Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

"Jeśli jedno ciało emituje strumień uśmiechu
Drugie odbije go, w przeciwnym kierunku
Chyba że jest martwe"
Gdyż spontaniczny nośnik ciepła
Przekazuje tyle optymistycznej energii
Iż cała biochemiczna maszyneria
Zostanie wprawiona w ruch

"Siła słów ukochanej, proszących delikatną melodią
i czułych opuszków palców ześlizgiem,
nada ciału przyśpieszenie
proporcjonalne do wartości przekonywania"
Energie motywacji sumują się
We wzajemnie wyimaginowanym celu
Małymi wilgotnymi wektorami
Przyciągających się wzajemnie
łakomych ust

"Każdej sercochwytnej akcji
towarzyszy mimowolna reakcja"
Ciało ociosuje co większe głazy
Wydobyte z głębokich uczuciołomów
Uruchamia zakorkowane obojętnością
Armatki łzowe
I rozpoczyna przepływ
Dodatnich ładunków wzruszenia

"Energia nie pojawia się z nieczułości
ani nie może zginąć w stagnacji"
Dlatego wrażliwość potencjalna
wszystkich ciał
Przekształca się w prometeizowanie
Jeśli tylko pomożemy jej pokonać
Barierę statycznego zobojętnienia
[sub]Tekst był edytowany przez Coolt dnia 10-03-2004 03:14.[/sub]

Opublikowano

Witaj

Przyznam szczerze, ze nie przebrnalem przez ten tekst ale bez obawy to nie Twoja wina. Kiedys napisales wiersz, ktory zawieral elementy matematyczne i mi sie nie podobal-szczerze musze przyznac, ze nie tyliko matematyki nienawidze - fizyki i chemi rowniez (zawsze bylo to moja zmora w liceum).
NIe przebrnalem przez ten wiersz poniewaz pomimo iz, moze byc ciekawy poniewaz sie nie przelamalem i niechec do przedmiotow scislych zwytciezyla:(
Moze napisac tak cos co bedzie sie zawieralo w "histori"? hehe
Pozdrawiam i czekam na kolejne wiersze:)

ps. Dziwnie wygladaja te pytajniki na poczatku zwrotek

Opublikowano

Panie Coolt - mój poprzednik chyba zwątpił w wejście na tę górę potencjału - ja też nie cierpiałem w liceum tych przedmiotów - w końcu z tego wylazłem z butami i dziś dzieki nim jestem kimś - doszedłem do wniosku, że nie lubić to można zupy a wiedzy nigdy - ejjj - rozgadałem się ... proszę o wybaczenie tego Pana poprzednika i Pana - Panie Coolt

po pierwsze - te pytajniki - to jakby z hiszpańskiego - tylko że jeden z pytaników w tym języku jest do góry nogami - jeśli o to chodziło - to może zagadkę częściowo rozwiązałem - ponieważ tytuł sam świadczy o potencjale i o wrażliwości - a każdy Hiszpan to maniak wrażliwości - he .... - jeśli nie to podążę dalej

pierwsza zwr. - Panie Coolt - trochę tu namieszane jesli chodzi o biochemię .... i ten strumień ciepła - ciepło to nic innego jak paczka energii z następnego wersu - powinien (proszę znów o wybaczenie) przeczytać że Energia składa się z - energii kinetycznej, energii potencjalnej i energii cieplnej istnieją też tzw. fluktuacje - ale cóż ja .... nie będę wykładać - i dalej idąc to każda paczka takiej energii idąc za wywodem teorii Plancka - jest zwykle pochłaniana (inaczej mówiąc przeżuta) i poczęści wydalana - emisja i absorpcja - ale - Panie Coolt - przepraszam - Pan źle zbudował a ja tylko spróbowałem nakręcić te lusto które odbija w Pańskim wierszu cząstki

druga zwrt. - jeśli chodzi o stronę wiedzy - to prawie że Panu się udało - piszę prawie - bo w następnym omentarzu troszkę się rozwiodę - jestem jakiś maniak chlorella - a Pan drugi maniak wpisując tę część we wzory - przyspieszeń, energii i sił dośrodkowych - też proszę o wybaczenie

trzecia zwr. - oprócz tego co Pan napisał jest jeszcze druga i trzecia strona medalu - anihilacja i coś w rodzaju powstania z niczego (może z energii ...) a u Pana ciosanie elektronami przydrożnej kapliczki Wniebowzięcia Najświętszej Miłości - bez urazy - jeśli już o wszystkim to do końca ...

