Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

*

Mógłbym pójść do pierwszej lepszej kafejki internetowej, jednak tak długo nie widziałem Arka, że z chęcią podjąłem się wyprawy na Ealing. Nie wiedzieć czemu, podczas monotonnej podróży metrem, wróciłem myślami do squata.
Kiedy byłem tam po raz ostatni, panował piękny sierpniowy dzień. Przeszedłem zatłoczoną ulicę i jak przed kilkoma miesiącami, minąłem wygiętą szynę kolejową, by zniknąć w gąszczu krzewów między dwoma squatami.
Wszystko wokół było obce. Zamiast drzwi i okien wstawiono stalowe płyty z napisem: VPS, poza tym przybyło śmieci, chaszcze rozrosły się do gigantycznych rozmiarów. Przez chwilę wydało mi się, że w krzakach widzę bure futerko kotki-squatki, lecz szybko okazało się, że to tylko wróbel.
Nagle zza drzewa wyszedł postawny Murzyn w odblaskowej kamizelce, przestraszony i zaskoczony, jak ja.
- Co pan tu robi? – zapytał bez wrogości.
- Piszę reportaż – skłamałem szybko – A pan?
Roześmiał się. Idealnie białe zęby błysnęły w słońcu.
- Każdy, kto tu przychodzi, mówi, że pisze o tym domu.
- Może squaty to ciekawy temat?
Machnał ręką i poprawił Bluetootha, przyklejonego do jego ucha, niczym jakiś futurystyczny pasożyt.
- Ja tam do squatersów nic nie mam. To fajni ludzie. Dali mi nawet fotel i stolik – skwitował i
skinął, żebym poszedł z nim.
Faktycznie, urządził się komfortowo pośród krzaków. Na stoliku stał termos z herbatą, stos gazet i małe radyjko. Murzyn usiadł w wiklinowym fotelu z naszej squatowej palarni i śmiesznym gestem pokazał mi, jak mu wygodnie.
- Mam kontrakt do października. Transport for London wynajął naszą firmę do pilnowania tej posesji. Nie chcą, by ktoś ponownie wdarł się do środka. Tego drugiego pilnuje aż dwóch. Siedzą w aucie naprzeciwko.
Pokręciłem z niedowierzaniem głową.
- Pracuje pan tu codziennie od 17-go lipca?
- Tak.
- To kraj wariatów...
Wkrótce potem zjawili się Arek, Roman i paru innych ludzi, których nie znałem, a pięć minut później ludzie z TFL. Zerwano plomby i zdjęto wielką płytę z drzwi.
- Siemano, Archie – powiedziałem ze smutnym uśmiechem.
- Pieprzę Archiego – odparł gnewnie – Mam na imię Arek.
W ponurej atmosferze zaczęliśmy odkopywać tak misternie poukrywane meble, sofy, sprzęt elektroniczny, książki – wszystko, czego nie daliśmy rady zabrać ze sobą podczas błyskawicznej eksmisji. Załadowaliśmy cały ten majdan do vana i zawieźliśmy do specjalnie wynajętego garażu. Miał tam być przechowywany, dopóki nie znajdą jakiegoś nowego lokum.
Niedługo później Arek włamał się do innego squata i został aresztowany. Roman zresztą też. Pojęcia nie mam, jak to się stało, ale Arka uniewinniono, zaś Roman otrzymał wyrok w zawieszeniu.
Teraz mieszkają w bloku dwie przecznice od squata.
- Nieźle, co? – mówi Arek z nutką dumy, kiedy rozglądam się po jego nowym mieszkaniu.
- Pięknie. Gratuluję.
Siadam w wielkim fotelu. Magda częstuje mnie piwem i chipsami. Oboje wyglądają na bardzo szczęśliwych.
- Ale zachodu z tym było – ciągnie Arek – Nasz angielski był jeszcze za słaby, by samodzielnie telefonować, negocjować, zrozumieć co podpisujemy w kontrakcie. Zwróciliśmy się do jednej z tysiąca agencji pośrednictwa, polsko-angielskiej, żeby nie było problemów z komunikacją. Dokładnie określiliśmy rodzaj mieszkania, okolicę i pułap możliwości finansowych. Poszukiwania trwały prawie miesiąc. Byliśmy bliscy załamania. Malutki pokoik na drugim squacie, nierozpakowane rzeczy, a pośród nich baraszkujące kotki.
