Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ranny ptak wzlatuje nad morzem.
Dzwony śmierci rozśpiewują mu wzniosły hymn.
Czy rozmarznięte serce symbolizuje
Roztargnione w nas uczucia sensu?
Drzewo pochylone na wietrze,
A smutek nieprzerwanie krąży miedzy liśćmi
Z zimy stać się wiosną.
Rozkwitną chwile zapomnienia
Uniesie głód miedzy chmury łez.
Czas nastanie cichych i prostych dróg
Upadną dni tęsknoty.

Boże, który w kropli rosy kryjesz swą moc
Spraw, aby uwierzono w siłę najmniejszą czynu
Aby więcej krew nie spływała po ciele ludzkiego życia.
A gdy ucichnie wiatr niepokoju
Serce napełni czysta radość
Istnieniem staje się rzeczywistość
I nagle dociera rozpacz,
Która chwieje palącym gniewem
Rozmazuje uczucia.
Osiągnąć dno i uśmierzyć ból.
Niewyobrażalne gonitwy za przeszłością.

Wspomnienia i kolejna rana.
Ochota błysku, uśmiechu
I kolejny raz zgaszenie próśb i modlitw.
Nadzieja, która zniknęła wraz ze swymi dziećmi
I ostatnia chwila przemówienia…
Anioły, które zsyłają swe pomocne dłonie
I szatan, krzywdzący te pragnienia.
Przeznaczenie zatrute niepewnością.

Opublikowano

Do skomentowania przyciągnął mnie tytuł, no więc jestem. Mam wrażenie, jakby znaki interpunkcyjne były trochę poplątane, ale to może tylko wrażenie. Może jako przykład podam to zdanie
"Drzewo pochylone na wietrze,
A smutek nieprzerwanie krąży miedzy liśćmi
Z zimy stać się wiosną. "
Nie dość, że te znaki mi nie pasuję, to masz tu literówkę i jak dla mnie, brak tu sensu.
Znowóż to zdanie, będące też ciekawa metaforą,
"Czy rozmarznięte serce symbolizuje
Roztargnione w nas uczucia sensu?"
psuje rytm w strofie, a już szczególnie konczące myśl słowo 'sensu'.
Przeczytałam utwór znów i stwierdzam, że nie tylko w tamtym przykładzie brak sensu. Jest wiele takich zdan. Może to ta chęć jak najlepszych metafor? To nie wychodzi - one muszą płynąć z ciebie. Znam to, bo miałam to samo - za dużo metafor i wyszła kicha. Do tego, jak na wiersz budujesz za długie zdania. Na przykład
"A gdy ucichnie wiatr niepokoju
Serce napełni czysta radość
Istnieniem staje się rzeczywistość
I nagle dociera rozpacz,
Która chwieje palącym gniewem
Rozmazuje uczucia."
To jest wiersz, a nie wypracowanie. I te znaki są źle rozstawione. Ja, pisząc - powiedzmy rozprawkę - buduję zdania bardzo długie, ale by je budować trzeba znać zasady przestankowania. U ciebie ich brak i to trochę razi. A poza tym, jak mówiłam - to jest wiersz. I nie potrzeba budować długich zdań, myśl można zawrzeć w kilku słowach.
No cóż, trochę się rozpisałam.;)
Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...