czwarta zwr. - nie wiem czy wszystkie ciała - potencjał Panie Coolt - to wynik porównania dwóch przynajmniej punktów - musi być odnośnik - ośrodek od którego mierzymy a jeśli chodzi o pomiar wrażliwości nie wiem co by można zaproponować - tak dla żartów - może jakiś pomnik Wielkiego Poety, albo ziór dzieł jego ....


jeszcze raz proszę o wybaczenie - podszedłem do tego wiersza jako fizyk - zrobiłem to ponieważ wart jest Pan poznania przynajmniej części prawdy - choć kłuje - Panie Coolt - napisałem to bo Pan też sięga daleko w wiersze i jest Pan w tym dobry - dopomaga i czasem ukazuje niesnaski i złe sformułowania - proszę nie brać tego co tu zamieściłem zbyt głęboko do serca - poprostu - wyrwało mi się jak tak bombka z choinki ....

pozdrówko W_A_R

Opublikowano

ja wybaczam tę fizykochemię :) jest tu tak słodko wpłeciona, że z ogromną przyjemnością czyta się tu o nośnikach ciepła, optymistycznej energii motywacji czy dodatnich ładunkach wzruszenia. Prawdę mówiąc ja załuję, żeś mnie fizyki i chemii w szkole nie uczył :) jestem pewna, że powyciągałabym na więcej niż te wieczne 3.

Wiersz zabieram bo jest niezykle ciepły w przekazie, napisany z lekkością - przynajmniej takie mam odczucie czytając go :) i cieszę się, że mówisz iż WSZYSTKIE ciała posiadają ten ogromny zasób wrażliwości potencjalnej.

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

Witaj
Ścisłowiec z Ciebie,najpierw matematyka teraz fizyka no,no,no jeżeli takim przekazem emitujesz na codzień to szczęśliwy człowiek, który tego doświadcza. Ciekawie ukazana wrażliwość, tylko irytują mnie znaki zapytania? czemu służą?czemu na początku?Pozdrawiam:):):)

Opublikowano

Widzę,że muszę parę zagadek wyjaśnić ;)
Owe znaki zapytania, to niedoskonały przekład czcionki, którą piszę w Wordzie, na język funkcjonujący tutaj. Powinny być to cudzysłowia i zaraz postaram się je naprawić.

Zaś 'ścisłowcem' bynajmniej nie jestem i nie chodzi tu o jakieś moje braki czy nieumiejętności rozwiązywania zadań. Matmę na przykład zawsze uwielbiałem i uwielbiać będę, ale znacznie bardziej ciągnie mnie polski,histroria i inne przedmioty bardziej związane z człowiekiem. Z tego właśnie względu jestem humanistą pełną gębą :)
Chociaż staram się interesować wszystkim, bez 'uprzedzeń naukowych',że jak coś jest fizyczne to się tego nie tykam ;)
Pozdrawiam
Coolt
[sub]Tekst był edytowany przez Coolt dnia 04-03-2004 17:37.[/sub]

Opublikowano

Danielu: trzeba walczyć z takimi uprzedzeniami! Toż to rasizm naukowy ;) Szkoda nieprzeczytać fajnego tekstu, przez takie uogólnianie... niekoniecznie mówię o swoich :P

Witku: rozbroiłeś mnie, rozbawiłeś, rozśmieszyłeś do łez swoim komentarzem ;)
Nie zamierzam się spierać z Tobą w prawach fizycznych, bo nie jestem w tej dziedzinie kompetentny do polemiki z fizykiem ;)
Wszystkie trzy wyjściowe prawa, zostały pożyczone od kolegi Newtona i mniej lub bardziej zmodyfikowane. Sam,jako osoba nienajgorsza z fizyki dostrzegam tutaj niejedno uchybienie ;)
Ale w swoim wierszu nie przenoszą rzeczywistych praw, tylko konstruuje własne, uprawiam jeśli nie metafizykę to emocjofizykę, a do takowej wszystkie poczynione przeze mnie założenia pasują.
I może mój dowód ma obecność wrażliwości potencjalnej, też nie przeszedłby przed żadną komisją, to przynajmniej wywołałby na ich ustach uśmiech ;)

natalio: dziękuje bardzo. Jesteś zawsze bardzo mile widzianym gościem moich tekstów :)

doroto: nie ścisłowiec, a człowiek renesansu prędzej, chociaż we współczesności :P
Pozdrawiam gorąco Panie i Panów
Coolt