Przypominam sobie, że przecież eksmitowali nas tuż po narodzinach pięciu maluchów.
- Co z nimi? – pytam jako ten, który asystował przy narodzinach.
- Poszły po 30-40 funtów od sztuki.
Słyszę ciche miauknięcie i squatka ląduje na moich kolanach. Nie widziała mnie kilka miesięcy, a jednak pamięta. Przez chwilę wierci się czule, przytulona do mojego brzucha, po czym wyciąga jak długa.
- Jak ty to robisz, że ona cię tak lubi? – pyta zdziwiona Magda.
- Nie mam pojęcia.
Mile połechtany sączę piwo. Arek kontynuuje swoją opowieść.
Zazwyczaj agencje wymagają od potencjalnych lokatorów doskonałych referencji, wyciągów z kona bankowego czy listu od pracodawcy. Robią to, ponieważ to one odpowiadają przed landlordami, jeżeli coś pójdzie nie tak - ktoś będzie zalegał z opłatami, niszczył wyposażenie, urządzał balangi itd.
Arek i Magda jako self-employed mieli utrudnione zadanie. Konta w banku i karty kredytowe to był duży plus, ale brakowało referencji od ostatniego landlorda (właściciel squata na pewno by ich nie wystawił) oraz pracowawcy. Polacy z agencji zgodzili się przymrużyć oko na papier z ostatniego miejsca zamieszkania, ale zażądali bardzo dobrych referencji z pracy.
Arek wsiadł na rower i odwiedził większość swoich klientów. Jeden z nich wysmarował taki pean na jego cześć, że agencja przyjeła go bez zająknięcia.
Z przedstawicielem agencji odwiedzili kilka mieszkań. Wybrali to z uwagi na bliskość do aż trzech stacji metra oraz zaciszną, jak się wydawało, uliczkę. Roman zdecydował się zagospodarować living room, Arek z Magdą większą sypialnię, a mniejsza, jednoosobowa została przeznaczona pod wynajem.
- Jest tylko jedna niedogodność – kończy Arek – A właściwie dwie. Pierwsza to sąsiedztwo torów kolejowych. Co kilka minut przewala się wielki huk, aż ściany drżą. Druga to obecność w kontrakcie podpunktu, że nie wolno trzymać zwierząt domowych. Na razie, odpukać, nikt nie wie o obecności kotki, choć małpa większość czasu spędza poza domem.
- Naprawdę się cieszę – mówię z dumą – Było ciężko, ale kto to chce jeszcze pamiętać. Ja już w życiu nie wróciłbym na squat.
- My też – śmieje się Arek - Potraktujmy to jako przystanek w podróży naszego życia.
- Dobrze powiedziane. Dla mnie to był bardzo ważny przystanek. Rodzaj sanatorium, w którym leczyłem urazy z Polski. Bez tego nie byłbym tym, kim jestem.
Kiwają głowami. Doskonale wiemy, o czym mówimy. Całą trójką doświadczyliśmy balsamicznego działania Anglii. Wyleczyliśmy się z kompleksów i zahamowań, staliśmy ludźmi świadomymi swych atutów.
- Chodź zapalić – proponuje Arek.
- Za chwilkę. Chciałbym załatwić to ubezpieczenie.
- A tak, jasne. Zapomniałem. Jeszcze piwka?
- Głodnego pytasz?
Spędzam nad wypełnianiem formularzy pół godziny. System przyjmuje moje zgłoszenie. Pierwsza wpłata 20%, potem 10 rat. Korzystniej byłoby zapłacić w jednym kawałku, jednak nie mam dość pieniędzy, by sobie na to pozwolić.
