Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wstążki oddechów
rysy
na powietrzu nieograniczonym
chwytamy którykolwiek koniec korzenia
odrywając od regularnych ruchów
- powstaje natura której nie można wpisać
w bryłę

zahipnotyzowany opanowaniem
człowiek na tarczy ziemi okręcany wokół
tych samych godzin

świat w paranoi
podporządkowany określeniem czasu i miejsca

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




lekka zmiana

teaz to jak przepis nie wygląda

miast wstążków wrzuć szrafy
proposition
z ukłonikiem i pozdrówką MN

a tak w ogóle to podobno miejsca czasu i tym podobnych rzeczy
nie da rady określić, ten wcielony nazi już to rozpatrywał, wiesz
pewnie o kim myślę, da Vinci przeszedł nas wszystkich
to trzeba mu przyznać

z ukłonikiem i pozdróką MN
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




no niby nie da się
ale po co na mzegarki i nazwy miast ?
tutaj o to chodzi...
czyli taka grubo przesadzona paranoja czasu i miejsca

wiem o kim myślisz...a da Vinci to był ktoś...


wieczności.
Opublikowano

chwytamy którykolwiek koniec korzenia
odrywając od regularnych ruchów
to już drugi wiersz tego wieczora, który sprawia,że patrze na siebie podejrzliwie...
sam tekst-średni, brakuje mu energii przekazu.

Opublikowano

wybacz, ale chyba coś poplątałeś
albo - co jest prawdopodobne - ja czegoś nie zrozumiałam ;)
da Vinci jako umysł twórczy szukał uporządkowania a nie chaosu
a tzw człowiek witruwiański został poszatkowany liniami nie dla symetrii
- w każdym razie nie tylko;) ale dla proporcji (osobny temat)
Stanka Zakowa ma rację - mam odchył architektoniczny (możliwe, że wszyscy architekci to zboczeńcy;)
ale widzę błąd w założeniu
i przy całej sympatii dla Twojej twórczości jestem tym razem na nie, sorry
pozdrawiam, :))) INka

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





coś tutaj ale nie będę zdradzał co bo po co
sprowadza się do puenty
która jest raczej związana bardziej z Vinci
niż z chaosem więc nie rozumiem w tym momencie
ale to nie szkodzi

wieczności

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...