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



OK - Panie Coolt - prawdy nam się rozmnażaja i więcej ich niż ludzi na Ziemi - jeszcze raz wspomnę - że nie chciałem Pana łapać za słowa - jeszcze raz o wybaczenie proszę - a to że uśmiech to i na mojej twarzy - trochę się pomądrzyłem jak każda istota cierpiąca na zanik prawd i tworząca odwzorowania - Pan jest hymanistą - ja jeszcze nie wiem - jeszcze nie określiłem się - nie potrafię wybrać w tym moje wyzwanie i jasność do której każdy znasz zdąży dotrzeć kiedyś tam - Panie Coolt - niech Pan tylko do jednego da się przekonać - bo dziś o strumieniu to jedynie laserowym można pomówić a każde ciało wiązki emituje - i już potrafimy zbadać i gęstość tej wiązki i cisnienie i wiele innych rzeczy - ale cóż znów się mądrze - a jeżeli Pan do historii odnosi się a nie do fizyki to też lubię - tylko historię tą najstarszą - tą niewiadomą a jednak będącą w nas stą jeden punkt a my drugi i potencjał, że istniejemy i coś tam pamiętamy - tu nie o Atlantydzie czy innych wspomieniach lecz o początek - pierwszą myśl - o pierwszą dedukcję czy destrukcję czy analizę mi chodzi - o pierwszego z nas, który dał oparcie prawd nie tylko fizycznych - to narazie tyle

pozdrówko W_A_R
ps. proszę jeszcze raz o wybaczenie - tak odbieram świat - lecz czy świat - a może tylko jego jasną część - istnieje jeszcze czarna materia ...


Opublikowano

Nie ma co prosił o wybaczenie ;) raczej ja powinienem dziękować za rozbawienie.
A jak stwierdziła moja koleżanka na psychologii, jeśli się posiada wysoką intelignecje ogolną, podział na humanistów i ścisłowców jest fikcją i to czym się interesujemy przydziela nas do jednej z tych grup.
Fizyka jest dla mnie zbyt techniczna i nielogiczna w stosunku do np. matmy ;)
Pozdrawiam
Coolt

Opublikowano

Mr Coolt napisal
"(...)że jak coś jest fizyczne to się tego nie tykam ;)"


Jak tak robie...:)
Oprocz fizycznosci kobiet nie tykam sie niczego co z fizyka i chemia moze sie wiazac bo moze wybuchnac:) (ps. kobiety czasem tez tak maja aczkolwiek "te"reakcje zaliczam do przyjemnych")
Pozdrawiam i przepraszam, ze nie tknalem Twojego wiersza.
Zrobie to jesli tylko zdobede sie na odwage przezwyciezenia GLEBOKO zakorzenionej niecheci :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Danielu - widzę, że fizyki i chemi "ni w ząb" nie pojmujesz i kobietach tylko byś ... wybuchał ... wrażliwość złączyłeś ze swoją potencją do kobiet ... eeee ... myślę, że może chciałeś rozśmieszyć a jeśli nie to coś nie tak - ale ze mnie sztywniak, że znów zabieram głos w dyskusji - Panie Danielu - więc może i o uśmiech Panu chodziło ...

pozdrówko W_A_R

Opublikowano

Oj widzę,że kolega Daniel myli reakcje ze zjawiskami fizycznymi ;)
Reakcje chemiczne to coś innego, dla niektórych tym są uczucia.

Dla mnie uczucie i biochemiczna reakcja za nie odpowiadająca zachodzi jeśli nie po uczuci, to równocześnie z nim :)
Ale to jest materiał na kolejny wiersz oraz temat, który opisuje w swoim poetyckim eseju (Burzowy Manifest) :)
Spodziewajcie się niedługo chemii jako tematu przewodniego :P
Ale póki co zajmuję się pomarańczą i chlebkiem.

Dziękuje jeszcze raz za komentarze i jak ktoś jeszcze się skusi, to będę wdzięczny.
Pozdrawiam
Coolt

Opublikowano

ostatnio bawię się w poprawianie puent, z którymi mam chyba największy problem ;)
tutaj poprawiona bardzo znacznie, ostatnia strofa cała nowa, pytanie czy na lepsze :P
Jak ktoś ma ochotę zajrzeć to zapraszam.
Pozdrawiam
Coolt

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...