Uprzedzano mnie, że ubezpieczenie auta w Anglii może kosztować niemal jego równowartość, dlatego euforia po zakupie taniego pojazdu może szybko przejść w zgagę. Za Carismę zapłaciłem 1400 funtów, ubezpieczenie kosztuje mnie dalsze 900. Mimo wszystko niespecjalnie to przeżywam. To wciąż jest taniej, niż musiałbym dać za tego rodzaju auto w Polsce. Nie wspominam też, jak długo musiałbym pracować, by sobie na nie pozwolić.
Siadamy z Arkiem na ławce za domem. Nagle przewala się obok wielki huk. Prawie podskakuję.
- To był ekspres – mruczy Arek, pykając fajkę – A co u ciebie?
- Aneta mnie odwiedziła. Przyjechała sprawdzić, czy w Anglii da się żyć. Jeżeli mam tu mieszkać dłużej lub nawet zostać na stałe, nie chcę związku na odległość.
- A jak z robotą?
- Prawie nie wyrabiam. Organizuję sobie interwały. Robię trochę w ogrodach, później trochę maluję i tak na zmianę. Teraz kroi mi się duża robota na Chelsea. Cały dom do obdarcia z tapet i pomalowania. Mam tylko jeden problem. Nie mam nikogo, kto położy płytki w łazience.
- Hm..., może ja mógłbym...
Patrzę na niego z boku. Wygląda na to, że mówi poważnie.
- Bez jaj. To poważna robota. Nie możemy jej schrzanić.
- Od piętnastego roku życia kładłem płytki z wujkiem. Musze sobie tylko przypomnieć co i jak.
Ta argumentacja ma sens. Umawiamy się, że za tydzień pojedziemy razem zrobić wycenę i wtedy podejmiemy decyzję. Czuję się dobrze, że teraz ja mogę dać jakąś robotę jemu.
- Przyjemne rozmyślania przerywa mi dzwonek telefonu.
- Hallo?
Słyszę jakiś dziwny bełkot, który tylko trochę przypomina język angielski. Akcent wskazuje na osobę ze środkowej Azji – Indie, Pakistan, może Sri Lanka. Z trudem wyławiam sens tego, o co ta kobieta pyta. Dzwoni z Norwich Union, by potwierdzić zamówioną przeze mnie polisę. Po długich i żmudnych negocjacjach udaje mi się otrzymać numer ubezepieczenia oraz zapewnienie, że papiery dotrą do mnie w ciągu trzech, czterech dni roboczych.
- Cholerne telefonistki! Kto je przyjmuje do roboty? Jaki egzamin zdają? Chyba pisemny...
Ledwie zdążyłem na ostatni pociąg metra. Stojąc na peronie z puszką piwa w ręce, zauważyłem, że motorniczy do złudzenia przypomina Osamę Bin Ladena. Długa broda, ciemne oczy, twarz Saudyjczyka. Zmroziło mi krew w żyłach. Więc to tak. Jakiś terrorysta może zatrudnić się jako motorniczy i zamiast kanapek, wziąć do torby semtex.
Na szczęście pociąg był pusty i akurat nie był to czwartek. To rozwiało moje wątpliwości. Motorniczy nie miał nic wspólnego z terrorystami, a ja po prostu wypiłem za dużo piwa.
Usiadłem w kącie i zamknąłem oczy. Najlepsze w podróżach metrem są właśnie drzemki. Fajnie buja, huczy i stukocze. Nic tylko spać.
W Northfields ktoś wsiadł do mojego wagonu. Miałem tego świadomość, ale nie otwierałem oczu. To musiał być ktoś starszy, bo okropnie szurał nogami. Uchyliłem powieki dopiero w chwili, gdy zrozumiałem, że idzie w moją stronę.
- Tato? Co ty tu robisz?!
Wyglądał jakoś tak niewyraźnie, jak z reklamy Rutinoscorbinu.
- Synu, udało ci się. Jestem taki dumny.
- Z czego?
- Pojechałeś do Londynu! Pamietasz jak ci opowiadałem, że pewnego dnia to zrobimy? Moja kuzynka wciąż gdzieś tu mieszka. Obiecała nam nocleg.
Poprawiłem się na siedzeniu.
- To ty nic nie wiesz? A Unia?
- Jaka Unia?
- Europejska. Granice są dawno otwarte.
Długo milczał. Jego dłonie lekko dygotały, sygnalizując postępującego Parkinsona. I był tak strasznie stary. Skurczony. Siwy.
