Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

co koń wyskoczy przez prerie
przez piaski ruchome i wydmy
do morza by poczuć zapach
w nozdrzach i słyszeć równy
stukot kopyt na deskach
by poczuć wiatr we włosach
pamiątka z Sopotu

--------------------------------------------
http://th.interia.pl/51,gfb42e7a72015779/i410709.jpg

Opublikowano

Witam,

uśmiech pojawia się przy czytaniu,
bardzo zgabny,
osobiście ominęłabym tylko słowo "ten"
myslę, że bez niego będzie subtelniej
ale to oczywiście tylko moje prywatne odczucie.

Pozdrawiam ciepłą chmurką
Patrycha

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Prawda to.
Szczególnie te złote czasy gdy wszystko było proste
i sprowadzało się do zjedzenia zupki, zabawy i dobranocki.
A ja kiedyś bawiłem się amatorsko fotografią.
Cały sprzęt jeszcze leży sobie, nawet odczynników i papieru
troszkę mi zostało. :-)
Myślę więc że fotoplatykonów będzie kilka (naście?)

A tak w ogóle to fotoplastykon czy fotoplastikon?
Spotkałem obie formy i nie wiem która jest prawidłowa?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Piotrze z twojej fotki złapałam konia trojajńskiego, więc wybacz juz nie zajrzę na stronę....
od wczoraj miałam unieruchomiony komp.
słońneczka, Es

No nie. Głupio mi teraz.
Muszę zmienić serwer do zrzutu.
Na wszelki wypadek wywalam link.
I najmocniej przepraszam.
Wkleje nowy gdy znajdę coś bez trojanów.
Słońca bez wirusów ;-)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ten fragment jest dla mnie :)
chociaż akurat podczas jazdy konnej nigdy tego nie czułam
bo na łepetynie miałam zawsze toczek (blondynka często spada)
fajny jest ten Twój fotoplasticon, podoba mi się pomysł
wygrzebałam niedawno zdjęcie jak dosiadam owczarka podhalańskiego
w okularach (tzn. pies był w okularach)
ze zdjęcia wynika, że obydwoje byliśmy happy
ale wiersza o tym nie napiszę, bo nie umiem...;)
:)))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


ten fragment jest dla mnie :)
chociaż akurat podczas jazdy konnej nigdy tego nie czułam
bo na łepetynie miałam zawsze toczek (blondynka często spada)
fajny jest ten Twój fotoplasticon, podoba mi się pomysł
wygrzebałam niedawno zdjęcie jak dosiadam owczarka podhalańskiego
w okularach (tzn. pies był w okularach)
ze zdjęcia wynika, że obydwoje byliśmy happy
ale wiersza o tym nie napiszę, bo nie umiem...;)
:)))

Rozumiem ten toczek, choć spaść tylko raz mi się udało.
Ale takie są skutki jeżdżenia nocą po plaży. No i oczywiście nie z tego na zdjęciu. ;)))
Miło że przypadł do gustu, a co do pisania to ja też chyba nie bardzo umiem ale bardzo lubię. ;))))))
Piszę po prostu co mi impulesy elektryczne po neuronach w łepetynie przyniosą. hihi
Pozdrawiam serdecznie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Marek.zak1 @Berenika97 @Berenika97 @piąteprzezdziesiąte @jan_komułzykant @Nata_Kruk Dziękuję uprzejmie za serduszka i bardzo pochlebne komentarze. Pozdrawiam Was i wszystkich czytelników.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      K.
    • @Dekaos Dondi  a potem ktoś głowę kata zetnie  
    • @Nata_Kruk musi być szalony, bo czasem jestem szalona dzięki   @Kwiatuszek dzięki
    • @Natuskaa    "(...) To, co długo dojrzewa, bywa śmieszne i niedocenione (...)".     Rozumiem, że masz na myśli innych ludzi. Bo na podstawie już tylko "Późnego owocu" można wysnuć wniosek, że owoce adojrzałe bynajmniej Cię śmieszą.     Pozdrowienia. ;))*    
    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież, także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Leakey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby.       Cusco, 22. Września 2025       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...