragikomiczne. Znam jeden, u poetki Anny Świrszczyńskiej, choć właściwie jest to opis uczucia wdzięczności wobec losu, za to, że ofiarował taką chwilę."

"Przy końcu życia myśli poeta: "W jakichże ja nie nurzałem się obsesjach i głupawych pomyśleniach mojej epoki! Wsadzić by mnie do wanny i szorować dzień i noc, aż cały ten brud ze mnie spłynie. A jednak tylko z powodu tego brudu mogłem być poetą dwudziestego wieku, i pewnie Pan Bóg tak zechciał, żeby mieć ze mnie korzyść."

"Pragnienie prawdy natrafia na wiersze i opowieści, a wtedy wstyd, bo to wszystko tylko mitologia - ani nie było moje, ani tak nie czułeś. To sam język rozwijał swoje aksamitne pasmo, po to, żeby zakryć to, co bez niego równałoby się nic."

"Dwudziesty wiek przyniósł fikcję, budowaną z woli władzy politycznej niby malowany w "scenki ż życia" parawan, żeby ukryć, co się za nim odbywa. Nazywało się to realizmem socjalistycznym. Jednakże nakazy i zakazy państwa są tylko jednym z powodów podziału na to, co zakazane, i na to, co opisane. Tkanina języka stale ma skłonność do odklejania się od rzeczywistości, i nasze wysiłki, żeby je skleić, są przeważnie daremne, choć - czujemy to - absolutnie konieczne."

"Nie lubię słowa . Żałosna to konfraternia. Gdzieś znalazłem taki obraz zachowania się wszelkiego rodzaju artystów: łąka, na której tłum ludzi i każdy wypuszcza swój balonik, niebo ich pełne, a każdy marzy o tym, żeby inne baloniki pękły, żeby je przekłuć, a został jeden tylko balonik, jego. Literaci gromadzą się, mają taką potrzebę, niemal instynkt stadny, bez tego nie byłoby rytuału wzajemnych obgadywań i stawiania stopni. A zarazem każdy swojego kolegę uważa za trochę niższego od siebie. Po czym to sczepione towarzystwo przemija i na pięćset czy tysiąc nazwisk jedno ocaleje dla potomnych"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prowokacja to też sposób na reklamę...jakby nie było prof. Miłosz długo przebywał w Ameryce; a język rosyjski, jeśli już go ktoś poznał i nauczył się czytać Mandelsztama, Achmatową, Cwietajewą , Pasternaka, Błoka i Jesienina w oryginale -a moje pokolenie m u s i a ł o znać i zdawać ten język na maturze, jako język naszych "odwiecznych i jedynych przyjaciół na świecie" - ten rozumie prawdziwość uwagi Miłosza o stosunku Polaków do tego, śpiewnego i bardzo miękko brzmiącego dla naszego ucha - języka.
:) J.S

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...