- Nieważne. Twój dziadek stacjonował w Northolt. Nie był pilotem, ale swoje zrobił. Kwatermistrzowie też byli potrzebni.
Wstałem. Byłem o głowę wyższy od niego.
- Tato. Skąd ty nadajesz?
- Nie rozumiem.
- No, gdzie jesteś?
- Jak to gdzie jestem?
- Odpowiedz na proste pytanie.
Popatrzył na mnie dziwnie – trochę smutno, trochę ze zdumieniem.
- Nie wiem – odparł po dłuższej chwili – Rozwiązywaliśmy krzyżówkę. Nie pamiętasz? Zawsze ci mówiłem, że „Rozrywka” jest najlepsza.
- Co ty bredzisz? Od 10 lat tego nie robię. Wkułem wszystkie słowniki i encyklopedie na pamięć. Wpisuję hasła w rubryki z taką łatwością, że przestało mnie to bawić.
- Taki się zrobiłeś mądry?
- Nie. Wytworzyłem pewną powtarzalność, która cechuje także autorów krzyżówek. Czasami jeszcze kręcą mnie Jolki...
- Jestem pod wrażeniem. Mam mądrego syna.
- Zdolność szybkiego myślenia nie daje gwarancji na dobre życie. Powinieneś o tym wiedzieć...
Podniosłem głowę, a jego już nie było. Pociąg zajechał na Hounslow Central i trzeba było wysiadać. Na peronie dostałem smsa od mamy. „Synku, twój ojciec nie żyje. Pogrzeb w przytułku za trzy dni. Tak mi przykro”.
Powlokłem się powoli peronem i wyszedłem na opustoszałą ulicę. Usiadłem na przystanku autobusowym. Ciemne niebo było obojętne, jak dekoracje w telenoweli.
Właściwie niewiele mnie z ojcem łączyło. Najbliższy mi był w dzieciństwie, kiedy naprawdę potrzebowałem jego obecności. Wydawał się taki mądry, silny, interesujący. Marzył o dalekich podróżach, to i ja marzyłem. Wsiadał w pociąg i jechał na drugi koniec Polski, to ja z nim. Szedł w niedzielę na piwo, zamiast do kościoła, towarzyszyłem mu z ochotą. Rozwiązywał łamigłówki, czytał dużo książek, posiadał ogromną wiedzę. Imponował mi. Z biegiem czasu, ja dorastałem i coraz więcej rozumiałem, on coraz więcej pił. I oddalał się. Zamykał w swoim świecie, a raczej małym, zagraconym pokoiku, do którego przegnała go mama. Snuł w nim swoje wyimaginowane życie, aż do rozwodu. Pewnego dnia zapakowałem z kolegami resztki jego rzeczy do wynajętego Żuka i tyle go widziałem.
Ponoć różni ludzie spotykali go później jako bezdomnego, ale umykał przed nimi ze wstydem. Kiedy opuściły go siły, trafił do przytułku ojców Bonifratrów w Kalwarii Zebrzydowskiej i tam dokonał żywota.
Co za idiotyczna puenta – pomyślałem z goryczą i ruszyłem w stronę domu.
W nocy Hounslow nie jest miejscem bezpiecznym, choć i tak podobno w północnym londynie bywa gorzej. Co rusz jakieś grupki Murzynów lub Pakistańczyków ganiają się po zaułkach, próbując oddać przeciwnikowi jak najwięcej ciosów i uciec. Policja ma z nimi sto światów. Urodzili się tu, są obywatelami angielskimi, jednak z obyczajowością Wyspiarzy mają tyle wspólnego, co warkocz z korkociągiem.
Czasem dopadała mnie obawa, że w końcu i ja oberwę. Traktowali mnie z obojętnością, ale kto wie, co tam w tych zaułkach popalają i jak to na nich działa.
Aneta wyskoczyła z łóżka, jak sprężyna.
- Gdzie ty byłeś tyle czasu?!
- Rozmyślałem.
- Jadę do ciebie przez pół Europy, a ty rozmyślasz do 3 nad ranem?!!!
- Przepraszam. Umarł mój ojciec.
Westchnęła i przytuliła mnie. Nie potrzebowałem tego, nie było mi przykro. Chciałem po prostu pobyć sam i pomyśleć. Zawsze tak robiłem, kiedy działo się coś złego. Zazwyczaj pomagało.

Opublikowano

1) „Zamiast drzwi i okien wystawiono stalowe płyty z napisem” - Może chodzi o zabite stalowymi płytami drzwi i okna? – jeśli tak, to słowo „wystawiono” jest chyba na miejscu.
2) „…z napisem: VPS, przybyło śmieci, chaszcze rozrosły się do gigantycznych rozmiarów.” – napis brzmiał „VPS, przybyło śmieci, chaszcze rozrosły się do gigantycznych rozmiarów”. ?
3) imachnął – brak spacji po „i”
4) a pięc – pięć
5) odparł gnewnie – gniewnie
6) „Jak wiadomo, potem Arek włamał się do innego squata i został aresztowany. Roman zresztą też.” – „Jak wiadomo”? – Mówili o tym w wiadomościach telewizyjnych, czy jak?
7) „po czym wyciąga jak długa, przytulona do mojego brzucha.” – Na twoim miejscu przestawiłbym szyk: po czym przytulona do mojego brzucha wyciąga się”.
8) „Konta w banku i karty kredytowe to był duży plus, ale brakowało referencji od” – Zdanie zbyt potoczne, nie pasuje do prowadzonej w tekście stylistyki. Lepiej już napisać coś takiego: Posiadanie kont bankowych pracowało na ich plus – lub - można zapisać, zaliczyć na ich plus – Pomyśl
9) że agencja przyjeła – przyjęła
10) Narazie, odpukać – Na razie
11) ale kto to chce jeszcze pamietać – pamiętać
12) Ta agrumentacja ma sens – argumentacja
13) numer ubezepieczenia - ubezpieczenia
14) w ciągu trzech,czterech dni – spacja po przecinku
15) Zmroziło mi krew w żylach – żyłach
16) Pamietasz jak ci opowiadałem – pamiętasz
17) Rowiązywaliśmy krzyżówkę – rozwiązywaliśmy
18) postepującego Parkinsona – postępującego

19) „Potraktujmy to jako przystanek w podróży naszego życia.
- Dobrze powiedziane. Dla mnie to był bardzo ważny przystanek. Rodzaj sanatorium, w którym leczyłem urazy z Polski. Bez tego nie byłbym tym, kim jestem.
Kiwają głowami. Doskonale wiemy, o czym mówimy. Całą trójką doświadczyliśmy balsamicznego działania Anglii. Wyleczyliśmy się z kompleksów i zahamowań, staliśmy ludźmi świadomymi swych atutów.” - Bardzo mnie to interesuje. Mógłbyś rozszerzyć myśl. Na przykład, o jakie urazy, kompleksy i zahamowania chodzi? - Może też powinienem wyjechać z Polski.

Podsumowując: czyta się bardzo dobrze. Jak już mówiłem, lubię czytać twoje teksty. Ten odcinek podobał mi się bardziej od poprzedniego. Zastanawia mnie spotkanie w metrze z duchem ojca. W części 08 mojego dziennika, jest coś podobnego, czy aby nie podsunąłem ci pomysłu?

Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Kongenialność. Ale to chyba ja byłem pierwszy. Widmo Anety w parku - rozdział I, maj 2005.
W squacie od poczatku pojawia się widmo Anety, przyjaciela, komornika. Niekoniecznie ludzi marwtych.
wprowadzam je dla zabawy i utrzymania kontaktu z przeszłością.

Dzięki za poprawiny. Zaraz się za nie wezmę.


PS. Urazy i zahamowania przewijały się wcześniej, ale niedługo do tego wrócę...

Opublikowano

Przemyślałem sprawę.

Chodzi mi głównie o brak wiary we własne siły, rozczarowanie, zawężający się horyzont możliwości, powolne godzenie się z losem, czyli właściwie oczekiwanie na śmierć.

Mentalna przepaść, brak optymizmu, zaściankowość. Ilekroć jadę albo ktoś mnie odwiedza, to się pogłębia i jest naprawdę bardzo smutne. Przywożą mi lustro mojego dawnego ja...

Opublikowano

Przepraszam Panowie, że wtrące się do rozmowy, ale chyba wiem o co biega. Pół roku spędziłem w Austrii i pół w Holandii, poza tym mieszkam zaledwie pięćdziesiąt kilometrów od niemieckiej granicy. Różnice między mentalnościami polską, a zachodnią są mi znane. A widzę je w różnych szczególnych przypadkach, np. kiedy pojawia się problem. Problem w Holandii np. istnieje po to, by go rozwiązać, u nas powstaje zaś po to, by stworzyć okazję do biadolenia, jęczenia, ewentualnie przekrzykiwania się nawzajem, kto jest najmądrzejszy. No i wielu mądrych i chcących coś zrobić Polaków jest tłamszonych, tłumionych, poddają się i uciekają na Zachód, do normalnych krajów, gdzie ich pomysły spotykają się z zainteresowaniem i albo akceptacją, albo rzeczową krytyką. Rozwija to w nich poczucie własnej wartości i sensu, że jest się przydatnym, że ma się na coś wpływ. Kiedy wróciłem z tułaczki zastałem moich kumpli z browarem przed knajpą, gadających bzdury w stylu "no future", po co coś robić, jak i tak nie ma co robić itd. I okazało się wkrótce, że to nie oni się zmienili, a moje spojrzenie na nich.
Składam właśnie kolejne części mojego tekstu "Sklep na ..." i zbieg okoliczności polega na tym, że właśnie jeden z tematów, które tam poruszę właśnie tego się tyczy. Różnic w mentalności i nieporozumień z tego wynikających. Okazuje się, że to często poruszany temat w naszych czasach. Chyba trudno się dziwić.

Opublikowano

Tylko pamiętaj, że ja mam na uwadze zwykłych ludzi, nie kolesiów spod sklepu za rogiem. Co są paradoksalnie szczęśliwsi, bo już - chcąc nie chcąc - dokonali wyboru i żyjąw zgodzie ze sobą, a frazesy typu: no future, to raczej: odp...się.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oczywiście nie tylko ich postrzegam inaczej. Władza na każdym szczeblu nie potrafi słuchać i od ciągłego pukania do drzwi obojętności, uprzedzeń i prymitywnej odmiany dumy, ludkom puchą palce, dłonie i po kolejnych próbach pojawia się rezygnacja. Jedni wyjeżdżają, inni pogrążają się w maraźmie. Tak trudno rozbić betonowe czaszki kolejnych burmistrzów, sołtysów etc. Wszystko jest ważniejsze od normalności. Wraźliwi, mądrzy ludzie nie są w stanie tego zaakceptować.
Opublikowano

Asher, jesli naprawdę można się z tych rzeczy wyleczyć, to chyba powinienem wyjechać. Tym bardziej, że wziąłem kredyt na giełdę. Zakupione przeze mnie akcje spadają. Niedługo może zabraknąć mi akcji, którymi spłacam comiesięczne raty.
Chciałem polepszyć sobie komfort życia - tu - w miejscu gdzie żył mój ojciec i dziad. I co z tego? Niedługo sam będę dziadem! :))

Pozdrawiam uleczonych z niedobrej polskości

Opublikowano

W tym sęk. Dziad i pradziad poczekają aż wrócisz z sakiewką i odnowisz ich włości. Przecież nikt nie chce zostawać za granicą na zawsze. Polska to Polska, a politycy przychodzą i odchodzą w niesławie. Nie łam się i nie pożyczaj na hazard gospodarczy :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • od krzepnięcia pełni karmić na turlany z kłód rąk debiut od uroku po przeć stan niej kiczem łupki pełniej zlewać od ale ich poprzez zazdrość na myśl kichy pat chudzenia od podłości skroju chaszczy Bogu szyć chcieć mili więcej od momentu po przekrętach nad niziną dzieci grzecznych; od przerwania sakramentów już nie mówi tylko wrzeszczy
    • Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.      
    • Przerażone czekały na śmierć... W barakach okolonych kolczastym drutem...   Choć wielka światowa wojna, Pochłonąwszy miliony niewinnych ofiar, Z wolna dobiegała już końca, A wolnym od nazizmu stawał się świat… Na obrzeżach czeskiego Holýšova, Z dala od teatru wojennych działań, Z dala od osądu cywilizowanego świata, Rozegrać miał się wielki ludzki dramat...   Dla setek niewinnych kobiet, Strasznych dni w obozie zwieńczeniem, W okrutnych męczarniach miała być śmierć, Żywcem bez litości miały być spalone... Podług wszechwładnych SS-manów woli, By istnienia obozu zatrzeć ślady,  Spopielone bezlitosnego ognia płomieniami, Nazajutrz z życiem pożegnać się miały…   Przerażone czekały na śmierć... Utraciwszy już ostatnią, choćby nikłą nadzieję…   W obszernych ciemnych baraków czeluście, Przez wrzeszczących wściekle SS-manów zapędzone, W zatęchłym cuchnącym baraku zamknięte, Wkrótce miały pożegnać się z życiem… Gdy zgrzytnęła żelazna zasuwa, Zwierzęcy niewysłowiony strach, W każdej bez wyjątku pojawił się oczach, By na wychudzonej twarzy się odmalować…   Wszechobecny zaduch w barakach, Nie pozwalał swobodnie zaczerpnąć powietrza, Gwałtownym bólem przeszyta głowa, Nie pozwalała rozproszonych myśli pozbierać… Gwałtownym bólem przeszyte serce, Każdej z  setek bezbronnych kobiet, Łomotało w młodej piersi jak szalone, Każda oblała się zimnym potem…   Przerażone czekały na śmierć... Łkając cicho jedna przy drugiej stłoczone...   W ostatniej życia już chwili, Z wielkim niewysłowionym żalem wspominały, Jak do piekła wzniesionego ludzkimi rękami, Okradzione z młodości przed laty trafiły… Jak przez niemieckie karne ekspedycje, Przemocą z rodzinnych domów wyrywane, Dręczone przez sadystyczne strażniczki obozowe, Drwin i szykan wkrótce stały się celem…   Codziennie bite po twarzy, Przez SS-manów nienawiścią przepełnionych, Doświadczyły nieludzkiej pogardy I zezwierzęcenia ludzkiej natury… Wciąż brutalnie bite i poniżane, Z kobiecej godności bezlitośnie odarte, Odtąd były już tylko numerem W masowej śmierci piekielnej fabryce…   Przerażone czekały na śmierć... Pogodzone z swym okrutnym bezlitosnym losem…   W zadrutowanych barakach, Z wyczerpania słaniając się na nogach, Wycieńczone padały na twarz, Nie mogąc o własnych siłach ustać… Gdy zapłakanym oczom nie starczało łez, Fizycznie i psychicznie wycieńczone, Czekając na swego życia kres, Strwożone już tylko łkały bezgłośnie…   Przeciekające z benzyną kanistry, Ustawione wzdłuż obozowego baraku ściany, Strasznym miały być narzędziem egzekucji, Tylu niewinnych istnień ludzkich… Przez SS-mana rzucona zapałka, Na oblany benzyną obozowy barak, Setki kobiet pozbawić miała życia, W strasznych męczarniach wszystkie miały skonać…   Przerażone czekały na śmierć... Gdy cud prawdziwy ocalił ich życie…   Ich spływające po policzkach łzy, Dostrzegły z niebios wierne Bogu anioły, A Wszechmocnego Stwórcę zaraz ubłagały, By umrzeć w męczarniach im nie pozwolił… I spoglądając z nieba Bóg miłosierny, Ulitowawszy się nad bezbronnymi kobietami, Natchnął serca partyzantów z lasów dalekich, Bohaterskich żołnierzy Świętokrzyskiej Brygady…   I tamtego dnia pamiętnego na czeskiej ziemi, Niezłomni, niepokonani polscy partyzanci, Swe własne życie kładąc na szali, Prawdziwego, wiekopomnego cudu dokonali… Silnie broniony obóz koncentracyjny, Przypuszczając swymi oddziałami szturm zuchwały, Sami bez niczyjej pomocy wyzwolili, Biorąc setki SS-manów do partyzanckiej niewoli…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dla tysięcy kobiet był wolności zarzewiem...   Niebiańskiemu hufcowi aniołów podobna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, By znienawidzonemu wrogowi plany pokrzyżować By wśród hitlerowców paniczny strach zasiać… Tradycji polskiego oręża niewzruszenie oddana, Chlubnym kartom polskiej historii wierna, Natarła nieustraszona Świętokrzyska Brygada, Paniczny w obozie wszczynając alarm…   Brawurowe ze wschodu natarcie, Zaskoczyło przerażoną niemiecką załogę, Z zdobycznych partyzanckich rkm-ów serie, Głośnym z oddali niosły się echem… By tę jedną z najpiękniejszych kart, W długiej historii polskiego oręża, Zapisała niezłomnych partyzantów odwaga, Krusząc wieloletniej niewoli pęta…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Przeraził butnych SS-manów załogę…   Odgłosy walki niosące się z oddali, Do uszu udręczonych kobiet dobiegły, W tej strasznej długiej niepewności chwili, Krzesząc w sercach iskierkę nadziei… Na odzyskanie upragnionej wolności, Zrzucenie z siebie pasiaków przeklętych, Wyjście za znienawidzonego obozu bramy, Padnięcie w ramiona wytęsknionym bliskim…   Choć nie śmiały wierzyć w ratunek, Ten niespodziewanie naprawdę nadszedł, Wraz z brawurowym polskich partyzantów szturmem, Gorące ich modlitwy zostały wysłuchane… Wnet łomot partyzanckich karabinów kolb, W ryglującą barak zasuwę żelazną, Zaszklił ich oczy niejedną szczęścia łzą, Wyrwały się radosne szepty wyschniętym wargom…   Bohaterski szturm Brygady Świętokrzyskiej... Dnia tego zwieńczonym był wielkim sukcesem…   Wielkie wrota baraków wyważone, Rozwarły się z przeciągłym łoskotem, Odsłaniając widok budzący grozę, Chwytający za twarde żołnierskie serce… Ich brudne, wycieńczone kobiece twarze, Owiało naraz rześkie powietrze, Nikły zarysowując na nich uśmiech, Dostrzeżony sokolim partyzanckim wzrokiem…   I ujrzały swymi załzawionymi oczami Polskich partyzantów niezłomnych, Niepokonanych i strachu nie znających, O sercach anielską dobrocią przepełnionych… Dla setek kobiet przeznaczonych na śmierć, Polscy partyzanci na ziemi czeskiej, Okazali się wyśnionym ratunkiem, Zapisując chlubną w historii świata kartę…   - Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy wyzwolenia przez oddziały Brygady Świętokrzyskiej NSZ niemieckiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Holýšovie w Czechach w dniu 5 maja 1945 roku.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej NSZ i grupa uwolnionych więźniarek z obozu koncentracyjnego w Holýšovie (Źródło fotografii Wikipedia).              
    • @Roma

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       Jeszcze się trzymasz? Powodzenia, bo nerwy jak szwy, łatwo puszczają, szczególnie jak stres trwa długo.    
    • @Domysły Monika cudna jest ta Twoja analiza emocjonalna wiersza  Wiesz czasami relacja matki z córką jest trudna  I tylko od dojrzałości jednej ze stron zależy czy w ogóle będzie możliwe jakiekolwiek pojednanie  Najgorzej jest wtedy kiedy zachowanie matki zaczyna powielać dziecko i przenosić takie patologiczne stany na swoją nową rodzinę  Ten wiersz jest właśnie o tym 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...